wtorek, 8 maja 2018

Skorupka Faberge.



Z własnego opakowania ulepiłaś świętość. Wartość złudną i kruchą bardzo, jednak pozory tak skwapliwie są dziś akceptowane i uwielbiane bez granic… Blichtr, jednodniowe święto, pochopnie budowane barokowe cokoły przez mniejszych, którym zabrakło energii nawet na pozorne działanie. Sprzedajesz się we wciąż nowych odsłonach, w obrazkach kolorowych, na których przed publikacją, pieczołowicie linijką mierzysz dobowy przyrost odwagi i bezczelności – znów milimetr więcej skóry (broń Boże dwa, bo jutro ponoć przyjdzie i co wtedy?), znów opakowanie o ton bliżej filuternego błysku celofanu niż pozłacanej zbroi, o krok bliżej nagości, która z każdą niedyskrecją nabiera wartości mierzalnej w wymienialnych walutach i którą rozliczasz tak pieczołowicie, że trudno nawet oddychać, a tu jeszcze zostały ze trzy ujęcia, bo kolankiem opalonym znów trzeba się pochwalić, piersiami wirtualny horyzont napiętnować, a może o twoich pośladkach świat zdążył zapomnieć, bo noc była okropnie długa?

Jeśli nawet mieszkasz w przydrożnej, wiejskiej kapliczce, to przecież bałwochwalcy-analfabeci w prochu krętej drogi klęczą gremialnie, a w środku ty. Madonna naiwnych? – przez plebejskiego proboszcza namaszczona pośród mszy świętej, umajona dookólnie chabrami i polnymi makami, każdego dnia anonimową dłonią zmienianymi, w słoiku po kiszonych ogórkach, ekologicznych tak bardzo, że tubylcy takiego słowa nie znają nawet trzy wsie dalej. W siedmiuset „zdrowaśkach” żarliwych pobłogosławiona za trud sielanki, pośród snów męskich gorętszych od tych, które maja odwagę wygłosić wulgarnie nawet. Wystudiowana, „modna” poza, mina w nieskończoność patrolowana wzrokiem i poprawiana, zupełnie jak twoja figura. Przecież marker chirurga częściej po twoim ciele szlaki przemierzał, niż męskie pragnienia.

Milczysz, choć łzy zmęczenia zrosiły marginesy i ramki ujęć, a skurcze w łydkach trzeba rozmasować intensywnie, bez śladu intymności, lecz pośród przekleństw, że chwila mija, że światło idealne gotowe uciec poza kadr i widnokrąg… Znowu szlag trafi ujęcie za milion dolarów, zamiast pozwolić wspiąć się na kolejny szczebel drabiny, po kciuków wzniesionych krocie. Choćby przyszło sztuczne szczęki reklamować własną macicą, to przecież… Ona ładnie tobą opakowana, a szczęka wysterylizowana i jej nadzieje na spełnienie zależą wyłącznie od ciebie i zer poprzedzających cyfry znaczące na dowolnym z siedemnastu rachunków bankowych. Matka Boska Teraźniejsza… Cóż mam uczynić na twoją chwałę i wiarę w niepokalane poczęcie???

Patrzę na twoje dylematy i próbuję męskim okiem pokusić się o uzasadnienie, może nawet trochę rozumiem – los podobny do piłkarza, który w jednym sezonie jest boskim herosem, a w kolejnym popada w niełaskę. Nawet dystans meczu potrafi cokoły przewrócić, kurzem zapomnienia przykryć i pogardą nieskończoną. Żadnych kompromisów, chwilowe oczekiwania wygrywają z historią i wymuszają bieżące decyzje. Ty też – spłoszona, że może nadejść takie jutro bez ciebie, które stanie się nieskończonością bez ciebie – więc brniesz. Na znienawidzoną, kamienistą plażę, która spali delikatność twojej skóry, ale bez tej plaży spalony zostanie twój dzień powszedni. Twoje jutro spłonie. Już dziś zostaniesz zapomniana, bo nikt nie czeka na porcję andronów, które głosisz bezmyślnie podpierając uwagi nagością dozowaną tak, by wystarczyła, aż rozum cię odwiedzi. Dobrze byłoby, żeby ów rozum potwierdzony został kontem gęstym od cyfr bardziej niż PESEL. A przecież nadzieja pływa po powierzchni wątpliwości lepiej niż drzazga balsy po niewzruszonej powierzchni jeziora.

Więc pomimo niechęci i zmęczenia blado się uśmiechasz i pozwalasz pod wzrokiem fotografa zimnej, słonej wodzie nasączyć ostatnie trójkąty materiału, który trwa syntetycznie i punktowo przytulony do resztek intymności. A ty grasz rolę zawstydzonej, którą wiatr pieści poprzez mokrą materię tkaną tak oszczędnie, że trzeba sporo zachodu, aby progów estetyki nie przekroczyć, żeby pozostawić coś, czym można będzie pochwalić się dopiero pojutrze. Przypadkiem zaaranżowanym starannie, nieoficjalnie zaanonsowanym i z wynegocjowaną proporcją podziału łupów.

Trzy fotki. Dziś jeszcze rozplenią się na monitorach, jak perz w ogródku, jak kurz na meblach, jak muszki owocówki przy gnijącym jabłuszku. Co zrobić, żeby odsłonić kolejny centymetr i wciąż mieć co zdradzić jutro? Co zrobić, żeby nie wyprzedać się do końca, bo jeśli jutro nastanie trzeci świat, krach ekonomii, wielki głód i zakaźne choroby wykreślone w zeszłym wieku przez Światową Organizację Zdrowia z arsenału możliwych końców świata i apokalips domniemanych, to przynajmniej strzępy skromności ocaleją?

Trzy fotki zaledwie, które już dziś dotkną twojej skóry nasączonej jadem kryształów soli morskiej, której dobroczynna siła spoczywać powinna na dnie warzywnych sałatek, a nie pośród twojej intymności, skrywanej laurowym listkiem tak mizernym, że już i osika drży w letnim zefirze, albo i bez niego, bo przecież osice wystarcza i flauta aby zadrżała. Tobie też najwyraźniej, bo drżysz samoistnie. Własną myślą napędzana, czym świat jutro możesz uraczyć, zaskoczyć, oszołomić. Ty już wczoraj myślałaś o pojutrzu, dlatego depilacja z pedanterią godną kosmicznych podbojów, stąd rozmowy, projekcje, wybiegi… Wstyd to powiedzieć – perfumowany paddock, jak dla klaczy zaoferowanej arabskim książętom, którzy nie potrafią bez zmęczenia prześledzić wzrokiem rzędu cyfr na rachunkach i bardziej im zależy na utarciu nosa konkurencji, niż na zwierzątku pięknie wyczesanym.

A ty wciąż kręcisz ogonkiem, kuperkiem zarzucasz, pozwalasz się wielbić i szukasz uwielbienia w masie przekraczającej przynajmniej masę krytyki. Ty wiesz, bo jedno z niewielu powiedzeń pamiętasz, które determinują doczesność – byle mówili, żeby zauważyli – nieważne jak – podkręcasz temperaturę, jeśli tylko gość z drugiej strony aparatu… Żeby on był tak piękny jak tworzony właśnie wizerunek… Ja wiem, on widział wiele, nawet dziś więcej widział, niż monitory pokażą…

