Tak
już jest, że wszelkie oryginały lgną do mnie i przyciągam je jakoś
podświadomie, a czasem zupełnie niechcący. Nie mam uzasadnienia. Jak zwykle nie
mam, ani nawet podejrzeń nie mam, dlaczego ja właśnie. Może Pratchett
wspominając wielokrotnie w swoich książkach, że: „takie rzeczy zdarzają się
innym” miał właśnie mnie na myśli? Rozmawiają ze mną wszyscy, którym odmienne
stany świadomości przesłaniają rzeczywistość, przemodelowują ją trwale, lub
tylko chwilowo, sprowokowane używkami legalnymi, bądź nie.
Już
wręcz anegdotycznym staje się drobny pijaczek wsiadający do pociągu tylko po
to, żeby pośród miliona wagonów pełnych ludzi we mnie znaleźć słuchacza i snuć
swoją upojną (dosłownie) opowieść po stację końcową – nie powiem, nawet próbuje podzielić się dobrami, które schną w oczach. I wiedzą o tym wszyscy, którzy mnie
znają i śmieją się ze mnie odrobinę z politowaniem, ciut złośliwie, a ja
nawlekam na dratwę nieskończoności kolejną absolutnie niestworzoną historię, niespiesznie głową wyrażając aprobatę dla niepospolitości umysłu, który
oszałamia mnie własną inwencją, a może wręcz prawdą tylko jemu znaną?
Im
większy oryginał, tym szybciej mnie znajdzie – jak choćby ten pan, który
handluje w rynku, kiedy trzeźwość mu na to pozwala, więc nie teraz, bo od
tygodnia spożywa ambrozję i nabierając odwagi szykuje się już do drogi, żeby córkę z
wnukami odwiedzić i być może sprezentować bransoletę ze srebrnej łyżki na lewym
nadgarstku noszoną obecnie, albo flaszkę ambrozji własnej produkcji, o ile uda
się ją dowieźć pośród zasadzek stawianych przez jego własne gardło. Albo ten –
co sam siebie zdradził i jeszcze własnymi finansami wsparł promocję judaszowej posługi, żeby
państwowym cieszyć się wiktem przez lata, albo pani, co damskie towarzystwo
uznaje, lecz głaszcze tylko zimne pomniki, którym po samarytańsku wypełnia gipsem
ubytki zębem czasu poczynione, czy wandali agresją – i do mnie przyszła, choć
płciowo nie rokowałem w ogóle. Ech!
Wiele
kolorowych obrazów noszę w głowie i wymienianie byłoby monotonne, a dzisiaj
przypomniałem sobie panią, której świat składał się z palety szarości, na
dodatek zamkniętej izolatką w kubaturze trwale. Kiedy ostatni raz wymienialiśmy wieści obchodziła
przed monitorem czwartą rocznicę wyparcia ze świadomości drzwi do zewnętrznego świata. Praca
zdalna, zakupy internetowo-telefoniczne, kontakty wyłącznie wirtualne i wreszcie lampka
szampana ze mną wypita via www…
A chociaż ekstrawagancja wydaje się niezwykła, miała jakieś tajemnicze podstawy,
uzasadnienie, z którym (jak zwykle) polemizować łatwo, jednak w czambuł potępić
też nie sposób. Brak rodziny, rozczarowanie zewnętrzem, plus lęki rosnące z
bezsennością chroniczną – poradziłem sobie z neuronami własnymi i uporządkowałem
w pamięci wspomnienie osoby wolnej od towarzystwa niemal idealnie. A
przecież ze mną rozmawiała – pobieżnie, ostrożnie, ale rozmawiała. rozchylała się nocami w swojej intymności jak ów domniemany kwiat paproci i płynęły słowa zakurzone i z dawna nieodwiedzane przez nikogo.
Parę
lat mi zajęło, żeby trafiło mnie pytanie nieoczekiwanie, o realizację bliskości.
Nie myślę o rozpasanych nocach pełnych namiętności, której powtórzenie słowami spłaszcza
zdarzenie do poziomu kiczu, sprowadza cud do fizjologii i żadne słowa nie są w
stanie uciec od sztampy i powtórzyć za ciałem wielozmysłowość doznań. Nie. Myślę
o dotyku, o dłoni na skórze ramienia, kolana, na… wrażeniu, oddechu dotykającym
dłoni w pocałunku niechby zdawkowym i oficjalnym do absurdu. Pomyślałem, jak musi być nieszczęśliwą,
skoro od lat nie poczuła na skórze innego człowieka – może zapomniała jak
smakuje głowa położona na innej piersi, kolanach, jak dłonie potrafią
współgrać, żeby się w sobie odnaleźć, jak ciało szuka innego ciała, żeby
wpasować się w nie poza granice rozsądku, poza pobieżność, poza rozumienie.
Niechby
to było nawet kupione ciało – można kupić dotyk? Ponoć otworzono już lokale do
przytulania się i personel potrafiący czule dotknąć potrzebującego. A TY? Pamiętasz
fizyczność? Kiedy ostatni raz dotknął CIEBIE ktoś, choćby obcy, ale kiedy –
fizycznością potraktował większą, niż przepychanka do tramwajowych drzwi…? Nie
odpowiadaj – pomyśl, to wystarczy.
Pomyślałam :)
OdpowiedzUsuńniech służy, niech DOTYKA!
OdpowiedzUsuńO, co to, to nie! Jestem przylepą, lubię się przytulać, ale nienawidzę, kiedy dotyka mnie ktoś obcy!
OdpowiedzUsuńKiedyś, w czasach zamierzchłych, gdy chodziłam do kościoła, robiłam ponurą minę i wbijałam wzrok w podłogę, gdy na "znak pokoju" ludzie zaczynali podawać sobie ręce. W sklepie biorę wózek z zimną rączką do pchania, wzięcia go po kimś bezpośrednio unikam jak ognia. Nawet w autobusie szukam chłodnych rurek do przytrzymania się - te ciepłe, chwilę wcześniej dotykane przez kogoś, budzą we mnie obrzydzenie. Na ludzi przylegających do mnie ciasno w kolejce warczę, że od leżenia mi na plecach nie będzie szybciej, ale nie o kolejkę do kasy mi chodzi, a o to, że mnie dotykają.
Nie mam za to żadnych oporów w dotykaniu i przytulaniu zwierząt.
OdpowiedzUsuńsłów nie trzeba - Twoje wrażenia, niech zostaną z Tobą (oby miało co zostać poza żalem, że jednak nie)
UsuńŻe jednak nie co?
UsuńOdmienne stany świadomości - taki film kiedyś uwielbiałam...
OdpowiedzUsuńFizyczność spotkasz wszędzie, stań w kolejce, a tam na pewno Cie dopadnie...
taka nie interesuje. napisałem w ostatnim akapicie wyraźnie, że tramwajowy tłok w godzinach szczytu nie rozwiązuje potrzeb, ani oczekiwań nie spełnia. prywatność wrażeń - co najmniej.
UsuńOj też przyciągam takie kwiatki
OdpowiedzUsuńWidocznie taki już nasz urok
czuję się jak jedno wielkie, nieuczesane uroczysko
UsuńW żadnej mierze nie jest Pan wyjątkowym, jak sądzi.Zapamiętuje Pan pierdoły i robi z nich przypowieści gdy inni wyrzucają takie same do śmieci.
OdpowiedzUsuńDobrze,że nie spotkałam Pana by z tego opowieść wyszła na stron kilka i niejeden zasnął by zamiast czuwać.
dla mnie jestem.
Usuńi pewnie dobrze, że nie udało się spotkać, bo dwa egoizmy mogłyby się podrapać.
mój świat to same pierdoły - ale ja potrafię znaleźć w nich wartość.
nie każdy urodził się Aleksandrem Wielkim, czy Napoleonem.
W moim karmniku zamieszanie straszne bo słonecznik rzucili. Słoninę. Nasion wiele innych. Prawo Pana do opowiadania siebie ale kradzionym, opis mnie.Rzecz istotna.Na książce nie było że biografia i nie było ,że prawdziwa.
UsuńNapisał Pan ,brzydko o człowieku w pociągu a przecież to było tylko lustro, nieprawdaż ?.
z ziemi podnoszę, z peronu, albo z całkowitej obojętności. że brzydko? Uczę się, żeby ładnie - nic dziwnego, że się nie udaje - dopiero zaczynam naukę. tutaj nawet opowiadania sa lustrem, bo nie da się oderwać od siebie i stać się abstrakcją pisząc - gdzieś musiało zostać podejrzane lub podsłuchane. Jeśli jednak uraziłem nieudolnością opisu, to przepraszam.
UsuńPan i wielu, zdaje się nie umieć lub nie chcieć zatrzymać życia tam gdzie życie a lotu tam gdzie lot. Po jaką cholerę do kurwy nędzy mnie Pan przeprasza. Jak nie rozumiem co napisane to nie rozumiem i starczy.Obraził Pan , moim zdaniem swojego interlokutora pociągowego mając się za ...lepszego ?.
UsuńPiszemy w wolności naszej bo zdaje się nam że zmienimy tym świat a jeśli nie to po cholerę pisać.Zmienimy latając . Brodząc w błocie się tylko upierdolimy nim.
