piątek, 15 września 2023

Same dygresje. Plus nadinterpretacje.

 

    Pani (z wrodzonej zapobiegliwości cieleśnie zabezpieczona na wypadek głodu) szła pod parasolem, choć deszcz miał zacząć padać dopiero za kwadrans. Ja, niczym dżdżownica w dżdżu – wyległem na chodnik. Wrony spłukane z kurzu odzyskały barwy, choć głos wciąż miały szorstki. Z braku widzeń (pustka uliczna trochę jak z horroru, wobec stalowego nieba i wiatrów jak zawsze nieprzychylnych) zastanawiam się nad skrupulatnym milczeniem antagonistycznych przecież stacji telewizyjnych (dla nieświadomych - TVP i TVN pałają nawzajem do siebie miłością Kaina) nad cenami gazu i ropy od tych szubrawców Rosjan i naszych umiłowanych od lat Amerykanów. Nieco niepokoi mnie fakt, że protoplastami naszych ulubieńców byli awanturnicy z Wysp i ludzie stamtąd „wydaleni” – przepiękne owo słowo ludziom nie znającym się na polityce, a uczęszczającym do szkół na lekcje biologii kojarzy się nieodmiennie z perłami i różami. I ów kwiat narodu wyspiarskiego zapłodnił ziemię (TAMTĄ ZIEMIĘ, jak powiedziałby nasz nieżyjący rodak w białym kapeluszu) i do dzisiaj sieje chaos i zniszczenie w imię demokracji.


    Szczęściem trafiła się niewiasta o bladej karnacji, upychająca czarnego wielkopsa do kompaktowego auta, a efekt był taki, że tylko jeden zadek mieścił się wewnątrz i wymagana była reorganizacja wnętrza pojazdu. Nad Rzeką, po jednej stronie granicy między stanami skupienia baraszkowali kloszardzi przy detalicznym piwku, a po drugiej ryby raczące się nasiąkniętym Rzeką chlebem. Taryfa z odległą rejestracją i kierowcą Hindusem szukała bezpiecznej przystani na wyspach. Wyłudzacz, z cierpliwością wędkarza na bezrybiu wypatrywał ofiary, dziewczęta oswajały młode piersi z wiatrem, wychudły człowiek płci utajonej szedł sobie w kapeluszu i płaszczu powłóczącym się tuż za nim w drodze pomiędzy jednym, a drugim niczym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz