wtorek, 22 maja 2018

Galimatias na jedno popołudnie.


Starsza pani wychodziła ze sklepu z tak wielką nieufnością, że aż przystanęła i  bardzo ostrożnie pomacała nogą bruk. Czy się nie ugnie, albo nie załamie. Stanęła i kolejnym krokiem nadal badała, czy granit utrzyma ją. Nie, żeby była sumitką – chudzinka taka zabiedzona, może niegdysiejsza hippiska, którą ktoś domył do czysta i włosy rozczesał popielate (nie siwe!!!). Jakby po wiosennym lodzie szła. Po chyba pięciu krokach dopiero rozejrzała się, że świat wokół podobnych dylematów nie ma, więc poszła dziarsko i raźno w świat. Brodacz na inwalidzkim wózku pilnował kubka po kawie, w którym dno wyściełane było grosikami, ale ktoś przewrócił go. Na środku przejścia, w gąszczu ludzkiej obojętności papierowy kubek nie miał szans – zbyt wiele wycieczek zadzierających głowy do góry. Wycieczka szkolna z czerwonymi chustami pomogła odtworzyć majątek, bo samodzielnie brodacz zajęcie miałby do wieczora. Rynek tętni hałasem, gorączkowo przedziera się przez upalne popołudnie i pachnie mieszanką jarmarku, menu miliona restauracji, potem, i pobieżnością. Balony na wydechu odpoczywają na kocich łbach. Tu fioletowy, tam czerwony, dzieciom nawet się ich podnosić nie chce. Jakiś Odys uwodzi Helenę z grecką gracją, Japończyk kłania się wybrance, aby była uprzejma pozować do fotografii na tle drewnianego kurnika sprzedającego węgierskie specjały, co odważniejsze panie wraz z kurtkami odwiesiły do szaf biustonosze i oddychają pełną piersią – niektóre nawet bardzo pełną. Szkraby moczą w fontannach pampersy i sukieneczki w kwiatki, mamusie z palcami na ustach usiłują, lecz tatusiowie pobłażają, więc biegną później umorusane szczęścia na trawniki, żeby własną, mokrą pupą napoić młodziutką trawę. Żywopłot zakwitł wielobarwnie, lecz to tylko używane ciuchy ukrzyżowane zostały pośród twardych gałęzi, kiedy reklamówka nie wytrzymała obciążenia. Słońce dotyka przenikliwie aż po intymność. Szczur w biały dzień wyżera gołębiom rozmoczony chleb i kto wie, czy nie wskoczy do wiaderka z wodą, żeby popływać.

16 komentarzy:

  1. Sezon wycieczkowy w pełni, jutro jadę do Szymbarku i na farmę strusi:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i na steka ze strusiego udka?
      czy jajeczniczkę?
      smacznego.

      Usuń
    2. Na Zeusa, co za barbarzyństwo!!!

      Usuń
    3. wiem, wiem - drób wolisz oglądać, niż jeść. jajecznicę traktujesz podobnie?

      Usuń
    4. Nie, jajko to nie ptak, podobnie jak komórka jajowa to nie człowiek.

      Usuń
    5. i tak trudno będzie się do Jotki wprosić - mało czasu na organizację jajecznicy - zanim dotrzesz już talerze będą wylizywane.

      Usuń
  2. Panorama miejska, barwna, dynamiczna. Nasz rynek omijam, tłoku i zgiełku nie lubię, chociaż pola do obserwacji nie brakuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja lubię - pójść i popatrzeć na ludzi.

      Usuń
  3. Umarłbym w takim miejscu. Na śmierć!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale tylko raz. a potem, to już patrzyłbyś z zachwytem.

      Usuń
    2. nie namawiam - niech każdy sam decyduje o swoich nałogach.

      Usuń
  4. "Balony na wydechu odpoczywają na kocich łbach" - bardzo sugestywnie piszesz.
    Moje uznanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. one były całkiem sprawne, tylko płucek im zabrakło chętnych. i słońce grzało je w chude brzuszki, a plecki im marzły od granitowego łóżeczka. łatwo się przeziębić.

      Usuń
    2. Ojej, jaka cudna ta Twoja odpowiedż :-)))

      Usuń
    3. mnie dziwiło, że dzieci nie podniosły.

      Usuń