Zabrałem PESEL z domu w dowolne hen. Usiłował
negocjować z poziomu fotela, jednak byłem bezwzględny i wreszcie się poddał.
Świat błyskawicznie zaczął podsuwać nam pod nos obrazki i myśli zbyt wątłe, żeby
ktokolwiek raczył się nimi zająć. Z braku lepszych pomysłów, postanowiłem
dźwignąć to brzemię.
Elegancka pani, dyskretnie ukrywająca
upływ czasu pod idealną, lśniącą czernią starannie wymodelowanej koafiury
każdego dnia przekracza mosty idąc w szpilkach innego koloru. I nie wiem, czy
zależy to od jej nastroju, czy od wyrafinowanego harmonogramu wiszącego
skromnie w garderobie.
Z siniaczkami, to jest chyba tak, jak z
grzybami – najtrudniej dostrzec pierwszego. Później wzrok się wyostrza i
kolejne same pchają się na oczy - cóż, kiedy kształt mają nietęgi i nie budzący
zachwytu, a co dopiero mówić o mającej znamiona smaku opowieści.
Ogródki działkowe tętniły wysiłkiem,
chabry tłoczyły się na nieużytkach, kokietując maki w zwiewnych, czerwonych
kieckach. W tramwaju dziewczę uśmiechało się, słuchając zapowiedzi kolejnych
przystanków, a jej nieopalone jeszcze nogi zdobiły ciała niebieskie. Nad kostką
drapieżnie krążył księżyc rosnący w dojrzałe D, a nad nim ustawiła się
koniunkcja planet, zachowując zadziwiająco stałą odległość między kolejnymi
orbitami.
Wtedy właśnie dziewczęta zaczęły
występować trójcami. Pierwsza jechała do, a druga wręcz przeciwnie. Zasadniczo
– dopiero zamierzały, bo przecież siedziały pod wspólną wiatą, cóż, że pleckami
do siebie? Kolejna trójca wyprowadzała właśnie psa. Jednego. Podobnym tropem
podążając następna trójca oddawała się rozkoszom podziwiania fotek na wspólnym
telefonie.
Kiedy widzę dorosłego (?) faceta w
ogrodniczkach w kolorze musztardy, po których wesoło brykają czarne słonie i
żyrafy, zaczynam zastanawiać się, czy warto dorastać.
Pies z posiwiałą brodą smętnie patrzył
na swoją panią o rudych włoskach, gdy przymierzała się do dźwignięcia wielkiej,
staroświeckiej walizy z mocno wysłużonej skóry. Niewiasta tymczasem targnęła
ciężar bez jednego stęknięcia i holując psa na smyczy swobodnie podążyła w
kierunku staromiejskiego parku.
Kobieta potrzebowała sukienki
zdecydowanie większego kalibru, żeby w niej zmieścić całą urodę, ale dlaczego w
neonowej zieleni? Inna, równie dorodna była zbyt duża na tak małego pieska,
jednak nie potrafiła zeń zrezygnować, więc wzięła dwa, co i tak nie dało
godziwej przeciwwagi. Ale przynajmniej się starała.
wczoraj mama odkryła na mojej szyi sińce wygladające ewidentnie na ślady duszenia, dodatkowo wokół nich zadrapania i strupy. dłuższą chwilę zajęło mi tłumaczenie, że to nie sińce, a ślady po naszyjniku z miedzi, który zafarbował mi skórę na zielonkawo i uczulił skórę dookoła szyi. Fakt, wygladam trochę jak ofiara psychopaty, ale żyję.
OdpowiedzUsuńmasz morderczy naszyjnik? zdumiewające. sprawdź od kogo i czy nie uprawia sztuki tajemnej.
UsuńCholera, nie mogę sobie przypomnieć, gdzie był kupiony.
UsuńChyba powinieneś coś napisać o morderczym naszyjniku!
OdpowiedzUsuńe tam - to Twój naszyjnik. Ty pisz.
Usuń