sobota, 17 marca 2018

Wytracanie niewidomego pierwiastka.


Szedł. O ile dobrze zogniskowałem spojrzenie, to szedł, a jego cień był dłuższy od sylwetki. Na tle widnokręgu wyglądał groteskowo niepozornie i gdyby nie ów cień rozdęty słońcem, to pewnie nie dostrzegłbym go wcale idącego po mokrym, miękkim śniegu. Z tej odległości tylko rekiny i niedźwiedzie mogłyby pokusić się o skuteczne węszenie – ja nie podjąłem się – był dla mnie węchowo sterylny, jakby szedł zamknięty szczelnie w słoiku. Cień namolnie wspinał się na każdą nierówność i usiłował kryć przed moim wzrokiem za drzewami, czy wzniesieniami, ale czynił to bez przekonania – stalowoszary ironiczny obraz człowieka wędrującego trawersem nieistotności łączącej jego i moje oczy… Tzn. linii, którą teoria połączyłaby je, lecz przecież mój cień krył się wstydliwie za mną, a ja nieruchomy nie dawałem nadziei na zauważenie na tle ciemniejącego za mną wzniesienia i ściany lasu. Można powiedzieć, że optycznie zakamuflowany zostałem topografią i geograficznym położeniem względem nieznanego mi, lecz podglądanego obiektu.

Szedł więc nieświadomy mojego zainteresowania, tego wzroku, którym dotykałem sylwetki, lecz nie węchu. Nie słuchu, który również pośledniejszym od wrażliwości oka zmysłem się zdaje, bo nie poradził sobie z przestrzenią. A on musiał po prostu, nogami w śnieg topionymi co krok dźwięczeć tak, że okoliczna zwierzyna miała świadomość zagrożenia, zanim zdołała dostrzec sylwetkę człowieka. Powinien chrzęścić, niwecząc wysiłek ciszy usiłującej uśpić otoczenie i marszczącej groźnie brwi za tę bezczelną, egoistyczną fanaberię pośród zimowego pleneru. Jakiś drapieżnik zataczał wysokie koła gdzieś tam, nad cięciwą zmiennym cieniem wyznaczaną, a krzyk ptaka próbował spopielić odwagę małych gryzoni już wystraszonych krokiem człowieka. Ciekawe, czy wiedział, że jastrząb wykorzystuje ów spacer, jak myśliwi nagonkę?

Szedł więc bezwonny, cichy i wykorzystywany przez przyrodę, mną podglądany anonimowo, chociaż nie rozpoznałbym go, gdybym pośród innych miał wskazać wędrowca. Nawet kolory spłowiały do ciemnej kreski, w której czerwień nie różniła się niczym od zieleni, czy szarości – był ciemną plamą na pobielonej wyżynie. Kleksem odmienności na monotonii okolicy. Kim był? Dokąd zmierzał? Jasnowidzeniem nie byłem obciążony dziedzicznie i wstyd się przyznać – nawet płci i wieku odkryć nie umiałem, bo wzrok zaburzony gęstością powietrza sugerował każdą iluzję, którą wyobraźnia raczyła szepnąć chciwej wiedzy głowie. Mógł być wszystkim i niczym. Moim końcem, lub początkiem. Towarzystwem na kolejne dni, albo doświadczeniem pełnym cierpienia. Mógł być więzieniem lub ciszą, wrzaskiem, nadzieją, wspólnotą, rodziną. Dopóki był daleko stanowił najpełniejszą odpowiedź na niezadane głośno pytanie.

Wokół mojej głowy świat zakipiał od możliwości i rodził we mnie uczucia sięgające przeciwległych zenitów, a tam, ciemnobarwny linoskoczek na nieważkiej nici horyzontu dreptał swój los tajemniczy nie zbliżając się ani do mnie, ani do wyjaśnienia którejkolwiek z zagadek. A przecież po coś był, bo nie pojawiałby się w moim życiorysie nadaremnie. I to tak nieudolnie, żebym własną niedoskonałością nie był w stanie pojąć w jakim celu. Niedomyślny jestem w tym bezbarwnym widzeniu, w czarno-białej, jednozmysłowej idei, gdzie ruch ani groźnym, ani przyjaznym zdawać się nie śmie, bo tonie w pozorach. Przecinałem wzrokiem ścieżkę jego szlaku szukając wspólnej przyszłości na tej wyskalowanej rzeczywistością płaszczyźnie. Zupełnie, jakby przestrzeń była czarno-białą mapą, pośród której ja stanowiłem punkt zakotwiczony, może nawet ukorzeniony, a sylwetka do spółki z cieniem cięła poziomice, równoleżniki, granice rysując linię o nieznanych zaczepieniach. Jak meteor mijający ziemię osiągał chyba właśnie punkt kulminacyjny, aby w kolejnych krokach stawać się powoli przeszłością.

