wtorek, 17 kwietnia 2018

Intymność w dywanie zaklęta.


Metalowe kwiaty w wazonie więdną z braku zauważenia, a Ty przechodzisz pomimo, jakbyś chciała im powiedzieć, że ich czas minął, że można je wyrzucić, że cała istotność zwietrzała już i przestała się liczyć. Niech rdzewieją w niegościnnej atmosferze. Nawet szkło wazonu matowieje pod twoim wzrokiem pełnym uczuć nieżyczliwych, wygasłych jak starożytne wulkany, choć wciąż noszących domyślną erupcję w kolejnym nawrocie gniewu.

Pozwoliłaś im więdnąć pośród jadowitej, dotkliwej obojętności, nie do końca ubrana, z resztką rozmazanego makijażu i bosa, malujesz zmarzniętą stopą na dywanie labirynty nieodgadnione. Bez świadomości, bez ognia i pasji. Po prostu – paluchem chwytasz perłę czasu i utykasz ją pomiędzy geometryczną klamrą, a indyjskim kwiatem maszynowo wyprodukowanym gdzieś pod Stambułem.

Spoza niedomkniętego okna skrada się ptasi śpiew i niepewny cień śniadania, które sąsiad naprzeciw szykuje bez pośpiechu, chociaż (znowu) jest po nocnej zmianie i powinien kłaść się spać, lecz jeszcze łyk kawy i jajecznica, a ty dotykasz go wzrokiem zimnym tak bardzo, że odsuwa talerz, bo zimne jajka jeść, to przekleństwo. Odsuwa z niesmakiem, lecz kawy kubek zachęcająco unosi w twoją stronę i próbuje uśmiechem zaprosić na chwilę beztroski – studzisz i ją… zamrażając mimochodem stojące na jego parapecie orchidee.

Na twojej ścianie dogorywa nieznajoma pani w sepii, w torturach wymyślonych umysłem malarza wije się w ramach bogatych, międzywojennym optymizmem naznaczonych. Obok wegetuje roślina, której życiową codziennością powinna być któraś z Ameryk, a nie twój kredens zapodziany na europejskich peryferiach. Kurz schodzi ci z drogi i chociaż wiruje z niepokoju, to jednak położy się wreszcie na poduszkach niepościelonego łóżka, przyklei do scen z wczorajszego serialu, który nie potrafi się skończyć nawet, więc kurz jest mu niezbędny i ten twój przez monitor telewizora usiłował wyemigrować i urzeczywistnić nabrzmiałą sterylnością nowelę.

Drobiazg ludzki pośród piszczącej beztroski przeżywa wielkie, poranne uniesienia w obliczu małych zdarzeń – ty żyjesz pośród braku zdarzeń, a uniesieniem dysponujesz zaledwie jak opcją nigdy nie używaną. Noga drąży tunele wcierając naskórek w wielobarwny dywan, kołdra więdnie solidarnie z owocami zasiedlającymi stołową paterę od tak dawna, że niedługo mogłyby już korzenie wypuścić, a ty… zupełnie w innym świecie, nietutejsza, nieobecna.

Znowu nie spałaś. Znowu udawałaś aż po brzask, który miał nadejść i nie wytrzymałaś – zuchwale wpuściłaś do domu ciemność, wpuściłaś chaos i harmider nocnego nieba wymieszany ze studencką fantazją, żeby splotły się w niedopowiedzenie i ubrały w tymczasowość. Noc minęła nadaremno. Na krawędzi łóżka, na poduszce, która nie chciała pachnieć kimś, kim tej nocy właśnie powinna… nie chciała, bo pewnie nie zna tego zapachu, który z rzadka  na skórze przynosisz, kiedy cała jesteś tańcem spełnienia, a twoim uśmiechem można pomalować ściany i niebo po trzykroć – jednak nie dziś.

