wtorek, 12 września 2023

I jeszcze.

 

    Na niebie samoloty malują regularną pięciolinię, aby wschodzące słońce mogło się na niej położyć pełną nutą. Na parapetach nudzą się orchidee, uwięzione pomiędzy ciszą sypialni, a rwetesem ulicy. Dojrzewają dzikie róże i perły na berberysach. Na opalonych udach tłoczy się gęsia skórka (aż chciałoby się powiedzieć, że szarogęsi, jednak kolor absolutnie się nie zgadza).

 

    Rudobrody king-kong, aby zrównoważyć ciężar plecaczka, niósł w dłoniach puszkę piwa. Balast przedni okazał się wystarczający i gość zachowywał pion wręcz przeciętny, co w tym przypadku jest zaletą. Jamajka, Haitanka, czy mieszkanka podobnych okolic dreptała żwawo bulwarem w stronę wschodzącego słońca (czyli w górę Rzeki), a jej partner(?) ujeżdżał hulajnogę, kierując się na prerię Rynku. W tramwaju krępa pani dokarmiała się raczej, niż gasiła pragnienie wydzielinami z nosa, wciąganymi przez całą drogę. Podejrzenie podparłem faktem posiadania przez nią (prócz cyberpapierosa, słuchawek bezprzewodowych, składanego lusterka i paru innych detali) termosu zanurzonego w otchłań niepozornej przecież torebki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz