Zadzwoniła…
a raczej – przysłała SMS, że zamierza mnie używać właśnie
dziś. Nieodwołalnie, choćby nie wiem co i w ogóle, które jest
zaklęciem tak strasznym, że biada śmiałkowi, który takie „i w
ogóle” zignoruje. Będę używany. Stało się, co stać się
miało. Wieczorem, więc jeszcze chwilę mam, żeby się z myślą
oswoić, zaaklimatyzować w przestrzeni, która nagle ciasna i
duszna. Malować pokój? Kupić nowe meble i dywan? Ogolić się
dookólnie, nie pomijając ani ani? Amok jakiś i przydałby się
ktoś, kto wie. A tak zostałem sam na sam z tym SMS-em i
świadomością nieuchronnego. Zapaliłbym papierosa, ale rzuciłem
palenie. Może setka dla kurażu? Po setce robię się albo nerwowy i
włącza mi się szwendacz, albo senny i wtedy budzikom śmierć. Nie
dobudzi walenie do drzwi, a adnotacja „w razie pożaru przenieść
w bezpieczne miejsce”nie jest przesadzona. Więc odpada. Trudno mi
wyobrazić nawet sobie, że mogłaby chcieć mnie używać
nieprzytomnego. Facet w takim stanie jest chyba trudny do używania,
może wręcz niemożliwy. Odpada.
Sprawdziłem
stan posiadania przed lustrem. Nagość, jak nagość – obleci.
Zresztą, kiedyś już widziała, więc wie, czego się spodziewać.
Elektrownia jądrowa wciąż na chodzie, pręt paliwowy sterczy, jak
należy, śladów połowicznego rozpadu nie widać ani tu, ani
ówdzie, a sprowokowanie reakcji łańcuchowej wciąż mi nieobce.
Muskulatury co prawda nie nabrałem, ale i brzuszek specjalnie nie
podrósł. Tylko kłaki na klacie nieco poszarzały, ale ponoć
szpakowaci mają wzięcie. Noooo Ja mam i jeszcze mam na to papiery!
Znaczy SSM-a.
Na
Van Damma nie zdążę się transformować, tatuaż z „ajlowiu”
też się nie przyjmie, jedyne, co zdążę, to ewentualna depilacja
nosa i uszu, prace archeo związane z ostrożnym odgruzowaniem
obiektu zabytkowego, który wartości nabierze za jakieś dwadzieścia
tysięcy lat (pędzelek i szufelka się znajdą). Jakieś
afrodyzjaki? Nie ma lepszego od tej, która pisze takie SMS-y, ale,
żeby sprostać i nie polec w przedbiegach ruszyłem do frontalnego
ataku chcąc zmaksymalizować woje szanse i podbudować libido
solidnym fundamentem. Śmietana! Dwa surowe jaja wypite duszkiem,
ostra papryczka i co by tu jeszcze. Rosołu by pojadł. Albo
solidnego steku, co wciąż krwawi i trzęsie się na widok apetytu.
Obżarty
i opity postanowiłem zadbać o „imaż”. To z angielskiego i
pisze się image. Prawie jak imago, które oznacza dorosłą postać
robala. Idealną i niepoprawialną. To ja. Któż miałby czelność
mnie poprawiać? Jednak nagością nie chciałem oszołomić mojej
Użytkowniczki, przynajmniej na wstępie. Wstępne podchody, zwane
niegdyś grą, to swoiste szachy – ja wiem, że ty wiesz, że ja
wiem, i chodźmy wreszcie do łóżka, ale tak bez oporu poddać się
nie mogę, więc jeszcze kółeczko, lampka wina, taniec na boso,
dotyk odważny i wycofanie, zanim protest usztywni ręce, albo
zwiotczy sztywność, i tylko wzrokiem oblizać uszko, zachwycić się
kibici kształtem i cieniem rzucanym przez tę pierś wywzdychaną w
bezsenne noce, ech! To dopiero pikanteria, dotrwać do spazmu i nie
przegapić momentu. Za szybko – źle, zbyt późno – tym gorzej,
bo można zostać na noc z obrzmiałymi jądrami i spuchniętym
policzku ze śladem „liścia” – małe rączki potrafią
naprawdę celnie uderzyć, żeby napiętnować aroganckiego
ćwierćinteligenta, który nie potrafi wykryć co i kiedy. Niech
wraca do przedszkola, albo zapyta mamusi. Ciekawe, że chyba nikt nie
pyta, choć taka mama na pewno wie, co i jak, bo przecież ktoś tego
ćwierćinteligenta spłodził, czyli wiedział kiedy zacząć i
skończyć, a wskazówka od szanownej mamusi cud-miód,
najbardziejsza na świecie.
Otworzyłem
się na szeroki świat – znaczy szafę otworzyłem i ominąłem
wzrokiem wszystko, co się wysypało na podłogę. Z pogardą
wkopnąłem pod spód, niech nabierają mocy zabytkowej. W szafie był
jeden garnitur ślubny, na ślub kuzynki, która – lepiej nie
mówić, do tego dwie marynarki w stylu sportowa elegancja sezon
ligowy 2002-2003, parę koszul nieprzetartych, spodnie w potrójny od
wiszenia kancik i nawet para lakierek numer za mała pięć lat temu
na pogrzeb szanownego dziadka, któren wyznawał zasady i poległ w
zgodzie z nimi. Przysunąłem fotel, gdyż żadnej „oczywistej
oczywistości” nie omiotłem wzrokiem, więc temat musiałem
przetrawić, marnując znakomite trawienie tych tam wcześniejszych
wiktuałów wzmagających chuć męską. Byłbym zadzwonił do jakiej
małoletniej córci, albo córci sąsiadów, czy kogoś w wieku
adekwatnym do wyborów współczesności, jednak nikogo takiego nie
znałem, a tym bardziej nie dysponowałem numerem telefonu. Zgadnąć
i zadzwonić do obcej? Spróbuję.
