Ludzie przekroczyli barierę rasy i krzyżują się, zuchwale mieszając geny z różnych kontynentów. Lecz to obecnie za mało. Wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc kolejnym etapem, przewidywalnym i zgoła oczywistym stały się eksperymenty w obrębie jednopłciowej bliskości. Nauka, jeśli tak można nazwać dążenie do spełnienia takiego kaprysu – robi co może, żeby się udało, pionierom gwarantując sławę wiekuistą i nimb boskości. Przy takim zaangażowaniu, kwestią czasu jest medialny sukces eksperymentu.
I co dalej? Ludziom wystarczyło odwagi (fantazji?) by kopulować międzygatunkowo, partnerów wyławiając ze świata fauny. Pewnie taki seks przestanie dziwić, gdy nieplatoniczna miłość do kotków, psów, czy kucyków stanie się treścią porannych wieści z wielkiego świata, a śluby z sarenką, delfinem butlonosym, czy wietnamską świnką staną się propozycją dla koneserów ekstrawaganckiej miłości. Tym bardziej, że już za chwilę, dzięki osiągnięciom zaawansowanej elektroniki wirtualne będzie można poeksperymentować w zakresie wirtualnych doznań, nawet z partnerem dawno wymarłego gatunku.
Więc, idąc tym tropem, warto poszukać dziewiczych uczuć gdzieś indziej. Gdzieś, gdzie na dotychczas nie eksplorowanych polach. Amatorsko, ale jednak zainteresowała mnie biologia, gdyż nowoczesna, niedopracowana technomiłość zdawała się być nieco kanciasta i pozbawiona duchowości. Elementu związanego z tajemnicą istnienia i instynktami, w jakie wyposażony został świat natury ożywionej.
Zacząłem czytać, studiować życie i rozmnażanie roślin, od prozaicznie płodnych warzyw okopowych, poprzez chwasty z ich niezachwianą wolą przetrwania, aż wreszcie swój zachwyt skierowałem ku drzewom. Tak. Życie potrafiące przetrwać każde warunki, rozciągnięte na setki, a może i tysiące lat. Najpierw, naiwnie, gromadziłem nasiona, eksperymentowałem. Jak oślepiony żądzą nastolatek całe zapasy nasienia przeznaczałem wyłącznie im. Masturbując się pozyskiwałem materiał badawczy każdego dnia. Nawet w święta nie odpoczywałem. Każdy sukces ejakulacyjny trafiał prosto do starannie wyselekcjonowanych próbek zawierających tyle nasion, ile zdołałem pokryć spermą, żeby zwiększyć szanse. Podejrzewałem, że to będzie trudne, jednak liczyłem na łut szczęścia, albo przypadek, jaki stawał się udziałem wielkich odkrywców.
Jak skończony głupiec usiłowałem zapłodnić nasiona drzew, zapominając, że to gotowe do życia embriony. Mijały miesiące pełne goryczy i zniechęceń. Żyłem tak zdrowo, jak tylko się dało. Zrezygnowałem z nałogów, używek i wszystkiego, co mogło zdegradować nasienie. Wtedy nadeszło olśnienie. Trzeba zapładniać kwiaty żeńskie, a nie nasiona! Całymi tygodniami snułem się po lasach, wspinając się na drzewa i zapładniając „partnerki” wprost na stanowisku badawczym. Jakżeż żałowałem, że nie urodziłem się kobietą i nie mogłem pyłkiem zapładniać siebie. Byłem pewien, że już dawno osiągnąłbym spektakularny sukces. Znałbym swoje ciało i wiedziałbym, kiedy przeprowadzić iniekcję pochwy maksymalizując nadzieje na potomstwo gęstymi strumieniami męskiego pyłku. A tak? Rozlewałem nasienie gdzie popadnie, niczym nieszczęsny Onan, a żaden Bóg nie zamierzał ofiarować mu życia.
Popadłem w marazm. Zimą, kiedy drzewa nie kwitły, przez co spółkowanie było daremnym snułem się po mieście, nie mogąc znaleźć miejsca dla siebie. Na jakimś afiszu wyczytałem informację o prelekcji światowej sławy dendrologa na miejscowym uniwersytecie. Z rozpaczy postanowiłem pójść, a po części oficjalnej poprosić o indywidualną konsultację. Prelegent okazał się być kobietą, a nie tylko zawodowy kontakt z przyrodą wzmógł w niej empatię. Instynkty macierzyńskie również mogły mieć swój udział – niespełniona w życiowej roli, bezdzietna kobieta po menopauzie usiłowała zrozumieć mój punkt widzenia.
- Przedłużenie gatunku brzmi dziwnie – skomentowała ostrożnie moją rozbudowaną opowieść – Szczególnie, gdy zamierzasz zmienić świat i zapoczątkować nowy gatunek. To oczywista mrzonka, ale rozumiem twój punkt widzenia. Po co powielać schematy, skoro można pójść pionierską ścieżką i zrobić coś nieoczywistego, choćby była absurdalna. Krzywdy raczej nikomu nie robisz, więc można to traktować jak ekstrawaganckie hobby. A skoro zdobyłeś się na śmiałość, żeby ze mną porozmawiać by zwiększyć szanse sukcesu, to podrzucę kilka wskazówek. Skorzystasz, jeśli zechcesz.
Kiwnąłem głową, bez słów, żeby się nie zniechęciła, albo nie wystraszyła współudziału w rewolucji seksualnej. A co mi tam. Niech mnie uzna za kompletnego czubka, ale chciałem skorzystać z podpowiedzi.
- Człowiek i drzewo… dojrzewają w swoim czasie. Przypomnij sobie swoje dzieciństwo. Nocne polucje pojawiły się zanim poczułeś instynkty. Potem był ten trudny czas, kiedy dostęp do seksu był niezwykle trudny, a ciało potrzebowało go i gotowe było do działania na zawołanie. Wtedy mówili ci, że jesteś niedojrzały. Teraz powiedzą, że już za późno, że twój czas minął, chociaż erekcję miewasz pewnie regularną. Przypomnij sobie, że w pierwszym okresie aktywności (a raczej jej braku) nie myślałeś o perwersjach, o doznaniach nieoczywistych, bo takimi stawał się każdy akt, choćby i autoerotyczny. Dobrze byłoby założyć, że drzewa mają podobnie. Tylko dojrzewają proporcjonalnie dłużej. I choć młode okazy miewają kwiaty żeńskie, to nie są gotowe na perwersję. Z kolei te najstarsze mogą już nie mieć w sobie wystarczającej siły życiowej. Stąd prosty wniosek, że celować ze swoim apetytem musisz w „panie w średnim wieku”. Dla sosny to będzie jakieś sto-dwieście lat, choć znana jest nauce sosna oścista, które w skrajnie niekorzystnych warunkach przetrwała ponad cztery i pół tysiąca lat i wciąż żyje. A tak poza protokołem, powiedz, jak zamierzasz potwierdzić ojcostwo? Może już się udało i w gruncie pod drzewami leżą twoje dzieci, czekając na wiosnę? I ostatnia sprawa, czy te dzieci mają wrosnąć w grunt i stać w lesie, czy też chodzić na dyskoteki i zwiedzać świat?
Drzewa drzewami, ale już kilkakrotnie spotkałam się z doniesieniami o kretynce, która poślubiła szmacianą lalkę, a potem urodziła szmaciane dzieci. Dlaczego jej nie leczą?!
OdpowiedzUsuńostrożnie. podobno ma wejść prawo, które pozwoli zamknąć do więzienia za głoszenie definicji małżeństwa.
UsuńNawet mnie nie denerwuj!
Usuńkwestia dni raczej niż miesięcy. ostatnia okazja "za darmo" to powiedzieć. korzystaj. małżeństwo - związek mężczyzny i kobiety mający na celu wspólne wychowanie potomstwa. święty związek zresztą. a definicję być może niedoskonale przytaczam, bo z głowy, a nie z sieci.
Usuńale zerknij na wikipedię, to doznasz wstrząsu. https://pl.wikipedia.org/wiki/Ma%C5%82%C5%BCe%C5%84stwo
To nie na moje nerwy. Chyba na złość popieprzonemu światu wyjdę za mąż. Za faceta, który nie był wcześniej kobietą ani nie wchodził w związki płcią własną. Tylko muszę go poszukać, bo nie wiem, gdzie jest.
Usuńtrzymam kciuki. niech się znajdzie taki nieoszukany.
Usuń