Po cóż mi on? Dlaczego mi się objawił tak fantastycznie i tak skromnie? W imię czego zaszlachtował krokiem bezkres pustki na moich oczach? Nieświadomie? Czy aby? Zapewne pochlebiam sobie, że dla mnie się objawił, kiedy on idzie w swojej rutynowej codzienności pogrążony tak, że nawet nóg nie chce zadzierać wyżej, niż konieczność śniegiem ukształtowana nakazuje. Może nie wie o mojej obecności i moim zainteresowaniu, albo tylko udaje i zerka z daleka i pod nosem mruczy zaklęcia, żebym ruszył tyłek i część drogi pokonał, bo sam to się zmęczy, nim do mnie dojdzie. A jeśli jest tylko opcją? Nie koniecznością, lecz możliwością? Przejdzie pomimo, jeśli nie znajdę w sobie dość entuzjazmu i naprzeciw nie wyjdę? Dławię w sobie niepokoje, poskramiam  gorączki i patrzę się, jakbym był głodnym widoku lądu marynarzem po długich miesiącach wypełnionych błękitem dookólnie.

Nie wiem już teraz, czy to ciekawość, czy nadmiar bezruchu mnie w drogę popchnął. Słońce purpurowieje smużąc się po śniegu fioletami i zapowiedzią wietrznej nocy zaskorupiałej na pobladłej przestrzeni. Postawiłem z chrzęstem krok pierwszy, czapkę mocniej na głowę wdziewając. Idę. Kursem zbieżnym, przecinającym, wykluczającym samotność. Idę w nieznane, w niepojęte, lecz kuszące możliwościami, zbyt bogatymi w opcje przyszłe. Do człowieka idę z najgłupszym z możliwych pytań – czy dla mnie zaistniał na wspólne jutro, a może dwa lata? Na czas, w którym wysypią się ziarna z mojej, dość przykurzonej już klepsydry?

20 komentarzy:

  1. Mnie tam nic nie popycha - korzystam z wolnego, napawam się, delektuję i tkwię w cudownym bezruchu. Tego mi było potrzeba!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niech więc trwa bezruch. Delektuj się, tylko nie zesztywnij zanadto.

      Usuń
    2. Nie bój żaby! Sztywnieję twórczo.

      Usuń
    3. twórcza sztywność to ma być dobrze?

      Usuń
    4. Nie - to był skrót myślowy. Sztywnieję (to znaczy pozostaję w bezruchu), tworząc. Lepiej?

      Usuń
  2. Dzisiaj każdy na horyzoncie wydaje sie zjawą...wyszłam na chwilę a wiatr zagnał mnie do domu na powrót, ale drzwi nie mogłam otworzyć, bo wicher je złośliwie domykał.
    Gdyby nie auta zajeżdżające pod kino, pomyślałby kto, że to wymarłe miasto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wieje i pada - jak to zimą... to dobry objaw. ma padać, bo kiedyś musi.

      Usuń
    2. Ja się nie zgadzam ! Pojutrze astronomiczna wiosna, ja sobie nie życze i protestuję. Zima miała dość czasu na rozrabianie, teraz ma spadać, ale szybko !!!!!!

      Usuń
    3. każdemu wolno pogadać. a wigilia wigilii wigilii nie przemawia do mnie - czyli kiedy miałoby przestać chłodem i śniegiem obdarzać świat, żeby było dobrze?

      Usuń
  3. Witaj, Oko.

    "Pan pewnie myśli, ze człowiek musi najpierw kogoś spotkać, żeby mógł go sobie potem przypomnieć. A nie zastanawiał się pan, że niekiedy bywa odwrotnie?"
    ("Traktat o łuskaniu fasoli" - W. Myśliwski)

    A zwizualizowało mi się tak:

    https://www.youtube.com/watch?v=FjC-korP-QI

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zostały jeszcze we mnie zmysły niedotknięte Twoim rozumieniem treści mną wymyślonych. może uda się i te pozostałe zatrudnić? z emokratyczną wzajemnością - to w końcu moje marzenie, żeby słowa zobligowały czytelnikowi do pracy komplet zmysłów.

      Usuń
  4. A mnie... Kaczmarski się włączył. Wędrówka z Cieniem.

    "Po ulic mokrym ciemnym tle,
    Pod prószącymi latarniami,
    Ja wlokę cień, cień wlecze mnie,
    Kałuże lśnią nam pod nogami..."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trzeba być poetą, żeby znaleźć takie słowa.

      Usuń
    2. Znaleźć można, ale jakże trudno poukładać.

      Usuń
    3. dobrze, że był taki człowiek. zostawił więcej od innych i to w nienachalny sposób.

      Usuń
  5. Szukamy człowieka, ale dla nas jest tylko jego cień.... Może być odwrotnie, ale nie będe sie bawiła w grę słów bo wyjść muszę na wiatr i zimno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. baw się - myśleć można też na wietrze - a nuż po spacerze wszystko się ułoży w głowie.

      Usuń
  6. Opowiadanie nie pobudziło mnie do komentarza, dlatego tylko życzenia z okazji Wielkanocy zamieszczam: równie dobrego węchu co wzroku życzę, by pisanki, kiełbasy, mazurki i inne rarytasy nie tylko dojrzeć ale i posmakować było dane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję za troskę. obowiązku nie ma - źle świadczy o opowiadaniu, kiedy nie budzi skojarzeń/wrażeń/uczuć.
      niech się święta będą misterium na którym nie zabraknie nikogo, kogo chciałabyś zobaczyć.

      Usuń