Jerzyki biesiadują nad osiedlem. Słońce ogranicza mi pole widzenia do połowy wątłego, miejskiego widnokręgu. Wierzby, jak to wierzby – lamentują, zarażając płaczem poniektóre brzozy i jawory. Dwie okularnice, niczym kobry, hipnotyzowały się wzajemnie. A potem parsknęły śmiechem obie i w galopie wysiadały na przystanku, na którym autobus dziwnym zrządzeniem losu stał chyba zbyt długo. Drzemiący wewnątrz zwalisty rudobrody ożywił się z nagła, gdy dosiadła się tajemnicza Julia, bogata nie tylko cieleśnie. Na chodniku kolorową kredą ktoś napisał po dwakroć słowo Iskierka – z dużej litery, więc to zapewne imię. Wygi zamieniają wygląd na wygodę. Damy w dresowych spodniach i dżentelmeni w szortach, to obecnie norma. Czas, gdy pogardliwie zapomniana bielizna zacznie nudzić się w szufladach tuż-tuż (pierwsze objawy-zjawiska można wyłuskać na miejskich deptakach gdy tylko południe wygrzeje sklepowe witryny. Sprzątaczka, przy wsparciu mocnych soczewek odławia niedopałki na wiekowym bruku przed halą targową. W zielonych gąszczach szczebiocą wróble. Kloszardzi, zaimpregnowani przeciw wilgotnej, rzecznej bryzie, wymieniają lakoniczne uwagi na temat poranka, choć mija ich właśnie kobieta z czarnym warkoczem biegnąca szeptem – na paluszkach.
Albo nie widziałam nigdy jerzyka, albo widziałam dziesiątki razy, ale o tym nie wiem.
OdpowiedzUsuńnos do góry. gra w klasy na chodniku to nie to samo!
UsuńRacja! Wczoraj zaobserwowałam stado jerzyków nad podwórkiem i budki lęgowe dla nich.
Usuńteraz już wiesz gdzie szukać.
Usuń"Biegnąca szeptem" zabrzmiało jak "Tańczący z wilkami" :-)
OdpowiedzUsuńjotka
co robić - biegła na paluszkach...
Usuń