piątek, 3 stycznia 2025

Nieprecyzyjny ekstrakt.

 

    Jestem pełen ambiwalentnych uczuć, gdy zniewala mnie przyciągający wzrok goły tyłek. Zanim dojdę do porozumienia z arytmią oddechu i galopującym tętnem, właścicielka znienacka oburącz rozchyla pośladki, ukazując barwny sznureczek stringów, by mnie ukarać brutalną prawdą – tyłek nie był nagim!

Kosmyk kosmatego kosa odfrunął w kosmos.

 

    Starsza pani z miejsca obudziła moją do niej niechęć. Pani zajęła własnym ego i tobołami cztery siedzenia i mamrocząc coś pełnymi wargami zniechęcała pasażerów do próby przechwycenia miejsca siedzącego. Melancholijny Karampuk smutniejszy niż zwykle i z podkrążonymi oczami najwyraźniej nie przespał ostatniej nocy, jak się później miało okazać – nie był w tym osamotniony. Roztargniona zmęczeniem wsiadła do nie swojego tramwaju i wyszła drugimi drzwiami, szczęściem na tym samym przystanku. Na dziesięć kobiet w tramwaju, dziewięć odzianych jest w nieśmiertelną czerń tak doskonale, że różnią się tylko skromnymi dodatkami – jedna torebką inna czapką z pomponem, albo butami. Dziesiąta w martwych kolorach nie wygląda na kolorowego motyla.


    W moim Mieście prawie wszystkie (ponad setka) mosty są zabytkowe. Pewnie dlatego zaczynam się śmiać, kiedy w głowie układam zdanie:

    Na jednym z zabytkowych mostów ktoś grał staccato na trąbce kolędy dla egzotycznych turystów zwiedzających Dzielnicę Boga”.


    Na przystanku szczerbaty amant wdzięczył się szerokim uśmiechem do pulchnej księżniczki, roześmianej równie szeroko, choć mniej spektakularnie. Zimne słońce przedarło się przez chmury tylko po to, żeby mnie oślepić. Kto wie, czy nie dlatego pogrążam się w myślach iście kosmicznych. Każdy, komu tylko umiejętności i budżet pozwala pchają w kosmos śmieci. Satelity telekomunikacyjne, szpiegowskie, wojskowe i kto wie, co jeszcze. Nie wiem, czy ktokolwiek kogokolwiek pyta o zgodę, albo ustala z innymi zasadę współżycia kosmicznego na orbitach. Teraz doszło do tego, że prywatna inicjatywa zamierza opleść Ziemię sześcioma, czy ośmioma tysiącami satelitów. Wolno? Nie wiem. Za to zastanawiam się, co się stanie, kiedy za te dwadzieścia lat (na przykład) przestaną działać, albo uszkodzi je kosmiczny grad meteorów. Ale, nie o tym być miało – rzecz w tym, że w ramach prasówki dostrzegam wiadomość, że Kenię nawiedziła „gwiazdka z nieba”. Fragment amerykańskiej sondy kosmicznej spadł na wioskę. O ofiarach (chwilowo) artykuł nie wspomina, choć wspomina, że Kenijczycy są narodem wybranym, bo to nie pierwszy raz, kiedy na ich gruncie gasną marzenia wielkomocarstwowe ku przerażeniu mieszkańców. A jeśli owe śmieci kogoś zabiją, to kogo należy oskarżyć o morderstwo? Prezydenta, rząd, czy cały naród, który zrzucił ludziom na głowy taką niespodziankę? Prywatna inicjatywa w osobie pana Muska pewnie wykupiła polisę OC działalności gospodarczej, a np. Kongres USA też?

Sterta steranych sterów sterowców.

 

    „Szczupaczek”, czyli jednostka szczupła, o wzroście zdecydowanie powyżej normy wsiadł do tramwaju i z wysiłkiem usiłował zmieścić się na krzesełku. A kiedy już siedział (tak to umownie nazwijmy), wyglądał, jak tatuś na wywiadówce w szkole podstawowej. Nienormatywni mają kłopoty. King-Kong, futrowany dostatkiem przez lata siedząc na krzesełku ściekał. Przynajmniej od mojej strony.


    Rzeka pełna zmarszczek, jakby postarzała się minionej nocy. Nie pomagało nawet oświetlenie podwieszonego nad wodą chodnika, czy świecidełka zabytkowych elewacji. Parka Azjatów, których zuchwale mianowałem Japończykami kręciło kamerą film z lądowania tramwaju na przystanku za zakrętem wielopasmowej ulicy. Tramwaj z gracją stanął gdzie trzeba i wdzięcznie trzepotał rzęsami wycieraczki. Wsiadłem ostatnimi drzwiami, więc powiem tylko, że ogonkiem nie merdał, więc pewnie „parcia na szkło” nie miał.

środa, 1 stycznia 2025

Wąski wąs, gruby grób, długi dług.

 

    Ostrzyżone na wojskowego jeża śnieguliczki sterczą sztywno w zwartym szeregu, niczym rekruci. I tylko połyskujące sznury pereł czekających na ptasi głód sugerują kobiecość owego oddziału. Mądrość natury zdumiewa. Podobno owoce są okropne i ptaki nie lubią ich, a sięgają dopiero wtedy, gdy zima pozbawi ich wyboru i grymasów.


    Ludzie o przekrwionym wzroku skupiają wzrok na kierownicy, ktoś dłubie w nosie, bo światła sprzyjają takiej działalności, inny fotografuje sygnalizację uliczną. Na szpitalnych korytarzach tłoczą się noworoczne nieszczęścia, pod czujnym okiem specjalistów. I tylko psy, po stresach minionej nocy z ulgą opróżniają pęcherze, pod lekko rozkojarzonym wzrokiem opiekuna.

Klinika po klinczu z klinem.

 

    Wysokopienna dziewczyna była tak szczupła, że nawet leginsy na niej wisiały. Może ciało, pod wpływem ujemnych temperatur skurczyło się bardziej niż materiał? W przejeżdżającym tramwaju dostrzegam rozbuchaną mimicznie niewiastę w okularach. Prowadziła gawędę z twarzą wyczyniając rzeczy niedostępne innym. Pani od szydełka, dziś jechała nieuzbrojona, czytając książkę analogową i pełną czarno-białych grafik. Obok niej siedzieli wielowarstwowi ludzie, ledwie wystający z materii zabezpieczającej przed wpływem zewnętrza na kruche organizmy. Jak zarodek w jajku. Namiętności i uczucia skrzepły, jakby i one zmarzły.