sobota, 30 grudnia 2017

Jestem?

Siadłem i wklęsłem się w sobie. Bo cóż ja najlepszego uczyniłem. Jak ostatni kretyn i półgłówek. Zachciało mi się, to i mam. Siedzę teraz w próżni i kląć mogę do woli – nikt nie usłyszy, nie przyjdzie zwrócić uwagę, kopnąć w tyłek, albo poklepać rubasznie po plecach, że nie szkodzi. Palcem, czy pałką nie postraszy. Nikt. Bo nie ma już nikogo. I ja sam, w swojej głupocie to zrobiłem, samemu sobie zbudowałem piekło i pustynię.

A zaczęło się tak niewinnie, niemal jak świąteczne porządki, żeby było szykownie, nastrojowo i tak pięknie, żeby nawet bardzo skrupulatna pani nie mogła zmarszczyć czoła na widok plamki gdzieś w ciemnym kąciku, czy malutkiego kotka uwitego z kurzu pod łóżkiem. Wymyśliłem sobie, że posprzątam w sobie. Upiorę, odkurzę, posortuję i poukładam. Wyrzucę co zbędne, a przydatne uprasuję i na półeczkach poukładam.

Na początek sumienie. Wziąłem w dwie ręce, strzepnąłem jak płaszcz, co z szafy się wyjmuje przed sezonem i w wyprostowanych dłoniach do okna, żeby światła więcej było. Słabo. Sumienie nie dość, że poplamione rozmaitymi (powiedzmy szczerze) grzeszkami, to jeszcze dziurawe tu i tam. Szkoda prać, bo proszek wyjdzie, a nowego nie kupię, kiedy sklepy pozamykane. Więc, zupełnie jak dziurawe skarpetki wrzuciłem do kosza, a ten wyniosłem na śmietnik od razu, żeby mi tu świątecznie nie cuchnęło, bo miało być wytwornie, a nie po partyzancku. Widziałem, że chwilę później przyszedł jakiś obszarpaniec i dłubał patykiem w tym kuble aż znalazł to moje sumienie. Nawet nie wydziwiał, tylko zupełnie jak ja – strzepnął, podniósł do światła, palce w dziury wraził, niczym nie przymierzając ów Tomasz niewierny, a potem kiwnął głową i zarzucił na siebie najwyraźniej usatysfakcjonowany. Poszedł potem i grzało go to moje sumienie chyba, bo szedł jak balonik helem wypełniony – tańczył i podskakiwał. Pamiętam, że śmiać mi się chciało, bo z dziurawego tak się ucieszył. A potem sobie pomyślałem, jak jego wyglądać musiało, skoro to moje tak go ucieszyło…

Następnie zacząłem dłubać w pamięci. Ludzi z przeszłości wydłubywałem jakby to były rodzynki w babce drożdżowej. Wydłubywałem i patrzyłem na te znajomości historyczne, widząc, jak mierne to były koligacje. Ot – pierwszy z brzegu – ani szkół nie pokończył, ani trzeźwością specjalną nie grzeszy, żeby chociaż urody odrobinkę, albo pasji – gdzie tam, pasjami, to tylko kląć potrafi! Rzuciłem przez okno gdzie w trawnik, niech się pasą czarne ptaszyska, co jak sępy szyje wyciągają i połykają owe rodzynki zanim się w trawie zdążą zagrzebać. Następna – śliczniutka, jak młodych Niemców sen, ale gdy usta otworzy, to uciekał od niej każdy, kto słuchu miał odrobinę. Jak można aż tak rozumu nie posiadać i beztrosko androny powoływać do życia ustami? Poleciała w ślad za pierwszym. Kolejny – a ten, to w ogóle zniknął nie wiedzieć gdzie dawno temu i pewnie mnie na ulicy już by nie poznał, więc precz z pamięci. Porządek ma być i na zbędną fatygę, na wypadek wszelki i cud objawiony trzymał nie będę takich „przydasiów”.

