Jeszcze
raz, bo przyznam się, że wcześniej spróbowałem, ale zbyt grzecznie, zbyt
układnie i zapewne fałszywie. Knułem, żeby schować się pośród słów i prawdę
zakamuflować wystraczająco mocno, że tylko niezwykle subtelne umysły odnaleźć
mogły znaczenie… Więc jeszcze raz, prościej, łatwiej i bardziej otwarcie. A jeśli
masz potrzebę w sobie, to zgodzę się nawet otworzyć na nagość i bezwstyd, albo
perwersję. Jeśli tylko chcesz… Jeśli tylko zrozumieć potrafisz… albo bez
zrozumienia poczuć, bo czucie zdecydowanie więcej wartości niesie…
Chleb
(jak co dzień) kupiłem i zanim mróz zdążył na nim hieroglif odcisnąć, zanim
ekslibris zimowy postawił – przyniosłem do domu. Ciepły. Pachnący. Pokusą mi
się stał natychmiast, więc zdejmowałem w pośpiechu buty, jak kochanek w
nieoczekiwane spełnienie rzucony, kurtką podłogę ozdobiłem, bo afrodyzjakiem mi
się stał zapach parującego wciąż chleba. Zwiastunem święta, niecodzienności, a
ja… Łasy jestem na święta bardzo… Uwiódł mnie bez problemu, bez końca, jak
uwieść potrafią mnie oczy zanurzone w marzeniach, ruch płynny trącający ideał podejrzeniem,
czy aby nie jest o krok za owym poruszeniem, albo skojarzenie ulotne urodą flirtujące
z moim świata rozumieniem. Drzwi zamknąłem, żeby misterium nie zakłócił wiatr,
drzwiami mi kłapiąc głodnymi i za nosem poszedłem w kuchnię. Bukową deską
serwetę na blat stołu położyłem i chleb pośród drewnem podkreślonej rozpusty…
Buczyna jest wykwintna zarówno za życia jak i pośmiertnie, więc na celebrę
nadaje się niemalże jak cedr i dębina.
Masłem
bez najmniejszego wstydu posmarowałem. Grubo. Zachłannie, na palec grubo i bez pamięci, niczym
w ekstazie w której nikt więcej uczestniczyć nie może, żeby kiczem nie skalać
chwili. Zanim dietetyk najmądrzejszy na świecie zdążył usta tworzyć powiedziałem
mu - Nie! Nie zepsujesz mi święta słowami, żadną mądrością powielaną w Twoich księgach
dla tych, którzy zaufania do własnych wyborów nie mają. Masłem posmarowałem go
po królewsku, żebym śmietany ubitej, gładkiej, kremowej smak w ustach
przypomniał sobie, choć znam przecież … znałem przynajmniej, zanim dopadła mnie
dorosłość, myślenie, pośpiech i priorytety.
Nie pytaj,
czy zjadłem… to bez sensu zupełnie. Ja… byłem zmysłami tylko, bez fizyczności całkiem,
wspomnień garścią, za zapamiętanym, które w ustach rozpływało się spełnieniem,
niedowierzaniem i opowieściami tak fantastycznymi, że trudno o lepsze… znasz je
zapewne. Znasz, chociaż wstydzisz się przyznać, jak ja przyznaję się właśnie. Chleb…
Cud, który zdarzyć się prawa nie miał, a przecież każdego dnia trafia się
ludziom. Chleb tak powszedni, że staje się niepojętym, bo nie ma zbyt wielu „wiecznych”
spraw na ziemi. ON jest. Ideałem, w którym można się utopić. Wystarczy przegonić
fizyczność przez płotki czasu, żeby ona za chlebem łkała bezwstydnie całkiem, a
nawet, kiedy syta, lecz myślą abstrakcyjną zarażona – doceni.
Będę
perfidią, będę szamanem, albo wyrzutem sumienia , ale ci powiem. Tak! Opowiem!
Opowiem o chlebie, który być może właśnie wyrzucasz do śmieci, bo minęły godziny,
bo już nie pachnie jak ten mój przed którym klęczę i ślinię się jak zwierzę w
rui, lecz tym, co już dojrzałością drapie podniebienie…
Opowiem
ci twoje wspomnienia, które tłamsisz w sobie. Bo taki czas też był, kiedy po
chleb stało się w kolejkach, pośród aromatu zimą niesionego na trzy kwartały ulic,
a kolejka tak długa, że ten wypiek tyko zapachem być mógł, a nie spełnieniem. Pamiętam
kroki w miejscu mielone, aż śnieg się stopił, bo jeszcze godzina-dwie stania, żeby
kolejny wypiek i być może już za najbliższym podejściem uda się w lnianym worku zabrać
do domu trzy bochenki, żeby weekend cały i śniadanie na poniedziałek. I wracało
się z tym chlebem po trzykroć droższym od państwowej mamałygi, a psy bezpańskie
ciągnęły za siatką lnianą, parującą, gorącą i do dzisiaj nie wiem, czy bardziej
ugrzać się chciały, czy najeść. Ja też… nie wiedziałem, co bardziej, które zmysły
potrzebują tego chleba.
