Wielkie,
zwieńczone łukiem okno zajmowało niemal połowę bardzo wysokiej ściany. Za nim
można było dostrzec nieskończoność błękitu punktowo ogrzewanego słońcem, a jeśli
tylko udało się podejść bliżej, to tuż poniżej poziomu podłogi kłębił się i
marszczył ocean chmur. Wpadały na siebie i mieszały niczym gęsty, słodki sok w
szklance wrzątku. Stado baranów w zbyt ciasnej zagrodzie, bezgłośnie
rozpierzchających się we wszystkich możliwych kierunkach, o grzbietach
wyblakłych od słońca, które rozmazywało się na szybie i nie pozwalało na
dokładność obserwacji. Kłuło w oczy i odbierało ostrość widzenia, albo
kaleczyło wzrok dostatecznie, żebym się potknął o szklany stolik podstępnie
stojący na podłodze. Przecież wiedziałem doskonale że tam stoi, a jednak
porażony światłem wzrok nie zdołał powstrzymać nóg przed uderzeniem udem o
krawędź grubego szkła.
Szkło
zadrżało płosząc na przeciwległej oknu ścianie zajączka, który pękł na milion
iskier rozglądając się z niepokojem, kto syknął z bólu, a kto się śmieje. Śmiech
był kobiecy i pozbawiony złośliwości. Raczej serdeczny, ciepły, wynikający z
dobrego humoru, któremu trzeba było naprawdę niewiele, żeby eksplodował.
Siedziała na kanapie, ale bardziej słuchem wykryłem jej obecność, niż ją
zauważyłem. Wiedziałem, że tam jest, więc skierowałem twarz w jej stronę. Była
naga. Takie rzeczy, nawet kiedy się nic nie widzi, to jednak się wie. Plecami
wtulała się w oparcie kanapy, jakby chciała podrapać się szorstką tkaniną pomiędzy
łopatkami. Wzrok wciąż słońcem oszołomiony nie potrafił skoncentrować się na
szczegółach sylwetki siedzącej kobiety do tego stopnia, że barwę jej włosów
mogłem określić wyłącznie z pamięci. Cała była dla mnie ledwie konturem wyłaniającym
się z mgły oślepienia i niczym więcej. Ładnym konturem. Przełknąłem ślinę z
żalu, że tylko wyobraźnią udało mi się prześliznąć po tym ciele, a jej śmiech
mnie zawstydził. Musiała to widzieć.
- Idę popływać.
Przecież wiesz, że nie znoszę strojów kąpielowych, bo krępują ruchy i
przeszkadzają. Po co mam je moczyć, jeśli nie ma takiej potrzeby? Dziś nikt nie
pływa. Przynieś mi proszę duży ręcznik i gorącą herbatę. Wrócę… Za godzinę?
Zaczekasz na mnie?
Kiwnąłem
głową, a w ustach miałem suchość. Nie musiała pytać. Wiedziała, że musiałaby
mnie stąd siłą wygnać. Flirtowała jawnie i bezwstydnie. Ręce, nie do końca mi
posłuszne troszkę drżały, gdy wymacałem krawędź stolika i po tej krawędzi
przemieszczałem się jak ślepiec w nieznanym otoczeniu w kierunku okna spękanego
od słońca w wielką, kłującą oczy rozetę. Szkło było zimne. Słońce przepaliło mi
wzrok i wydawało się, że sporo czasu minie, zanim go odzyskam. Wymacałem klamkę
i otworzyłem małe okno, które zostało tu zamontowane na życzenie kobiety. Nim
zdążyłem je rozewrzeć wiatr zagwizdał z podziwem i dopadł nagie ciało bez
jednej chwili zawahania. Zabezpieczyłem okiennicę przed zamknięciem, a na
szeroki, kamienny parapet położyłem ręcznik frotte tak puszysty i ciepły, że aż
się chciało w nim życia poszukać. Kobieta wstała i te parę kroków na boso po
marmurowych kaflach przeszła na palcach. Kamienna podłoga potrafi być naprawdę
zimna. Jak katafalk.
Usiadła
na parapecie i beztrosko machała nogami nie przejmując się, że za oknem
najbliższy stały grunt znajduje się grube setki metrów poniżej. Wiedziałem, że
to prawie kilometr lotu i nawet spadochroniarzom bez doświadczenia nie poleciłbym
takiego doświadczenia, a ona siedziała naga wkładając dłonie pod pośladki, żeby
zachować w nich odrobinę ciepła i stopami rozchlapywała najbliższe chmury.
Układała baranom loki i warkocze plotła na ogonach.
- Podrap mnie
proszę. Między łopatkami.
