poniedziałek, 25 kwietnia 2022

Płyń, albo toń (chyba, że zaopatrzyłeś/aś się w skrzela).

 

Deszcz zmiażdżył perspektywę. Stłamsił ją uporczywą mżawką i skrócił widzenie do czubka stopy wyciągniętej ponad miarę, by minąć puchnąca z sytości kałużę. Tłum obcojęzycznie komentował zjawiska atmosferyczne na bogato, w nosie mając zagryzione w pięściach milczenie tubylców o twarzach poszarzałych na wzór błotnych kałuż. Na świat wypłynęły kobiety o biodrach szerokich, dostatnio wypornych, może nawet rozpustnie? Te chudsze, kryły grzywki pod zimowymi czapkami, zsuwającymi się bezkarnie aż po granice namalowanych w zaciszu sypialni brwi i dreptały w miejscu, jakby miesiły glinę na betonowym trotuarze. A jeśli deptały wirtualną kapustę? Wszak uwielbiam kiszoną…. Kto wie, czy nie merlota, który absolutnie wymaga dziewczęcych stóp, by nabrać głębi smaku, któremu nie oprze się nawet podstarzały koneser. Natura wreszcie chłonie beznamiętnie – ile tylko udźwignie. Ludzie? Skuleni w sobie, błąkający się pomiędzy pazernymi rozlewiskami, ze źrenicami pełnymi świeżo skroplonych łez zdają się być zaledwie paprochami dryfującymi na powierzchni. W taki dzień aż się prosi o pikantną golonkę, jaja na boczku, węgierską zupkę, czy coś jeszcze bardziej dosadnego. Syntetyczne ubranie, szczególnie dla jednostek niezrzeszonych w związki „na śmierć i życie” – to jednak odrobinę za mało.

2 komentarze:

  1. W taki dzień, najlepsze zacisze ulubionego fotela i kieliszek naleweczki:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. znam lepszą alternatywę - ciepłe ramiona, pośród których dygresje zmienią się w nieistotne zjawiska, spoza horyzontu wszystkiego, co gotowa byłabyś umieścić w prywatnym sezamie z metką "ważne"... "najważniejsze"

    OdpowiedzUsuń