Dziś jesteś czarną rozpaczą i melancholią. Niespełnieniem i nadzieją zgasłą. Jesteś ideałem nieszczęścia, które nie zaklnie, ale dlaczego, to już sobie przypomnieć nie potrafi. Malujesz kolejny krąg piekieł na dywanie, a w kącie zdycha stos nieprzeczytanych książek, zeszłoroczne gazety, bo był taki czas, kiedy w gazetach szukałaś Boga, albo bóstewka choćby. A kiedy się okazało, że wszystko iluzją jest, to odepchnęłaś stos, byle poza zasięg wzroku i niech celuloza złote gody z kurzem obchodzi cichutko i niepostrzeżenie.

Za oknem słońce wstydzi się powiedzieć dzień dobry i chyba ma rację, bo twoja twarz jest jawną niezgodą na dzień, na przyszłość jakąkolwiek. Słońce głupie nie jest, swoje lata ma, więc otarło pot z czoła jakąś przepływającą chmurką i w kwantowym skoku poszło do razu do tej fałszywie-rudej zza ściany, która o poranku pluska w wannie wesolutko i śpiewa piosenki, które na weselach się śpiewa, kiedy panowie już zdejmą krawaty, a panie dyskretnie, pod obrusami  zmienią szpilki na bardziej wygodne buty. Poszło tam i zostało na dłużej, lecz nie chcę dywagować dlaczego.

Mieliłaś w ustach jakieś słowo nieistniejące, a oczami usiłowałaś przywołać obraz i zmaterializować go tu i teraz, lecz tylko suchymi łzami się zaniosłaś w poszarpanym westchnieniu, a makijaż popękał jak drewniany ołtarz sprzed pięciu stuleci. Na dywanie kwitł kwiat lotosu malowany wciąż paluchem zimnym, a wełna uciekała od twojej pieszczoty nastroszona jeżem zupełnie niegodnym owczego runa. Dzień kwitł bez ciebie i może nawet byłaś mu za to wdzięczna, choć wytrwale milczałaś i obdarzałaś świat ołowianym spojrzeniem, w którym burze mogłyby dojrzewać.

Dzwonek do drzwi zwiastował odmianę, aleś ją zlekceważyła. Listonosz, sąsiadka ponoć po cukru szczyptę, może sąsiad od orchidei zaniepokojony nieskończonością twojego oblicza przyszedł zapytać resztką odwagi… Zlekceważyłaś, a mandala na dywanie rosła rozetą w braku znaczenia i bezużyteczna. Ktoś drzwiami trzasnął, ktoś stłukł butelkę. Sygnał karetki zająknął się niedaleko, soczyste przekleństwo zawisło na płocie budowy – pchała się codzienność do ciebie, a ty ignorowałaś ją po kres pojmowania.

Zbyt odległa od tutaj, od teraz. Bosa, półnaga, rozmazana. Nie powiem brzydka, bo w tej naturalności wydajesz się oszałamiać prawdą. Wczorajsza taka, albo wczoraj skazana na samotność. Z niewyspaniem wciąż zanurzona w przeszłości niedokończonej spełnieniem, która powinna już zaszczycić karty kronik, a ty nadal w niej tkwisz i kroku do dzisiaj zrobić nie umiesz. Albo nie masz z kim. Zupełnie, jakbyś się wstydziła własnej niedoskonałości. A przecież – lepszych tu nie ma. Może tylko są bardziej bezczelni, lub zadufani w sobie. Może nie tylko ty czekasz, aż jutro wyciągnie do ciebie rękę i sprawi, że wczoraj stanie się teraźniejszością ciągłą i nieustającą. Wiecznością. Chwilą w której zamknie się każde pojmowanie, pożądanie i pragnienie. A metalowe kwiaty urodzą pachnące owoce.

37 komentarzy:

  1. Może nie ma powodu by w nowy dzień wkroczyć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to tak można? muzeum teraźniejszości niedoszłej?

      Usuń
    2. a może nie mogła rozstać się z dniem poprzednim, skoro nawet makijażu nie zmyła...

      Usuń
    3. na makijażu znam się słabo - nie da się w tym spać? albo przynajmniej do łóżka położyć?
      jeśli wieczór był upojny, to poranek nie zaczynałby się chyba dłubaniem dziur w dywanie.