Siedziałem w otwartym oknie, chociaż to nie sierpień przecież, ale wygodnie było, bo mrok otulił niby szalikiem, ukrył przed wzrokiem ciekawskich, co cudzym życiem tylko żyć potrafią, bo własne im się nie podobało, bo nudne i wciąż takie same. Siedziałem i pstrykałem zbędnymi rodzynkami, a sępy spać już poszły. Przyroda próżni nie lubi i zawsze się znajdzie chętny na kęs porzucony – nadeszły szczury z apetytem wielkim i nieomal widziałem, jak im się noski świecą, kiedy węszyły szukając kolejnej porcji. A ja, już z mniejszym oporem rodzynki w trawę, bo za gruby, za stary, zbyt dumny – przypinałem łatkę i hajda ze dwora.

Skończyłem i nawet nie zdumiało mnie, że nikt mi nie został. Wzruszyłem ramionami – na puste półki łatwiej będzie układać… Po co mi galeria nieudaczników? Tępych, uszkodzonych i potarganych życiem? Mam miejsce na nowe – bardziej wartościowe egzemplarze. Obok siedziały wspomnienia – trochę wystraszone i drżące. Słusznie! Słusznie drżące, bo one albo zaśniedziałe, albo zakurzone, a wszystkie miały już skurcz mięśni, bo takie garbate i niepełne. Wyjmowałem je z siebie, a one wyblakłe tak, że musiałem dorabiać, dopowiadać, domyślać się i snuć wątki za nie. A niech je szlag trafi! Wyrzuciłem, jakby to były papierki od cukierka, kiedy cukierek dawno zjedzony. Wiatr je porwał i nawet coś mi gwizdnął do ucha, alem nie słuchał go, bo jeszcze nie skończyłem.

Pozamiatać mi przyszło te puste pokoje, gabloty gotowe na nowe otwarcie, więc resztki wymiotłem i szmatką kurze pościerałem - jak to na święta. Jakieś zapieczone uczucia wylegiwały się po ciemnych kątach, to precz pogoniłem i wyfrunęły niczym obudzone ze snu nietoperze. Siadłem wygodnie, sapnąłem, westchnąłem i kieliszkiem wódki przypieczętowałem gratulacje. Takie wsobne, bo sam sobie pogratulowałem, że tak sprawnie, szybko i do czysta. A teraz już świętować można i na nowe wartości otworzyć się przed światem jako ten lejek chętny, chociaż wybredny bardzo.

Poszedłem w miasto. Szukać owego nowego i zaprosić w gościnę do pięknie posprzątanego, dziewiczego wręcz wnętrza. Zdawało się, że to banalne zadanie. Że pośród miliardów ludzi, nim do rogu ulicy dojdę już będę musiał tych mniej udanych wyprosić, pogonić, czy zignorować. Gdybanie. Bezdomny pies zignorował mnie doskonale, niemal po nogach mi przebiegając, a ja z tego zdumienia nawet nie zaprotestowałem. Jakieś bachory rozwrzeszczane, pijana miłością własną młodzież i dojrzałość pijana gorzałką…

Nogi zachodziłem tak, że je musiałem z bioder wykręcać tak głęboko wlazły, a buty pokruszyły się zanim je rozsznurowałem. Wróciłem sam. Przyniosłem świeżo odkurzone półki, czyste podłogi i ściany do wieszania obrazów, czy wspomnień jeszcze farbą pachnące. Puste beznadziejnie. Siedzę znowu w oknie i patrzę przed siebie. Za siebie nie mam po co, bo tam pustka i nicość. Przed siebie również, bo nadzieję również gdzieś diabli ponieśli. Patrzę, a świat nawet nie w pogardzie mnie ma, ale ignoruje mnie tak, jak się ignoruje świeże powietrze, kiedy spełnia swoją rolę. Znaczy kiedy jest wystarczające do oddychania. Próbowałem pomachać ręką do kogoś i zdawało mi się, że się odwdzięczył tym samym, ale szybko się okazało, że machał pomimo, do kogoś obok, bo zaraz wdał się w pogawędkę, a na mnie nie zerknął nawet.


