piątek, 23 września 2022

Garść dygresji (na ogół z publicznego okna).

 

Gość, na oko o sporym doświadczeniu życiowym, biegnie z pełnym plecakiem i bynajmniej – nie do autobusu, przypominając mi, że żyję w ciekawych czasach. Plecak noszę niemal zawsze, jednak bez obciążenia. Może czas zadbać kondycję?

 

Co takiego trzeba mieć w głowie, żeby w wąskim pasie zieleni między torowiskiem, a dwupasmówką posadzić szpaler miłorzębów? Nie wiem, ale wyobraźnia się tam najwyraźniej nie zmieściła.

 

Starsza pani, odziana zbyt biednie jak na obcą, ściska pomarszczonymi dłońmi niezbyt pełne siatki i z zaciśniętymi do białości wargami obserwuje parkingi przed marketami spożywczymi. Druga – wyczytała wszystkie literki na opakowaniu papierosów, zanim odważyła się sięgnąć po jednego i z lubością poddać się nałogowi. Ubóstwo potrafi wypełznąć na twarz niepostrzeżenie i skazić nawet ulotny błogostan.

 

Dziewczyna w olbrzymich okularach korekcyjnych, pachnąca kawą z papierowego kubka, przypomina mi kogoś, kto mógłby być jej mamą, gdyby dawno temu nie zmienił klimatu na wyspiarski. Nawet kierunek się zgadzał.

 

Na przystanku przedwcześnie posiwiała pani tuliła do siebie własne piersi, gdy inna przytulała bardzo kosmatego pieska o uszach drżących z niecierpliwości, bo z tramwaju wysiadali właśnie dziadkowie, by go obdarzyć czułością.

 

Sobowtór dziadka dla odmiany zsiadł z roweru, nadal oszołomiony rozwiązaniem łamigłówki z zakresu pierwszeństwa na rozbudowanym skrzyżowaniu i rozglądał się wokół ze zmęczonym tryumfem. Na pewno nie był to oryginał, bo ten nie miał prawa zajechać aż tam, szczególnie z racji braku wzroku.

 

Na śnieguliczkach białe bombki będą czekały przedwiośnia na głód ptasi. Owoce są okropnie niesmaczne i ptakom trzeba desperacji, aby się na nie skusić. Śnieguliczki wiedzą o tym doskonale i cierpliwie wypatrują swojego czasu. Oby nadaremnie.

 

Pierwsze (najbardziej ciepłolubne) kobiety już zapinają nogi w iksy na przystankach, co jest nieomylną oznaką, że zima tuż-tuż. Oby wystarczyło ciepła ud do ogrzania ciała skąpanego w okowach stycznia, czy lutego. A przecież o poranku „dymek” z ust bywa wystarczający, aby wpisać weń dowolnie długą tyradę na potrzeby dopiero-co-wymyślonego komiksu.

 

W bezpośrednim sąsiedztwie izby wytrzeźwień powstaje przestrzeń dla biznesu. Intrygujący mariaż. Izba mocno podupada na zdrowiu (być może skażona oddechem lokatorów), kiedy przestrzeń szczerzy się prętami zbrojeniowymi i betonowym licem godnym solidnego bunkra.

6 komentarzy:

  1. Chodzę jeszcze z bosymi stopami, w balerinach. Gdy widzę kobiety w kozaczkach, od samego patrzenia palą mnie w nogi ognie piekielne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. strasznie miękki grunt musi być w Twojej okolicy, skoro zapadasz się aż po krawędzie piekieł.

      Usuń
  2. Ciekawe obserwacje, ale nie każdy podobne czyni, ludzie nawet na klucze gęsi nie spoglądają...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie każdemu się chce zadrzeć głowę do góry. podobno alpinista, który tego zaniedbuje - jest już emerytem i nic nie osiągnie.

      Usuń
  3. Obserwacje na najwyższym poziomie....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję. nie poradzę, że się trafiają. wystarczy dostrzec, a reszta już się dzieje bez woli.

      Usuń