Przed piekarnią, bardzo niecierpliwie warował pies
spętany smyczą przy pachołku ulicznym, dryfując dyskretnie, niczym statek na
bulaju. Wielki pies, popielato-błękitny, młody dog wielkości źrebaka. Skwierczał
żałośnie barytonem i wolałbym nie słyszeć, jak warczy, bo infradźwięki są w
pewnych zakresach zagrożeniem dla funkcjonowania serca, tłumiąc naturalne
drgania, kiedy złapią przeciwną fazę. Trudno nie zauważyć bydlęcia, kiedy chodnik
tak wąski, że bogaciej wyposażeni witają się pępkami, mamrocząc przekleństwa
lub przeprosiny.
Jakiś siwowłosy pan czekał na równie siwowłosego kolegę, który
resztką sił „przebiegał” odwiecznie ruchliwą ulicę, pod zdychającym żywopłotem
ktoś porzucił sosnową gałązkę ze dwa metry długą, blade stopy i twarz zamyślona
na rozchybotanych biodrach podążały rejsem w nieznane, a ja prządłem
codzienność niczym Hobbit – tam i z powrotem. Wracałem dość bezmyślnie, bo
spieszyć się nie było powodu a cel nogi znały lepiej od głowy, kiedy dopadło
mnie deja vu.
Stalowo niebieski pies przecinał chodnikową codzienność niczym
statek, a ludzie rozstępowali się niczym Morze Czerwone przed ojcem narodu
wybranego. Do obroży przypięta była smycz, a do niej z kolei przypięta była…
Lolita. Krótko obcięte blond włoski, krok taki, że nie zakochać się w nim, to
sztuka, względnie preferencje mniejszościowe – szedłem jak zaczarowany, a
Lolita zwlekała z krokami, jakby wyczuła, że idę ze schnącym gardłem.
Nie robi
się tak komuś, kto tylko na drobne zakupy z domu wyskoczył i nie był gotów na
jakąkolwiek przyszłość, a tym bardziej na spotkanie. Na Lolitę. Pani dzieliła
ruchem bioder świat lewo i prawobrzeżny, na obojętny i wiernopoddańczy, a ja,
jako osobnik słaby duchem i wzrokiem, szedłem targany postrzeganiem, a oczy
miałem pełne ping-pongowego meczu, który Lolita wygrała, więc ja porażką
sromotną obciążyć musiałem sumienie. Nie pochwalam dżinsu, a na kobiecych
biodrach wręcz nie lubię, ale Lolita zahipnotyzowała mnie tak, że gotów byłem
do nieswojego domu zajść idąc za pomarańczową nicią overlocku na spłowiałym błękicie
kieszeni opinających ruch wahadła idealnego… dla mnie idealnego.
Jej stopy na chodnikowych nierównościach drobiły jakieś zapytania, frazy nieuchwytnie zalotne, spowalniały przestrzeń i
czas, wytrącały z rytmu myśli i wzrok, a pies wiernie i bez nerwów znosił
kaprysy Lolity. Szedłem wiedziony za nos, ruchem w którym obietnice i nadzieje
splatały się po kres niepojęcia. Nie znałem jej na pewno. Okolica również nie znała
ani jej, ani psa, któremu siodło mogła założyć i niczym księżniczka z bajek
kłusować wzdłuż dzikich przestrzeni okolicznych i paluszkiem wskazywać potępionych
i wybrańców.
Mogła mieć lat naście i trzydzieści więcej – jeśli tylko uzna, że
w czymkolwiek jej to pomoże, gdy tylko rozpozna pragnienia żebrzącego o
zauważenie. Na moje szczęście – nie uwiodła mnie w piekło niewolnictwa, bo bułek ciepłych jej się zachciało pomimo nieżyczliwie żeńskiej kolejki , a pies bez skargi studził podbrzusze na betonowym
chodniku czekając na ciąg dalszy. Kto wie, co mógłby opowiedzieć, gdyby skłonić
go do niedyskrecji?
A mogłeś się postarać!
OdpowiedzUsuńMyśle o psie
CiekawA jestem co on wie
z psami trudno się rozmawia - szczególnie cudzymi. taki dog może być lojalny na zabój. nie darmo mówi się, o psiej wierności.
UsuńNie pochwalasz dżinsu na kobiecych biodrach? A kobiety dziś masowo w dżinsach biegają...
OdpowiedzUsuńTaka Lolita na psie, nago przez miasto, to byłby spektakularny widok!
ja jestem jakiś archaiczny - uważam, ze w sukienkach i spódniczkach kobiety wyglądają tak pięknie, że musza mieć poważny powód do zmiany takiego stroju na spodnie niewolnika. nie pochwalam dżinsu na żadnych biodrach. mam jedne i mówię na to "spodnie robocze".
UsuńLubię tą rasę, ogólnie lubię duże psy.
OdpowiedzUsuńJa też nie znoszę dżinsu. Szczególnie od kiedy weszła taka idiotyczna moda dla kobiet. W tych spodniach da się jedynie stać, no bo usiąść to już wielka gimnastyka i stale na wdechu. Nie wiem kto to wymyślił.
a spróbuj powędrować w mokrych - to jest dopiero doznanie - blaszane spodnie zachowywałyby się podobnie.
UsuńNie zapomnę, jak wdałam się w rozmowę z psem czekającym na pana pod sklepem. Pan, elegancko ubrany, wyszedł, przyjrzał mi się i nawiązał konwersację: "A nie boi się pani, że panią upierdoli?"
OdpowiedzUsuńproszę bardzo jaki ciekawski. i bezpośredni do bólu.
UsuńI rycerski!
Usuńpodejrzewasz, że chciał Cię bronić przed kłami pieska?
Usuńa może to hazardzista był i zakłady chciał obstawiać, kto wygra?
Z pieskami (żmijami, szerszeniami, skorpionami etc. etc.) dogaduję się znacznie lepiej niż z ludźmi, ale być może o tym nie wiedział. A może sądził, że w przypadku rzeczonego upierdolenia psu mogłoby zaszkodzić?...
Usuńwyglądasz na toksyczną? mógł zapytać Ciebie o szczepienia w takim razie.
UsuńNie mam pojęcia, czy wyglądam. A może to była taka hipsterska metoda podrywu?
Usuńchytry plan - zszokować na dzień dobry, a omdlewającą schwytać, nim się stanie kobietą upadłą - prawie jak w bajce o królewnie śnieżce, tylko finał dopisać - zamiast księcia na białym koniu, pies i jego pan posługujący się wyrafinowaną kulturwą.
UsuńAleż ja się stałam kobietą upadłą na jego oczach - tak mnie zaskoczył, że klapnęłam na tyłek na chodnik (przy psie kucałam).
Usuńi co dalej? ratował?
UsuńPodał ramię.
Usuńzawsze to lepiej niż kolejny "błyskotliwy" komentarz".
Usuńale "żyli długo i szczęśliwie" nie dotrwał?
Nie był w moim typie. I za stary!
Usuńno wiesz... nie stary, tylko dojrzały...
UsuńPiękna para: dziewczyna i wielki pies. Nie dziwię się że zauroczyła.
OdpowiedzUsuńpani drobniutka była i mogła osiodłać owego psa - nie wyglądaliby groteskowo.
Usuń