Założyłaś
sukienkę, która nawet w kategorii bluzeczek wydawała się dla twojego ciała zbyt
kusa. I zrobiłaś to z premedytacją. Z bezwzględną pewnością, że w ten sposób wygrasz
wszystko, co wygrać można i nawet ust otwierać specjalnie nie będzie trzeba. Wystarczy
tylko pozwolić kolanom na chwilową swawolność, żeby pośród koronkowych
precjozów grawerowanych na bieliźnie, wyhaftowanych bezduszną maszyną pojawiło
się gdybanie twoją wilgocią podkreślone bardzo dyskretnie, a może nawet nieświadomie.
Wystarczy, żebyś pochyliła się „niechcący” nad stolikiem świecącym czernią politurowanego
drewna, żebyś łukami piersi nieskrępowanych wstydem zabłysnęła kontrastem
niemal idealnym, by odebrać stołowi cały majestat podkreślony dwustuletnim
dostojeństwem.
Założyłaś
na siebie uśmiech, który Mona Lise zawstydziłby wieloznacznością, bo przecież
nie dla zabawy przyszłaś, lecz egzekwować to, co się tobie nie należy, ale uzyskać
można, kiedy w obcej głowie wywołasz zamęt i domniemania. Przyszłaś w butach,
które uniosły cię ponad podłogę najwyżej jak można bez cyrkowych sztuczek, bez
szczudeł i obcych ramion unoszących cię w mrok, w którym „tak” potrafisz własnym
ciałem wyartykułować wyraźniej niż słowami wyrafinowanymi.
Przyszłaś
sztuczna, nieprawdziwa najbardziej na świecie, schowana pośród farb i zapachów,
perfidii ukrytej w fałszywych sygnałach. Udawałaś z całych sił i tylko pośladki
ściskałaś, żeby skowytem ust nie zdradzić sztuczności, bo intymność powiesiłaś rankiem
na wieszaku, poza zasięgiem mojego pojmowania. Prawdę zostawiłaś już o poranku,
za zamkniętymi szczelnie drzwiami, do mnie przynosząc ocean pozorów, być może
przed lustrem wyćwiczony przez lata, a może w spadku po błękitnym genomie przodków,
którym udało się całe wieki nieść własne idee w teraźniejszość.
Ciało
wypychałaś mi przed oczy, żebym utonął w domysłach, żebym w zwierzęcym świecie
ślinił się podświadomie, żebym nie był w stanie utrzymać na wodzy pożądania i moje
marzenia chciałaś skłonić do jednej myśli – jesteś dziwką, za której
towarzystwo zapłacić muszę nie tylko portfelem, ale i duszą – przyszłaś po mnie
jak Lucyfer (błagam o jedną niedyskrecję-podpowiedź, czy chociaż jeden szatan nosi
biustonosz i sukienkę?), żeby mnie oszołomić własną urodą, odebrać rozum i wieść
na pokuszenie aż po granicę, spoza której wrócić się już nie da nawet boskim
istotom. Na zatracenie.
Za
mały byłem, żeby dostrzec w czas, za słaby, żeby się obronić, a ponoć na boskie
podobieństwo zostałem do życia powołany. Czart parska śmiechem, kiedy ja muszę
otrzeć twarz z tej plwociny, która do tej chwili zdawała mi się potem na rozgorączkowanym
organizmie. Zdawała się kroplą we mnie urodzoną pożądaniem i najbardziej szczerą
ze wszystkich – jeśli chcesz powąchaj – chciałem pachnieć pożądaniem i niczym
więcej – otoczyć się pragnieniem ciebie. Chciałem pachnieć dopełnieniem twojego
zapachu, stać się warkoczem wspólnego spazmu, w którym utoną niedopowiedzenia, a
wszechświat wymagał będzie korekty, bo zbyt wąskim go do życia ktoś powołał.
Nie
wiem już sam, czy przyszłaś do mnie uzbrojona we własne ciało, żeby zdobyć
przyczółek poprzez moje pożądanie, czy też przytłoczona własną niemocą ostatnie
działa wytoczyłaś wobec mego oblężenia i pośród westchnień w przełęczy pomiędzy
pieczołowicie dotychczas ukrywanymi piersiami wypatrujesz ostatniej deski
ratunku. Pośród niezrozumienia, stereotypów, którymi samice wodzą za nosy (i nie
tylko) samców ubrałaś się i ty, w strój godowy, i szczebioczesz przede mną
zupełnie tak, jak ja szczebiotałbym przed tobą, gdyby role się odwróciły –
wiem, we mnie wstydu już odrobinę mniej i potrafię się przyznać w zaciszu
alkowej, że historia zna takie przypadki…
Nie
wiem i nie rozumiem, czemu tak jest właśnie, że zamiast zrozumienia każdy szuka
przewag, własnowolnie narzuconej podległości zamiast bliskości potrzebnej
obustronnie. Dlaczego być musi ktoś, komu można palcem wskazać miejsce na
sienniku w przedpokoju, do którego łaska pańska prowadzić może okazjonalnie,
albo też rozkazem wywarczanym, żeby spełnił nie swoje marzenia, lub nie tak,
jak chcieć mógłby. Bo kogo interesuje niewolnik nasieniem wypełniający wannę Kleopatry?
Kogo zainteresuje sekretarka, świadomie, choć nieoficjalnie zaangażowana jako
spełnienie instynktów.
