czwartek, 22 września 2022

Krok w czasie.

 

Zziębnięte koniczyny wyciągają szyje spomiędzy mokrych źdźbeł i wpatrują się z płonną nadzieją w ogryzek księżyca, jednak temu nie w głowie ogrzewać puchate kwiatki, gdy mrok wygryzł mu całą wątrobę i nawet łysej glacy nie zostawił w spokoju. Budowlańcy karnie ustawiają się w kolejce do kas, żeby zapłacić za dzisiejsze śniadanie – pieczywo, kawałek mięsa i paczka papierosów podparta owocowym sokiem. Skuszony potęgą reklamy nabyłem jadalne ziemniaki i rozkoszowałem się myślą, że dziś właśnie stanę się szczęśliwym trawicielem tegorocznych zbiorów z pól swojsko utopionych w pejzażu nieodległym i wspominałem lekkomyślnie wczorajsze widzenia. A było tego.

 

Na początek przyszłość narodu wracająca ze szkół wciąż czynnych mimo chłodu wgryzającego się w mury. Mijają mnie ledwie zauważając, za to ja pogrążam się w lekkiej trwodze. Trzecia część podejrzanej latorośli tutejszej uważa polski za język obcy, a pozostali kaleczą go okrutnie wulgaryzmami i nowomową gęsto przetykaną angielszczyzną. Niesmak. Opuszczam okolicę przypatrując się głogom pełnym owoców, wyglądających jak krople krwi zawieszone na ostrych cierniach. Nad zachwaszczonym polem pustułka w locie stojącym cierpliwie wypatruje w zaroślach ciepłej strawy.

 

Pogrążony w obrazach dostrzegam gościa z determinacją zmierzającego ku mnie. Od zawsze pijacy wszelkiego autoramentu potrafią mnie wyłuskać w tłumie (szczególnie w pociągach) i obdarzać uczuciami, pałać koniecznością wymiany poglądów, bądź udzielać mi wskazówek na życie pełne sukcesów. Tym razem trafił mi się obcy. Oni też? Mimo wyraźniej niechęci na nawiązywanie kolaboracji z uporem nękał mnie ciekawością własną, rozpraszany nieco konwersacją telefoniczną (ktoś pożądał go bardziej, niż ów mnie – wódka chyba się skończyła, albo cóś). Zbombardowany pytaniami bardziej niż Drezno w trakcie zbawiennego dla wolnego świata nalotu dywanowego aliantów usiłowałem opuścić znękaną świadomość i pogrążyć się w otchłaniach światów wymyślanych na bieżąco z wyraźnym brakiem talentu.

 

Patrzyłem na wróble szukające czegoś pośród wrotyczy i na jarzębinę pozbawioną liści za to z mrowiem jagód. Na nastoletnie tabuny jednopłciowe snujące się między galeriami handlowymi i tokujące bezustannie, pracujące najwyraźniej w pełnym dupleksie – każdy element roju gadał i słuchał jednocześnie, co wydaje się zadaniem przekraczającym możliwości techniczne mojego wyposażenia nadawczo-odbiorczego. Bosonogi cherubinek o oczach błękitnych i blond-kędziorkach przypatrywał się światu z fotelika samochodowego z ciekawością godną wizji Hitlera na dominację rasy aryjskiej.

 

Pani w tiulowej spódniczce wcale nie zamierzała tańczyć baletu Czajkowskiego. W rajtuzach w łososiowe róże byłoby to możliwe, jednak maseczkę miała niemalże pancerną, chroniącą nie tylko przed ekspresją tańca, ale nawet przed tlenem rzadko pojawiającym się w atmosferze wewnątrz maski, przez co lico miała chorobliwie blade. Kilka karampuków o płci rozdygotanej niepewnością woli przetoczyło się deptakiem, gdzie kloszardzi aromatyzowani na gęsto realizowali potrzeby życiowe licząc na darowizny z dowolnego źródła. Zgaszony biznesmen uruchamiany hasłem „zaliczka” przemknął ukradkiem udając własny cień i wcale nie patrzył na młode kobiety o twarzach zdeformowanych makijażem. Ani na tę, przytroczoną do nieprzemakalnego wora wyładowanego ponad miarę zapasami na ciężkie czasy.

8 komentarzy:

  1. Niestety, zimno się wkrada... Marzniemy w pracy jak wszyscy diabli (choć oni mają na rozgrzewkę kotły). Ubieramy się w podwójne swetry, kamizelki i polary, a mimo to ręce grabieją, a przemrożony nos chce odpaść. Dlaczego w tym kraju nie może być po prostu NORMALNIE?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pytających o normalność jest chyba wciąż zbyt mało.

      Usuń
  2. Ach, ta pani w rajtuzach w łosiowe róże. Wcale jej nie zimno. Wie, że zimno to stan umysłu albo tylko podejrzewa, że tak jest i nie ma o co kruszyć kopii. Poza tym najważniejsze, że nos i usta ma zakryte. Cała reszta naprawdę się nie liczy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnio widuję znów ludzi w maseczkach i rękawiczkach z gumy.
    W sklepie czy przychodni, to jeszcze rozumiem, ale w parku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja w ogóle nie rozumiem - maseczki mają dziury wielkie jak polski budżet a wirusy są tak małe, że ich nie widzą nawet "eksperci".

      Usuń
  4. Znów mnie wywaliło, powyżej 3 komentarzy zalogowane znikają...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie martw się - odnajdą się. już idę szukać.

      Usuń