Pajdy
krojone na gorąco zanim buty z nóg zdjęte, już w przedpokoju raj zwiastowały, cięte
grubo, bo cienko nie szło kroić, a nóż kipiał i silił się na chłód, żeby nie rozpłynąć
się niczym masło. A masła na palec grubo… i soli szczypta pospiesznie pośród
palców cedzona nad kromką… łzy od cebuli i pożądania, albo od czosnku płacz po
kres płuc, ach… od smalcu na boczku topionym z przyprawami zawrót głowy niosącymi
bardziej chyba niż inne używki pośród ziół nielegalnych… Chleb - wręcz z
niczym, kiedy lustro skórki pękało pod zębami i spadało pod nogi, które z
ustami w rozkoszy połączone nie były w stanie na miejscu usiedzieć, bo ślina gnała w podróż za tym chlebem,
a gardło darte niezmiękczoną skórką krwawiło
- nie… łapczywość nie zauważała takich drobnych niedogodności.
Pod
stopami chrzęściło to, co w trakcie pożerania (o kulturze i zachowaniu nie
wspominajmy, żeby nie oszukiwać) pod nogi spadło. Kłam,
udawaj, czar własny na mnie przetestuj –
a ja ci powiem - CHLEB. Prawdziwy,
niespieszny, pachnący – jeśli choć trochę go przypominasz – jestem twój… Kupisz mnie, czy tego chcesz, czy nie bardzo. Ale… zanim mnie zaprosisz do siebie –
powiem. Powiem, żeby nie wyjść na tłustą szuję. Ja wiem, bo pamiętam, bo zmysły
karmię wszystkie, kimkolwiek jesteś – jest we mnie takie miejsce, w którym
dłubać ci nie pozwolę, a ono jest decydujące - zanim. Jeśli masz odwagę, jeśli
mnie zaprosisz – ja przyjdę…
Przyjdę
do ciebie i o kromkę chleba z masłem poproszę. O jedną, malutką kromkę chleba,
którą chyba każdy ma zazwyczaj w domu. A potem…możesz mi wierzyć, lub nie – w każdym domu
chleb smakuje inaczej, w każdym masło jest inne, choćby w tym samym sklepie
kupione… Może jestem śmieszny, naiwny, czy głupi – nie zmienię tego – twój chleb
w moich ustach powie mi więcej, niż twoje słowa. Masz odwagę? Nie chcę
jaskółczych gniazd w beszamelu, nie chcę wołowiny za półtora tysiąca od jednego
plasterka – chleba z masłem mi trzeba doprawionego uczuciem i twoim rozumieniem
misterium. Zamknę oczy i pozwolę ci na wszystko. I zjem twój chleb i twoje jego rozumienie – pierwszy raz
zjem na pewno. Jeśli tylko masz odwagę podać mi go na dłoni – talerz? Jaki
talerz? Po co? Nie rozmawiam z porcelaną, nie mam zwyczaju – rozmawiam z Tobą – podaj mi
ów chleb na dłoni, niech tobą pachnie. Przypraw go swoim aromatem i aromatem
twojego domu. Może będzie nam po drodze…?
Śmiej
się i kpij – przypomnij sobie jedno tylko – chleb w naturze zjedzony. Każdy tam był, każdy pamięta, jak smakuje chleb zjedzony pośród drzew, łąk, z widokiem na wielką,
lub całkiem malutką wodę… On… domu nie ma… ale wnosi nadzieję, niesie w sobie zwiastun
każdej baśni, którą można wymyślić.
Daj mi
kromkę chleba, skibkę masłem namaszczoną, czy smalcem – wiesz lepiej ode mnie,
jakim chlebem twój dom pachnie – może pachnie nami? Być może wcale nie…
Szczerze mówiąc, nie przepadam za pieczywem. Za to przepadam za masłem i żałuję niezmiernie, że zwykło się jeść chleb z masłem, a nie odwrotnie - masło z odrobiną chleba albo zgoła samo, niczym nie spaskudzone.
OdpowiedzUsuńsamego masła nie potrafię, ale chleb samotny owszem tak.
UsuńJa zaś odwrotnie i to się nazywa równowaga w przyrodzie.
Usuńale razem smakuje mi ogromnie.
UsuńChlebem moim powszednim, dzielić się pozwól jak najdłużej, Panie.
OdpowiedzUsuńniech Ci nie zabraknie i niech smakuje bez końca.
UsuńCzy już to gdzieś czytałam? Czy to możliwe???
OdpowiedzUsuńchwilkę już tu wisi...
Usuńmoże wczoraj?
albo przed weekendem?
nie wklejam wielokrotnie tych samych treści, kraść notatek też nie zwykłem.
I wczoraj i przed weekendem - tak, tu się zgodzę, ale dopadło mnie chyba... deja vu
Usuńżyczę smacznego.
Usuńbo taki chleb w każdym domu smakuje inaczej - przypomnij sobie - sądzę, że próbowałaś już obcego chleba
Skąd takie posądzenie? Ale wiesz, mam i ja piękne wspomnienia z lat beztroskich, dwa a może i trzy i zawsze to była wielka pajda, a chleb był okrągły.
UsuńA teraz przypomniały mi się słowa piosenki:
"Dzień dobry
Kocham cię
Już posmarowałem tobą chleb...
Paranoje we dwoje"
posądzenia? poczęstunek chlebem w obcym domu, to posądzenie?
Usuń"chleba takiego, jak ten od Cześka nie kupisz nigdzie nawet w Warszawie" - WBK
"i nie wie nic co Cześka wzięło"... Słuchasz Bellona?
Usuńi nie wie nikt
Usuńsłucham. czasem gram na gitarze.
Usuń