Uchyliłem
okno, żeby śpiew ptasi wpuścić do domu, a zamiast niego, albo raczej przed nim, wśliznął mi się chyłkiem do domu chłodny jęzor mijającej nocy. Tej, co właśnie na
śmierć blednie, chociaż zegarek wskazuje nieludzką porę. Weszła jak do siebie, zrewidowała
mnie po intymność włącznie i usiadła przy stole.
Siadła
i gapi się – dobrze, że ona cicha, to domowników nie pobudzi. Siadła i ręce pod
brodę wsadziła, a łokcie na stół i o kawę się dopomina. Wiele nie chciała, byle
z mojego kubka aromatem się owinąć jak szalikiem. Postawiłem wodę – niech sobie
szumi. Noc szumiała do wtóru, a wiatr solówkę na brzozowych listkach usiłował
wybrzęczeć, lecz one zbyt były ubogie w cieniu czajnika, więc przesiadł się na
platan i dwie katalpy, żeby łagodną falą popłynąć w klimaty muzycznie miękkie i ciepłe.
Na
stole wieczór grał z sobotą w GO okruszkami chleba, lecz zamyślił się tak
bardzo, że nie dokończył partii, po całkiem udanym debiucie - popadł w głęboką zadumę
godną żałosnej jesieni, a sobota wzruszyła ramionami i poszła w plenery. Ponoć
ma wrócić za czas jakiś, ale z sobotami, to takie pewne nic nie jest. Mogła
pójść do rynku i stracić się dla świata na jakiejś dyskotece, czy przy barze otwartym
częściej niż dowolnie wybrany kościół upić się tak, że wstanie dopiero późnym
latem, a i to bez pamięci.
Pół
pomidora wzdychało wypatroszone i schnące na talerzyku obok niedojedzonego
banana, kromka chleba, której w maśle kotka zostawiła odciski noska i linii
papilarnych języka, lecz szynki ani kawalątka. W herbacianym kubku fusy usiłowały
przekłamać wczorajszą wróżbę i spadały, jak alpiniści ze sztucznej ściany,
kiedy ćwiczą przed wyjazdem w okolice zdecydowanie zbyt wysoko nad poziom morza.
W zlewie skomplikowana architektonicznie konstrukcja usiłowała współbrzmieć konsumpcyjnie,
niczym orkiestra z dowolnie odległej krainy, lecz bezskutecznie. Nos chwytał kakofonię
zapachów - również tych, które przyniosła noc ze sobą.
Jakieś
pojedyncze światło majaczyło pośród słabnącego mroku – zapewne bezsenność w samotności skrywanej kurczowo kończyła spacer dookoła nieskończoności kuchennej,
a może ekstaza gasząca pragnienie mlekiem wprost z kartonu przy świetle
otwartej lodówki, lub szczęśliwie udany powrót, choć pamięć została na wieszaku
w knajpie jednej ze zbyt wielu, aby tym tropem idąc ją odszukać. Bezpański pies
zwiedził śmietniki, przeczesał radarem wilgotnego nosa galimatias szukając śniadania
pośród chaosu, lecz spóźnił się biedaczysko, bo całą noc szczury patrolowały i
sortowały zdobycze, unosząc co lepsze kąski, lub pożerając je na poczekaniu.
Świt
czochrał się o sosnę jakiś taki zawstydzony, bo go przyłapał sąsiad, którego szczeniak
rozwolnienia dostał i snuli się razem pośród nocy, po wielokroć schody licząc.
Sąsiad otulił się tanim dymem i klnąc nadaremnie ścierał kapcie na betonowej
ścieżynce – gdyby miał sił więcej wyniósłby fotel i dotrwał brzasku na skraju
trawnika. Nie miał, więc zużywał te nieliczne w spacerach cyklicznych, gdy sapiąc
wynurzał się chwilę po własnym pępku, a dwie po szczenięcej potrzebie.
