piątek, 6 kwietnia 2018

Bulwar przerwanych snów.


W mgle ciepłej, leżącej tuż nad powierzchnią bruku, jakby chciała ukryć widok stóp wszystkich przechodniów szła pani i nawet stukanie wysokich obcasów pod kołyszącymi się zmysłowo i prowokacyjnie biodrami wydawało się stonowane i pozbawione arogancji. Z przeciwka szedł młody samiec w kowbojkach podkutych celowo – on chciał, żeby go było widać i słychać, żeby samym swoim pojawieniem się stanowił zagrożenie dla nieistotności – ego tak wielkie, że ledwie mieściło się pod kraciastą koszulą zwieńczoną bandaną w kolorze krwi rzuconej na prześcieradło – huczącej aż od wrzasku – rozdziewiczyłem cię życie i teraz na krótkim postronku, wisisz na mojej szyi jako talizman na szczęście, jak wabik ciągnący wzrok nawykły do czerni i szarości.

Szła pani przedzierając się przez to mleko suche, snujące niestworzone opowieści i patrzące w górę z ciekawością, kogo jeszcze skusi na bliższą znajomość. Mgła chciała wspinać się po łydkach pani, lecz rajstopy gładkie do absurdu bez trudu uwalniały się od tego nieśmiałego dotyku miniaturowych cyklonów podnoszonych za każdym, eterycznym krokiem. Nie dziwiłem się mgle wcale, bo pani była ideałem pokusy, a każdym krokiem potrafiła podnieść poziom pulsu męskiej części zorientowanej na poszukiwanie żeńskiego wątku nawet tam, gdzie strach okiem sięgnąć.

Facet rozpraszał mrok i zmysły. Każdym krokiem karcił mgłę ostrogami do butów wpiętymi i impertynencją egocentryka. Nieomal pluł mgle w twarz idąc krokiem wulgarnym, rozbuchanym, szerokim, jakby chciał powiedzieć, że potrafi zdeptać samo niebo, gdyby tylko miało odwagę stanąć mu na drodze. Szedł ze świadomością imperatywu, którego źródłem były jądra pełne nasienia szukającego ujścia nie raz, nie dwa, a wciąż. Rekin nie węszy tak starannie, jak podświadomość szukająca łupu, kiedy pożądanie deformuje krój spodni, a myśli są zajęte rozwiązywaniem jedynego dylematu mającego dostęp do niezaspokojonego organizmu.

Kocie łby… One milczały zatopione w tej mgle, własnej bezsilności i przyzwyczajeniu. Słowem skargi się nie odezwały, choć deptane przez całe millenium tych istot nietrwałych, odbierających sobie i tak krótkie życie z wielką zawziętością. Szukające zemsty i śmierci, zamiast życia. Paradoksalnego chichotu losu, który na nieskończoności wszechświata postawił płochość z instynktami samobójczymi. Bo kocie łby milczą, bez względu , czy ktoś o latarnię wsparty, żeby nie poddać się grawitacji mocz oddaje, czy krew z ust sączy wraz z flegmą.

A mgła? Złośliwa, choć zbyt słaba, żeby zadusić choćby żywot mizerny, snuła się liżąc bruki wygłaskane stopami bosymi, lub w zwierzęcych skórach zamknięte, śmierdzące i spocone. Kotłowała się sama z sobą wymieniając myśli nieuchwytne i szukała towarzystwa, niczym rzep czepiając się każdej okazji – nawet tej, która nic dobrego przynieść nie mogła. Mgła drążyła tunele w fugach zapchanych historią, wdzierała się w piwniczne okna i pośród nielicznych trawników błądziła od stokrotki do stokrotki usiłując je namówić na większą otwartość. Nękała pajęczyny bezpańskie, bezdomne niemalże, lecz czepiające się przeszłości kurczowo i zachłannie.

Mógłbym rozwodzić się nad przyrodą, architekturą, czy artystyczną wizją, którą każdy kupić tu może wprost ze sztalug zdjętą, jeszcze śmierdzącą olejem, czy akrylem. Każdy może jednobarwną grafikę usiłującą ujarzmić okolicę i zatrzymać ją w kadrze subiektywnym – może zobaczyć, kupić, wydziwiać, wyzłośliwiać się, jeśli umysł mały tego właśnie potrzebował będzie do pełni szczęścia. Wiele mógłbym zamieszania wprowadzić. Jednym suchym liściem z dawno minionej jesieni mógłbym poderwać pejzaż ponad kipiel mgieł sennych, skondensowanych do dymu napędzanego chemią, tłustego, zjełczałego i podejrzanego o zapach, który do przyjemnych należeć nie będzie.

