czwartek, 22 marca 2018

Marcowe myśli.


Własną niezgrabnością malowałem kreskę. Na żywej ponoć materii miejskiej kreskę malowałem, własnym ciałem ją ciągnąc w poprzek Rzeki, żebym w meandrach mógł kluczyć, albo zliczać pajęcze nici wiatrem poszarpane tak, że już dźwięczeć strunami nie będą nigdy. Nie zliczam za to mostów i wysp, zakamarków nierozpoznawalnych dla kogoś, kto tu nie zabłądzi, bo przecież nie ma w nich nic, co zwiedzać warto - żadnych sklepów, atrakcji, czy chociaż mitów. Nic. Mur starszy od innych i wspinający się na chwałę jakiegoś dawnego wielmoży – absurdalnie – o nim już świat zapomniał, a cegły starannie ułożone trwają na chwałę nieznanego. Przejrzałem się w lustrach rybiego szkieletu bez łba, podumałem nad Sokratesową dłonią, o rozmiarze, który zapewne coś miał sugerować, podobnie jak stopy, wobec których Yeti zzieleniałby z zazdrości i stał się wymarłym gatunkiem. W podziemnym przejściu mógłbym zamówić modlitwę w dowolnej intencji za groszy parę, albo koncert na harmonijkę ustną, skrzypce, syntezator, gitarę, saksofon, mógłbym z psem się pobawić, jeśli z koca raczyłby się rozwinąć, bo chyba marznie patrząc na pustą od miedziaków miskę. Mógłbym kwiat kupić więdnący, zapewne z pobliskiego placu wyżebrany od kwiaciarek, którym nie zeszły kwiaty, bo romantyzm męski ginie w cynicznym kapitalizmie i praktycznościach ukrytych się w nowoczesnych gadżetach. Kloszard dużym głosem wyśpiewał małą pieśń, a ta odbijała się od słonecznego zegara i wracała doń zwielokrotniona. Nie karmiony słońcem gnomon martwo niewidoczny nie raczył nawet błędnej godziny podawać, dopiero zegar na ratuszowej wierzy, schowany pomiędzy dachami musiał go wesprzeć wiedzą. Głód w wielu językach kręcił się zdezorientowany, bo wybór zbyt wielki śmiałość odbierał. Budowlańcy, ochroniarze, strażnicy miejscy, kabareciarz po pracy i wyprostowany nad miarę pan z teczką i w garniturze farbowanym pewnie atramentem, więc granatem lśnił na chłodzie popołudnia. Jakaś pani przyglądała mi się bezkompromisowo, więc się uśmiechnąłem niezobowiązująco, ale poszła bez słowa. Grawitacja osłabła chyba, bo drobinki śniegu fruwają horyzontalnie i wiatr przegania je z kąta w kąt, nie pozwalając osiąść na chodnikach. Nawet sroce krzyczeć się nie chciało, tylko ogon podkuliła i pofrunęła gniazda szukać, lub towarzystwa godziwego.

27 komentarzy:

  1. A wiesz? I u mnie były, całym niebem tańczyły, pomyślałam nawet, że to drobinkowe, tańce po...godowe. Kręciły, wirowały, aż dyskretnie odleciały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. deficyt grawitacji - widać zakaźne i rozprzestrzenia się.

      Usuń
    2. Ustalmy, czy były u Ciebie, a później u mnie, czy odwrotnie?

      Usuń
    3. nie mam duszy kronikarza - wszystko jedno skąd przyszło i kiedy trwało - to płynne i mało istotne.

      Usuń
    4. Ale chyba ważne było, skoro zarejestrowałeś.

      Usuń
    5. nie czas i nie kolejność zdarzeń, a same zdarzenia jako takie.

      Usuń
    6. Rozumiem. W sumie i tak nie ma o co kopii kruszyć, to tylko drobinki.

      Usuń
    7. no właśnie - dzięki za wyrozumiałość.

      Usuń
  2. Że też, psia mać, mnie nie dotyczy deficyt grawitacji!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a cóż chcesz z takim deficytem począć?

      Usuń
    2. Być lżejszą, bo ludzi dzisiaj mierzy się jednostkami miary i wagi, a nie człowieczeństwa.

      Usuń
    3. sądzisz, że dwadzieścia kilo człowieka jest bardziej lekkostrawne, niż pięćdziesiąt?
      na lotnisku to już nadbagaż, ale w gawędzie, to chyba nie przeszkadza?

      Usuń
    4. Moim zdaniem nie przeszkadza nigdzie (nie licząc lotniskowego nadbagażu), ale ja niedzisiejsza jestem.

      Usuń
    5. najwyraźniej ja również. i wcale w kategorii "wada" nie rozpatrywałbym siebie.

      Usuń
    6. Jak to mawia mój brat: "Tak, tak, siostrzyczko, ideałów nie ma... Poza nami oczywiście".

      Usuń
    7. taki brat, to potrafi czary z humorem uczynić - podejrzewam, że w obie strony równie łatwo słowami rozhuśta.

      Usuń
    8. Da się lubić braciaszek. Trzyma poziom.

      Usuń
  3. Ty o braku grawitacji piszesz, zachwycając sie lekkością płatków śniegu, a dzieci rozczarowane, bo śnieg tak ulotny, że na sankach nie poszaleją...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przecież nie będę dzieci okłamywał - tak fruwało to białe szaleństwo - nie dość że całkiem poziomo, to jeszcze na kierunek nie potrafiło się zdecydować.

      Usuń
  4. Dołująca jest ta końcówka marca...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale słońce już się pokazuje i czasami nawet grzeje.

      Usuń
  5. Niezbyt radosne te marcowe myśli...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "taki mamy klimat", że ośmielę się na polityczny komentarz.

      Usuń
  6. Lubię taniec niezdecydowanych płatków o ile nie osiadają na twarzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a te, którym nie wystarcza westchnienie z daleka i chcą się przytulić i spłonąć w Twoim cieple, niczym ćmy w zwodniczym blasku świecy? one są bardziej żarliwe i bezkompromisowe. Ty przeżyjesz, a płatek oddaje się Tobie po kres istnienia. może czas go docenić?

      Usuń
    2. Doceniam urodę, kontakt zbyt krotki i zimny.

      Usuń
    3. przychodzi do Ciebie pieszczota, a Ty grymasisz...
      malutka, to i na krótko

      Usuń