czwartek, 18 lipca 2024

Kopista – gladiator, mistrz walki stopami.

 

    Choć to nie jesień, z formowanych absurdalnie klonów liście sypią się jak łupież. Co dziwniejsze – zieloniutkie. Może drzewa walczą z nadmiernym tłokiem i usiłują przewietrzyć korony? W autobusie kobiety o skłonnościach do rozmnażania podbródków. Miękkie, ciepłe, nieco zamyślone, choć to wszystko pewnie jest tylko moją impertynencją i nadinterpretacją. Na wysepce pomiędzy pasami ruchu żylasta kobieta kręci kółka na rowerze, żeby nie przerwać treningu ani na moment i nie wypaść z rytmu, nim światła się zazielenią. Psy spijają ostatki chłodu z poranka, cykorie, wiesiołki i wrotycze wyciągają ku niebu długie szyje i chłoną słońce metr nad ziemią. Budleje wabią motyle, czerwone sukienki wabią męski wzrok. Krzepkie dziewczę umazało ramię zwierzyńcem godnym ogrodu zoologicznego, jeśli ktoś gustuje w świecie dwóch wymiarów (chodzi o obrazki nie o dziewczę) i monochromatycznej stylizacji (jak wyżej) Można pobłądzić pośród motyli, jaszczurek, ptasząt i sam nie wiem czego jeszcze.


    Urzędniczka o włosach wyglądających na mokre oddała się analogowej lekturze w drodze do pracy. Domy na wodzie porosły nie całkiem dzikim winem i bluszczem, lokalny Manhattan nieodmiennie kusi bywalców politechnicznego kampusu, choć lokal oferujący niedawno czeskie piwko dziś oferuje analizę składu krwi. Graficiarz „ozdabiający” elewacje w innych częściach Miasta dotarł i tu, żeby zostawić ślad w postaci napisu „LUSTRO” – wciąż nie wiem po co.


    Obok statecznej glediczii przycupnął młody kasztanowiec w kagańcu z prośbą o szacunek dla młodego życia. Cóż. Szrotowce nie potrafią czytać, albo nie korzystają z prawa łaski, żrąc go na potęgę. Tylko grzybom dobrze u stóp drzew. Starszy gość, górą mocno opalony, łydki ma biało-żółte, chorobliwie nienaturalne. Kobieta wyglądała jak puchaty, różowy cumulus i już myślałem, że dostanie kwiat czosnku od popielatego Jezusa, ale nie. Jezus minął ją bezmyślnie. Najwyraźniej inną zamierzał ozdobić kwieciem. Przed budką z kebabem ktoś zamiatał trawnik i musiała minąć chwila, nim zorientowałem się, że był sztuczny. Krzaki czarnego bzu obwieszone kiśćmi owoców, powoje wspinające się na samosiejki jesionów, na wyspie lęgowej łabędzica wysiaduje gniazdo pełne jaj.

10 komentarzy:

  1. kopista - fajnie to brzmi... pewien prawdziwy kopista /instruktor taekwondo/ zaśmiewał się kiedyś do łez, gdy usłyszał polskie słowo "specjalista"... po drodze wyjaśniłem mu, co ono znaczy za pomocą słownika koreańsko - angielskiego, ale mimo wszystko coś go naprawdę bawiło, polskie heheszki z języka czeskiego to szczyt powagi przy tym jego śmiechu...
    trochę uwagi musiałem poświęcić metaforze krzepkiego dziewczęcia z umazanym ramieniem, dopiero jak przestałem za dużo myśleć o tym dotarło do mnie, że chodzi o kobietę - komiks, czyli zuch dziewucha, komiksy bywają bardzo fajne... a kwiat czosnku kiedyś faktycznie kupiłem kiedyś jakiejś pani z okazji urodzin, czy czegoś tam i zrobił furorę...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czyli odnalazłeś się w klimacie. uwielbiam słowne zabawy, a że produkuję sporo tekstów i skończyły mi się pomysły na oryginalne tytuły, więc zbieram w tytułach zabawki - czasem lepsze, innym razem gorsze. grunt, że bawi mnie to.
      Czeski poprawia humor i jakoś lubię Czechów - bez uzasadnienia.
      a dziewczęta szyte grubymi nićmi, ciężkie do okiełznania, opryskane farbą bardziej niż gazety codzienne, to koszmar, który zdarza się zbyt często. nie potrafię zrozumieć w jakim celu ludzie okaleczają się w taki sposób. można malować na płocie, chodniku, czy papierze, ale pod skórą?
      pomysłu z czosnkiem gratuluję, ozdobne rosną na klombach i zachwycają.