Gwoli formalności. Nie uniosłam się i nie krzyczę i nie obrażam nikogo a jeśli ktoś się moimi słowami pogniewa, będę wiedziała z kim szkoda mojego czasu.
pan z pociągu... - chodząca ignorancjo zadufana w sobie i własnych wyobrażeniach - on istnieje? istniał kiedykolwiek? a może jest tylko "kreacją"? może jest owym lustrem wspomnianym wcześniej, w którym się sam przeglądam, którego w oknie kolejowym gościem dostrzegłem. może moje słowa pijane odbijały się od luster wiszących pomiędzy oparciami siedzeń, a wieszakami? w mojej wolności wydaje mi się i zdawać się będzie - bez względu na cudze emocje i wulgaryzmy. żeby mnie obrazić trzeba znacznie więcej.
UsuńObrazić Pana ? A skąd to przyszło do głowy ? . Ja ...Uważam Pana za Twórcę więc odnoszę się do kreacji a Pan jak wciąż i wciąż do siebie odnosi więc idę sobie w cholerę. Z wielbicielkami Pan jednak woli ,tak mi do głowy przyszło. Ok. Chwalą, głaszczą a twórca zaczyna przynudzać bo po wysiłek zbędny.
Usuńskąd mi przyszło do głowy? a z poprzedniego komentarza - tam nazywało się to "gniewaniem" za słowa, które nie są pochlebnymi
UsuńJeśli ma być debata o kreacji - to proszę o konkrety:
- kto ma prawo się obrazić o drobnego pijaczka, który być może jest mną, być może stworzoną kreacją, a jeśli nawet z żywego człowieka skórę zdjąłem, to jest on tak starannie okryty anonimowością, że całkiem bezimienny się stał, bo tylko płeć jego została określona w sposób jawny.
- co Tobie do głowy przyszło, to nie mój problem, a Twój -wytłumacz mi jednak łaskawie, skąd bierze się to uzurpowanie sobie prawa, którego mi odmawiasz? Odnoszę uwagi do siebie, bo ja spłodziłem ową kreację i ona jakąś cząstką mnie jest - ponieważ trudno napisać o czymś, o czym pojęcia żadnego się nie ma.
- Uważam, że to żałosne używać argumentów z pogranicza zawiści i obrażania pozostałych czytelników - nie masz do tego żadnego prawa (przypominam, że wytykasz mi obrazę anonimowego człowieka) - ochłoń, zanim się zacietrzewisz.
Nędzny to aktor, który z teatru w rolę ubrany wychodzi.
Usuńnie każdy w teatrze jest aktorem. może ja jestem widzem i to tym, który chce przez chwilę poczuć wagę każdej z ról widzianych? może potrzeba mi wrażeń i różnorodności, żeby codzienność przeżywać intensywniej? kłaniam się z otchłani własnej nędzy - z nikąd nadziei na zmianę.
UsuńSchizofrenia urojeniowa. Gdy aktor udaje widza a widz w aktora się wciela. Czyni Pan fajny zabieg socjotechniczny w swoich słowach jednak ja się nie uźalę,nie cofnę . Przydepnę fałszywy pokłon i ta "otchłań"...to było, jest żałosne. Moim zdaniem pochlebstwa Pana rozleniwiły. Moje zdanie ,bez dyplomu z psychologii a może jednak z ...hm...ta moja pamięć.
UsuńPowodzenia Panie autorze. Powodzenia.
dziękuję za diagnozę. żałuję tylko, że wątek główny zaginął, czyli wstęp do tej amatorskiej psychoanalizy.
Usuńzaczęło się od tego, że ktoś miał zostać obrażony treścią - lecz kto? Zapewne Ty, bo innych obrażonych na horyzoncie nie widać. buduj kolejne teorie, coraz bardziej wydumane - powiedz tylko o co walczysz, bo ja lubię widzieć cel - chyba, że sam mam sobie wymyślić na chwałę kolejnej diagnozy. chcesz mi udowodnić, że jestem laikiem? że mam zbyt wybujałe aspiracje? że uzurpuję sobie mniemanie na temat wartości opublikowanych treści? - masz rację. Piszę "bez papierów" i głośno się przyznaję - zarówno w opisie bloga, jak i własnej sylwetki. Przydeptuj co uważasz - odmienne zdanie (wbrew temu co mi zarzucasz) lubię usłyszeć, chociaż argumenty zamiast sarkazmu byłyby większą wartością.
Ech...Panie autorze....ech...Panie autorze. Posłucham "szamana naczelnego" Davisa. Dostał Pan wszystkie żądane informacje . Proszę grzebač. Jak w śmieciach ale nie z dąsem a z ciekawością.
UsuńKochamPana
widać zbyt tępy jestem, bo nie widzę. trudno. kiedyś dorosnę, albo nie.
