sobota, 30 września 2023

Gryzonie i mutacje.

 

    Po jednej stronie słońce podpaliło niebo, usiłując przegryźć się przez widnokrąg. Z drugiej ciężko wisiał nad śpiącym blokowiskiem księżyc wyglądający jak spuchnięta, gorąca pomarańcza. Dzieciaczki w milczeniu przegryzały się przed wielkie słodkie bułki i bladoniebieskim wzrokiem penetrowały świat podzielony na interwały przez gęsto wyrosłe latarnie.


    Na kamiennym brzegu ktoś nagryzmolił napis DNO. Czyżby to miała być sugestia (wyrażona w innym wymiarze multiversum), że Rzeka płynie do góry dnem? Cóż... Przy tej ilości butelek na nabrzeżu mógłbym się nad tym zastanawiać, gdyby nie porwała mnie fascynacja połączona z niedowierzaniem. Niemka (sądząc po smoltoku warto i z emfazą prowadzonym za pośrednictwem elektroniki użytkowej) o karnacji rodem ze środkowej Afryki, dysponowała pośladkami zrobionymi na indywidualne zamówienie. Pośladki, to zbyt małe słowo, jak na efekt końcowy. Może pozazdrościła wielbłądowi pęcherzy na wodę i zafundowała sobie podobne? Raczej nie na osiemnastkę, może na czterdziestkę. Każdy jej krok powodował turbulencje gdzieś poza nią, jakby była startującym odrzutowcem. A oczy przechodniów plątały się po niezwykłych orbitach, zataczając kręgi, jakby śledziły krążącą nad ekskrementami muchę.

2 komentarze:

  1. Takie pośladki, to podobno "must have" każdej Brazylijki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zjawiskowe. choć raczej niezbyt estetyczne. pewnie furę pieniędzy trzeba zapłacić za deformację ciała.

      Usuń