czwartek, 1 marca 2018

Szeptem, żeby nie spłoszyć motyla.


Wybiegłaś boso z domu i nawet drzwiami nie trzasnęłaś, jakby znaczenie straciły z chwilą, kiedy je minęłaś. W nocnej koszulce, która ledwie halką była jedwabną, krótką, raczej obiecującą kobiecość, niż chroniącą ciało przed głodem pożądania.

Wybiegłaś boso z włosami, które chciały zostać na ciepłej poduszce i sen dokończyć, co wykluł się ostatniej nocy, lecz ty już miałaś oczy mokre i nadziei pełen koszyk, więc wybiegłaś niecierpliwie sprawdzić, czy świat się dzisiaj tobie spełnił i reszta… nic nie istniało, tylko ty bosonoga z koszykiem marzeń pełnym i oczami wielkimi tak, żeby w nich zmieścić każde spełnienie.

Po trawie mokrej nocną rosą, pośród stokrotek skulonych jeszcze i śpiących, przez pola łąk nieuczesanych, z pikantną mgłą aromatu wrotyczy i słodyczą drżących nawłoci biegłaś jak jądro szczęśliwości w stronę lasu, skąd pierwsze drzewa wyciągały już do ciebie ramiona modrzewi i buków, żeby przytulić i grzać się twoją radością niczym słońcem. Wiatr niewychowany spijał z twojego ciała resztki sennych fantazji, brnął bezwstydnie w twoją kobiecość, żeby ją nastroszyć, uwypuklić pochłonąć… Ale wiatr taki już jest – bezceremonialny raptus barbarzyńca, chwytający w ręce wszystko co potrafi dogonić.

Świt przeglądał się w twojej biegnącej nagości i wilgocią do stóp się kleił, lecz chyba trochę się rozkojarzył, bo oprócz żółcieni zapałał nagle zawstydzonym różem, fioletem i czerwienią. Jakby tęczy pozazdrościł i stroił się ów poranek dla ciebie każdą znaną mu barwą i skamlał ciepłem słonecznych dłoni zwiedzających wypukłości twojego ciała, żebyś z nim została do końca świata.

A ty biegłaś i stopy miałaś już ziemią wytatuowane. Od twojej radości trawa zaczęła się kołysać tangiem gorącym i szukać zbieżnego rytmu w kastanietach pięt wyklaskanych pośpiechem, w biciu serca, które rozstrzeliwało nieskończoność nocy na obłoki zbyt drobne, żeby mogły stać się sukienką, czy chusteczką do otarcia czoła. Biegłaś i śpiewałaś radość muskając otwartymi dłońmi wiechcie traw kwitnących, a one w podzięce zostawiały w spoconych dłoniach maluteńkie obietnice przyszłości – nasiona płodne i pragnące poczęcia. Ziarenka mizerne przyssały się i już spijały z twoich rąk pierworodny sok, żeby wraz z tobą narodzić się gdzie posiejesz.

Stałem w drzwiach niezamkniętych tak nagi, jak nagim stać może wyłącznie ktoś, kto ma świadomość, że nikt i nic nie zakłóci, że jedyne towarzystwo jest tym, które na nagość zasługuje i które odwdzięczy się tym samym, a nie kpiną, czy ucieczką i zgorszeniem - udawanym bądź szczerym. Stałem i patrzyłem jak biegniesz tam, gdzie las wyciąga ręce do ciebie, a wiatr zwrócił mi twój śmiech niewinny, czysty, wyraźny. Przynieść próbował też twój smak, ale go zgubił po drodze, albo sam pożarł go z kretesem, bo tylko opowieścią doniósł. A ja? - Łudziłem się wspomnieniem, że nocny smak zaskorupiały na moich wargach i ulatniający się wprost do nieba wciąż noszę w sobie.

Biegłaś, kiedy poranek rozsuwał się przed tobą tańczącą szczęście nieskończone, zazdrościł trochę, ale ubierał cię w słoneczne sploty, odsuwał z drogi ciernie i ostre kamienie, żebyś nie przestała śpiewać własnej radości.

Stałem spowity echem zdyszanego szczęścia dobiegającego z daleka i sił nie miałem od framugi się oderwać, wzroku od ciebie biegnącej, migoczącej i skrzącej się po horyzoncie żywym odbiciem plamy halki i smugą włosów, które nadal zaspane nie nadążały za twoją radością, za ekspresją i tylko wiatr rozczesywał je na pocieszenie żebyś jeszcze piękniejszą była.

