piątek, 23 lutego 2018

Treść bezzwrotna.


Porządek robię. Z życiem. Na półkach sumienia przeszłość układam, odkurzam, wzruszam się, albo złoszczę, a przede mną (być może) przyszłości jeszcze szmat, więc nie wolno zbyt rozrzutnie szafować przestrzenią dostępną. Ugniatam kolanem, w walizkę pcham stare, zaschnięte łzy i nieszczęścia. Utykam, bo wcisnąłem tam jeszcze wstydów małych wiele i niedojrzałości. Gówniarstwa mówiąc wulgarnie. Brak doświadczenia, który emocją wypływał ze mnie i dotykał świat wokół, a ja udaję, że tej niedorosłej, pochopnej i niesprawiedliwej opinii tylko świadkiem byłem, a nie autorem…

Pasek ze spodni poświęcam, żeby oślizgła waliza się nie rozpięła i nie zawstydziła mnie niedyskrecją zawartości… bo przecież mogłaby eksplodować, gdy skorodowane zamki puszczą w chwili skrajnie niekorzystnej dla mnie i zostawią mnie pośród teraźniejszości purpurowej od wstydu i pogardą otoczenia oplutego, że oddech stracę na dłużej, niż ciało znieść może. Spinam mocno kolanem wbijając się w ugięcie walizy zbyt dużej na rozpasane wakacje i smyczą paska niemalże nowego duszę ją najmocniej jak potrafię. Jak bardzo chciałbym utopić ją betonowymi butami na śmierć, albo w niebyt wysłać czymś najszybszym na świecie dalej, niż kosmiczne sondy dotrzeć potrafią.

Nie mam cienia transportu, więc rozglądam się za schowkiem, ale łóżko… – nie – pod łóżko nie wetknę, bo przecież śpię na nim; mogłyby złe myśli dryfować ku mnie, parując pośród tarć i spięć. A ja zapomnieć chcę, odciąć się i ukryć. Więc na szafę, najwyżej jak można i najgłębiej, na pawlacz nieużywany, zawieszony tak wysoko, że rzadko kiedy wzrokiem choćby jest dotykany. W czeluści piwniczne pośród pleśnie i wilgoć mroku zakurzonego - a nuż sczezną, rozłożą się na drobne świństewka i nieistotne obojętności. Na małe zaniedbania i mniej celowe zapomnienia. Może w tyglu czasu konglomeratem, geodą, czymś równie twardym obrosną i wyżarzą się wewnętrznie, by zakwitnąć feniksem? Kryształem ametystu zwielokrotnionym w nieskończoność, morionem bez skazy rosnącym szybciej, niż mi może być przeznaczone?

Oprawione w ramki, nieliczne dumy i wzruszenia, kilku ludzi, których warto nieść w życiu i pamięci aż do jutra – część blaknie i kurzy się, albo pośród niedostatków pamięci pozostaje mniemaniem, niedopowiedzeniem, westchnięciem, które do artykulacji wymaga zbyt wiele wyobraźni, bo fakty utonęły w oceanie nieużywania. Są tam. Obrazy, zapachy, istoty… O konturach już nieostrych, ale ciepłem rozlewające się w każdym zauważeniu - jak ostatnie wakacje, kiedy już zapomnę o niewygodach, komarach, zmęczeniu, a zostawię wrażenia, które kiczem byłyby, gdyby nie moja w nich obecność.

Wbijam gwoździe w ściany i wieszam maskotki – ludzi, których być nie musiało, a później żebrałem o ich we mnie obecność, zdarzenia, których zapomnieć nie chcę, choć kląłem pośród niedostatków i braku sił wtedy. