A ja? Szukam
Ciebie, jak się szuka kluczy od domu - przecież muszą gdzieś być, raczej blisko. Pod
ręką zawsze i żadnych wyjątków, bo kiedy nie ma, to niepokój i strach że się
zgubiło, że obcy przyjść może... zabrać, zniszczyć, czy ukraść i zostawić
pustkę z płaczem do śmierci. Więc kieszenie sprawdzam z niepokojem w oczach
wciąż większym i szukam po trzykroć tam, gdzie już szukałem, a one… nie ma ich
całkiem! Zapodziały się, zagubiły we mnie i drogę do moich dłoni zapomniały.
Może jakaś podła dusza wyjęła mi je w tramwaju, może w knajpie, albo podczas
oglądania witryn sklepowych, czy pokazów pana zarabiającego bezruchem
sterowanym monetami, zupełnie jak ten porcelanowy murzynek w ruchomej szopce, który
główką kiwnie niezawodnie za dowolnie malutki pieniążek wrzucony w czeluści
skarbonki.
Nic
z tego - ciche skamlanie ze mnie wychodzi i zderza się z twoim, jeszcze
cichszym, zapewne wymyślonym przeze mnie. Lecz teraz już możemy udawać razem,
możemy zaciskać zęby, ale to wszystko na co mnie stać - więcej udawania, więcej
unikania i zgrywania cynicznego dupka, twardziela, któremu nie doskwiera… A
przecież wiesz, że doskwiera. Nie łaziłbym, jak ostatni kretyn po mieście i nie
zaglądał pod grzywki zupełnie obcym kobietom, kiedy te, speszone
bezpośredniością, domniemaniem zawstydzone, albo w nadziejach już się kąpiące…
Mijam.
Mijam je wszystkie, bo nie zamierzałem spotkać wszystkich, tylko jedną – tę,
która kluczem być miała do przestrzeni intymnej, domem i kromką chleba z
masłem, w której rozpoznam własny dom. Bo taki chleb… Ty wiesz… On w każdym
domu smakuje inaczej… A ja szukam domowego smaku, nie jednorazowej przygody
uwitej w pościeli skropionej nie-twoimi-perfumami, nie-twoim-ciałem rozgrzanej…
zbyt drogiej i wykwintnej, na wielką okazję szykowanej. A ja chcę tej wymiętej
nocą poprzednią i mną pachnącej, poduszki, która bezwstydnie odtworzy kształt
twojej głowy zanim się na niej położysz. I ścian przepoconych naszym szeptem, że
jeszcze, że bliżej trzeba, bo zasnąć się nie da wcale, kiedy odległość pomiędzy
ciałami w dodatniej skali jest mierzona.
Zaglądam
pod grzywki obcym kobietom, a w ich oczach mnożą się jeszcze nieopowiedziane opowieści,
z których upleść można chyba każdą wojną trojańską, każdą szekspirowską
tragedię i każde spełnienie, łącznie z tym, które w zbyt wiele iksów się
zagmatwało i dowód obejrzy po trzykroć nim zerknąć pozwoli. Każda - poza tą
jedną –moją, tą jedyną, która znaczeniem obrosnąć ma dopiero. Czasem wydaje mi
się - wtedy zaczepiam. Uśmiechem, słowem, gestem. Zaczepiam, pytając bez
śmiałości, czy są moim domem, czy są nocą, w której utoniemy po kres zmysłów,
ale nie – uśmiechają się niepewnie, z żalem, albo klną mnie, że zaburzyłem…
A
przecież sztampę już ktoś ociosał… ponoć do faceta krok pierwszy należeć musi,
to ja mam ruch wykonać i czekać na łaskę akceptacji, czy też pogardę
odrzucenia. To ja mam być katalizatorem pierwotnej reakcji, w której lawiną ruszą
nieznane uczucia – może wstręt, nienawiść, może przyzwolenie, albo ciekawość,
jak daleko potrafimy się posunąć, jak dalece rozciągnąć można akceptację, gdy
wzrok przychylny nie wyznaczy żadnych granic.
Pośród
domniemanych oskarżeń szukam zrozumienia, w tych oczach ukrywających się pod
grzywkami, pod okularami większymi niż potrzeba wskazuje. Trochę się boję,
trochę wstydzę. Ale przecież wiem, że jeśli nie zacznę, to nic i nigdy. To
niedoczekanie i niespełnienie z gwarancją, że życie opluje mnie za nieudolność.
Właśnie mnie, bo kształt mojego życia zależeć ma od akceptacji. Od tego, w którą
stronę wygną się usta nieznane, zanim je poznać mógł będę, zanim okazja się
zdarzy, żebym skosztował ich smaku i poszukał wzajemności. Daremnie być może i
nie po raz pierwszy… Nie po raz ostatni… również…
Szukam
pośród gromad jednopłciowych, w których tobie zapewne bezpieczniej, raźniej,
dotykam wzrokiem oczu, które wsparcie ma sześciu innych, przeczesujących teren
lepiej niż sonar, opiniotwórcze bezwzględnie, szukające nie zalet, a zagrożeń,
lub taniej rozrywki. Nie rozumiem tego wcale, bo mi się wydawało… ale mi zbyt
często się wydaje, więc co ja wiedzieć mogę i dlatego biorę po uszach po raz
setny i pośród szyderstw uciekam daleko w głąb siebie, bo dopiero tam oddech
potrafię uspokoić i przed kolejnym aktem odwagi sił nabrać.
Szukałem
ciebie znów, pośród oczu pospiesznych, zmęczonych, głodnych, albo
zrezygnowanych. Szukałem w radościach pobieżnych, sterowanych debetem na
rachunku bankowym, bo data, bo okoliczności. Zwiedzałem mój świat, bo jeśli
jesteś dla mnie, to gdzieś obok być powinnaś. Inaczej, to moje szukanie
beznadzieją jest i szukaniem kosmicznej cywilizacji w oceanie nieskończonych
galaktyk. Nie znajdę cię w Bangladeszu, bo nie spodziewam się własnym wzrokiem
go zaszczycić, nie znajdę cię na plażach hiszpańskich, bo i tam nogi mnie nie
ciągną. Szukam tu. Tu, gdzie jestem i być chcę. Więc, jeśli jesteś, to
powinniśmy otrzeć się o siebie zauważeniem – może nawet dzisiaj?
Zerkam
w natchnieniu szukając odpowiedzi na niezadane pytanie, skoro już wiesz – mam
nadzieję, że wiesz. Szukam ciebie, jak się szuka domu… Szukam, jak szuka się
jutra – ono nadejdzie zapewne pomimo, ale co to za jutro, jeśli samotne? Po cóż
komu jutro niczym od dzisiaj się nie różniące? I chociaż wstyd mi wzrok
podnieść na kolejne mijające mnie oczy gotowe wyśmiać wysiłki, zgasić nadzieje
nawet te spłoszonym zającem już uciekające, to przecież patrzę znów – kolejne
oczy strzelające pogardą niezrozumiałą dla mnie – milczę, bo słów szkoda, kiedy
wzrok zabija, mijam, kiedy na językach rośnie już anegdota wulgarnie wzmocniona
rozzuchwaloną asystą. Żyj spokojnie – nie będę dłużej zakłócał. Żyj, jak umiesz
najlepiej. Beze mnie żyj. A ja… szukał będę nadal.
Serio tak robisz na ulicach? To mocno dezorientujące, któraś z kobiet za to dziwne zaglądanie w oczy może stracić cierpliwość. ;]
OdpowiedzUsuńpoprawiłaś mi humor - dziękuję.
OdpowiedzUsuńwymyśliłem opowiastkę od początku do końca.
chodziło mi raczej o dylemat - jak szukać, skoro to tak niemile widziane - ot - choćby Twoja reakcja.
więc jak jest "dobrze"? "lepiej"?
Nie wiesz jak szukać? Najlepiej przestać szukać. Spotykać i poznawać.
Usuńwiem - nie dość, że znalazłaś, to jeszcze to wszystko mogło się odbyć obok - pozwoliłaś się znaleźć i to wystarczyło, ale kto był stroną "zaczepną"?
UsuńPorównanie do szukania kluczy nasunęło mi skojarzenie z moim dziadkiem. Był bardzo beztroski, jeśli chodzi o zamykanie drzwi od mieszkania i pewnego razu położył się zdrzemnąć w biały dzień. Złodzieje weszli, obrobili mieszkanie i wyszli, a dziadek dalej spał. Babcia po powrocie z pracy załamała ręce i ujrzawszy, co się stało, wyraziła niesmak spowodowany faktem, że złodzieje nie wynieśli razem z łóżkiem beztroskiego małżonka.
OdpowiedzUsuńa beztroski chociaż wyspany wstał, czy go krzykiem zbudziła wielkim? proszę, jak ładnie powędrowała pamięć do przodków. szkoda byłoby zapomnieć takiej historii.
UsuńCo do krzyku musiałabym dopytać - babcia i dziadek już nie żyją, ale może mama albo jej siostra pamiętają, jak to z krzykiem było. Dobrze się składa - ciotka przyjeżdża w przyszłym tygodniu.
Usuńdaj znać, jak się dowiesz
UsuńPo co szukać jutra? ono i tak przyjdzie, czy chcemy czy nie...
OdpowiedzUsuńMoja babcia mawiała: chodzisz, jakbyś szukała wczorajszego dnia :-)
łatwo przegapić - i wczoraj i jutro.
UsuńBardzo trudno szukać tak na ulicach... Pewnie dlatego sporo ludzi z portali randkowych woli korzystać.
OdpowiedzUsuńzgroza. do czego jeszcze zatrudnimy elektronikę...
Usuńjeszcze trochę, a sprzed monitora wstawać będą wyłącznie jacyś desperaci, których odpowiednie służby niezwłocznie umieszczą w domach bez klamek i z bardzo miękkimi ścianami.
Ładnie opisane szukanie, można tak tylko czy oczy wpatrzone w ekraniki zauważą chęć znalezienia?
OdpowiedzUsuńparę emotikonów, jakieś nawiaski, dwukropki i takie inne dyrdymały, ze trzy skróty, parę niedopowiedzianych słów, bo po co całych używać, kiedy ćwierć już wystarcza i po kłopocie.
OdpowiedzUsuńja jestem towarzysko analogowy, chociaż za pośrednictwem bloga jakieś zalążki znajomości się cyfrowo klują (albo mi się tylko wydaje, co nie jest wykluczone)