Wreszcie modrzewie pochyliły się nad tobą, a bukom ugięły się ramiona spragnione ciebie bo przecież od wczoraj już cię nie widziały, a ty pozwalałaś im wszystkim pieścić się wiedząc że patrzę za tobą z pożądaniem i … i z zazdrością, którą próbowałem zadusić pazurami wbijając się w drewnianą futrynę, żeby nie pobiec do tam, gdzie jesteś i zabrać cię tym pazernym drzewom, co we włosach twoich szukają zapachu ciebie i odbiorą sobie nieznaczną, drobniuteńką cząstkę ciebie znów dziś.

Patrzyłem słów pozbawiony całkiem i oddech miałem zbyt szybki jak na lenistwo poranka, ale ty już biegłaś dalej, mrugając pośladkami bladymi na te buki spłonione liśćmi do purpury gęstej i biegłaś wzdłuż strumienia omijając łachy pokrzyw, łopianowe wyżyny i drobną łzę stawu o lustrze wydłużonym z zazdrości, że nie jemu swoje ciało oddajesz i duszę.

Biegłaś bezpieczna, śmiechem rozmawiając z drobnymi ptakami, które skryły się w trawach i pośród drzew ostrzegając, żebyś uważała, bo sokół w ciasnych kręgach taktując, cieniem drapieżnym zasłania słońce i głodem własnego istnienia zerka na ciebie okiem, w którym litość jest nieznanym pojęciem. Dziękowałaś ptakom ręce pod niebiosa wznosząc, aż spod halki pępek na świat zerknął łakomie, bo zbyt często okazji nie miewa.

Patrzyłem na ciebie i modlitwę szeptałem, żebyś już wróciła, bo co to za dzień, kiedy ty tak daleko, co za dzień, kiedy kawy nie ma z kim wypić ani przytulić się żeby słońce mogło wznieść się ciepłem wspólnego oddechu. A ty już biegłaś do mnie, bo wiedziałaś, jak każdego dnia wiedziałaś, że dłużej nie dam rady w drzwiach stać i patrzeć, aż czajnik zaczął krzyczeć bezkompromisowo, natarczywie i wołał przyjdź! Weź mnie, bo spłonę cały!

Ja też – krzyczałem oczami, żebyś już przyszła bo spłonę, ale czajnik, jak giez złośliwy warczał swoją pieśń tak wytrwale, aż poszedłem i dwa parujące kubki przed dom wyniosłem, a ty…

Przybiegłaś niosąc wiecheć maków, chabrów i kąkoli polnych, żeby do tej kawy były nam poezją. Zdyszana wciąż, wzięłaś mnie za rękę, żebyśmy usiedli patrząc na świat pachnący wciąż twoją radością… a ja…

Wiesz? Nie potrafię już kawy wypić bez ciebie. Nie smakuje mi wcale i niech pęknie świat, niech ostatni krzew kawowy uschnie przed kwitnieniem – cóż mi po kawie, gdyby miało zabraknąć ciebie?

14 komentarzy:

  1. Ale ładnie napisałes :)
    I to zakończenie ("... cóż mi po kawie, gdyby miało zabraknąć ciebie.") piękne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pssss... cichutko, bo już nikt mnie kawą nie poczęstuje...
      (jak wiśnie? kwitną już?)

      Usuń
    2. (na razie tylko pojedyncze kwiatki, małe opóźnienie w tym roku jest)

      Usuń
    3. rozumiem - grzecznie czekam na przyrodę - to jedna z tych rzeczy, która ma wartość tak smaczną, że chciałoby się osobiście ją dotknąć. ale daleko, więc chociaz namiastką chcę znaleźć u Ciebie.

      Usuń
  2. Jakoś tak tęskno mi się na duszy zrobiło... nie za kawą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. poniekąd zamierzone to było, więc nie przeproszę - mam tylko nadzieję, że nie tęsknisz tu za Piastem mniej znanym historii nawet naszego zaścianka, że nie wspomnę o całokształcie padołu. Życzę, żebyś miał z kim kawę wypić ze smakiem. choćby najbliższego poranka.

      Usuń
  3. O matko, prawie romantyzm, jeszcze tylko utopców brakuje albo i zbrodni na tym gołym bohaterze, żeby go pod liliami pochować. Niechby rosły tak wysoko, jak pan leży głęboko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzeba było za nią pobiec, a nie trzymać się futryny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a dogoń taką, co potrafi się śmiać o poranku.

      Usuń
  5. Trochę jak Zosia z Pana Tadeusza...
    W Twoje wersy zaklęta każda kobieta musi poczuć się piękną...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeśli poczułaś, to się cieszę - niech służy jak najdłużej.
      ale "każda" i "musi", to grube nadużycie raczej.

      Usuń
  6. Ładny obrazek, ja bym się martwiła, że się przeziębi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bajka z katarem? nie... tak się nie robi... chyba...

      Usuń