O
szybę chciałem cię oprzeć. Jak zwierzę, bez cienia wstydu i skrupułów. Zapominając
o otoczeniu, o wychowaniu, o świecie. Szeptałaś, że nie wolno, że przecież…
dorośli podobno jesteśmy, a ja w szale i gorączce przekraczam. Wszystko, z czym
się urodziłaś i dojrzewałaś. Ale widziałem w twoich oczach zgodę zasłoniętą woalem
słów zawstydzonych, drżących, bo rosły w tobie tęsknoty za spełnieniem. Rosły szybciej,
niż słowa szeptane tobie do ucha, a warga zagryziona zębami żeby nie krzyczeć
powiedziała resztę. Chcesz, ale zgodzić się nie możesz. Chcesz, ale wstyd każe
ci natychmiast zmienić miasto, kraj, kontynent lub świat. Ale chcesz…
Jak
lunatyczkę doprowadziłem cię pod to okno, spoza którego wystawał świat
zewnętrzny, ubogi bardzo i pobieżny, nieuważny, byle jaki. Pospieszny, biegnący
szybciej, niż biegnie czas i tylko własne stopy na chodniku widzący. Wsunąłem
palce we włosy, i popchnąłem leciutko, czekając, aż powiesz „nie”, ale nie
powiedziałaś nic, tylko usta zwilżyłaś językiem i przytuliłaś się do szyby
zimnej, bezosobowej. Staliśmy tak – ty do szyby przyklejona, oddechem malująca
kleks mgły na tej ścianie, która twoją namiętnością traciła przeźroczystość i
ja – chwytający cię właśnie w talii, czujący, jak biodra usiłują znaleźć drogę w
cień moich dłoni, żebym ustabilizował frywolność, dał alibi i uwolnił cię od odpowiedzialności.
Patrzyłaś na życie, a ja patrzyłem w szybę, po której pospieszny oddech
skroplony spływał i wreszcie oddał mi widok twojego wzroku, który spłonił się
mgłą gęstą, zaciemniającą błękit tęczówek aż do szarości. Patrzyłaś głodna,
jakbyś w życiu nie widziała świata. Z góry. Ponad głowami idącej codzienności,
sięgający horyzontem dalej, niż z poziomu chodnika ośmielał się marzyć.
Trzymałem
twoje biodra mocno, żebyś nie wychyliła się za bardzo, żebyś pośladkami nie odbiła
się od moich lędźwi i nie poleciała reakcją w tę szybę, która pancerna zapewne
nie była, żebyś krzywdy sobie/nam nie zrobiła. Przykleiłaś się do niej, jakby
to był strój karnawałowy na tę chwilę wybrany z szafy. Piersiami ogrzewałaś tę
szybę, że aż mnie ukłuła zazdrości niepewność, że nie dla mnie twoja bliskość,
bo zapomniałaś całkiem chyba, że stoję za tobą i pilnuję. Stwarzam pozory,
wyjaśnienie oczywiste tak bardzo, że sztampą i kiczem na kilometr widoczne. Patrzyłaś
na świat z góry, lecz sama wcześniej wejść nie chciałaś, a przecież po drodze
tobie. Codziennością, pospolitością własną dotykasz tego fragmentu miasta i
wystarczyłby niuans, żebyś tu była – drgnienie powieki, kroków kilka policzalnych.
A
jednak nie przyszłaś tu. Nie pozwoliłaś sobie na bezpośredniość, na indywidualizm,
tylko czekałaś bez słowa, aż sam przyprowadzę cię tutaj. I dopiero, gdy
zobaczyłem, jak szybko oddychasz, zrozumiałem, że chciałaś tego i pretekstu
szukałaś, żeby przyjść tutaj. Trzymałem ręce na twoich biodrach i wdychałem
twój oddech od szyby odbity, a ty bez świadomości patrzyłaś się tak żałośnie,
tak bezinteresownie i niewinnie, że aż mi się wstyd zrobiło, kiedy nasze ciała dotykały
się tęsknotą niepojętą, niby przypadkową, a przecież nikomu wcześniej nie pozwoliłaś
na bliskość, na zapach, na ciepło pulsem podnoszone i oddechem, który chrypiał
emocją. Ja nie pamiętam, żeby aż tak…
Nawet
nie próbowałem pokazywać ci drzwi, które na zewnątrz wiodły. Po prostu nie miało
to sensu. I tak ich nie widziałaś, Wziąłem twoje biodra mocniej w dłonie i popchnąłem
na taflę szklaną, która pod naporem wspólnej fizyczności uchyliła się drzwiami do
zewnątrz i wyszliśmy. Szłaś krokiem pozbawionym świadomości, a ja, jak ostroga,
jak uzda na twoich biodrach zawieszona kierowałem twoją nieświadomością, aż oparłaś
się na poręczy, która granicę postawiła – między ciekawością życia, a zgonem
determinacji. Zbyt wysoko, żeby dało się wspominać dowolnie mały krok więcej. Zbyt duża odległość
dla szkieletu białkowego, żeby bez szkody dla ciągłości myśli mógł się mierzyć
z grawitacją.
