Pani, barwą i kształtem przypominająca pomarańczkę, niosła na plecach przekaz reklamujący fit-kulturę, podpartą ręcznie świeżo odpalanym papieroskiem. Inna, mijająca mnie na moście usiłowała wciągnąć mnie nosem, zaciągając się zachłannie po czubki kłębełków płucnych. Dziewczątko, odziane w firanę białych spodni, łypało na mnie różowiutkimi od brzasku pośladkami, tańczącymi do wtóru młodych, być może wciąż niezepsutych doświadczeniem myśli. Mury kościelne z otworami architektonicznymi archaicznej klimatyzacji skojarzyły mi się z drogą ewakuacyjną dla bóstw wszelakich, żeby mogły czmychnąć w przypadku pożaru, lub nadmiernego stężenia żarliwych modlitw o cud. Pod sklepikiem Caritasu - krew wiernych. Najwyraźniej ktoś potrzebował pomocy pośród nocnych bezeceństw i chyba uzyskał, gdyż krew zniknęła z trotuarów, gdy tylko aureole świętej witryny straciły zasięg. Służba drogowa przywiozła na miejsce zsyłki młodą lipę. Osadzona zostanie i spętana w dyby na wieki, a przynajmniej na dożywocie.
Nie wiesz przypadkiem, dlaczego pani była pomarańczowa?
OdpowiedzUsuńWyobraziłam sobie dzięki Tobie owo zagęszczenie żarliwych modłów i bogów czmychających otworami w murach. To takie piękne, chora jestem i źle sie czuję, ale mimo to uśmiech rozciągnął mi oblicze w poprzek.
może w szafie nie miała fiołkowej bluzy z kapturem?
Usuńbóstwa czmychają jak sojusznicy - kiedy tylko coś przypali im poły habitów - na przykład heretyk.