      Usuń
    2. wydawać by się mogło, że sprawa tych "okaleczeń"(?) sprowadza się jedynie do kwestii estetyki, różnic w ocenie samych obrazków, tymczasem to jest tylko pozór, bo wniknąwszy w to bardziej okazuje się, że chodzi o różnicę gustów w kwestii samych dziewcząt, czy wolimy potulne, posłuszne rzeczy, czy trudnych do okiełznania ludzi... nie zmienia to jednak tego, że dyskusja o gustach sensu nie ma...

      Usuń
    3. jasne. nikt nie przekona prawdziwie wierzących do zmiany wyznania. lekarze już zauważyli, że tatuaże ograniczają im możliwości leczenia i wykonywania niektórych zabiegów (np znieczulenie w kręgosłup - kiedy ten jest upaćkany boją się infekcji i nie robią wkłucia).
      straszne czasy, kiedy tatuażami trzeba robić manifestację ego. dla mnie trudne do zrozumienia.

      Usuń
    4. nie można rozstrzygnąć, czy pomalowanie ściany domu jest jej pobrudzeniem, bo o tym decyduje jedynie wspomniany indywidualny gust...
      pewne drobne wątpliwości w kręgach medycznych co do zabiegów, czy też badań, do których istnieje konieczność inwazji przez skórę faktycznie istnieją, nie dotyczą jednak ryzyka infekcji, tylko raczej ryzyka dostania się mikrodrobinek barwnika do krwiobiegu, czy też do innych tkanek, lecz na ile to ryzyko jest marginalne, czy jeszcze mniejsze, bo wręcz pomijalne, tego statystyki medyczne jeszcze nie podsumowały do końca, bo mają zbyt mało materiału do analizy...
      znając dużą różnorodność motywacji ludzkich do fundowania sobie tatuaży nie podejmę się tak skrajnego uproszczenia, jakoby to miało wynikać z potrzeby manifestacji ego, twierdząc tak popełniłbym taką samą nieścisłość, jak twierdząc, iż wszystkie zwierzęta świata to słonie...

      Usuń
    5. opryskanie pomalowanej elewacji bohomazami nie zostawia złudzeń. jeśli miałaby to być sztuka, wolałbym żyć bez niej. a przecież można namalować coś, co nie budzi obrzydzenia.
      podobnie traktuję malowanie na skórze, przy czym tu jestem ekstremistą. nawet ładny rysunek wolałbym widzieć na innym podkładzie niż żywy organizm. żeby to choć było zmywalne i tymczasowe. wtedy można manifestować nie obawiając się, że zmiana gustu/poglądów/religii przysporzy nam kłopotów, wstydu, czy problemów w nowym środowisku.

      Usuń
  2. Dzieje się, żal tylko klonów. Krzepkie dziewczę - zobaczyłam coś okropnego, ale to moje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak mawiał Dali - kiedy rozum zasypia, wyobraźnia rodzi potwory.

      Usuń
  3. Bardzo szanuję czytelników analogowych. E-booki i audiobooki odpadają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja rozumiem i jednych i drugich. na wyjazd ciężko jest zabrać 20 książek, a jeden czytnik daje się zmieścić nawet w niewielki plecak. wolę papier, ale nie przeklinam monitorów.

      Usuń