Stałaś
tam i pulsowałaś zachwytem, pożądaniem, pragnieniem i radością. Miałaś więcej uczuć
w sobie i gdybyś ramiona miała nieskończone, to chyba przytuliłabyś całe to
widzenie do siebie, i każdego anonimowego człowieka, który nieświadom twojej
obecności mijał cieniem, mijał dołem, malując na chodniku karykaturę siebie
szyderstwem słonecznej nieskończoności pokrzywioną. A ty…
A
ty się do mnie odwróciłaś w tym swoim zachwycie i szepnęłaś rumieniąc się ze
wstydu, że chciałaś plunąć na ten świat pobieżny, ale się wstydzisz, żebym
odwrócił się i nie podglądał, kiedy pluć będziesz, bo kobiecie nie wypada…
tobie nie wypada, bo wstyd ci bardzo , a chciałaś już rok wcześniej, tylko nie
było jak… nie było kim się zasłonić…
Jestem.
Stoję obok i chociaż pożera mnie demon ciekawości, to stoję tyłem do ciebie i
zęby zaciskam, ale słyszę, że oddychasz, jakbyś pierwszy łyk powietrza w życiu
złapała… może ostatni… Plujesz tak nieumiejętnie, że aż się śmieję pod nosem,
chociaż nie mogę cię dotknąć wzrokiem, to czuję rumieniec – wstydu, ciekawości,
nadziei, determinacji… ile jest tych uczuć w tobie i tym splunięciu, które
pewnie brodę ci zwilżyło bardziej, niż ziemię pod twoimi stopami. Gdybym tylko
mógł poznać wagę tej chwili, w której byłaś bardziej nagą, niż wczorajszej nocy.
Gdybym mógł przeczytać w twoich oczach intencję, która zakończyła się aż tak,
że nawet ja nie mogłem widzieć, gdzie twój wstyd dotknął mojej ciekawości i miał
odwagę powiedzieć mi „nie!”
Gdzie
byłaś wtedy? Dlaczego? Wciąż w drugiej lidze grać mam? Oddałaś mi ciało z
własnej woli, a myśli chowasz przede mną – dla mnie za mało. Nie chcę tak. Chcę
wszystko. Świat wokół przestaje istnieć, mieć sens jakikolwiek, bo niezrozumienie
we mnie stało się żebrakiem które potrafi jeśli masz być moją, a ja twój,
nagość to za mało. Dlaczego świat oplułaś? – powiedz mi…
"...dotykasz tego fragmentu miasta..." spodobał mi się opis tego fragmentu świata widzianego przez szybę.
OdpowiedzUsuńTo jest fikcja, tak? Zastanawia mnie, dlaczego kobieta gardząca światem tak Cię przejęła. Czemu o tym myślałeś, tworząc ten tekst, który skądinąd, nietypowo się kończy?
ona nie gardzi - ona się boi. i szuka kogoś, kto nie będzie się wstydził i pozwoli jej popatrzeć szerzej, niż ma odwagę. szuka piorunochronu. mnie na przykład.
UsuńWsparci o szybę niebezpiecznie się bawią...ale faktycznie plucie może napawać wstydem, zwłaszcza gdy się pluje nieporadnie...
OdpowiedzUsuńbrak wprawy w przypadku kobiet może być zaletą - a nieporadność czasami wyzwala uczucia, które zmiękczają nawet męską sztywność
UsuńOna... słaba, bezbronna, pełna wstydu, wystawiona na pokaz - silna nagością, którą jej dałeś odpłaca. Za cały strach i pogardę. Wsparta na Tobie potrafi, choć jeszcze nie dopuszcza myśli, że zaakceptujesz ja taką, jakiej w sobie nie zna...
OdpowiedzUsuńPiękny portret negliżu duszy.
ciekawe czyjej - damskiej, czy męskiej?
UsuńWyczytałam obie...
OdpowiedzUsuńwrażliwej duszy wiele nie trzeba
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuńA Jan Zalewski pisał tak:
"Wymyśliłem cię z cienia, nim nastał świt,
powierzyłem się niemal aż po sam wstyd."
Pozdrawiam:)
nosisz w sobie nieskończoną listę autorów słów. dziękuję za te okruchy.
UsuńZapamiętuję słowa zapamiętania warte. Nie są moją własnością:) Dzielenie się nimi sprawia mi przyjemność:)
UsuńPozdrawiam:)
dużo radości mi sprawiasz tymi słowami. niewiele mi brakuje już do myśli egocentrycznej że chciałbym pośród Tobą zapamiętanych znaleźć własne. cóż - jak marzyć, to duże marzenia. może uda się - będę próbował.
UsuńJakie to naturalne... Obnażyć lub oddać ciało jest czasem trudno, a jednak o wiele łatwiej niż pokazać duszę, wystawić ją na czyjąś łaskę i niełaskę.
OdpowiedzUsuńciało można kupić, wynająć, przehandlować - duszę można tylko dostać dobrowolnie.
Usuń