wtorek, 27 marca 2018

"Trudno nie wierzyć w nic"


Nie proś mnie, bo nie może się udać. Wiara, to nie jest witamina C, którą beztrosko połknę przed posiłkiem, żeby na długie godziny uzbroić organizm do walki z codziennością ponurą, skrytą pośród mżawki i szarości dnia krótkiego, zanim wrócę w ciepło oswojonej gawry i wtulę się w ciepło twojego ciała. Jak wierzyć mam w twojego Boga, skoro nawet nie wiem, jak ma na imię i czym „handluje”? Usiłujesz mnie przekonać, ale to tylko demagogia, na dodatek nie najwyższych lotów. Czym chce mnie skusić twój Bóg i czego w zamian oczekuje? Co zabrać chce, a czym poczęstować w ramach wymiany? Jaką ideą zarazić i jakim azymutem chce mnie w życie wysłać, żebym niezawodnie trafił w Jego objęcia?

Ja? Ja wierzę szczerze, że dowolna wiara wymknie się każdej definicji, bo to właśnie jest jej istotą. Że nie da się jej udowodnić, uzasadnić, ubrać w definicje i formuły. Gdyby się jednak udało, oznaczałoby to, że stanowi gałąź nauki. Dyscyplina, z której można zdawać egzamin, albo doktorat napisać. Więc nie. Nie można uwierzyć w Świętą Lodówkę, bo lodówka ma instrukcję obsługi i serwis 24/7 – a za drobną opłatą może być nawet uzupełniana on-line… dożywotnio i anonimowo.

Poeta wyśpiewał ideę w słowach prostych i zrozumiałych: „trudno nie wierzyć w nic”, jednak chyba zatrzymał się o krok za wcześnie, bo nie zdradził imienia. A przecież nawet pies ma imię i ten chomik, który w akwarium z nudów mieli młyńskie koło, nadaremnie rozrzucając trociny po dywanie wiecznie noszącym ślady jego nieodległej doczesności. Ortodoksyjne jednostki potrafią imieniem obarczyć kawałek drzewa z lasu przyniesiony, kamień o kształtach mieniących się domniemaniem subiektywnym, maszynkę do golenia, wibrator, albo pojazd mechaniczny starszy od panującego ustroju, bo przez zasiedzenie stał się domownikiem, ze wszystkimi wadami i sentymentami, które nosi pośród plam i rdzy.

A przecież wierzę. W bezimienną (niestety) przyszłość, która pozwala mi stawiać kroki i ustawia we mnie priorytety, dumę i wstyd. Najwyraźniej nie zasłużyłem, żeby poznać imię dobroczyńcy, dzięki któremu trwam i mam dylematy. Mam i rozwiązuję je własną ignorancją powodowany i brakiem autorytetu, który mógłby mnie w dupę kopnąć i powiedzieć: „obudź się chłopie! Co ty robisz do jasnej cholery?! Nie tędy droga!”

Mógłbym słuchać tego głosu, jak słucha się głosu ojca usiłującego pomóc, zanim młodzieńcza krew się poleje z nieumiejętności. Ale przecież pamiętam, że sam pozwalałem dzieciom bawić się siekierą, choć jeszcze długopisu trzymać nie umiały. Ba! Zakład przyjąłem, że poradzą, bo wiara w siłę własnych dzieci warta jest przegranego zakładu. Uśmiecham się do tych wspomnień powodowany dumą i złośliwością – nie mi przyszło brzuch ciężki od browaru i mięsa ciągnąć do sklepu po kolejną skrzynkę, a zapas drzewa na ognisko rósł szybciej niż piwa spożycie.

Wierzę. W mojego Boga, który nawet mi zdradzić nie chce imienia, chociaż (być może) jest tak zgodnym ideałem, że żadne Mu przeszkadzać nie będzie, jeśli tylko pozwoli mi wytrwać. Nie wierzę w betonową architekturę, nie w symbole w żelazie kute – w ideę nieskończoną i niezrozumiałą, bo gdybym był w stanie ją zrozumieć sam byłbym bogiem. Wiekuistym objawieniem dla jednostki ograniczonej fizycznością, genetyką, fizjonomią i wadami tak szeroko rozpiętymi, że żadne stworzenie na ziemi nie ma szansy dorównać perfidii poczynań ludzkich. Nie wierzę w suknie czarne, białe, czy pomarańczowe, bo nie staną się moim wyznacznikiem, ścieżką pośród nocy, kiedy wyrwany ze snu obudzę się spocony, a kolor będzie niedopowiedzianą fantasmagorią i grą wyobraźni.

Wierzę, że stało się coś wystarczająco małego, żeby mnie do życia powołać, abym posprzątał detal nieistotny. Nie wiem wciąż co, nie wiem czym, ale ręce mam nadal sprawne i rozglądam się nie do końca świadom, co zrobić mam i w czyje imię. Może za wiele wymagam? Poznać imię Naczalnika Bezimiennego – och! W swojej nieuświadomionej pysze już Mu imię nadałem, choć niezbyt popularne, jednak dla jednostki wybitnej imię może być kontrowersyjne. I płcią go namaszczam, jakby to moim zadaniem było, a przecież nie znam, domniemywam głupio i bezzasadnie… Wstyd mi teraz bardzo, bo nie wiem nic, a mądrzę się, jakbym pożarł każden możliwy rozum i szatą wielkości okrył nikczemność kadłuba.