Ale… Szła pani piękniejsza od fatamorgany i szedł pan uzbrojony, nabity i odbezpieczony. Pomiędzy nimi leżały cichuteńko kostki granitowe i mgła licha, bo ledwie kostek sięgająca. Szli z grubsza naprzeciw, a kwestia korekty kursu wydawała się być kwestią pojedynczych minut i wzajemnego zauważenia. Architektura zazwyczaj nie jest skora nawet do drgań, a co dopiero do zmiany lokalizacji, więc trwała przewidywalna do znudzenia. Historia sączyła się w przeszłość niespiesznie, leniwie i bardzo dyskretnie, a zestaw bohaterów mijał właśnie ostatnią przeszkodę stojącą na kolizyjnym kursie. Przeszkoda zachwalana przez miejskie przewodniki pyszniła się dwiema wieżami wyciągniętymi tak wysoko, że co tłuściejsze chmury musiały je omijać, bo inaczej wieńczące kopuły krzyże rozpruwały im brzuchy do agonii i łez po kres istnienia.

A kiedy wreszcie azymuty przeciwbieżne ominęły ostatnią przeszkodę, która w dziennym świetle nazywana jest katedrą (takie słowo, które człowiek spodziewa się spotkać w miejscu, w którym słowo historia, przeszłość, przewodnik, towarzyszy bezwiednie) wychwycili na krawędziach synaps własne położenie i z pozorną obojętnością korygowali kurs dążąc do zderzenia czołowego dalekiego od idei zderzeń sprężystych. Szpilki wystukały we mgle zachętę odrobinę głośniej niż musiały, moszna spęczniała od bogactwa nadprodukcji, a wzrok pozorował zainteresowanie ogołoconymi z liści klonami, czy tym gargulcem zzieleniałym od nadmiaru świeżego powietrza.

Dążyli do siebie niczym kule bolas na antylopich nogach z wprawą głodem zaczepione, albo igła kompasu szukająca północy z taką zawziętością, że nawet zimna północ wreszcie uległa i pozwoliła się dotknąć. Katedra okazała się zbyt mikrą dla ich wzroku który zogniskowany na wybranym elemencie widnokręgu pozostałe zignorował wręcz doskonale. Dwie, bliźniacze krople rtęci parły do siebie tłamsząc mgłę pod stopami, lekce sobie ważąc pamięć wieków zapisaną w wygładzonych brukach, a całe otoczenie traktowali jak powietrze pozbawione jakichkolwiek wartości odżywczych, może nawet zbędne i szkodliwe dla ciągłości trwania. Ich trwania.

Namierzanie i pozorna beztroska, analiza danych, poszukiwanie wartości oczekiwanej, tezy i założenia, analizy, domniemania i równanie ze zbyt wieloma niewiadomymi… No właśnie! Równanie! Nie nierówność… Czyli kurs jedynie słuszny, nadzieje uzasadnione, a pośród stukania obcasów, pośród pęczniejącej moszny… Równanie było tym właśnie, co się miało wypełnić rozwiązaniem, wzajemnością i objawić się światu doskonałością doczesną wartą piedestału.

Wszystko przestało mieć ostatni cień znaczenia (może to zasługa mgły, która potrafiła połknąć wątpliwości i cienie rozmyć na własnych nierównościach tak bardzo, że przestawały być czytelne). Kowbojki tłukły rytm stumetrowca, który jest skażony potrzebą pokonania tej trasy szybciej, niż słońce to czyni i pośród własnych podkówek dźwięczących spiżem dzwonu parł lodołamaczem, łamiąc kry we mgle ukryte domniemaniem wymagającym od jego męskości czynów heroicznych. Jej kobiecość z kolei… Usiłowała zwolnić, jednak szpilki, rajstopy gładsze od tafli lodu schwytanego arktycznym oddechem wydawały się dychotomiczne – chciały kusić powolnością i spieszyły ku spełnieniu. W jednym i tym samym kroku przepojonym podejrzeniami spełnienia.

Pośród przestrzeni kurczącej się obustronnie, pośród nieznajomości tak dotkliwej, że dobijającej się wrzaskiem o zmianę stanu w drobnej, detalicznej mgle omywającej stopy, dążyły do siebie dwa ciała potrzebujące się nawzajem bardziej, niż noc potrzebuje dnia do zasadności własnej definicji. Oczami schwytali się już oboje i w tym zwarciu zwijali motki odległości szukając zera absolutnego, a może wręcz wartości ujemnych. Nosy podjąć chciały pracę, bo odległość stawała się już tylko niepotrzebną, chwilową szykaną i z precyzją znaną z przylądka Canaveral rozpoczęło się odliczanie… Dziesięć… Dziewięć…

Odliczanie kurczyło odległość po dwakroć  - z jednej strony kowbojki dźwięczące spiżem, z drugiej metronom szpilką taktowany… trzy… dwa…

- O Q!... - nie wiem kto, nie wiem czemu, ale oba ciała pogrążyły się w mgle chudej do kostek zaledwie…Oba przemieściły się prostopadle do wektora grawitacji, oba zawstydzone, złe i nieszczęśliwe, a mgła piła ich wściekłość z tak jadowitym zadowoleniem, że trudno o szczep toksyn potrafiących ją przebić.