Wtedy wódka mi się skończyła, a zbyt mało jej było, żebym nauczył się udawać, że dobrze mi z samym sobą. Siedzę i klnę, choć to nikogo nie interesuje wcale. Pstryknąłem guzkiem pilota, lecz tam – sami obcy, gadają o nieistotnościach małych i wielkich, a przecież żadna z tych wiadomości nie zostawia na mnie śladu wzajemności. Wyłączyłem. Siedzę w oknie i patrzę na cudze żywoty, ale one jakoś nie chcą się we mnie ukorzenić - przepływają, owszem, na chwilę banalną, kiedy przed wzrokiem się przesuną, lecz zaraz później gasną nie rodząc uczuć, ani myśli. Jakbym był sterylny na cudze istnienie, przeźroczysty wręcz idealnie. Ależ się oszukuję – jakby mnie nie było całkiem… A może to prawda? Może sępy i szczury już strawiły to, co mną było?

33 komentarze:

  1. Ciekawy tekst na koniec roku, ja chyba boje się spojrzeć w to wszystko co na dnie duszy, bo a nuż okaże się, że więcej tam sromoty będzie niż powodów do chwały...
    Bez kielicha nie da rady, ale czy wówczas prawdziwy to remanent?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. postanowienia noworoczne - mam do nich stosunek wręcz szyderczy - jakby tylko wtedy można było coś zmieniać. to co za Tobą siedzi w Tobie. każdy ma nieładne wątki w historii - ale one stwarzają Ciebie dzisiejszą - tą prawdziwą. nie wolno wyrzucać, bo to się i tak nie uda.

      Usuń
  2. Obojętność karmiła mnie kiedyś bardzo długo. Świadomość głupich problemów ludzi jest bezlitosna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja czuję się jak sweter uszyty z wad. ale - pasuje na mnie i mnie grzeje. no i jest mój. ponoć mam kilka zalet, ale one są chyba po lewej stronie sweterka...

      Usuń
  3. Tak szybko nie pozbywałabym się ludzi z serca, bo może i niedouczony, albo brzydki, ale najbardziej liczy się serce. A może przywiązany do Ciebie, albo okaże się kiedyś, że pomyliłeś się w ocenie? Ale pozamiatać trzeba. Gdy odejdzie stare, w puste miejsce zapuka nowe. Miłego dnia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja jestem kustosz - pielęgnuję nawet wspomnienia trutni, jeśli kiedyś mnie odwiedziły

      Usuń
  4. Skasowałeś mój życzliwy komentarz, cóż… W odpowiedziach nie można wybrać opcji z podpisem, jeśli nie jest się zalogowanym (a nie jest się), i jeszcze ta irytująca weryfikacja obrazkowa… Szczęśliwego nowego roku.
    Kurze Łapki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. za życzenia dziękuję - a komentarz był skierowany do kogoś z innego świata - tu podpisuję się imieniem używanym i nie chcę, żeby dwa światy splotły się w jeden - komentarz nie musi być życzliwy, żeby został, ale tamten zgrzeszył przeciwko intymności

      Usuń
  5. Na poprzednim blogu nie protestowałeś przeciwko temu, nie zmienia się reguł w trakcie gry; no chyba, że to już całkiem inna gra i całkiem inne reguły. Zamykam drzwi od zewnątrz.
    Kurze Łapki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie było imion na poprzednim blogu. tylko dlatego usunąłem ów wpis.

      Usuń
  6. "Wa­dy i za­lety - to często jed­no i to sa­mo. Tyl­ko z różnych pun­któw widzenia."
    Władysław Grzeszczyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. innych ocenia się łatwo - trudniej zrobić autokrytykę.

