wtorek, 16 lutego 2021

Przepoczwarzanie.

 

Pani, cieleśnie cierpiąca na klęskę urodzaju, wytapiała w śniegu ślady stóp sugerujących wiekową niedojrzałość. Ślady - owszem, subtelne, jak mgła znosząca zaloty porannej mgły, zdawały się być skrojone na osobę o dużo skromniejszych gabarytach, jednak snuły się za tą właśnie niewiastą i o powidokach mowy być nie mogło. Każdego architekta zatchnęłoby, że można taki gmach postawić na tak mizernych podstawach. Tylko dzieci, z nieświadomości gotowe uczynić podobne zuchwalstwo. Pocieszyłem się myślą (żeby nie stracić resztek rozsądku), że pani była w trakcie metamorfozy i od stóp zaczęła zwalczać to wszystko, co w niej życie nagromadziło. Miałem podstawy! Pani niosła z pięć worów w kierunku śmietnika, co zdawało się oznaką, że zamierza odmienić życie i zacząć pisać nową, dziewiczą kartę.

Tatuś prowadził pisklę ku innym, już rozbawionym i ćwierkającym piękniej, niż wróble przekomarzające się z sikorkami, niż kosy poświstujące na kwiczoły, niż… ech! To trzeba usłyszeć, żeby zrozumieć. Nikt nie cieszy się aż tak, jak ludzki narybek!

Zmiatam śnieg z balkonu i wrzucam urobek do zlewu. Jedna komora nie wystarcza, więc napełniam kolejną. Prywatna zima kwitnie w kuchni, topniejąc wolniej, niż moje podejrzenia, że trwać jej przyszło w niegodziwych warunkach. I nie zmienił tego bałwanek ulepiony, nim resztki spłynęły do ścieków. I on - zostawił po sobie ledwie parę igieł, grudkę ziemi i trochę śmieci. Ale był!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz