środa, 7 lutego 2018

Masz odwagę? przyjdę do Ciebie.


Jeszcze raz, bo przyznam się, że wcześniej spróbowałem, ale zbyt grzecznie, zbyt układnie i zapewne fałszywie. Knułem, żeby schować się pośród słów i prawdę zakamuflować wystraczająco mocno, że tylko niezwykle subtelne umysły odnaleźć mogły znaczenie… Więc jeszcze raz, prościej, łatwiej i bardziej otwarcie. A jeśli masz potrzebę w sobie, to zgodzę się nawet otworzyć na nagość i bezwstyd, albo perwersję. Jeśli tylko chcesz… Jeśli tylko zrozumieć potrafisz… albo bez zrozumienia poczuć, bo czucie zdecydowanie więcej wartości niesie…

Chleb (jak co dzień) kupiłem i zanim mróz zdążył na nim hieroglif odcisnąć, zanim ekslibris zimowy postawił – przyniosłem do domu. Ciepły. Pachnący. Pokusą mi się stał natychmiast, więc zdejmowałem w pośpiechu buty, jak kochanek w nieoczekiwane spełnienie rzucony, kurtką podłogę ozdobiłem, bo afrodyzjakiem mi się stał zapach parującego wciąż chleba. Zwiastunem święta, niecodzienności, a ja… Łasy jestem na święta bardzo… Uwiódł mnie bez problemu, bez końca, jak uwieść potrafią mnie oczy zanurzone w marzeniach, ruch płynny trącający ideał podejrzeniem, czy aby nie jest o krok za owym poruszeniem, albo skojarzenie ulotne urodą flirtujące z moim świata rozumieniem. Drzwi zamknąłem, żeby misterium nie zakłócił wiatr, drzwiami mi kłapiąc głodnymi i za nosem poszedłem w kuchnię. Bukową deską serwetę na blat stołu położyłem i chleb pośród drewnem podkreślonej rozpusty… Buczyna jest wykwintna zarówno za życia jak i pośmiertnie, więc na celebrę nadaje się niemalże jak cedr i dębina.

Masłem bez najmniejszego wstydu posmarowałem. Grubo. Zachłannie, na palec grubo i bez pamięci, niczym w ekstazie w której nikt więcej uczestniczyć nie może, żeby kiczem nie skalać chwili. Zanim dietetyk najmądrzejszy na świecie zdążył usta tworzyć powiedziałem mu - Nie! Nie zepsujesz mi święta słowami, żadną mądrością powielaną w Twoich księgach dla tych, którzy zaufania do własnych wyborów nie mają. Masłem posmarowałem go po królewsku, żebym śmietany ubitej, gładkiej, kremowej smak w ustach przypomniał sobie, choć znam przecież … znałem przynajmniej, zanim dopadła mnie dorosłość, myślenie, pośpiech i priorytety.

Nie pytaj, czy zjadłem… to bez sensu zupełnie. Ja… byłem zmysłami tylko, bez fizyczności całkiem, wspomnień garścią, za zapamiętanym, które w ustach rozpływało się spełnieniem, niedowierzaniem i opowieściami tak fantastycznymi, że trudno o lepsze… znasz je zapewne. Znasz, chociaż wstydzisz się przyznać, jak ja przyznaję się właśnie. Chleb… Cud, który zdarzyć się prawa nie miał, a przecież każdego dnia trafia się ludziom. Chleb tak powszedni, że staje się niepojętym, bo nie ma zbyt wielu „wiecznych” spraw na ziemi. ON jest. Ideałem, w którym można się utopić. Wystarczy przegonić fizyczność przez płotki czasu, żeby ona za chlebem łkała bezwstydnie całkiem, a nawet, kiedy syta, lecz myślą abstrakcyjną zarażona – doceni.

Będę perfidią, będę szamanem, albo wyrzutem sumienia , ale ci powiem. Tak! Opowiem! Opowiem o chlebie, który być może właśnie wyrzucasz do śmieci, bo minęły godziny, bo już nie pachnie jak ten mój przed którym klęczę i ślinię się jak zwierzę w rui, lecz tym, co już dojrzałością drapie podniebienie…
Opowiem ci twoje wspomnienia, które tłamsisz w sobie. Bo taki czas też był, kiedy po chleb stało się w kolejkach, pośród aromatu zimą niesionego na trzy kwartały ulic, a kolejka tak długa, że ten wypiek tyko zapachem być mógł, a nie spełnieniem. Pamiętam kroki w miejscu mielone, aż śnieg się stopił, bo jeszcze godzina-dwie stania, żeby kolejny wypiek i być może już za najbliższym podejściem uda się w lnianym worku zabrać do domu trzy bochenki, żeby weekend cały i śniadanie na poniedziałek. I wracało się z tym chlebem po trzykroć droższym od państwowej mamałygi, a psy bezpańskie ciągnęły za siatką lnianą, parującą, gorącą i do dzisiaj nie wiem, czy bardziej ugrzać się chciały, czy najeść. Ja też… nie wiedziałem, co bardziej, które zmysły potrzebują tego chleba.

Pajdy krojone na gorąco zanim buty z nóg zdjęte, już w przedpokoju raj zwiastowały, cięte grubo, bo cienko nie szło kroić, a nóż kipiał i silił się na chłód, żeby nie rozpłynąć się niczym masło. A masła na palec grubo… i soli szczypta pospiesznie pośród palców cedzona nad kromką… łzy od cebuli i pożądania, albo od czosnku płacz po kres płuc, ach… od smalcu na boczku topionym z przyprawami zawrót głowy niosącymi bardziej chyba niż inne używki pośród ziół nielegalnych… Chleb - wręcz z niczym, kiedy lustro skórki pękało pod zębami i spadało pod nogi, które z ustami w rozkoszy połączone nie były w stanie na miejscu  usiedzieć, bo ślina gnała w podróż za tym chlebem, a gardło darte niezmiękczoną skórką krwawiło  - nie… łapczywość nie zauważała takich drobnych niedogodności.

Pod stopami chrzęściło to, co w trakcie pożerania (o kulturze i zachowaniu nie wspominajmy, żeby nie oszukiwać) pod nogi spadło. Kłam, udawaj, czar własny na mnie  przetestuj – a ja ci powiem  - CHLEB. Prawdziwy, niespieszny, pachnący – jeśli choć trochę go przypominasz – jestem twój… Kupisz mnie, czy tego chcesz, czy nie bardzo. Ale… zanim mnie zaprosisz do siebie – powiem. Powiem, żeby nie wyjść na tłustą szuję. Ja wiem, bo pamiętam, bo zmysły karmię wszystkie, kimkolwiek jesteś – jest we mnie takie miejsce, w którym dłubać ci nie pozwolę, a ono jest decydujące - zanim. Jeśli masz odwagę, jeśli mnie zaprosisz – ja przyjdę…

Przyjdę do ciebie i o kromkę chleba z masłem poproszę. O jedną, malutką kromkę chleba, którą chyba każdy ma zazwyczaj w domu. A potem…możesz mi wierzyć, lub nie – w każdym domu chleb smakuje inaczej, w każdym masło jest inne, choćby w tym samym sklepie kupione… Może jestem śmieszny, naiwny, czy głupi – nie zmienię tego – twój chleb w moich ustach powie mi więcej, niż twoje słowa. Masz odwagę? Nie chcę jaskółczych gniazd w beszamelu, nie chcę wołowiny za półtora tysiąca od jednego plasterka – chleba z masłem mi trzeba doprawionego uczuciem i twoim rozumieniem misterium. Zamknę oczy i pozwolę ci na wszystko. I zjem twój chleb i twoje jego rozumienie – pierwszy raz zjem na pewno. Jeśli tylko masz odwagę podać mi go na dłoni – talerz? Jaki talerz? Po co? Nie rozmawiam z porcelaną, nie mam zwyczaju – rozmawiam z Tobą – podaj mi ów chleb na dłoni, niech tobą pachnie. Przypraw go swoim aromatem i aromatem twojego domu. Może będzie nam po drodze…?

Śmiej się i kpij – przypomnij sobie jedno tylko – chleb w naturze zjedzony. Każdy tam był, każdy pamięta, jak smakuje chleb zjedzony pośród drzew, łąk, z widokiem na wielką, lub całkiem malutką wodę… On… domu nie ma… ale wnosi nadzieję, niesie w sobie zwiastun każdej baśni, którą można wymyślić.
Daj mi kromkę chleba, skibkę masłem namaszczoną, czy smalcem – wiesz lepiej ode mnie, jakim chlebem twój dom pachnie – może pachnie nami? Być może wcale nie…

15 komentarzy:

  1. Szczerze mówiąc, nie przepadam za pieczywem. Za to przepadam za masłem i żałuję niezmiernie, że zwykło się jeść chleb z masłem, a nie odwrotnie - masło z odrobiną chleba albo zgoła samo, niczym nie spaskudzone.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. samego masła nie potrafię, ale chleb samotny owszem tak.

      Usuń
    2. Ja zaś odwrotnie i to się nazywa równowaga w przyrodzie.

      Usuń
    3. ale razem smakuje mi ogromnie.

      Usuń
  2. Chlebem moim powszednim, dzielić się pozwól jak najdłużej, Panie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niech Ci nie zabraknie i niech smakuje bez końca.

      Usuń
  3. Czy już to gdzieś czytałam? Czy to możliwe???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chwilkę już tu wisi...
      może wczoraj?
      albo przed weekendem?
      nie wklejam wielokrotnie tych samych treści, kraść notatek też nie zwykłem.

      Usuń
    2. I wczoraj i przed weekendem - tak, tu się zgodzę, ale dopadło mnie chyba... deja vu

      Usuń
    3. życzę smacznego.
      bo taki chleb w każdym domu smakuje inaczej - przypomnij sobie - sądzę, że próbowałaś już obcego chleba

      Usuń
    4. Skąd takie posądzenie? Ale wiesz, mam i ja piękne wspomnienia z lat beztroskich, dwa a może i trzy i zawsze to była wielka pajda, a chleb był okrągły.

      A teraz przypomniały mi się słowa piosenki:

      "Dzień dobry
      Kocham cię
      Już posmarowałem tobą chleb...

      Paranoje we dwoje"

      Usuń
    5. posądzenia? poczęstunek chlebem w obcym domu, to posądzenie?
      "chleba takiego, jak ten od Cześka nie kupisz nigdzie nawet w Warszawie" - WBK

      Usuń
    6. "i nie wie nic co Cześka wzięło"... Słuchasz Bellona?

      Usuń
    7. słucham. czasem gram na gitarze.

      Usuń