Wciąż
widziałem wyłącznie kontur, a wiatr usiłował wypłukać mi oczy z nadmiaru
słońca, więc płakałem. Łzy ciekły mi po policzkach i z brody skakały wprost na
marmurową posadzkę. Dłońmi chwyciłem kobietę za ramiona, żeby nie popchnąć jej,
nie wystraszyć. Meszek ramion sterczał już wyraźnie. Gęsia skórka urodziła się
zapewne na piersiach, a sutki zesztywniały bardziej niż zeszłoroczne orzechy
laskowe. Teraz, rozlewała się stamtąd po całym jej ciele w takim tempie, że
zanim zdążyłem zsunąć dłonie po łopatkach na kręgosłup już tam była. Jak tu
drapać coś tak miękkiego i zmechaconego gęsią skórką? Przecież uszkodzę tymi
dłońmi nawykłymi do rzeczy mniej kruchych i delikatnych. Skaleczę. Mocniejszym
dotykiem mógłbym jej wygrawerować na skórze własne linie papilarne. Wierzchem
dłoni udawałem drapanie, a drugą ręką pilnowałem, żeby się nie ześliznęła z
tego parapetu. Kilometr… Okropnie dużo. W czasie spadania może zabraknąć
modlitw, nim się człowiek rozbije na czymś, co tam być musi. Wiedziałem co tam
jest. Wiedziałem, bo kiedyś złośliwie wylałem za okno sok z czarnej porzeczki,
żeby zobaczyć na dole, gdzie się rozpryśnie. Tam… Było miasto. Ludzie,
samochody… Beton i stal. Latarnie… Klomby i billboardy. Śmierć…
- No! Głuptasie!
Nie martw się tak. Wrócę przecież do ciebie. Popłynę w stronę gór i wrócę. Za
godzinkę. Za jedną krótką godzinkę. Nie martw się…
Pogłaskała
mnie po policzku i zeskoczyła z parapetu. Zachłysnąłem się i zapomniałem jak
się oddycha. Modliłem się ze spalonymi oczami w otwartym oknie, a wiatr
napychał mi głowę horrorami. Ten ostatni, szeroki wdech mieszkał we mnie i nie
umiał znaleźć sobie ujścia. Kobieta wskoczyła w stado baranów kłębiące się za
oknem. Czekałem. Słuchałem i negocjowałem ze wzrokiem chwilę ostrości, niechby
kosztem późniejszej ślepoty. Daremnie. Krew ze mnie spłynęła, i tylko patrzeć,
kiedy spod paznokci, przez skórę butów rozsączy się po podłodze. Wreszcie śmiech.
Oddalający się krzyk szczęśliwego delfina sunącego po falach wciąż szybciej i
dalej, aż zaczął tonąć w bezkresie.
- Pamiętaj o
herbacie! Wiesz którą lubię, prawda? Przyda się jak wrócę, bo woda dzisiaj jest
bardzo zimna.
Oko przecudownie się to czyta
OdpowiedzUsuńNie sposòb nie odczuć pożądania...
aż tak lubisz pływać? czy za herbatą tęsknisz?
Usuńnie wiem, czy wypada się chwalić, ale mój talent kulinarny sięga parzenia herbaty = może bez tych czarów azjatyckich ceremonii, jednak wodę zagotować umiem... i co?
a tak poważniej, to cieszę się, że się podoba.
To herbata przy tej historii jest nawet wskazana.
OdpowiedzUsuńPragnienie piękna jest na wyciągnięcie ręki
Co zrobić że odpływa😆😅
ale wróci... to tylko godzinka.
UsuńCierpliwy jesteś
OdpowiedzUsuńA cierpliwość popłaca
mogę ewentualnie wyskoczyć i sprawdzić, czy umiem pływać. nie wiem, czy chcę.
UsuńPowiedz lepiej że przyjemniej Ci się patrzy na nagą kobietę niż miałbyś się sam rozbierać i marznąć
Usuńo oczywistościach szkoda dyskutować. to jasne.
UsuńTo na co czekasz?
UsuńZacznij marznąć
homo hibrenatus?
UsuńSalvador Dali by to namalował.
OdpowiedzUsuńza późno. on już nie. chyba, że w nowym wcieleniu.
Usuń..to takie niezwykłe ..fantastyczna miękkość, którą czuję .. otula i muska niczym balsam każdy zakamarek ..
OdpowiedzUsuńwidzę kształty i blask słońca .. tak cudownie, błogo..
nic, tylko nauczyć się pływać.
Usuń.. zawsze warto się uczyć .. a tak w ogóle, to pływanie uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńw chmurach też? to chyba wyższa szkoła jazdy.
Usuń.. z pewnościa nie każdy potrafi w chmurach, ale warto spróbować ;)
OdpowiedzUsuńpoczekam. wystarczy, że słowom pozwalam płynąć.
UsuńOko - a ja dziś niemal w chmurach pływałam. Nade mną i przede mną i za mną baranki na błękicie, a pode mną biel miękka i puszysta. I szczyty ośnieżone... I słońce jaskrawe...
OdpowiedzUsuńtrzeba było zdjąć buty i chociaż potaplać się w chmurach, jeśli już nie pływać.
Usuńciekawe, że tak ładnie się trafiło z opowieścią w życiorys.
Te chmury tu bardzo zimne, wręcz lodowate.
UsuńAle mnie intryguje tytuł twojego opowiadania. Czy to lęk przed skokiem w niewiadome czy strach, że ona nie wróci...
a na to pytanie odpowiedz sobie sama.
UsuńNo, proszę - mężczyzna niewolnikiem miłości, a dobrze mu tak! ;-)
OdpowiedzUsuńnajwyraźniej masz dziś nastrój bojowy. planujesz jakąś rewolucję, albo chociaż coś lokalnego?
UsuńOpisałeś jeden z moich najgorszych koszmarów sennych z tym, że w nich to ja siedzę na parapecie:)
OdpowiedzUsuńTy też jesteś taki ładniutki?
Usuń