Usuńliczyłem na większą otwartość - w końcu... podglądamy się wzajem od 16 lat... (wiem... nadużywam zaufania, albo znowu przesadzam z nadinterpretacją). a Twojej wrażliwości mogę tylko pozazdrościć, bo tego nauczyć się nie da. dlaczego marnujesz ją tak egoistycznie? dlaczego nieustannie rezygnujesz, wycofujesz się? Świat chciał przyjść do Ciebie - uciekłeś - w tym jesteś MISTRZEM ŚWIATA. GŁUPCEM TEŻ.
może oficjalna ścieżka zbyt jest ekshibicjonistyczna - kanał prywatny wciąż działa bez zakłóceń. Pojaw się bliżej a kopnę Cię w dupę nie tylko słowami!
Kobietę bić.Ty brutalu. Mam na nadgarstku z Berlina bransoletkę. Respekt.
Usuńnie wymagaj od faceta. od tępego tym bardziej. niemieckie bransoletki mam w tak głębokiej pogardzie, że nawet po polsku ich nie chcę nazywać.
Usuńpokaż się na moim widnokręgu tylko - ale wcześniej dla własnego dobra załóż pampersa - Twoją głupotę wybiję Ci z głowy (że tak grzecznie się wyrażę).
i przestać grać, bo mnie męczy już Twoja oficjalna niedoskonałość płciowa i zamiast myśli własnych skupiam się na ochronie kreacji . chcesz dosadniej? zróbmy to! ale prywatnie z flaszką zbyt mocną na konwenanse. nie lubię być zdrajcą, a Ty konsekwentnie wymuszasz. Nie proś mnie o słowa spoza słownika - znam ich zbyt wiele i od zbyt dawna. Masz marne szanse.
ja pojedynek proponuję. - TY-JA-WÓDKA CZYSTA, której nie toleruję w ogóle. ale może zamiast "białego wina" wolisz inną "białą broń"? ipost factum szczerość on line.
stać cię na nagość w słowach B2B? zero zasad, zero zahamowań, zero recenzji, cenzury i kibiców? - TY i JA. Plus C2H5OH - pojedynek na dwa lata, albo do pierwszej krwi - rękawica rzucona - wybieraj. ja chcę szczerości ale takiej, która nie zna granic/kodeksów/cywilizacji/rodziny/wstydu - STAJESZ? Ale poza blogiem - prywatnie, rzeczywiście, jak toczy się życie w naturze. zagryziony zdechnie anonimowo, a zwycięzca (jeśli mu tego do życia trzeba ogłosi tryumf i zdjęcie z nogą na padlinie zamieści publicznie). Albo nie - bo mi szczęścia nie trzeba cokołów. myśl konsekwentnie. a ja już ostrzę ostrza...
Może się Pan pysznić zwycięstwem.
UsuńPana zdanie . Innych zdanie, nie ma znaczenia.
Zabawnym jak zamilkły wszystkie inne panie ...czytają, ostrzą kije , może,pazury ale wciąż milczą. To mnie bawi bo widzę że są.
Szczerość...żąda Pan więc proszę. Dziś zagniotę ciasto. Zrobię pączki. Popatrzę za okno. Napiję się nalewki, może z derenia.
Więcej ?...chodzę bosa i bez bielizny. Dziś.
współczuję Ci - bo chyba rzeczywiście wierzysz we własne słowa, chociaż doskonale wiemy, że są kłamstwem jawnym.
Usuńciesz się, fetuj, opijaj - nie znajdziesz we mnie przeszkody.
wciąż masz we mnie sprzymierzeńca.
rozmawiasz tylko ze względu na otoczenie? na głosy innych? tylko to Ciebie bawi?
innych zdanie (jak piszesz) nie ma znaczenia, jednak skrupulatnie rozglądasz się na boki? szukasz publiczności? akceptacji? zdradź mi proszę, czego szukasz?
tymczasem smacznego życzę, a nagość niech nie zmrozi Ci stóp i dobrego samopoczucia.
Na zbyt wiele Pan sobie pozwolił.
UsuńOpisana kobieta... brzmi to na cybersex. Nic dziwnego, że słowa aż kipią tęsknotą za fizycznością.
OdpowiedzUsuńnie pytałem, jak sobie radzi z erotyką, a sama nie wspomniała. namiastkę znaleźć można w sobie.
UsuńOd dziecka miałam etat słuchacza. Póżniej "wydłubał mnie" w tłumie każdy żebrak czy narkoman, by snuć swoje odurzone opowieści. Teraz unikam jak ognia piekielnego, jak złej karmy, która umie zabić (być może)... Tak wiem, to strach przed umieraniem w smutku...
OdpowiedzUsuńDotyk? Ach... zostawmy to sobie...
ciekawe, kogo wybrałby podróżny gawędziarz, gdyby nas razem spotkał na przeciwległych końcach jednego pociągu...
Usuń