Metalowe
kwiaty w wazonie więdną z braku zauważenia, a Ty przechodzisz pomimo,
jakbyś chciała im powiedzieć, że ich czas minął, że można je wyrzucić, że cała
istotność zwietrzała już i przestała się liczyć. Niech rdzewieją w niegościnnej
atmosferze. Nawet szkło wazonu matowieje pod twoim wzrokiem pełnym uczuć
nieżyczliwych, wygasłych jak starożytne wulkany, choć wciąż noszących domyślną
erupcję w kolejnym nawrocie gniewu.
Pozwoliłaś
im więdnąć pośród jadowitej, dotkliwej obojętności, nie do końca ubrana,
z resztką rozmazanego makijażu i bosa, malujesz zmarzniętą stopą na dywanie
labirynty nieodgadnione. Bez świadomości, bez ognia i pasji. Po prostu –
paluchem chwytasz perłę czasu i utykasz ją pomiędzy geometryczną klamrą, a
indyjskim kwiatem maszynowo wyprodukowanym gdzieś pod Stambułem.
Spoza
niedomkniętego okna skrada się ptasi śpiew i niepewny cień śniadania, które sąsiad
naprzeciw szykuje bez pośpiechu, chociaż (znowu) jest po nocnej zmianie i
powinien kłaść się spać, lecz jeszcze łyk kawy i jajecznica, a ty dotykasz go
wzrokiem zimnym tak bardzo, że odsuwa talerz, bo zimne jajka jeść, to
przekleństwo. Odsuwa z niesmakiem, lecz kawy kubek zachęcająco unosi w twoją
stronę i próbuje uśmiechem zaprosić na chwilę beztroski – studzisz i ją…
zamrażając mimochodem stojące na jego parapecie orchidee.
Na
twojej ścianie dogorywa nieznajoma pani w sepii, w torturach wymyślonych umysłem
malarza wije się w ramach bogatych, międzywojennym optymizmem naznaczonych.
Obok wegetuje roślina, której życiową codziennością powinna być któraś z
Ameryk, a nie twój kredens zapodziany na europejskich peryferiach. Kurz schodzi ci z drogi i chociaż wiruje z
niepokoju, to jednak położy się wreszcie na poduszkach niepościelonego łóżka,
przyklei do scen z wczorajszego serialu, który nie potrafi się skończyć nawet,
więc kurz jest mu niezbędny i ten twój przez monitor telewizora usiłował wyemigrować i urzeczywistnić nabrzmiałą sterylnością nowelę.
Drobiazg
ludzki pośród piszczącej beztroski przeżywa wielkie, poranne uniesienia w obliczu małych
zdarzeń – ty żyjesz pośród braku zdarzeń, a uniesieniem dysponujesz zaledwie
jak opcją nigdy nie używaną. Noga drąży tunele wcierając naskórek w wielobarwny
dywan, kołdra więdnie solidarnie z owocami zasiedlającymi stołową paterę od tak dawna, że
niedługo mogłyby już korzenie wypuścić, a ty… zupełnie w innym świecie,
nietutejsza, nieobecna.
Znowu
nie spałaś. Znowu udawałaś aż po brzask, który miał nadejść i nie wytrzymałaś – zuchwale wpuściłaś do domu ciemność, wpuściłaś chaos i harmider nocnego nieba wymieszany
ze studencką fantazją, żeby splotły się w niedopowiedzenie i ubrały w
tymczasowość. Noc minęła nadaremno. Na krawędzi łóżka, na poduszce, która nie chciała
pachnieć kimś, kim tej nocy właśnie powinna… nie chciała, bo pewnie nie zna tego
zapachu, który z rzadka na skórze przynosisz, kiedy cała jesteś tańcem spełnienia,
a twoim uśmiechem można pomalować ściany i niebo po trzykroć – jednak nie dziś.
