- Jestem
zachwycony jego przeponą – zagaiłem grzecznie – Czy to po mamusi?
Mamusia
dość rozpaczliwie usiłowała zlokalizować przeponę zarówno u narybku, jak i u
siebie, ale najwyraźniej starała się posiłkować wskazówkami, jakie usiłowała
odnaleźć w moim wzroku, co przy tak entuzjastycznie ogłoszonym zachwycie
wydawać się mogło podpowiedzią za wszystkie pieniądze świata. Ja tymczasem dość
bezwstydnie patrzyłem się pani w biust, który również godzien był zachwytu.
Narybek obecnie biustem nie dysponował i prawdopodobieństwo, że będzie nim
dysponował kiedykolwiek było mniej niż skromne. W miejscu hipotetycznego biustu
wyhodował za to kleks spożywczy. A raczej demonstrację pierwszej fazy przemiany
materii. Posiłek był znakomicie rozdrobniony i niezbyt rozpoznawalny, choć gama
kolorystyczna zanosiła się nieśmiałą sugestią mięska.
Dziecię
miało rozsynchronizowane zmysły. Trudno drzeć się i żreć jednocześnie, a przy
tym spoglądać, na szczerzące się zza chłodniczej lady rarytasy typu kaszanka,
parówka, czy salceson wyglądający, jakby został wypolerowany na lastryko. Golonka
wyłysiała kompletnie, a kiełbasy schły napędzane wysokimi tonami modulowanymi z
niezwykłym talentem i szybkostrzelnością. Jakiś pająk wyprowadzał się właśnie,
a muchy popełniały zbiorowe samobójstwo na lampie UV. Kolejka struchlała, a
terrorysta niezrażony szeroką widownią kontynuował arię. Wysiłek musiał być
spory, gdyż coraz trudniej mu było utrzymać wilgoć w maleńkiej kubaturze.
Pierwsze puściły oczy, chwilę później nos. Kiedy dołączyły dolne partie i nie
wytrzymały uszczelki męskości, która ma zdominować świat nadchodzącego
pokolenia, to na podstawie rozmiaru powodzi chciałem pogratulować również tego
genetycznego daru. Powstrzymałem się wyłącznie dlatego, że mamusia raczej nie
posiadała adekwatnego elementu wyposażenia, a chwalić nieobecnego tatusia za
oręż bojowy zdawało się być nadmierną eskalacją.
Młodość
rozlała się amoniakalnie, bezwstydnie i bezkreśnie. Kolejka stężała, lecz
trwała niewzruszenie. Raz zdobytych pozycji armia nie oddaje tak łatwo. Broń
biologiczna, czy chemiczna zakazana jest przez konwencje, lecz młodzik zapewne
nie studiował paragrafów, gdyż złamał ich przynajmniej kilka. Szczęściem, jako
„Mały Alchemik” nie był specjalnie utalentowany i Nobla pośród przodków nie
miał, więc trwaliśmy, otoczeni chwilowo sopranim uwielbieniem aspirującego tenora.
Psy pilnujące przez witrynę swoich właścicieli przegryzały smycze, żeby
schronić się w ciemnej, wilgotnej bramie przechodniej i przeczekać w schronie
ostrzeżenie alarmowe. Ptaki przyspieszyły doroczną migrację i wyniosły się poza
zasięg. Teren oznaczyły jako skażony i pozostawiły czytelne, bielejące ślady
zrozumiałe dla istot ich gatunku.
Dobrze
zbudowana ekspedientka z wyraźną wprawą karciła kłąb mięsiwa rzeźnickim toporem
przekształcając go w zgrabne steki. Nie zagłębiałem się w umysł tej pani,
jednak wzrok miała zacięty, pośladki i wargi ściśnięte, aż krew szukała innych
portów, w których mogłaby przeczekać burzę. Staruszka ze zdegenerowanym słuchem
usiłowała wesprzeć wirtuoza cukierkiem i chyba poprosiła o powtórzenie arii.
Nie wiem, czego nie dosłyszała, jednak cukierek zaczął się rozpuszczać w stygnącym
zalewie, a koncert zakwitł drugim aktem. Jakiś pan, któremu zaczęły podzwaniać
butelki zaniepokoił się nieco, czy się nie potłucze zawartość, gdyż po
dołączeniu do zalewy mogłaby nastąpić katastrofalna reakcja – przynajmniej u
wspólników, czy sponsorów wyszynku czekającego na konsumpcję, gdy tylko pęto
kiełbasy zostanie ze smakiem dobrane do wcześniej zakupionego bukietu.
W
kolejce był też dyrygent płci nieokreślonej. Nóżką odzianą aseksualnie w
adidasy taktował śpiew i wskazywał akcenty. Może to niegrzeczne, bo wirtuoz z
akcentami radził sobie lepiej od dyrygenta. Można byłoby zaryzykować
stwierdzenie, że jego muzyczna wypowiedź składała się wyłącznie z akcentów, a
pauzy je dzielące były ledwie zauważalne. Tynk poszarzał, pękł i zastanawiał
się właśnie, czy nóg nie połamie skacząc z sufitu na podłogę, żeby umknąć
choćby w objęcia węgla i butwiejących kartofli, jednak desperacji ostatecznej
jeszcze nie osiągnął i pertraktował z grawitacją warunki kapitulacji. Talent w
pełnej odsłonie dźgał pośladki prężące się na długich nogach, wkradał się pod
białe bluzeczki szukając serca wystarczająco otwartego, żeby mogło pomieścić
rozmiar szczęścia, które choć niewielkie, to jednak wysokiej gęstości.