Przyszłaś
do mnie dzisiaj… A pośród czarnych koronek, żebrzących o zauważenie ponad
krawędziami sukienki… urodziłaś aromat, którego nie da się z niczym pomylić.
Tego chciałaś? Tylko tak potrafisz życie utrzymać? Boję się, że nie udźwignę
zaufania – boję się, że rozum przegra i wezmę, co dzisiaj przyniosłaś nieszczerze.
Że wezmę komplet pozorów i pośród skowytu spełnienia… Ty wiesz… Zwiędnie wszytko,
co zostawiłaś w zaciszu porankiem, nim do mnie przyszłaś… Jutro… znów się spotkamy
i znowu ktoś będzie skazany….
Patrzę
ci w oczy – pokerowa zagrywka… Szarża i blef… Prawda wisi w twojej łazience, a może
tonie w czeluści pościeli… Samotnie… A ty… Przyszłaś do mnie w sukience, która kryć nie może cielesności, która podwaja stawkę i zerka zuchwałym wzrokiem na stół
pośród żetonów. Stać cię? Czy blefujesz…? Rzucam na stół wszystko, na co mnie
nie stać - Sprawdzam! Mi łatwiej - pójść po całość... czy dlatego nie chcesz unieść wzroku ponad grzywkę? To twoja partia... Ja tylko się dosiadłem do stołu - tak sądzę...
Zasłoń spojrzenie lustrem okularów
OdpowiedzUsuńI dobierz te trzy karty przykryte koronką jej majtek
Zagraj w jej grę
https://londynsrondyn.blogspot.com/
bardzo, ale to bardzo Ci dziękuję za ten fragment - niech się wiedzie i niech radość mieszka tuż obok szczęścia - razem z Tobą.
Usuńja nie potrafię - Ty masz przewagę płci. trochę inaczej świat "czytamy"
No właśnie. Dlaczego szukamy dominacji zamiast porozumienia?
OdpowiedzUsuńjak zgadniesz, to masz Nobla i miliona w walutach stabilniejszych od PLN.
UsuńOdpowiedzUsuń
Przytuliłabym ten milionik, czemu nie?
Usuńw takim razie drenuj pokłady ignorancji i pobieżności - życzę powodzenia i niech się Tobie milion rozmnoży pod życia kres.
UsuńChwilowo muszę znowu ratować świat. Cale życie patataj...
Usuńto jakiś paradoks jest, żeby jedna mizerota ratowała coś tak wielkiego - a gdzie reszta? samobójcy?
UsuńOj, nie taka znowu mizerota!
UsuńPrzed chwilą, przypadkiem (cóż za synchroniczność!?!) przeczytałam tytuł artykułu
OdpowiedzUsuńna tylkomedycyna.pl, który mówi albo wręcz krzyczy:
"Patrzenie na kobiece piersi sposobem na długowieczność mężczyzn!"
Może Ona dba o Szefa?
a jest tu jakiś szef?
Usuńzdaje się, że szefowa ma własny pomysł na zdominowanie otoczenia.
A nie odczułam, że to ona "rządzi".
Usuńa co poczułaś? że ktoś na niej wymusił ubiór?
Usuńto nie praca, tylko dobrowolne spotkanie.
Spotkania są okazją do poznania, ale w opisanym przypadku do gry przyłączyły się instynkty i poznać się nie było jak.
Usuńjeszcze powiedz, że takie akcje miejsca nie mają. że gładką skórą i odrobiną nagości, niedopowiedzeniem w stroju odważniejszym niż trzeba nie odbywa się licytacja i walka na przewagi.
UsuńTego nie powiem, bo wiem że mają. Ale to dotyczy obu stron. Faceci też to potrafią. I też tak robią.
UsuńA najgorsze, że to wszystko jest grą pozorów i że nie ma tu miejsca na prawdziwe spotkanie, które mogłoby się odbyć. Gdyby...
Usuńsądzisz, że ona chciała się spotkać, czy coś wygrać?
UsuńMyślę, że on zobaczył fasadę, aż boję się myśleć, co było wewnątrz. To trudne sprawy, na ogół tak się zachowują małe, niedojrzałe i skrzywdzone w jakiś sposób osóbki.
Usuńwidzę, że wolisz nie wypowiadać się o drugiej stronie. nie szkodzi.
UsuńO tej drugiej, którą ponoć każdy ma? Nie czuję się mocna w temacie i jednak wolę słoneczne strony życia.
Usuńmiałem na myśli kobietę - wciąż odnosisz się wyłącznie do niego.
UsuńFasada była o niej i chyba nie potrafię inaczej się odnieść do jej zachowania. A z ocenami jestem ostrożna.
Usuńniech więc każdy myśli swoje.
UsuńJuż nie chcę myśleć. Pora odpocząć. Dobrego wieczoru :)
UsuńA podobno cały ten wdzięk jednak kobiety dla innych kobiet pielęgnują, nie dla mężczyzn...u nich tylko potwierdzenia szukają;-)
OdpowiedzUsuńno właśnie - podobno
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuńJakimś takim lepkim mi się to wszystko wydało... I coś takiego kołacze się między myślami:
"Kobiety, zwłaszcza te inteligentne mają to do siebie, że lubią, ba! uwielbiają doprowadzać mężczyzn na skraj."
Pozdrawiam:)
Lenoczko... a ja na skraju żyję nie pierwszy rok - i chyba jakoś na tej linie sobie radzę.
Usuńdziękuję Ci bardzo. Za Ciebie właśnie.