Wróble
wydziobywały coś z mroku, a noc trwała beznamiętnie i w mojej kawie szukała
pocieszenia. Nie chciała gadać. Dziwne. Spodziewałem się, że skoro w gości
przyszła, to może choć trochę porozmawia, opowie jakąś historię, albo dowcip
soczysty, adekwatny do otoczenia. Poszła wreszcie do łazienki, ale nie kąpała
się, więc może na płacz się jej zebrało, albo makijaż tylko chciała odświeżyć –
nie wiem, co panie robią w przedświcie w łazienkach, a sprawdzać nie miałem
zamiaru – niech korzysta. Piłem tę kawę czarniejszą od otoczenia, kiedy noc
wyszła wreszcie z łazienki i krótko mi powiedziała:
- Pa,
do następnego. Dzięki za kawę.
No
i poszła sobie. Zostawiła na podłodze wilgotne ślady. Boso była? Może buty miała
niewygodne i w rękach niosła, bo ją w tańcu obtarły? Ptaki się darły coraz
głośniej, jakby kpiły z tej bosonogiej, umęczonej nocy, która skulona wracała
gdzieś, gdzie sypia, bo u mnie spać nie chciała. Nie nalegałem, bo przecież –
ma swój rozum, więc niech sama decyduje.
Taką kawę z nocą chętnie bym wypiła, chociaż jednak spać wolę, ale gdy alternatywą są bajdurzenia oszołomionych piwem posiadywaczy ławkowych pod balkonem, to jednak z nocą wolałabym popatrzeć wspólnie w gwiazdy...
OdpowiedzUsuńludzie na ogół kawę piją rano - ja potrafiłem pić przed zaśnięciem. ale od pewnego czasu przestała mi smakować - piję o poranku dla towarzystwa bardziej chyba, niż z potrzeby.
UsuńO poranku piję z prawdziwej potrzeby, a później dla towarzystwa :-)
Usuńpóźniej wybieram mimo wszytsko herbatę.
UsuńBo mimo wszystko to herbata rządzi światem.
Usuńna prawdę? nie piwo?
UsuńGdybym piła tyle piwa co herbaty sądzę, że już byśmy nie rozmawiali :D
Usuńzaschłoby Ci w gardle? odwodniłabyś się?
UsuńOdwodnienie to piękny eufemizm na marskość wątroby.
Usuńnie znalazłbym w sobie wystarczająco dużo odwagi, żeby zasugerować w Twoją stronę eufemizm - co najwyżej uśmiech życzliwy i dużo humoru... ja i eufemizm... nawet nie wiem, gdzie tym handlują.
UsuńSzszsz ja tylko szpanuję, a tak naprawdę używam słów, których znaczenia nie rozumiem :D
Usuńbo mi ten eufemizm przypomina z nazwy małe dzieciątko zawinięte w takie białe szmaty. i otóż one dzieciątko ssie smoka, albo popłakiwa sobie cichuteńko (że niby kwili)
UsuńTo bardzo pięknie Ci się kojarzy. Mnie to nazwa na myśl bardziej eugeniką trąci. Ale to kolejne słowo, którego znaczenia nie rozumiem i dobrze bo aż strach się bać co mogłoby oznaczać...
Usuńpodejrzewam, że to taka pani w piżamie, albo baaaardzo długiej koszuli nocnej z jakimś boskim atrybutem w dłoni.
Usuń*) na pewno "naprawdę" (19:35) piszemy oddzielnie, na pewno!
OdpowiedzUsuńi jeszcze: "ono dzieciątko" (20:50)
na pewno tak właśnie jest napisane - może późna pora odebrała ostrość widzenia.
Usuńa "one dzieciątko" podoba mi się bardziej od poprawnego. i zostawię bez względu na skutki - dziękuję za zauważenie.
Kawa - dla przyjemności!:)
OdpowiedzUsuńmoże nawet dla mnie...
UsuńNocy nie wpuszczam, ale świt zapraszam zawsze:)
OdpowiedzUsuńz tego co czytałem, to z tyłkiem sterczącym spod trzcin.
Usuńmało czasu na kawę, żeby nie spłoszyć tego, co pośród mgieł przemyka.
Wróci... noc zawsze wraca.
OdpowiedzUsuńgrunt, żeby miała do kogo wracać.
UsuńOooo ptaki to faktycznie potrafią się rozdzierac, kiedy noc głęboka, choć mnie to wcale nie przeszkadza- lubię te ptasie trele 😍😎🤗
OdpowiedzUsuńa pewnie - w końcu to nie młot pneumatyczny.
Usuń