A
czego się można spodziewać po kimś, kto nawet śnić nie potrafi i musi własne
sny wymyślać na jawie? Najprościej ramionami wzruszyć i powiedzieć – szkoda
ignorantem sobie głowę zaprzątać – niech się uczyć zacznie, albo do szkół
wróci. Może hipnoza, może dieta, a niechby i pielgrzymka jaka, na kolanach i z modlitwą
żarliwą, pośród letniej spiekoty, środkiem asfaltu, żeby kolana zapadały się
weń głęboko, niby opony ciężarówek. Może wreszcie do czegoś dojdzie chłopina.
Nawet takie beztalencie, jeśli nad sobą odrobinkę popracuje, to efekt jakiś uzyskać
powinien – niechby chociaż czarno-białe i poszarpane, niedokończone i bez
puenty one były. Od czegoś zacząć trzeba, a z czasem kto wie, czym dojrzeje.
Postanowiłem
więc dojrzeć. Jeszcze nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale zima długa, a
jakieś zajęcie mieć trzeba, nim świat się otworzy latem na pielgrzymki
wystarczająco obfite. Zamknąłem się w sobie i treścią własnego pomysłu
nasiąkam. Dojrzewanie, to nie jest prosty proces, łatwo pobłądzić. Nie chcę
dojrzewać jak taki orzech włoski – wisielcem na drzewie pośród pękającej
odzieży. Albo pogrzebany w ziemi na baczność jak marchewka, zanim koloru
nabierze. Już prędzej, jako ten banan pośród ciemnicy wdychający gaz
szlachetny, pod wpływem którego żółknie w milczącym towarzystwie miliarda skrzynek
pełnych podobnych indywiduów. Mrok snom sprzyja, a nuż (oprócz pająków) się co
wykluje?
Dostałem
w domu wiarę. Że można, jeśli się chce, ale wiedzieć trzeba czego się pragnie,
zanim wądołami zacznie się podążać do spełnień. Żeby nie sparzyć się zbyt
boleśnie, kiedy mrzonką w głowie wyrośnie cel zbyt odległy, zbyt wielki,
nadmiernie rzeczywistość burzący. Dostałem wiarę, która wielką była chyba, bo
wspartą życzliwością i zaufaniem. Wystarczało powiedzieć, co chcę osiągnąć i
jaki mam pomysł, żebym z błogosławieństwem zgody, lub ramion wzruszeniem wstąpił
na szlaku początek i pognał samotnie na łeb, na szyję z dziecinną pewnością, że
udać się musi. Jeśli nie dziś, to jutro, albo za tydzień, ale musi. Bo świat
nie może nie sprzyjać, kiedy do niego ręce wyciągam i chcę.
Owinąłem
się ową wiarą, jak szalikiem i gnałem sprawdzić, czy moją wiarą świat potrafię
zarazić, a świat zdumiony z drogi mi schodził i miejsce na mnie znajdował
bezkonfliktowo. Absolutnie bez sensu. W taki dzień mój pluszowy miś miał z
szesnaście nóg i dwa garby. Sam stanowił karawanę i wiózł pustynną drogą
kosmiczne znaczenia zapieczętowane celną plombą, a wzdłuż autostrady oazy pełne
autostopowiczów z zawiścią patrzyły, jak kontenery ociekają ideą, że nawet
przeciąg wydawał się logicznie uzasadnionym natchnieniem, wartym, by go chwytać
w kapelusze.
Zamknąłem
w milczeniu treść. I ona tam dojrzewa. Siedzi sobie w moim cieple i pazurami
się trzyma, żebym nie wypluł jej przypadkiem, zanosząc się w spazmie śmiechu,
czy kaszlu niespodzianym. Dałem jej czas, bo nawet indykom tuczonym na święta
czas się daje, żeby dojrzały. I orzechom na drzewach, czy marchewce w ziemi
rosnącej. Sam karmię się okruchami wieczoru. Strzępami rzeczywistości gasnącej i
tym, czego inni nie chcą nawet tknąć. Ubieram się w bezradność, udaję, że tylko
udaję słabość i czekam.
Nie
skarżę się i nie narzekam. Biorę wszystko, co noc jest uprzejma mi podsunąć. Nawet,
kiedy mnie poi czymś, w czym życia jest więcej niż we mnie, a ja cedzę ów niewidzialny
świat pomiędzy zębami, plując planktonem, czy piaskiem zgrzytającym tak, jak
zęby zazgrzytać potrafią z bezsilnej wściekłości. Może przyjdzie wreszcie czas,
że i mi się przyśni coś. Nie jestem wybredny. Na razie w gąszczu ciemności, z obrazu
nie potrafię nawet konturów zdarzeń wydłubać i śpię nadaremnie. Mogę tylko
zmyślać, co przychodzi mi z coraz mniejszym wysiłkiem, a świat wciąż do mnie
odwłokiem się obraca, albo słuch ma czymś innym zajęty, kiedy ja otwieram
zmysły nieprzytomne na każdą noc. Życzę sobie dobrej nocy i snów chociaż w
dwóch kolorach – niech się stanie samospełniającą się przepowiednią.
...a przecież sen na jawie - to też sen...?
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za spełnienie:)
na razie przegrywam. ale się nie poddaję.
Usuńdojrzewanie nigdy nie jest proste, a to taki proces ciągły ;)
OdpowiedzUsuńnaprawdę - zazdroszczę optymizmu w moim przypadku "po" musiałoby zaczynać się od następnej liczby pierwszej.
Usuń