wtorek, 6 lutego 2018

Uporczywość nadziei.

A ja? Szukam Ciebie, jak się szuka kluczy od domu - przecież muszą gdzieś być, raczej blisko. Pod ręką zawsze i żadnych wyjątków, bo kiedy nie ma, to niepokój i strach że się zgubiło, że obcy przyjść może... zabrać, zniszczyć, czy ukraść i zostawić pustkę z płaczem do śmierci. Więc kieszenie sprawdzam z niepokojem w oczach wciąż większym i szukam po trzykroć tam, gdzie już szukałem, a one… nie ma ich całkiem! Zapodziały się, zagubiły we mnie i drogę do moich dłoni zapomniały. Może jakaś podła dusza wyjęła mi je w tramwaju, może w knajpie, albo podczas oglądania witryn sklepowych, czy pokazów pana zarabiającego bezruchem sterowanym monetami, zupełnie jak ten porcelanowy murzynek w ruchomej szopce, który główką kiwnie niezawodnie za dowolnie malutki pieniążek wrzucony w czeluści skarbonki.

Nic z tego - ciche skamlanie ze mnie wychodzi i zderza się z twoim, jeszcze cichszym, zapewne wymyślonym przeze mnie. Lecz teraz już możemy udawać razem, możemy zaciskać zęby, ale to wszystko na co mnie stać - więcej udawania, więcej unikania i zgrywania cynicznego dupka, twardziela, któremu nie doskwiera… A przecież wiesz, że doskwiera. Nie łaziłbym, jak ostatni kretyn po mieście i nie zaglądał pod grzywki zupełnie obcym kobietom, kiedy te, speszone bezpośredniością, domniemaniem zawstydzone, albo w nadziejach już się kąpiące…

Mijam. Mijam je wszystkie, bo nie zamierzałem spotkać wszystkich, tylko jedną – tę, która kluczem być miała do przestrzeni intymnej, domem i kromką chleba z masłem, w której rozpoznam własny dom. Bo taki chleb… Ty wiesz… On w każdym domu smakuje inaczej… A ja szukam domowego smaku, nie jednorazowej przygody uwitej w pościeli skropionej nie-twoimi-perfumami, nie-twoim-ciałem rozgrzanej… zbyt drogiej i wykwintnej, na wielką okazję szykowanej. A ja chcę tej wymiętej nocą poprzednią i mną pachnącej, poduszki, która bezwstydnie odtworzy kształt twojej głowy zanim się na niej położysz. I ścian przepoconych naszym szeptem, że jeszcze, że bliżej trzeba, bo zasnąć się nie da wcale, kiedy odległość pomiędzy ciałami w dodatniej skali jest mierzona.

Zaglądam pod grzywki obcym kobietom, a w ich oczach mnożą się jeszcze nieopowiedziane opowieści, z których upleść można chyba każdą wojną trojańską, każdą szekspirowską tragedię i każde spełnienie, łącznie z tym, które w zbyt wiele iksów się zagmatwało i dowód obejrzy po trzykroć nim zerknąć pozwoli. Każda - poza tą jedną –moją, tą jedyną, która znaczeniem obrosnąć ma dopiero. Czasem wydaje mi się - wtedy zaczepiam. Uśmiechem, słowem, gestem. Zaczepiam, pytając bez śmiałości, czy są moim domem, czy są nocą, w której utoniemy po kres zmysłów, ale nie – uśmiechają się niepewnie, z żalem, albo klną mnie, że zaburzyłem…

A przecież sztampę już ktoś ociosał… ponoć do faceta krok pierwszy należeć musi, to ja mam ruch wykonać i czekać na łaskę akceptacji, czy też pogardę odrzucenia. To ja mam być katalizatorem pierwotnej reakcji, w której lawiną ruszą nieznane uczucia – może wstręt, nienawiść, może przyzwolenie, albo ciekawość, jak daleko potrafimy się posunąć, jak dalece rozciągnąć można akceptację, gdy wzrok przychylny nie wyznaczy żadnych granic.

Pośród domniemanych oskarżeń szukam zrozumienia, w tych oczach ukrywających się pod grzywkami, pod okularami większymi niż potrzeba wskazuje. Trochę się boję, trochę wstydzę. Ale przecież wiem, że jeśli nie zacznę, to nic i nigdy. To niedoczekanie i niespełnienie z gwarancją, że życie opluje mnie za nieudolność. Właśnie mnie, bo kształt mojego życia zależeć ma od akceptacji. Od tego, w którą stronę wygną się usta nieznane, zanim je poznać mógł będę, zanim okazja się zdarzy, żebym skosztował ich smaku i poszukał wzajemności. Daremnie być może i nie po raz pierwszy… Nie po raz ostatni… również…

Szukam pośród gromad jednopłciowych, w których tobie zapewne bezpieczniej, raźniej, dotykam wzrokiem oczu, które wsparcie ma sześciu innych, przeczesujących teren lepiej niż sonar, opiniotwórcze bezwzględnie, szukające nie zalet, a zagrożeń, lub taniej rozrywki. Nie rozumiem tego wcale, bo mi się wydawało… ale mi zbyt często się wydaje, więc co ja wiedzieć mogę i dlatego biorę po uszach po raz setny i pośród szyderstw uciekam daleko w głąb siebie, bo dopiero tam oddech potrafię uspokoić i przed kolejnym aktem odwagi sił nabrać.

Szukałem ciebie znów, pośród oczu pospiesznych, zmęczonych, głodnych, albo zrezygnowanych. Szukałem w radościach pobieżnych, sterowanych debetem na rachunku bankowym, bo data, bo okoliczności. Zwiedzałem mój świat, bo jeśli jesteś dla mnie, to gdzieś obok być powinnaś. Inaczej, to moje szukanie beznadzieją jest i szukaniem kosmicznej cywilizacji w oceanie nieskończonych galaktyk. Nie znajdę cię w Bangladeszu, bo nie spodziewam się własnym wzrokiem go zaszczycić, nie znajdę cię na plażach hiszpańskich, bo i tam nogi mnie nie ciągną. Szukam tu. Tu, gdzie jestem i być chcę. Więc, jeśli jesteś, to powinniśmy otrzeć się o siebie zauważeniem – może nawet dzisiaj? 

Zerkam w natchnieniu szukając odpowiedzi na niezadane pytanie, skoro już wiesz – mam nadzieję, że wiesz. Szukam ciebie, jak się szuka domu… Szukam, jak szuka się jutra – ono nadejdzie zapewne pomimo, ale co to za jutro, jeśli samotne? Po cóż komu jutro niczym od dzisiaj się nie różniące? I chociaż wstyd mi wzrok podnieść na kolejne mijające mnie oczy gotowe wyśmiać wysiłki, zgasić nadzieje nawet te spłoszonym zającem już uciekające, to przecież patrzę znów – kolejne oczy strzelające pogardą niezrozumiałą dla mnie – milczę, bo słów szkoda, kiedy wzrok zabija, mijam, kiedy na językach rośnie już anegdota wulgarnie wzmocniona rozzuchwaloną asystą. Żyj spokojnie – nie będę dłużej zakłócał. Żyj, jak umiesz najlepiej. Beze mnie żyj. A ja… szukał będę nadal.

14 komentarzy:

  1. Serio tak robisz na ulicach? To mocno dezorientujące, któraś z kobiet za to dziwne zaglądanie w oczy może stracić cierpliwość. ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. poprawiłaś mi humor - dziękuję.
    wymyśliłem opowiastkę od początku do końca.
    chodziło mi raczej o dylemat - jak szukać, skoro to tak niemile widziane - ot - choćby Twoja reakcja.
    więc jak jest "dobrze"? "lepiej"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiesz jak szukać? Najlepiej przestać szukać. Spotykać i poznawać.

      Usuń
    2. wiem - nie dość, że znalazłaś, to jeszcze to wszystko mogło się odbyć obok - pozwoliłaś się znaleźć i to wystarczyło, ale kto był stroną "zaczepną"?

      Usuń
  3. Porównanie do szukania kluczy nasunęło mi skojarzenie z moim dziadkiem. Był bardzo beztroski, jeśli chodzi o zamykanie drzwi od mieszkania i pewnego razu położył się zdrzemnąć w biały dzień. Złodzieje weszli, obrobili mieszkanie i wyszli, a dziadek dalej spał. Babcia po powrocie z pracy załamała ręce i ujrzawszy, co się stało, wyraziła niesmak spowodowany faktem, że złodzieje nie wynieśli razem z łóżkiem beztroskiego małżonka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a beztroski chociaż wyspany wstał, czy go krzykiem zbudziła wielkim? proszę, jak ładnie powędrowała pamięć do przodków. szkoda byłoby zapomnieć takiej historii.

      Usuń
    2. Co do krzyku musiałabym dopytać - babcia i dziadek już nie żyją, ale może mama albo jej siostra pamiętają, jak to z krzykiem było. Dobrze się składa - ciotka przyjeżdża w przyszłym tygodniu.

      Usuń
    3. daj znać, jak się dowiesz

      Usuń
  4. Po co szukać jutra? ono i tak przyjdzie, czy chcemy czy nie...
    Moja babcia mawiała: chodzisz, jakbyś szukała wczorajszego dnia :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo trudno szukać tak na ulicach... Pewnie dlatego sporo ludzi z portali randkowych woli korzystać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zgroza. do czego jeszcze zatrudnimy elektronikę...
      jeszcze trochę, a sprzed monitora wstawać będą wyłącznie jacyś desperaci, których odpowiednie służby niezwłocznie umieszczą w domach bez klamek i z bardzo miękkimi ścianami.

      Usuń
  6. Ładnie opisane szukanie, można tak tylko czy oczy wpatrzone w ekraniki zauważą chęć znalezienia?

    OdpowiedzUsuń
  7. parę emotikonów, jakieś nawiaski, dwukropki i takie inne dyrdymały, ze trzy skróty, parę niedopowiedzianych słów, bo po co całych używać, kiedy ćwierć już wystarcza i po kłopocie.
    ja jestem towarzysko analogowy, chociaż za pośrednictwem bloga jakieś zalążki znajomości się cyfrowo klują (albo mi się tylko wydaje, co nie jest wykluczone)

    OdpowiedzUsuń