Przy
ladzie ktoś kompletował świnkę sporej wielkości i chyba niewielka część puzzla
została niezidentyfikowana, więc postanowił własną niedoskonałość anatomiczną
uzupełnić mielonym mięsem i słoniną (również mieloną). Starszy pan wzdychał do
polędwicy sopockiej, która od jego wzroku dostała rumieńców. Nie podsłuchiwałem
co jej obiecywał, ale języczek miał najwyraźniej sprawny i te obietnice
podpierał perwersyjną demonstracją. Autopromocja. Któż jest wolny od chęci
zaimponowania cielęcince… Połowa kolejki weryfikowała właśnie swoje rozpasanie
i gotowa była drastycznie ograniczyć apetyty ku rozpaczy pań obsługujących w
tandemie ową jednostkę od puzzli. Niemal do fizycznej osobowości urosły myśli
dwóch panów przeszukujących zasoby pamięci, by zlokalizować inną świątynię,
gdzie można z ołtarza za drobną opłatą pobrać krwawe ochłapy.
- Sto
siedemdziesiąt dwa pięćdziesiąt! I drobne proszę!
Pani
z toporem w ręce nie odmawia się daniny, choć trzeba przyznać, że ręce zadrżały
nawet tym, którzy trzymali je bezwstydnie w kieszeniach miętoląc własną
mizerię, żeby nie marnować czasu. Dobrze wymasowany obiekt potrafi się
odwdzięczyć różowymi myślami, a czasem i ekstazą. Pomoże nawet zaplanować
przyjemny wieczór? Przecież trudno czytać w trakcie koncertu, a widok topora i
zwisającej z pniaka szyi gęsiej potrafi zaboleć niemal każdy męski rozporek i
skłoni do pieszczoty niosącej pocieszenie. Na szczęście topór wgryzł się w
drewno pniaka i drżał z niepokoju po walce czekając na drugą rundę. Pani otarła
dłonie o … no dobrze – o fartuch, ale gdyby go wygotowała, to tylko warzyw
trzeba byłoby dodać, żeby mieć tłusty rosół. Szczególnie część szynkowa
fartucha uposażona była tak dostatnio, jak to, co się pod fartuchem
przemieszczało. Pani zdecydowanym ruchem otworzyła sezam lodówki i wyjęła z
niego parówkę (ponoć drobiową) sztuk raz. Ruchem, jakby odwijała lizaka odarła
mięsnego palucha z folii i wręczyła wirtuozowi zamiast kwiatów – romantyzm
współczesny ma dziwaczne oblicza.
Śpiewak
zamarł, jakby go talent opuścił znienacka. Pani na wysokich obcasach przestała
prężyć pośladki i zwiotczała, staruszek przykleił się językiem do szyby za
którą baleron się … baleronił? W każdym razie robił to co robił z wdziękiem i
ku zachwytowi staruszka nie usiłował chować się za pasztetową, tylko chwalił
się stanem posiadania niczym panny na wystawach w oknach dzielnic czerwonych
latarni. Cisza zabrzmiała tak mocnym akordem, że aż przysiadłem. Nie byłem
gotów na taki finał. Kolejno oglądali się wszyscy, niedowierzając własnym
zmysłom, albo wręcz podejrzewając je, że uległy zanikowi. Wirtuoz ssał. Mlaskał
i powiększał rozmiar kleksa. Czyżby jednak chciał wyhodować tam piersi?
Materiał w sumie dobrany dość inteligentnie…
Jakież to mięsiste i pełne zmysłów opowiadanie. :)))
OdpowiedzUsuńWirtuozerią to Ty się popisałeś po raz kolejny, chętnie bym oddała Ci brawa na stojąco!
tak - mięsa w nim nie brakuje - dosłownie.
UsuńAdidaski są seksowne, nie znasz się.
OdpowiedzUsuńszczęściem znać się nie muszę, ale postaram się zapamiętać i jeśli się zdarzy, że nasze światy otrą się o siebie, zadbam o atrakcyjność własną w Twoich oczach.
UsuńCharakteryzowanie bohaterów masz opanowane do perfekcji. Wystarczy przepona wyjątkowa, nóżki odziane aseksualnie w adidasy, rumieniec na widok polędwicy, czy tłuszcz na fartuchu i już dużo wiadomo o danej osobie.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
w końcu kolor skory jest niezależny od nosiciela, za to adidaski już owszem tak.
UsuńPniak, topór i brudny fartuch? Kolejka, owszem jeszcze się zdarza przed "niedzielą niehandlową' reszta trąci myszką, chociaż typy w kolejce wypisz, wymaluj ciągle aktualne.
OdpowiedzUsuńZ koncertu bym zrezygnowała, nawet kosztem rezygnacji z nabycia mięsnych dobroci. Jeszcze by mi się przy jedzeniu ta plamka przypomniała.
pisałem z wyobraźni, a nie z natury. trzeba wprowadzić wątki dramatyczne. bezkrwawe mięso? jak w delikatesach? szkoda, żeby się zmarnowało.
Usuń...a obok na warzywnym, cisza, spokój i wolność wyboru.
OdpowiedzUsuńa w banku, to nawet kawkę podadzą, jeśli się człowiek odrobinę upudruje.
Usuńtylko w żelaznym złowieszczo dzwonią łańcuchy na przeciągu.
Złowieszczo ? Czas to najwyższy na sprawiedliwość. Ileż można czekać.
OdpowiedzUsuńczekać, to można i w nieskończoność. i trudno nawet określić, czy się to robi skutecznie, czy też nie, bo zdania są podzielone.
UsuńCzyżby ktoś ostatnio czekając na swoją kolejkę był zmuszony wysłuchiwać wrzasków małego człowieczka? Podobno jest to dźwięk najbardziej frustrujący
OdpowiedzUsuńmoja wrodzona złośliwość pozwoliła mi wymyślić ten tekst nie poddając się osobiście muzykoterapii
Usuń