Zaczęło
się od „Pachnidła”, które czytała z wypiekami na twarzy, kiedy późna jesień
kładła się spać zbyt wcześnie i nie chciała jej towarzyszyć. Wtedy, w fotelu,
kuliła się ze strachu, że ją też może spotkać taki koneser. Obejmowała
ramionami własne nogi i z lękiem zerkała na drzwi, czy nie czyha w nich
oprawca. A kiedy wychodziła z domu, z masochistycznym zapałem węszyła. W
metrze, w tramwajach, w pracy. Szukała tego, który uwiedzie ją aromatem i
oszołomi. Zniewoli i powiedzie w każde, najmroczniejsze zakamarki jej ciała i
duszy. Bała się i pragnęła, a książka płowiała w jej niecierpliwych dłoniach,
gdy zagryzając owocami strach przewracała kartki coraz bardziej lepkie od soku.
Potem… Nie musiała już nawet czytać. Fermentujące kleksy stanowiły drogowskazy
i z zamkniętymi oczami poddawała się w myślach kolejnym scenom. Niemal czuła,
jak zastyga kroplą aromatu na karku oprawcy i wiedzie na pokuszenie
nieświadomych ludzi.
Chciała?
Sama nie wiedziała czego chce, jednak idea rosła, a dzień się kurczył i wciąż dłuższe
wieczory namawiały na eksperymenty. Wyobraźnią sięgała perwersji, poddawała się
jej i w autoerotycznych spazmach realizowała wizje korzystając z obrazów
przynoszonych codziennością. Patrzyła na odbicie swoich rosnących z pożądania
oczu na przeszklonym regale pamiętającym młodość jej nieżyjącej już matki i
znajdowała w sobie zgodę na więcej. Na mocniejsze doznania i eksperymenty.
Lizała palce, żeby nauczyć się własnego smaku, rozsmarowywała z pietyzmem
lepkość pod nosem i za uszami, oswajała się z aromatem i prowadziła bardzo
skrupulatne notatki, żeby znaleźć w sobie apogeum księżycowego cyklu. Znalazła
je końcem stycznia, a raczej wtedy nabrała przeświadczenia, że potrafi
bezbłędnie wykryć moment, kiedy jej ciało osiąga szczyt wyrafinowania. Produkowała
niepowtarzalny, niepodrabialny zapach, który był nią. Prawdziwą, nieoszukaną,
intymną.
Zima
skrzepła za oknami i trwała, jakby nie miała zamiaru odejść z miasta, a praca
zajmowała zbyt małą część doby, żeby wypełnić czas. Wyczytała gdzieś, że smak
męskiego nasienia zależy od diety, więc przez analogię szukała w sobie nut z
niej wywiedzionych. Restrykcyjnie, konsekwentnie, poświęcała tydzień za
tygodniem, żeby poznać swój aromat, pod wpływem cytrusów, mięsa, czy
aromatycznych przypraw. Z toaletki zrzuciła wszelkie kosmetyki sztucznie
napędzane chemicznym aromatem i z lubością wsłuchiwała się we własne ciało.
Alkohol, choć powinien konserwować i wzmacniać okazał się zabójczy. Nie
smakowała nawet sobie. Stała się wybredna. Bardzo wybredna. Niczym kiper degustowała
bukiet i gdy tylko przestawał uwodzić odstawiała kolejne produkty bez żalu.
Uwrażliwiony
nos, gdy wygoniła z prywatnej przestrzeni szlabany obcych aromatów
zamieszkujących jej małe mieszkanie, pozwalał jej już rozpoznawać siebie samym
węchem, bez konieczności sięgania dłonią poniżej wydepilowanego wzgórka.
Obudził świadomość samicy. I wiarę, że może. Że pozostanie bezkarna. Odwaga
rosła z czasem i powtarzane w nieskończoność słowa, że „musi się udać”
rozgrzewały jej ciało i duszę. Przełom nastąpił przypadkiem, kiedy zmęczona
zbyt długotrwałą degustacją siebie zasnęła skulona w fotelu. Mocno i długo. Tak
długo, że o poranku nie zdążyła do pracy. Pierwszy raz w życiu miała się
spóźnić. Ubierała się w biegu, pakowała do torebki jakiś chaos, spowodowany
pośpiechem i biegła klnąc na głos. Miała szczęście – złapała taksówkę i w niej
usiłowała doprowadzić się do ładu. Poprawiała garderobę, rękami chciała
zaczesać włosy… Palce pachniały wciąż wieczorem…
- Nie umyłam
nawet rąk – pomyślała zawstydzona, czując, jak rumieniec wypełza jej na twarz –
nawet rąk…
Głos
taksówkarza zmienił się, gdy jej ciało rozgrzało się w tym malutkim wnętrzu.