Chwilę zajęło mi, zanim oszołomienie niespodzianym spłynęło i pozwoliło myślom racjonalnym pociągnąć sugestie. Tam… Pod mgłą… Pomiędzy nimi… Był trawniczek mizerota – na góra dwa kroki… Obarczony kagańcem stalowej klamry, bo ktoś się obawiał, że ów trawnik gotów przystąpić do inwazji i opanować granitową, nieskończoną doczesność. Trawnik wciąż tam był… W kagańcu pod mgłą… Tylko pożądanie poszło do nieba niespełnione.

28 komentarzy:

  1. Zastanawiam się, czy nie dałoby się dostosować kroju spodni męskich tak, żeby się nie deformowały impertynenckim egocentrykom z jądrami pełnymi nasienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wybieg erekcyjny? takie gniazdo szerszeni pod paskiem?

      Usuń
    2. to już chyba było...
      tak mi się zdaje, że renesansowe pantalony miały coś na kształt bufora przodem- jakby spodnie miały obustronne pomieszczenie na spory tyłek.

      Usuń
    3. To się nazywało saczek albo mieszek. O ile dobrze pamiętam, Gargantua i Pantagruel takowe posiadali.

      Usuń
    4. padok - doskonale oddaje ideę. spodnie z padokiem - trochę skrępowania byłoby przy zakupach, szczególnie, przy dociekliwej ekspedientce... czy nie gniecie na padoku, a może za mały? proszę uważać, żeby konik nie zajeździł się na śmierć... mnóstwo bardzo rozwojowych porad dla amatora spodni, żeby go zarumienić kompletnie.

      Usuń
    5. Zarumieniony amator skojarzył mi się z rumieniącymi się w piekarniku wiktuałami.

      Usuń
    6. ale dialogi zakupowe - przecudnej urody... niemalże gra wstępna i głowy mogą oszaleć.

      Usuń
    7. Moja już prawie oszalała - boli mnie trzeci dzień.

      Usuń
    8. ale chyba nie z powodu deformacji spodniowych?

      Usuń
    9. Nie, od tego głowa nie boli.

      Usuń
    10. szczegóły może już zostawmy w takim razie.

      Usuń
  2. Bo co innego szpilki, a co innego subkultura. Tak myślę. "Podkuty" pan przywiódł mi na myśl gang motocyklowy.
    Mgła nad chodnikiem? To już musi być nieźle gorąco, albo to pył kurzu.

    Zastanawia mnie czy ci panowie ze zdeformowanym krojem spodni, są świadomi w ogóle, że takie rzeczy można u nich zaobserwować. Bo wtedy nie przemawiałby przez nich egocentryzm i ewentualna żądza, a zupełna niewiedza. Można jeszcze wywnioskować z tych zdeformowanych spodni, że albo w danej sytuacji są singlami, albo ich kobieta akurat ma okres. O... jak wiele można z krocza wyczytać...

    I pan sobie poszedł nie podejmując ryzyka bliższego kontaktu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiedza o deformacji niewiele wnosi, kiedy dwudzieste urodziny dopiero zbliżają się. to stan permanentny i powszechny. nie wysnuwałbym żadnych daleko idących wniosków.

      Usuń
  3. Witaj, Oko.

    Przypomniałam sobie fraszkę anonimowego autora o wdzięcznym tytule "Sąsiad":

    "Nawet po zmroku
    ona poznaje go po kroku."

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. rozbawiony jestem - dzięki za ową dwuznaczność.

      Usuń
  4. Zderzenie/spotkanie dwóch światów. I mimo rzucających się i dziwnie drażniących jak się okazuje szczegółów... wygrywa swoboda? Pora wskoczyć w kowbojki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mi wydawało się, że wygrała mgła...
      ale może się mylę.

      Usuń
    2. Mgła to tajemnica. Ale skoro pożądanie poszło do nieba, nie zostało uziemione, jest nadzieja i obawa, że na kogoś spadnie... Może z majowym d(r)eszczem (?)

      Usuń
    3. wyładowanie (może nawet atmosferyczne)

      Usuń
    4. skoro ma spaść z deszczem, to innego wyjścia nie ma, jak eksplozja - nawet pasuje do pożądania.

      Usuń
    5. Zaczynam się modlić o nietrafienie, a jeśli ma (bo nigdy nic nie wiadomo) spłynąć to poproszę o ciepłą, delikatną mgiełkę.

      Usuń
    6. brać i grymasić... małostkowe dość.

      Usuń
    7. Radzisz... tylko brać? Poprawiłeś mi nastrój :)))

      Usuń
    8. wszystko jedno - ale nie grymasić.

      Usuń
  5. Ciekawe, ile spełnionego pożądania bywa na skrajach szos, gdzie panie w wyzywających strojach wyległy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. łatwo zaspokoić ciekawość - stań blisko takiego miejsca i przejdź się po leśnych ścieżkach - tych nieodległych. znajdziesz więcej prezerwatyw, jak grzybów - statystykę można prowadzić, jeśli nie zniesmacza Cię widok powtarzający się monotonnie.

      Usuń