Na
los, na czuja, na nochal wybrałem numerek i wciągnąłem powietrze,
aż mi się karoseria wybrzuszyła. Stojąc nagusieńki przed szafą
w której zabytkowa odzież szukałem wsparcia zewnętrznego. Los
sprzyja szaleńcom i pijakom, więc już w pierwszym podejściu
uzyskałem trafienie i kwalifikację do serii finałowej. Telemark
zrobiłem elegancki i zadzieńdobrowałem rozpoznawczo. Odpowiedziała
pięknym nastoletnim ćwierkaniem i ciekawością, co mnie sprowadza.
Nieco się jąkając wyjaśniłem, a dziewczę rezolutnie i
współczująco stwierdziło, że ałtfit musi być niebanalny, skoro
kobieta zdeterminowana, że mam wyrazić siebie, że kolor, że
zapach… A jaki ałtfit zapytałem nieśmiało, przecież my nigdzie
dalej, jak do łóżka, no, chyba, że szanowna Użytkowniczka zechce
wypróbować fanaberii na stole, czy pod nim, więc może ów fit
zamiast ałt, powinien być infitem, tufitem, ale się nie znam, więc
przepraszam i słucham.
Dziewczątko
ideę zrozumiało i było gotowe mi towarzyszyć w błyskawicznym
szopingu, jednak okazało się że przebywa w Bangladeszu, a wróci
dopiero za trzy tygodnie, co mnie absolutnie nie urządza. Ma
koleżankę, która może, więc mogę już do galerii uderzać i na
drugie piętro (piętro, nie kondygnację) między ciuchy i mam na
łeb zadzierżgnąć czapigę, może być kaszkiet, żeby rzeczona
koleżanka mnie raczyła rozpoznać. Kierpce na nogi wzułem,
porcięta takoż, z emocji o bieliźnie zapomniawszy, na grzbiet coś,
co w jednym kawałku załatwiało sprawę definitywnie.
Pognałem,
bo przecież samarytance czekać kazać, to już grzech, choć nie
pierworodny. Zasapany, nieco spotniały, jak jeleń na rykowisku
rozglądałem się za młodą łanią, która mój ałtfit
wewnętrzny, domowy, sprawi takim, ze Użytkowniczce zmiękną nie
tylko kolanka. Przygotowany byłem na męczarnie ekonomiczne i
wytrzymałościowe. I kaszkiet na łbie kręcił się razem ze łbem
na szczęście, ale młódki nie widać. Juz miałem rezygnację z
duszy wyciągać, by ją rozprostować przed powrotem do domu, gdy
szybkie, lekkie kroczki dogoniły moje zaplecze i nim się odwróciłem
wygłosiły powitalno-przeprośny pean.
-
Cze, wybacz, ale Baśka tak zakręcona, że zapomniała, a ja dzisiaj
mam urwanie głowy, a wieczorem, to dopiero, więc jeśli gotów, to
może ruszajmy od razu i do brzegu? Z tymi ciuchami, co?
...Marek?!...
I
wtedy się dopiero obróciłem i szczęka mi opadła tam, gdzie opaść
miały dopiero w czasie przyszłym kupione spodnie wieczorowe.
Użytkowniczka we własnej osobie! Zaniemówiłem, co w moim
przypadku było reakcją obronną, a ona kontynuowała:
-
Baśkę pytałeś, w co się na randkę ubrać? Czyś ty oszalał?
Ona jest stuknięta i wyszedłbyś na tym jak debil. A swoją drogą,
to skąd ją znasz?
Śmiała
się, gdy wyjaśniłem, a potem wzięła mnie pod rękę i pociągnęła
za sobą.
-
No dobra, skoro już jesteś, to chodźmy i miejmy sprawę z głowy.
Nie musisz nic kupować, ani się stroić. Tak, jak jest, będzie
dobrze. Bo ja chciałam, żebyś mi pomógł szafę przytachać od
sąsiadki, co piętro niżej mieszka, a potem jeszcze ją u mnie
ustawić i przemeblować resztę, żeby to jakoś wyglądało.
I
tak jakoś zeszło nam do wieczora, afrodyzjaków para poszła w
meble, reaktor jądrowy odpalony nadaremnie fukał oś tam gniewnie,
ciuch niekupiony nudził się w zamkniętym sklepie, Użytkowniczka,
gdyśmy tylko skończyli dała buziaka i wygnała precz, bo rankiem
pilne spotkanie i musi i przeprasza, dziękuje i odwdzięczy się
kiedyś, ale nie teraz i „słuchaj, naprawdę sądziłeś, że
randka?” Wracałem do domu niespiesznie, nadkładając drogi, żeby
nerw ukoić i mięśniom dać chwilę na dojście do siebie, gdy
zapiszczała kieszeń – SMS… Od Baśki… „Trzymam kciuki, jak
wrócę, wpraszam się na lody, opowiesz, jak było. A jak będziesz
chciał, to na mały szoping pójdziemy, a może nie tylko?”