      Usuń
    4. Kto to wie, co siedzi w głowie kobiety?
      W makijażu da się spać, ale niezdrowo i pościeli szkoda...

      Usuń
    5. w tym stanie ducha kwestia pościeli wydaje się marginalnie nieistotna. skoro makijaż został, to czemu oszczędzać poduszkę?

      Usuń
  2. Trochę mi tu pachnie mną, czego oczywiście nie mogłeś przewidzieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie mogłem? a kto zabroni?

      Usuń
    2. Ja nie. Mnie jest wszystko jedno. Kręci mi się w głowie.

      Usuń
    3. od czytania? to może odpuść...

      Usuń
    4. Nie. Od 13 godzin pracy.

      Usuń
    5. Na to pomaga tylko porządny, długi sen.

      Usuń
    6. to długiej nocy Ci życzę - bardziej udanej, niż miała bohaterka dzisiejszego opowiadanka.

      Usuń
    7. Jestem bez szans - jutro znowu na 7.00, a wstać muszę o 5.00.

      Usuń
    8. to kładź się już, zamiast udzielać się towarzysko.

      Usuń
  3. Noc minęła nadaremno. Na krawędzi łóżka, na poduszce, która nie chciała pachnieć kimś, kim tej nocy właśnie powinna… ...sen nie chciał mieć swego kontinuum w rzeczywistości, więc znów noc się wydłuża jako cienie grubych zasłon. I znów mogłaś obudzić się do snu, i wtenczas... uśmiechem można pomalować ściany i niebo po trzykroć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tęsknoty potrafią z rzeczywistością zrobić różne dziwne rzeczy. pewnie znasz z własnej historii.

      Usuń
    2. Gorzej jeżeli tęskni się za czymś czego nigdy nie było.

      Usuń
    3. marzenia do spełnienia to przecież bardzo pozytywny objaw - dlaczego gorzej? marzenia powinny napędzać. gorzej byłoby, gdyby marzenia spełniły się niestety i spowodowały taki stan.

      Usuń
  4. Ona czeka bez nadziei. I chyba nie wierzy w "może..."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja sądziłem, że wypełniona jest po brzegi czymś, co uniemożliwia, aby cokolwiek więcej się zmieściło w niej - nawet nadziei nie da się wetknąć do tego wnętrza, więc musi to coś przepalić w sobie, żeby nowe mogło zaistnieć czymkolwiek mogłoby to nowe być.

      Usuń
    2. Możesz mieć rację. Nie wiadomo, czy sama poradzi. Nadzieja... w jutrze.

      Usuń
    3. a słońce się poddało...

      Usuń
    4. w to akurat nie uwierzę, na pewno udawało (zdążyło wywołać uśmiech) :)))

      Usuń
    5. tak - u tej fałszywie rudej za ścianą

      Usuń
    6. i śmiech zza ściany zaraża i kusi pluskanie, czyli jest szansa na poprawę,
      i może nawet dzisiaj

      Usuń
    7. ona zmonopolizowała słońce - pewnie wyjdzie od niej rumiane... może nawet fałszywe, ale czyściutkie i pachnące pożądaniem lub spełnieniem

      Usuń
    8. fałszywe i... zdradliwe? to już lepiej tańczyć z cieniem

      Usuń
    9. bez słońca, to i o cień trudno - chyba, że sztuczny

      Usuń
    10. sztuczny cień, sztuczne światło- nie będzie łatwo

      Usuń
    11. sztuczny taniec wyjdzie, jeśli sztucznych tancerzy nie zabraknie

      Usuń
    12. tak też można, tylko... po co?
      i nawet nie chcę już o tym myśleć


      Usuń
    13. same dygresje, a każda z nich dalej od treści, którą to wszystko się zaczęło. stąd i zmęczenie zapewne.

      Usuń
    14. tak, dziękuję za dzisiaj
      odpływam do krainy marzeń i snów :)

      Usuń
  5. Nie do uwierzenia, co brak snu może zrobić z zadbaną kobietą rano, kiedy wymięcie pokazuje mocno sfilcowaną fizjonomię.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z facetem nieprzespana noc może zrobić równie wiele.

      Usuń