Boksuję się z własnym umysłem, a ten (jak znakomita większość wyprostowanej populacji zoologicznej) lubi być w centrum zainteresowania i obarcza mnie kolejną hipotezą – jestem „Przechodnim Bogiem” – ciało idealne skonstruowane jako tymczasowy nośnik boskości napełnia się nią na chwilkę fizyczności życiem zwaną, a później – zupełnie jak olimpijski znicz – trafia w kolejne sumienie, żeby prząść nieskończoność z drobin niepozornych powielanych pragnieniem przetrwania znanym w przyrodzie i instynktach najbardziej przyziemnych – mój Bóg dla mnie, we mnie i ze mną przez to oka mgnienie, w którym dysponuję zmysłami zdolnym i do pytań i wątpliwości. I poprawia świat, który zmienia się wraz z każdym pokoleniem pochodni niosącej zew Boga, żeby stał się obrazem idealnym, skończonym do obłędu zaszytego w ideał.

A przecież nie mam w sobie nic więcej niż pytania… i wątpliwości… żadnych odpowiedzi. Domysłu imienia Stwórcy… Nic, poza mniemaniem nieuprawnionym…

Kim jesteś? Dlaczego ja? W jakim celu? Nie wstydź się – i tak nieprzymuszoną wiarą jestem wypełniony bardziej niż ciało wodą – powiedz mi proszę, czy jutro będzie dla mnie… czy będzieMY?

39 komentarzy:

  1. Mój Bóg ma imię, ale od bardzo dawna jest zapomniane. Niegdyś nadużywane, odeszło wraz z ostatnim, który je znał, na tamtą stronę. To nieznana historia Boga Chrześcijan.

    A może jesteś agnostykiem? Osobą, która ani nie potrafi udowodnić Jego istnienia, ani mu zaprzeczyć?
    Wiedza to nie wiara. Gdybyśmy wszystko wiedzieli, lodówka napełniałaby się samoczynnie, a my umielibyśmy lewitować.

    O, masz dzieci, nie wiedziałam :D

    "...Nie wierzę w betonową architekturę, nie w symbole w żelazie kute..." – cały ten akapit popieram. Z resztą trafisz dziś u mnie nawet na artykuł o tym co Kościół z nas zrobił.

    Podobno Bóg nie ma płci w taki sensie jak my, że nie jest cielesny... czy jakoś tak... Ciężko to ogarnąć, a przecież stworzył nas na swoje podobieństwo. Są takie pytania, które jest sens zadawać dopiero po tamtej stronie, bo tylko tam jest komu.

    "pochodni niosącej zew Boga, żeby stał się obrazem idealnym, skończonym do obłędu zaszytego w ideał." – piękne zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. mój nie ma - ale jest, chociaz wymknie się każdemu dowodowi i każdej innej logice w świecie małych ludzi.
    ale ja wiem, że jest gdzieś ponad wszystkim, co jestem w stanie dotknąć własnym rozumem. to trudne sprawy - chyba tylko poeci są w stanie choć trochę się zbliżyć do czegoś tak niepojętego. w głowie mi się nie mieści, że mógłbym bezcelowo pojawić się na świecie - widocznie przypisane mi "coś", co mam zrobić - nie wiem jeszcze o co chodzi, ale gdzie mi do wielkości umysłu, który wywołał tę burzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Także wierzę, że nikt nie pojawił się na świecie bez przyczyny. Każdy ma indywidualne talenty, pomysły, z którym powinien korzystać i tworzyć swój świat. Tak samo każdy staje na drodze kogoś, na czyjej drodze stanąć powinien.
      Ale oczywiście ostateczne wybory należą do nas, nie potrzeba angażować się w zajęcia pozornie bezwartościowe, jak i z cudzej drogi można po prostu zejść.
      Los nami kieruje, ale my działamy. Czy jesteś gotów powiedzieć, że nie przegapisz niczego, co ważne?

      Usuń
    2. ludzie są tak buńczuczni, kiedy mają naście lat - ja (niestety) mam więcej - oczywiście, że nie powiem

      Usuń
  3. Ja wierzę, że ludzie albo są dobrzy albo nie są, a religia i imiona bogów nie mają tu wiele do rzeczy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie po prostu są. niektórzy wyznają idee trudne do zaakceptowania. pytanie wciąż się nie zmieniło - można wierzyć w nic? pomylił się poeta?

      Usuń
    2. No właśnie nie wiem, mówimy: wierzę w człowieka, w siłę natury, w miłość...

      Usuń
    3. a ja wierzę, że coś tak wspaniałego jak życie nie powstało przez pomyłkę, tylko stanowi część większego planu. dla paru kilogramów ideału na planecie zagubionej pośród nicości angażowanie genialnej myśli wydaje się żartem barokowym. czemuś musi to służyć.