Dziś
jesteś czarną rozpaczą i melancholią. Niespełnieniem i nadzieją zgasłą. Jesteś ideałem
nieszczęścia, które nie zaklnie, ale dlaczego, to już sobie przypomnieć nie
potrafi. Malujesz kolejny krąg piekieł na dywanie, a w kącie zdycha stos
nieprzeczytanych książek, zeszłoroczne gazety, bo był taki czas, kiedy w
gazetach szukałaś Boga, albo bóstewka choćby. A kiedy się okazało, że wszystko iluzją jest, to odepchnęłaś stos, byle poza zasięg wzroku i niech celuloza złote gody
z kurzem obchodzi cichutko i niepostrzeżenie.
Za
oknem słońce wstydzi się powiedzieć dzień dobry i chyba ma rację, bo twoja
twarz jest jawną niezgodą na dzień, na przyszłość jakąkolwiek. Słońce głupie nie
jest, swoje lata ma, więc otarło pot z czoła jakąś przepływającą chmurką i w
kwantowym skoku poszło do razu do tej fałszywie-rudej zza ściany, która o poranku pluska
w wannie wesolutko i śpiewa piosenki, które na weselach się śpiewa, kiedy
panowie już zdejmą krawaty, a panie dyskretnie, pod obrusami zmienią szpilki na bardziej
wygodne buty. Poszło tam i zostało na dłużej, lecz nie chcę dywagować dlaczego.
Mieliłaś
w ustach jakieś słowo nieistniejące, a oczami usiłowałaś przywołać obraz i
zmaterializować go tu i teraz, lecz tylko suchymi łzami się zaniosłaś w
poszarpanym westchnieniu, a makijaż popękał jak drewniany ołtarz sprzed pięciu
stuleci. Na dywanie kwitł kwiat lotosu malowany wciąż paluchem zimnym, a wełna
uciekała od twojej pieszczoty nastroszona jeżem zupełnie niegodnym owczego runa.
Dzień kwitł bez ciebie i może nawet byłaś mu za to wdzięczna, choć wytrwale
milczałaś i obdarzałaś świat ołowianym spojrzeniem, w którym burze mogłyby dojrzewać.
Dzwonek
do drzwi zwiastował odmianę, aleś ją zlekceważyła. Listonosz, sąsiadka ponoć po
cukru szczyptę, może sąsiad od orchidei zaniepokojony nieskończonością twojego
oblicza przyszedł zapytać resztką odwagi… Zlekceważyłaś, a mandala na dywanie
rosła rozetą w braku znaczenia i bezużyteczna. Ktoś drzwiami trzasnął, ktoś
stłukł butelkę. Sygnał karetki zająknął się niedaleko, soczyste przekleństwo zawisło
na płocie budowy – pchała się codzienność do ciebie, a ty ignorowałaś ją po kres pojmowania.
Zbyt
odległa od tutaj, od teraz. Bosa, półnaga, rozmazana. Nie powiem brzydka, bo w
tej naturalności wydajesz się oszałamiać prawdą. Wczorajsza taka, albo wczoraj
skazana na samotność. Z niewyspaniem wciąż zanurzona w przeszłości niedokończonej
spełnieniem, która powinna już zaszczycić karty kronik, a ty nadal w niej
tkwisz i kroku do dzisiaj zrobić nie umiesz. Albo nie masz z kim. Zupełnie,
jakbyś się wstydziła własnej niedoskonałości. A przecież – lepszych tu nie ma.
Może tylko są bardziej bezczelni, lub zadufani w sobie. Może nie tylko ty
czekasz, aż jutro wyciągnie do ciebie rękę i sprawi, że wczoraj stanie się teraźniejszością
ciągłą i nieustającą. Wiecznością. Chwilą w której zamknie się każde
pojmowanie, pożądanie i pragnienie. A metalowe kwiaty urodzą pachnące owoce.
Może nie ma powodu by w nowy dzień wkroczyć?
OdpowiedzUsuńto tak można? muzeum teraźniejszości niedoszłej?
Usuńa może nie mogła rozstać się z dniem poprzednim, skoro nawet makijażu nie zmyła...
Usuńna makijażu znam się słabo - nie da się w tym spać? albo przynajmniej do łóżka położyć?
