Jesienna mgła spadła na Miasto dusząc dźwięki. Osiedlowe ptaki korzystając z tej osłony naśmiewały się z porykujących żałośnie pociągów zagubionych gdzieś hen w resztkach podmiejskich kniei. Pani objuczona cielesnym dostatkiem upakowanym w różowe, krótkie spodenki spieszyła do domu niosąc ciepłe bułeczki dla śpiącej jeszcze dziatwy.
Bezwidocze (trochę Leśmianem zaciąga) skraplało się na ostrych sztyletach źdźbeł i roztapiało na szybach sypialni umazanych epickimi snami. Gość o dłoniach strojnych w kamieniste bransolety kompletował nowinki towarzyskie tłoczące się na monitorze telefonu, a czoło marszczył tak dalece, że chyba ostatnia ze zmarszczek sięgnęła między łopatki. Za oknem mignął mi chudy facet z bródką, który na udzie wytatuował sobie podwiązkę. Chyba nie chciałem wiedzieć po co.
Niepokoi mnie przesłanie firmy ochroniarskiej, która na swojego patrona-imiennika wybrała ronina. Jeśli mnie pamięć nie myli, był to samuraj, który utracił pana, często z powodu własnej nieudolności obronnej. Szczęśliwie od dociekań odwiódł mnie tyczkowaty jegomość biegnący w zwolnionym tempie. Nie miał najmniejszych szans dogonić kobiety niosącej w białych dżinsach własne szyneczki z niepowtarzalnym wdziękiem. A nawet gdyby, to czapka z daszkiem i telefon nie pozwoliłyby mu dostrzec urody, chyba, że nadepnąłby ją beztrosko.
Winobluszcz cierpliwie wspina się do nieba po kościelnym murze, a na energetycznej skrzynce nieopodal ślady hucznej biesiady. Puszki, butelki, opakowania po zakąskach i przekąskach nie mieściły się na zaimprowizowanym stole i zaścielały pół chodnika, lecz sprzątaczka pilnie wydłubywała miotłą niedopałki parę kroków dalej. Kloszardzica już spakowała przenośny hostel do trzech toreb i oczekiwała na towarzystwo w piwnym ogródeczku letnim nieopodal Rzeki. Znów dopadają mnie myśli frywolne i dumam nad przewrotnością gramatyczną. Męskoosobowy żołądź rośnie sobie na dębie, gdy żeńska jego forma zdobi męskiego(!) członka. Trudno – język starszy ode mnie (hurra) i nie ma co kaprysić, ale dziwić się można.
Zawsze z podziwem czytam Twoje kwieciste opisy...
OdpowiedzUsuńStokrotka
niech więc zawsze trwa jak najdłużej. nawet do przyszłego lata (dalej nie ośmielam się proponować).
UsuńZestrachany byłem już po tytule samym.
OdpowiedzUsuńAle Lesman uspokoił mnie dostatecznie, no i Nana. To Jej drugi polski tekst, który przeczytała w miarę poprawnie.
Potem była ostra wymiana poglądów, bo koszmary powróciły. "Genialny Polak" namieszał w głowie -poezye prozą- satanistyczny intelektualista taki nieporządek wparł w mózg, aż strach.
A tu ulga i spokój wiekuisty mnie ogarnął, Nana czyta zachrypniętym z podniecenia głosem, ja leżę -słucham, "gdy żeńska jego forma zdobi męskiego(!) członka". Co tam gramatyka, interpunkcja i inne reguły...
Dopadły mnie myśli frywolne i patrzę osłupiały na nagą Nanę ...
naga roninka bez pana, bezbronna...
przezorny Janek
same pyszności, gramatyka musi poczekać w kącie na zauważenie, albo drzeć się nadaremnie.
UsuńNic się nie będzie drzeć, jak się zlikwiduje kąty i zacznie chodzić na wagary do kloszardów.
UsuńBunt to bunt. Wolny wybór, albo zaćmienie cywilizacyjne.
przezorny Janek
widziałem jak się urządzili kloszardzi pod mostem łączącym wyspy w najstarszej części Miasta. pod łukiem mostu wciągnęli gąbczaste materace, kołderki, a taborecie radio na baterie i wschód słońca widziany na żywo przy plumkaniu muzyczki z jakiejś lokalnej rozgłośni.
UsuńPrzydałby się jakiś egzorcysta w redakcji i jako wsparcie dla blogosfery.
OdpowiedzUsuńByleby nie z Dąbrowy Górniczej.
to jest w ogóle jakaś redakcja dla blogosfery?
UsuńNana jest "moją kokainą(i lekiem na całe zło")
OdpowiedzUsuńFa na na na na na....
Na początku było Słowo.....
przezorny Janek
a kiedy słowo stało się ciałem natychmiast zaczęło grzeszyć.
UsuńA co niby miało robić?
OdpowiedzUsuńWszystko było ok., dopóki Onan nie mógł dopaść Muzy...
przezorny Janek
Czy Tobie aby mitologia grecka z Biblią się nie pomyliła? A może piszesz swoją "mitologię" dla Oko?
Usuńwszystkie mitologie są tą samą. jedynie na potrzeby wąskich umysłów zmienia się pejzaż i imiona głównych bohaterów. ale fakty jakoś kurczowo trzymają się z grubsza tej samej wersji zdarzeń
UsuńMetafora z wygibasem...
OdpowiedzUsuńTamar nie została Muzą Onana, gdyby(haha)jednak...
Wtedy by spłodził i nie zginął marnie, ale nie chciał się produkować nawet na korzyść rodzonego brata.
To Oko pisze dla siebie i być może dla nas(mnie). Bez doświadczeń tzw. życiowych(duchowych?) nie rozwija się wyobraźni-jakiś pisarz współczesny tak wymyślił, stary jest i nie mógł spać. Jest 0:45.
przezorny Janek
Bycie Muzą to chyba niewdzięczne zajęcie? Ci wszyscy artyści są kapryśni, niewdzięczni i rozwięźli!
UsuńMam swoją Muzę...
OdpowiedzUsuńOko też..., przypuszczam. Może potwierdzi?
przezorny Janek
Oko czeka na rozwój sytuacji. 😀
Usuńoko nie czeka. bo czekanie jest tym, czego oko nienawidzi (tak, tak - zdarza mi się nienawidzieć) miło mieć muzę, obok której człowiek się budzi i zasypia. nie wiem, czy jestem wystarczająco kapryśny i niewdzięczny, żeby taką mieć. w kwestii rozwiązłości... cóż - radzę sobie, unikając butów ze sznurowadłami. i spodni ze sznurkami.
Usuńżeby było jasne - miło mi, że gawędzicie sobie w miarę posiadanego czasu. ja tak piszę - kiedy znajdę chwilkę. ale nie pozwalam, żeby świat wirtualny zawłaszczył świat rzeczywisty. najpierw obowiązki, potem zabawa. a blog jest zabawą. (taki dorosły ze mnie sztywniak). mam nadzieję, że rozjaśniłem mroki tajemnic i innych OKOliczności.