      Usuń
  4. A ja nie wierzę w żadne nadprzyrodzoności, dlatego to nie koniec moich kłopotów. Kto wie, może kolejna "dobra zmiana" w konstytucji skaże mnie na banicję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wierzysz w banicję? czy bardziej w dobrą zmianę? a może tylko w kłopoty? to niezbyt łaskawy Bóg chyba...

      Usuń
    2. A jakby tak uwierzyć w niebieskie grzybki noszące grające na mandolinach?... Przynajmniej byłoby oryginalnie.

      Usuń
    3. może być - mają nazwę, co już stawia je dość wysoko w hierarchii. tych bezimiennych jest zapewne bez liku. i oni są tacy... zindywidualizowani.

      Usuń
    4. niebieskie grzybki - to już jakieś imię... dość ektsrawagancje, ale ideom wolno

      Usuń
    5. Mhm...
      A gdyby tak pokusić się o próbę znalezienia nazwy równie atrakcyjnej jak te istoty?

      Usuń
    6. nie krępuj się wcale - oddawaj się pokusom i twórz nazwy adekwatne do wielkości

      Usuń
  5. Ja odpowiem Ci prosto. Wierzę w Jezusa Chrystusa i co najważniejsze - wierzę Jemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. grunt, żeby On wierzył w Ciebie. to wydaje mi się bardziej istotne

      Usuń
    2. Agnieszko, gdyby Jezus Chrystus istniał, musiałby być kłamcą. Jak uwierzyć komuś, czyje słowa są kłamstwem?

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. lakoniczność wykraczająca poza granice zrozumienia. nie po raz pierwszy.

      Usuń
  7. Bóg jest życiem, a my jako istoty duchowe doświadczamy jego przepływu - jako ludzie - w czasie, który mamy na Ziemi. Zastanawiam się... co będzie dalej? Jak może być jeszcze lepiej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie spiesz się - zobaczysz, w swoim czasie.
      nie uważam, żeby życie miało być czekaniem na kolejne - po coś ono jest, więc trzeba korzystać, a nie dumać o następnych.

      Usuń
    2. Jestem niecierpliwa i ciekawa z natury, ale zgadzam się, że zadaniem (na teraz) na Ziemi, jest odkrycie naszego powołania.

      Usuń
    3. a dokąd się tak spieszysz?

      Usuń
    4. Tylko się zastanawiam. Z nutką ekscytacji - życie jest tajemnicą.

      Usuń
    5. to są sprawy, które dobrze jest rozpatrywać pod nieobecność zewnętrza - tak sądzę.

      Usuń
  8. Hmmm, o tej porze zbywa mi na umiejętności logicznej wypowiedzi. Być może jesteśmy czyimś eksperymentem?
    Wiara, myślę że każdy ma swoją, ostatecznie trudno jest w nic nie wierzyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. do czytania głowy wystarczyło? przecież nie ma obowiązku czytania po północy.

      Usuń
    2. Obowiązku nie ma, czas jest.

      Usuń
    3. najważniejsze, żeby pojawiła się ochota - reszta jest już wtórna.

      Usuń
  9. Ja też nie znam imienia swojego Boga. Nie martwi mnie to. Jestem pewny, że jakieś ma i kiedyś mi je wyjawi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a jak z nim rozmawiasz? wołasz: "hej TY"?
      ja lubię, kiedy (szczególnie istotne) jednostki mają indywidualność dopowiedzianą imieniem. nie muszę rozumieć idei i pochodzenia, ale wolę znać - jako pierwsze z objawień.

      Usuń
    2. Chyba nie rozmawiam z Nim tak samo jak z człowiekiem. Nie wiem jak to nazwać, słowo "rozmowa" nie bardzo pasuje...

      Usuń
    3. dlaczego nie? rozmowa jest dobra - bez niej wzajemność odbywa się na poziomie - pan/poddany. chyba każdy rozmawia, tylko nazywa to modlitwą, marzeniem, nadziejami, chciejstwem. słów nie brak... coś dobrać na pewno się uda. lepsza kulawa rozmowa od domysłów skażonych ograniczonym umysłem. trzeba rozmawiać. tak myślę.

      Usuń
  10. Dobry tytuł "Trudno nie wierzyć w nic"...
    Bo wiara w życiu bardzo pomaga.
    Ja wierzę. Wierzę w Boga w trzech osobach.
    A imię? Jezus dał swym uczniom modlitwę "Ojcze nasz"
    Rozumiem to tak, że w chce, byśmy w ten sposób się do Niego zwracali...
    Ojcze, Panie... Ale może komuś łatwiej: Przyjacielu?...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łatwiej rozmawia się nawet z Adamem i Ewą. Ojciec, to funkcja, nie imię.

      Usuń
    2. Ja mówię też Tato. Bo to kochający Tata.

      Usuń
    3. sama wiesz, że to dalej nie rozwiązuje tematu.
      nienazwane potrafi przez palce się prześliznąć.
      może to jakiś strach, że wielkość nazwana zostanie oswojona tym imieniem swoim?
      w miłości imiona funkcjonują i to nawet w zdrobnieniach - nie ma powodu ukrywać się z żadnym.

      Usuń