      Usuń
  7. Jeśli ma być przyszłość, musi być i przeszłość. Jasne, można żyć tylko bieżącą chwilą. Jeśli jest wielce atrakcyjna :)
    Przynieś ze śmietnika, to co wyrzuciłeś. Nadmierny krytycyzm jest uzasadniony tylko do samego siebie. No i skąd teraz weźmiesz sumienie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ależ tam już nic nie ma, jak ptacy nie zeżarli, to wiatr rozwłóczył...
      a bez sumienia, to tak wielu się szwenda po świecie, że gdzieś w tym tabunie zniknę.

      Usuń
  8. Och, jakie cudne to o sumieniu, majstersztyk po prostu! I uśmiałam się, i odgadłam nareszcie, co stało się z moim...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czy dzięki temu czujesz się "bardziej brykliwie"?

      Usuń
    2. bez sumienia powinno być lżej. łatwiej fikać.

      Usuń
    3. Nic z tego. Najwyraźniej to nie sumienie jest tym, co utrudnia życie, bo sumienia łatwo się pozbyć.

      Usuń
    4. wolę nie pytać jakie ciężary dźwigasz i gdzie je nazbierałaś, że nie fikasz

      Usuń
    5. Nie pytaj.
      To taki rodzaj zezowatego szczęścia jest, że spadają z nieba, przyklejają się, obsiadają. Chyba mam w sobie jakiś magnes

      Usuń
    6. łowca meteorów, czy święta grawitacja?

      Usuń
    7. Raczej Magnesowa Góra.

      Usuń
    8. znaczy - złom przyciągasz wyłącznie?

      Usuń
    9. W każdym razie zbyteczne ciężary.

      Usuń
    10. do Góry, to i Mahomet musiał się osobiście pofatygować. Góra wydaje się trwać niewzruszenie i na zadzie sobie siedzi czekając na gości, a z rzadka tylko wytryśnie jaką lawą, czy gejzerem, kiedy ją trafi no... niecierpliwość taka...

      Usuń
  9. A ja, mimo, że próbowałam, to nie potrafię porobić porządków we wspomnieniach. Nawet, jak próbuję coś wyrzucić - wraca niczym bumerang. W sumieniu o porządki łatwiej, bo czasami zadośćuczynienie wprowadza ład, jeśli się coś przewiniło, a czasem szczery żal wystarczy. Ale tak całkiem wyrzucić sumienie? Niemożliwe!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dasz radę - pisz. każde wspomnienie się zmieści w słowach - będziesz miała i pokutę i porządek.

      Usuń
  10. Zawsze się zastanawiałem dlaczego nas ludzi stworzono tak, że spoglądając na własne sumienie interesujemy się tylko negatywną stroną? Widzimy plamy i brudy, a nie dostrzegamy jasnych fragmentów naszego życia. Gdy mówimy "sumienie nas gryzie", to na ogół wiadomo o co chodzi, ale przecież sumienie to "... zdolność pozwalająca człowiekowi ujmować swoje czyny pod kątem moralnym i odpowiednio je oceniać ..." Niestety kara za czynione zło wbija się w pamięć, nagrody zaś bywają prawie niedostrzegalne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja myślę, że te dobre sprawki są na wierzchu i mocno eksploatowane, dlatego powszednieją. opowiada się o nich, chwali, więc przestają cieszyć urodą i wydają się prozaiczne. a te brzydkie, upychane nogą pod szafy wyłażą i straszą.

      Usuń
    2. Na szczęście czas porządkuje wszystko i ustawia mebelki w sumieniu według swojej kolejności. Wtedy może się okazać, że zło sprzed wielu lat staje się prawie dobrem, a dobro powszednieje. Czyżby wbrew teoriom czas był względny? ;)

      Usuń
    3. przecież każdy po cichu tego doświadcza, a boi się przyznać - są minuty jak tygodnie, są dni jak pojedynczy oddech. czas jest zależny od wydarzeń.

      Usuń