środa, 24 marca 2021

Piekarz.

 

                      Z mąki usypuję nowe, nieistniejące dotąd światy. Bezmyślnie sypię i pozwalam krajobrazom na frywolność. Pozorną, bo grawitacja dusi rozpasanie i każdą wątłą myśl zamienia w strukturę tępą, masywną i niewzruszoną. Daleko jej do dziecięcej konstrukcji z klocków, gotowej rozpaść się, gdy zbyt pazernym wzrokiem się na nią spojrzy.

 

                      Wydmuchuję wciąż nowe obłoki i zadowalam się obojętnością, pozwalając światu na samodzielność. Ja ojciec, który udaje, że ma wszystko pod kontrolą i pozwala dziecku skaleczyć się, zapłakać, podumać nad niesprawiedliwością  wszechrzeczy. Bo nie służą, lecz kaleczą.

 

                      Świat wzrusza się i wzrusza mną. I powstaje niezmordowanie, kiedy strużką mąki, chmury baraniejące, spadają ku przeznaczeniu na wieczność, bądź chwilę. Westchnąłbym, ale obawiam się zakłócić proces twórczy, więc tylko skomle w sobie, gdy świat gromadzi w sobie drobiny, dzieli się, mnoży, doświadcza, dojrzewa, krzepnie i kruszy się w sobie.

 

                      Chciałbym, by powstał choć jeden, jeszcze bardziej, by trwał, a najmocniej, żeby był pięknym, niepokalanym, lepszym od moich o nim wyobrażeń. Może potrzebne będzie wsparcie Wielkiego, więc klękam i błagam o wsparcie, o przychylne spojrzenie. Mąka sypie się cichuteńko. Nie brzęczy, nie skarży się – bierze w posiadanie wciąż nowe bezkresy. Najpierw nieśmiało smuży się, ale chwilę później wykwita garbem, spod którego powinno wytrysnąć życie.

 

                      Sypię, a mąka posłusznie rzuca się ku dołowi. Na łeb, na szyję, bez myśli, czy zwątpienia. Buduję. Dumny jestem. Mąka wciąż niewzruszona – nie wie, że stanie się tym, czym mi nie udało się być Będzie jajkiem, które przerosło kurę. Dumny jestem tak, że drży mi ręka, a wnętrze dłoni poci się, aż z mąki powstają kluski spadające na tworzony świat jak spadała bomba na atol Bikini, by pokalać go poza zasięg ludzkiego żywota.

 

                      Powietrze gęstnieje od moich marzeń i kurzu historii. Nawet mąka poci się jak potrafi, kłębiąc się, roznosząc i szukając wilgoci, gdziekolwiek jej sięgnie.

 

                      Pani mówi – jajko, szczypta soli i cukru, może drożdże, albo chociaż waniliowy aromat? Nie wiem, czy chcę, nie wiem, czy świat potrzebuje aromatu z obcej mu idei. Woda? Gotowa zabić mój świat tak wątły, że nawet oddech przemodelowuje teraźniejszość. Czy naprawdę potrzeba? Nie wolno poprzestać na małym? Na tym, co już jest? Gdybym miał inny materiał – westchnąłbym, a tak, nawet tego się boję.

 

                      I nie krzycz na mnie, że jestem nieudaczny… Wszak stworzyłem wszechświat różny od twojego. Może nikczemny, może próżny, ale inny. Nie wszystko błyskawicznie da się stworzyć samym chceniem. Niekiedy trzeba czasu, albo pracy. Sypię mąkę – by jutro…

5 komentarzy:

  1. Mowia ze nie od razu Krakow zbudowano... Na wszystko potrzeba czasu, wiecej lub mniej. Zalezy od czlowieka. Pozdrawiam serdecznie Oko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pisz, maluj, twórz - po swojemu. a jeśli znajdzie się w tym prawda, to na pewno ktoś się pochyli. ja na to liczę.

      Usuń
  2. Widziałam pokaz tworzenie obrazów z maki, jednym zgrabnym machnięciem ręki, niczym siewca pani malować umiała wszystko...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w reklamie z TV? też widziałem. i to nie jedną.

      Usuń
  3. Mąka... chleb... ręce... - dobro. proste dobro.

    OdpowiedzUsuń