środa, 10 listopada 2021

Nienachalny talent.

    - Halo? – ktoś chyba szukał echa, a mnie stać było zaledwie na mizerne mruknięcie. Okazało się jednak, że nadawcy sygnału wystarcza to w zupełności – W jakim czasie możecie zrealizować zamówienie? Płacę gotówką!

    Zamówienie? Ja? My? Kto to jest my? Zdębiałem kompletnie, przy okazji tracąc głos, dotąd tak starannie oszczędzany na lepsze okazje.

    - Halo – namolny facet nie zamierzał odpuścić – Na Poprzeczną czterdzieści siedem przez trzy. Potrzeba mi pilnie coś do jedzenia, ale nie barachło z budki ulicznej, tylko rzecz dla konesera. Pan rozumie. Niewiasta grymaśna, a ułaskawić trzeba. To chyba czymś ekstrawaganckim? Może stek z bizona? Albo strusie udko w malinach? Oni w tej Australii, to mają w ogóle maliny?

    Skąd miałem wiedzieć, czy w Australii rosną maliny. Mógł tam dzwonić, a nie do mnie. Względnie do ogrodu botanicznego, albo warzywniaka.

    - Zaproponuj pan coś, bo ja się tu pocę, niewiasta mi zaczyna przeciekać, a jak się jej tusz rozmaże, to o happy endzie będę musiał zapomnieć i niż demograficzny pożre mi drzewo genealogiczne bez szans na rekonstrukcję.

    Sierota. Zapomniał, że człowiek składa się z wody? No – przeważnie z wody. Niewiasta przeciekać musi, a takie okoliczności sprzyjają akcjom ratunkowym. Sporemu odsetkowi ratowanych niebożątek miękną kolana na widok zuchwałości strażackiej.

    - Jest pan tam jeszcze? Niech pana nie gada do mnie Braillem, bo nie rozumiem migowego. Foka, to chyba za tłusta i pewnie rybami śmierdzi. Ona więcej dietetyczna, to może coś zielonego? Wymyśl pan coś modnego, żeby było kolorowe i dupa nie rosła nim się posiłek dokończy.

    Acha! Zwolennik patyczaków. Ani chybi obok chlipie jakiś zabiedzony grzechotnik wściekły z głodu, bo chwastami najeść się może szarańcza, a nie drapieżnik z rodziny naczelnych.

    - Pięć dych dorzucę, jak dostarczycie migiem – usiłował mnie przekupić. Tylko czekać, aż zacznie straszyć znajomościami i konsekwencjami.

    Zdumiewające, że dotąd nie odłożyłem słuchawki, jednak facet był tak samowystarczalny, że intrygował mnie ciąg dalszy, więc z premedytacją hmyknąłem w mikrofon, aby podtrzymać konwersację. Zresztą – też coś ekstrawaganckiego zjadłbym, bo pora w sam raz na kolację, a mój mikrobiom czuł się żenująco pozbawiony wrażeń zewnętrznych.

    - Już jesteście? – głos mojego tajemniczego rozmówcy był przepocony podziwem – Nooo... Kochany! Może przesadnie gadatliwy nie jesteś, ale skuteczności, to trzeba wam pozazdrościć. Niecały kwadrans! Zasłużyłeś na te pięć dyszek jak nic!

    Ciekawe, jak chciał mi je wręczyć. A w ogóle, skąd pomysł, że dostarczyłem mu coś, skoro wiszę przypięty do telefonu? Gość ciągle paplał, najwyraźniej zmierzając do drzwi, lecz połączenia nie zrywał. Usłyszałem, jak je otwiera, a potem zdumiony głos zapytał:

    - Panie! Ja rozumiem pośpiech, ale pan ledwie na nogach stoisz! Tak słabo wam płacą, że dla pięciu dych ryzykował pan zawał serca? Niesamowite! Co pan wymyślił? Liczę, że jakość będzie równie niezwykła, jak tempo usługi. Kwiaty? I pół litra?

    Mózg przeprowadził miliard procedur, po czym wypluł obraz pijanego chłopa, któremu pomyliły się drzwi, albo ze zmęczenia oparł się o cudzy dzwonek, by powstrzymać niezmordowane krążenie świata plączące nogi.

    - Człowieku? – głos gościa nagle został pozbawiony pewności, jednak wektor zapytania najwyraźniej został skierowany ku mnie – Sądzi pan, że głodna niewiasta z drobnym defektem hydraulicznym zadowoli się kwiatami na kolację? Bardzo ryzykowna propozycja. Ale spróbuję. Na pańską odpowiedzialność.

    Uspokoił się, mogąc mnie obarczyć odpowiedzialnością. Uśmiechnąłem się. Może powinienem zaproponować, żeby strzelił pięćdziesiątkę dla kurażu? Cisza trwała, jednak połączenie nadal było aktywne. Z braku lepszych pomysłów trwałem jak żona Lota po napadzie ciekawości.

    - Cud panie! – dobiegł mnie w końcu szept zachwyconego najwyraźniej rozmówcy – Prawdziwy cud! Przestała przeciekać i uśmiecha się. Teraz poszła do łazienki zrobić się na bóstwo, bo coś tam jej nie grało na froncie, ale spytała o sypialnię. To chyba nie myśli o inspekcji, co? Uratowałeś moje drzewo genealogiczne. Genialne! Na to pół litra, to musimy się kiedyś umówić. Może na pępkowe? Hę?

2 komentarze: