Samolot znalazł jakąś lukę w chmurach i zgrabnie wśliznął
się pod nie, żeby zakotwiczyć w Mieście, a zabłąkana mewa sterowała w kierunku
tej wyrwy, szukając czystego nieba, by odpłynąć na wysokich prądach w kierunku
morza. Nosiciel cyfrowych obrazków nie cieszył się nadmiernym zaufaniem długowłosej
modelki ozdabiającej swoimi kolankami i uśmiechem słoneczny zegar na elewacji
ratusza, bo wielokrotnie sprawdzała, czy nosiciel pikselami objął wystarczająco
dużo ozdobników okalających jej urodę. Natychmiastowa wysyłka w czeluści
sieciowe zwieńczyła wysiłki i uśmiech pani stał się rzeczywistością wirtualną
okraszając i tak już bardzo barwny świat. Po chwili nosiciel pikseli stał się nosicielem
modelki z którą wirował, aby i taką scenkę dało się uwiecznić przy użyciu osoby
trzeciej. Sesja zakończyła się sukcesem, więc zapewne również wyimportowane
zostały włosy rozwiane wirem nosiciela-stwórcy-cyklonu na tle miejskiego pręgierza.
Towarzystwo mijało parkę z wielonarodowościowym uśmiechem i nawet niemiecka
mowa ścichła, żeby nie zaburzyć obrazu. Dwie szczuplutkie panie po teatralnych
uściskach zdecydowały się na obiad, lecz chyba były zdecydowane, bo kierowały swoją
radość w stronę wegańskiej restauracji. Grube, wełniane skarpety zastąpiły
pończochy, wspinając się na nieletnie uda, jednak niewystarczająco, żeby skryć
się pod minispódniczką, ale to chyba wina owej spódnicy, bo skarpety robiły co
mogły. Za to buciki pani krótkowłosej zmieściły się zupełnie swobodnie, dzięki
czemu pani mogła się skupić na przytulaniu się do pana idącego z nią pod rękę. Wielopokoleniowa
turystyczna rodzinka obciążona napojami w papierowych kubkach meandrowała rynkiem
tworząc skupisko pchane jednym, wspólnym instynktem i monolitycznymi zmysłami –
patrzyli w jedną stronę i uszy wyciągali w podobnych kierunkach, a nawet
uśmiechami ogrzewali jednoosobowe końskie oblicze – koń nawet ramionami nie wzruszył, tak
bardzo był przyzwyczajony do demonstracyjnej, nic nie wnoszącej (z punktu
widzenia konia) sympatii. Ktoś grał, ktoś tańczył, kto inny rzeźbił w drewnie następnego
bezimiennego bożka, albo akt z obrazka pamiętanego dłońmi. Euforia falowała jakoś tak sinusoidalnie, falami i cyklicznie i była chyba odrobinę na wyrost, może z powodu nieustannego jej dokumentowania, bo przecież kto to widział śmiać się i nie mieć na to żadnego dowodu, czy alibi. Taki dzień może być środą, albo piątkiem, bo to nie ma żadnego znaczenia - taki prosty i codzienny, niemal jak kromka chleba na śniadanie.
Za takim spokojem i swojskością tęskni się w pewnym wieku, młodzi żyją innym rytmem, trudno za nimi nadążyć.
OdpowiedzUsuńChociaż ja chyba zawsze wolałam takie sobie zwyczajne dni od pogoni za niezwyczajnym...
a po co nadążać? niech biegną i krzyczą swoją radość na zdrowie - zanim dogonisz pierwszych nadbiegną następni - wystarczy mieć zmysły otwarte na otoczenie
UsuńJaka szkoda, że tak sporadycznie doceniamy zwykłą kromkę chleba - traktując z reguły jako zwykłą oczywistość. Dobrze, że jest takie oko, które potrafi odbić w lustrze obrazek tak smakowity, że chce się takiej pajdki posmakować. Nawet i bez masła...
OdpowiedzUsuńsmacznego życzę - dzień jak kromka chleba - to chyba film taki był.
Usuńa na ścianie klasztoru brata Alberta widziałem napis: "być dobrym, jak kromka chleba".
chleb jest genialny - całe życie się go je i nie nudzi się.
Dla równowagi: znalazłeś coś, co uwielbiam, za czym przepadam i co podziwiam - i włożyłeś do tej notki.
OdpowiedzUsuńfaceci to tumany - jak mam zgadnąć w tym tłoku?
Usuńza trudne dla mnie...
Samolot.
UsuńKocham bezgranicznie...
A teraz jeszcze z innej beczki: czekam na to-tamto-co-wiesz i nie wiem, co dalej. Będzie? Nie będzie?
OdpowiedzUsuńcoś ma być dalej?
Usuńa które?
dzień w którym skończyła mi się domyślność nastał...
O to takie bardzie z tfu-rczością pytam...
UsuńDomyślność może i Ci się skończyła, ale na pewno podążysz inną drogą i nowe "obiekty" nam pokażesz ;)
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego w Nowym Roku! :)
Pani Frau pytała o coś historycznie nieskończonego, a ja nie wiem o co chodzi...
Usuńa obiekty znajdą się same, bo one po Mieście krążą... nieustannie
kłaniam się jeszcze starorocznie