Była przekonana, że rumieniec przekroczył granice twarzy i rozpełza się po
całym ciele, które w cieple zaczęło okrywać się warstwą zapachu. Jej zapachu,
zwielokrotnionego ciałem, którego aromatu nie rozcieńczyła kąpielą.
- I to właśnie dziś – usiłowała skarcić samą
siebie – właśnie dziś, kiedy zapach osiągnął szczyt możliwości!
Resztką
odwagi zerknęła ukradkiem w lusterko i zobaczyła na twarzy taksówkarza zachwyt.
Błogość biła z tej twarzy przywykłej raczej do uczuć twardych i bezwzględnych,
a w oczach rosły mgły. Powiedziała cokolwiek, żeby odzyskał wzrok i dowiózł ją
cało do celu. Dowiózł i drzwi jej otwierał, niczym kamerdyner. Wbiegła przez
drzwi, lecz czekając na windę widziała, że wciąż tam stoi zadumany. Kiedy
weszła do biura… sekretarka chyba straciła głos, a przynajmniej pewność siebie,
bo zająknęła się jak nie ona i kawę przyniosła, chociaż wiedziała, że nie pije
jej od kilku miesięcy (tylko woda i soki, żadnych używek, żadnych sztucznych
aromatów). Przyniosła i chichotała po pensjonarsku przepraszając, jednak coś ją
ciągnęło i nie umiała powstrzymać dłoni, żeby nie dotknąć jej ramienia raz, czy
drugi.
Siedziała
zadumana. Najpierw ten taksówkarz, a teraz kobieta. Trzydziestoletnia,
wychuchana, wypielęgnowana… Najwyraźniej coś ją pchało i to bez oglądania się
na konwenanse i otoczenie. Mieszała kawę łyżeczką zupełnie abstrakcyjnie.
Wiedziała, że jej nie wypije, jednak dźwięk łyżeczki na porcelanie filiżanki
dawał alibi i pozwalał na bezczynność. Rozejrzała się wokół. Chwilowo nikt nie
interesował się nią poza sekretarką, która ilekroć przechodziła obok jej pokoju
zaglądała z niepewnym uśmiechem i rumieńcem, który nie pochodził z drogerii.
Zadumała się tak mocno, że nie zorientowała się nawet, kiedy jej dłoń wsunęła
się w spodnie, pod bieliznę. Rękę wyjęła mokrą i tak intensywnie pachnącą, że
nie wiedziała, jak ją ukryć. Zasłoniła usta. Ten niewinny ruch ją oszołomił.
Mokrym palcem przejechała pod nosem, za uszami, a resztę zlizywała ostrożnie patrząc
się na wpółprzymknięte drzwi.
Kiedy
sekretarka po raz kolejny przechodziła i zatrzymała się na ten krótki moment,
gdy jej ciało chciało zdobyć się na odwagę, lecz umysł bronił się pazurami
przed szczerością, kiwnęła głową, żeby weszła. Wtedy… miała w ustach
najmniejszy z palców i za parawanem zębów rozbierała go z zapachu. Smak
przylgnął jej do języka błyskawicznie i rozlał się po twarzy uśmiechem.
Sekretarka zbliżała się dość niepewnie, widać zastanawiała się co ma
powiedzieć, kiedy kobieta wstała i wyszła jej naprzeciw. Instynktownie, jedną
ręką zamknęła drzwi, a drugą chwyciła sekretarkę w pasie i przyciągnęła do
siebie. Zaskoczenie nie było wszystkim, co znalazła w jej oczach. Rozchyliła
usta i pozwoliła się pocałować. A kiedy poczuła smak języka wpiła się w niego
tak, że dopiero brak powietrza pozwolił im się od siebie oderwać.
- Przepraszam –
szepnęła zawstydzona sekretarka i uciekła zabierając w ustach smak grzechu.
Tama
puściła. Skoro potrafiła zniewolić heteroseksualną dziewczynę, co może zrobić z
facetem? Oparła się o zamknięte drzwi, a ręka nie pytając jej o zgodę
przyniosła kolejną dawkę aromatu, którą rozprowadzała tam, gdzie miał szanse
rozpłynąć się po otoczeniu. Osobisty dezodorant do zadań specjalnych. Znienacka
naszła ją chęć sprawdzenia, czy to ma szanse działać i zanim ją powstrzymała
nieśmiałość szarpnęła klamkę. Szła przez biuro do gabinetu prezesa, a mijając
kolegów kiwała im głową. Chyba ich również wytrąciła z równowagi, bo milkli i
patrzyli na siebie dziwnym wzrokiem nie wiedząc co powiedzieć. Pewnie każdy w
sobie kisił myśli zastanawiając się, czy inni mają podobne doznania. Zapukała
do drzwi gabinetu i weszła.
- Panie prezesie…
Zaczęła
nieśmiało, a prezes nienajmłodszy już, zerwał się, żeby się przywitać. Prezes szarmancko
całował dłonie wszystkich kobiet w firmie i nie było w tym nic lubieżnego,
tylko autentyczny szacunek. A teraz pochylał się nad jej dłonią, na której
dopiero co zaschły… Prezes miał wyraźne kłopoty z wyprostowaniem się, aż
wykazała się niepokojem, czy nie stało mu się coś złego. Pomaganie dłonią
gorącą od soków było działaniem, które nie poprawiało sytuacji, a prezes po raz
pierwszy od dawna poczuł chrypkę. Nie tylko chrypkę. Ukrył się szybko za
biurkiem, ale zdążyła zauważyć, że materiał spodni napręża się pod wpływem
emocji. Ze spóźnieniem oczywiście problemu nie było żadnego, a rozmowa z szefem
przeciągnęła się poza zwyczajowe pięć minut, jakie miewał dla podwładnych. Nie
wstał, gdy wychodziła, ale ona doskonale wiedziała dlaczego. Uśmiech szelmowski
wypełzł jej na twarz, gdy zamykała za sobą drzwi.
Mogła
wszystko… Już się nie bała. Oparła się o ścianę, a kiedy przechodził młody
kierownik i zaproponował pomoc pogłaskała go po twarzy i kiwnęła głową. To wystarczyło, żeby poszedł za nią do jej pokoju i zamknął drzwi. Patrzyła mu w
oczy i widziała, że nie znajdzie sił, żeby się obronić przed doznaniem.
Najwolniej jak umiała, po raz nie wiadomo który wsunęła miękką dłoń w spodnie.
Kierownik już nawet nie oddychał. Nie mrugał oczami. Rósł tylko i krew w nim
wrzała. Przeciągnęła szczupłymi palcami pod jego nosem i po wargach… Jęknął
tylko, gdy pomalowała mu cały nos.
- Po pracy –
szepnęła – po pracy będziesz mój, jeśli doniesiesz zapach do popołudnia. Jeśli
nie, twój pech. Idź już, niech nie plotkują zbyt wiele…
Dzwonie łyżeczką o brzegi kubka, mieszając w kawie, którą wiem, że wypiję i zachwycam się kolejną, świetną opowieścią.
OdpowiedzUsuńdzwoń dzwoneczku... smacznego.
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuńZ przywołanego "Pachnidła" P.Süskinda:
" Nie można uciec przed zapachem. Zapach bowiem jest bratem oddechu. Zapach wnika do wnętrza wraz z oddechem i nie sposób się przed nim obronić, jeśli chce się żyć."
Pozdrawiam:)
zapach jest niedoceniany. tak sądzę.
UsuńCześć! Stylistycznie jest bardzo ładnie napisane. Jeśli zechciałbyś dowiedzieć się jak pisać także odrobnię poprawniej technicznie to zapraszam do siebie. Te łączniki w dialogach powinny być pauzami. Ale gratuluję za używanie znaku … zamiast ... !
OdpowiedzUsuńcześć. bardziej od strony technicznej interesuje mnie emocjonalna. tego też uczysz?
UsuńWładza absolutna tylko do chwili aż ktoś zawoła: "Co tu tak śmierdzi?"
OdpowiedzUsuńzazdrośnica... (że tak sobie zażartuję)
UsuńHa ha - że niby też chcę się nie myć i grzebać sobie w wiadomym miejscu podtykając potem cuchnącego palucha pod obce nosy? Oko - daj spokój. ;)
OdpowiedzUsuńteraz, to mnie masz... rżę z radości nieposkromionej zupełnie.
UsuńÓw mistrz doskonałego pachnidła urodził się bezwonny.
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc czekałam aż ktoś jej powie żeby się poszła umyć.
i była taka osobistość - w komentarzach.
UsuńW takich okolicznościach zastanawiam się czy ona go uwiodła, czy on nie przeoczył kolejnej okazji...
OdpowiedzUsuńniejednoznaczność w cenie. nie zależy mi na dosadności i bezpośredniości. może dylemat jest ciekawszy od nagich faktów? może "przymierzysz się" do takiej sytuacji i sama sobie odpowiesz na pytanie? może nawet zaryzykujesz eksperyment po wielkiemu cichu?
UsuńPachnidło czytałam z rosnącą fascynacją, ładnie to pociągnąłeś :)
OdpowiedzUsuńteż czytałem, ale to było dawno. jednak po napisaniu pierwszego zdania trudno było się powstrzymać.
Usuń