Usuńjeśli wieczór był upojny, to poranek nie zaczynałby się chyba dłubaniem dziur w dywanie.
Kto to wie, co siedzi w głowie kobiety?
UsuńW makijażu da się spać, ale niezdrowo i pościeli szkoda...
w tym stanie ducha kwestia pościeli wydaje się marginalnie nieistotna. skoro makijaż został, to czemu oszczędzać poduszkę?
UsuńTrochę mi tu pachnie mną, czego oczywiście nie mogłeś przewidzieć.
OdpowiedzUsuńnie mogłem? a kto zabroni?
UsuńJa nie. Mnie jest wszystko jedno. Kręci mi się w głowie.
Usuńod czytania? to może odpuść...
UsuńNie. Od 13 godzin pracy.
Usuńa czytanie pomaga?
UsuńNa to pomaga tylko porządny, długi sen.
Usuńto długiej nocy Ci życzę - bardziej udanej, niż miała bohaterka dzisiejszego opowiadanka.
UsuńJestem bez szans - jutro znowu na 7.00, a wstać muszę o 5.00.
Usuńto kładź się już, zamiast udzielać się towarzysko.
UsuńNoc minęła nadaremno. Na krawędzi łóżka, na poduszce, która nie chciała pachnieć kimś, kim tej nocy właśnie powinna… ...sen nie chciał mieć swego kontinuum w rzeczywistości, więc znów noc się wydłuża jako cienie grubych zasłon. I znów mogłaś obudzić się do snu, i wtenczas... uśmiechem można pomalować ściany i niebo po trzykroć...
OdpowiedzUsuńtęsknoty potrafią z rzeczywistością zrobić różne dziwne rzeczy. pewnie znasz z własnej historii.
UsuńGorzej jeżeli tęskni się za czymś czego nigdy nie było.
Usuńmarzenia do spełnienia to przecież bardzo pozytywny objaw - dlaczego gorzej? marzenia powinny napędzać. gorzej byłoby, gdyby marzenia spełniły się niestety i spowodowały taki stan.
UsuńOna czeka bez nadziei. I chyba nie wierzy w "może..."
OdpowiedzUsuńa ja sądziłem, że wypełniona jest po brzegi czymś, co uniemożliwia, aby cokolwiek więcej się zmieściło w niej - nawet nadziei nie da się wetknąć do tego wnętrza, więc musi to coś przepalić w sobie, żeby nowe mogło zaistnieć czymkolwiek mogłoby to nowe być.
UsuńMożesz mieć rację. Nie wiadomo, czy sama poradzi. Nadzieja... w jutrze.
Usuńa słońce się poddało...
Usuńw to akurat nie uwierzę, na pewno udawało (zdążyło wywołać uśmiech) :)))
Usuńtak - u tej fałszywie rudej za ścianą
Usuńi śmiech zza ściany zaraża i kusi pluskanie, czyli jest szansa na poprawę,
Usuńi może nawet dzisiaj
ona zmonopolizowała słońce - pewnie wyjdzie od niej rumiane... może nawet fałszywe, ale czyściutkie i pachnące pożądaniem lub spełnieniem
Usuńfałszywe i... zdradliwe? to już lepiej tańczyć z cieniem
Usuńbez słońca, to i o cień trudno - chyba, że sztuczny
Usuńsztuczny cień, sztuczne światło- nie będzie łatwo
Usuńsztuczny taniec wyjdzie, jeśli sztucznych tancerzy nie zabraknie
Usuńtak też można, tylko... po co?
Usuńi nawet nie chcę już o tym myśleć
same dygresje, a każda z nich dalej od treści, którą to wszystko się zaczęło. stąd i zmęczenie zapewne.
Usuńtak, dziękuję za dzisiaj
Usuńodpływam do krainy marzeń i snów :)
Nie do uwierzenia, co brak snu może zrobić z zadbaną kobietą rano, kiedy wymięcie pokazuje mocno sfilcowaną fizjonomię.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
z facetem nieprzespana noc może zrobić równie wiele.
Usuń