Pozwoliłaś mu. Celowo i złośliwie, zerkając spoza sztucznych rzęs kusiłaś brakiem niedopowiedzeń, przypadkiem tak nieprawdopodobnym, że tylko istota pozbawiona rozumu nie zrozumiałaby aluzji. Zerkał spoza aparatu, kiedy trzy ubogie trójkąty materii udało ci się wdeptać w piach i kamienie, w zapomnienie, w beztroskę. Zarażałaś go pobieżnością, tymczasowością i dniem, który trwa. Czy to źle? Nie wiem, bo to problem, który pojawił się na skrzyżowaniu waszych ścieżek. Ty spod rzęs zerkałaś, czy choć na chwilę przestanie być profesjonalny, a on – beznamiętnie mnożył piksele pełne ciebie, bo może kiedyś popłyną w szeroki świat. Chciałaś go skląć za tę niewzruszoność, bo lekceważył ideał… Ciebie lekceważył, zamiast hołubić i żebrać o więcej.

Zapomniałaś? Naprawdę zapomniałaś? On… jest  gejem…

21 komentarzy:

  1. Podobno to najlepsi fotograficy, jeśli chodzi o akty kobiet...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i fryzjerzy, projektanci odzieży, tancerze, śpiewacy operowi, aktorzy... ech - gdyby tak dokładniej gmerać, to podobno... jak człowiek wartościowy, to nieważne czym się zajmuje, w co wierzy i jak zaspokaja potrzeby własne. Chociaż czasami smutno, że upodobania wykluczają powielanie genów.

      Usuń
    2. Ależ nie wykluczają, tylko sposób jest inny:-)

      Usuń
    3. pozbawiony uniesień tak?
      zadaniowy i skalkulowany na chłodno.

      Usuń
  2. Często jest tak, że to pasja czyni człowieka. Podczas spełniania się w ukochanej dziedzinie jest prawdziwie sobą i prawdziwie szczęśliwiy, choć na pozór ciężko zapracowany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. robić coś, co się kocha i mieć z tego utrzymanie - częste marzenie.

      Usuń
  3. Mój bliski przyjaciel gej powiedział mi kiedyś, że jestem piękna. Zdziwiona, zapytałam: "TY to mówisz?". "No tak. Wiesz, jesteś piękna obiektywnie, jak Matka Boska albo flakonik" - doprecyzował, a mnie kopara na płetwy opadła. W życiu nikt mi nie powiedział równie wyszukanego komplementu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. docenić piękno, które nie jest podszyte pożądaniem, to doznanie estetyczne - niektórzy to potrafią.
      zachwycić się bez przymusu posiadania - rewelacja!

      Usuń
    2. Ach, już sama nie wiem - ja taka piękna, czy on taki esteta!

      Usuń
    3. absolutne minimum, to jedno i drugie - odrobina pozytywnego myślenia nie zawadzi.

      Usuń
    4. Przyjęłam.
      Trawię.

      Usuń
    5. smacznego.
      mam nadzieję, że przyjęłaś lekkostrawne zdarzenia i z trawieniem kłopotów nie będzie.

      Usuń
    6. Tu już niekoniecznie tak łatwo... Kolejna przeprawa z szefuńciem mnie czeka.

      Usuń
    7. skoro nieunikniona... powodzenia.

      Usuń
    8. Póki co, układam sobie przemówienie.

      Usuń
    9. coś się kończy, czy zaczyna?

      Usuń
    10. Chyba znowu się skończy. Przestaję czuć moce przerobowe.

      Usuń
  4. zakończyć skończone - frapująca perspektywa. Ale - skoro mocy zabrakło, to chyba trzeba zmierzyć się z tą perspektywą.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nic dodać, nic ująć, chociaż obraz nad wyraz smutny.
    Zawsze mi się świetnie uczyło do egzaminów z kolegą gejem, potrafił też bez erotycznych podtekstów ocenić urodę kobiety.
    Taki mamy czas, że niektórzy wolą walory podane na talerzu, bez angażowania ciekawości i wyobraźni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. komiks musi być przejaskrawiony i oczywisty. w końcu w jednym obrazku ma sprzedać tak wiele, że się upraszcza do granic jednoznaczności. A z każdą chwilą granice się przesuwają.

      Usuń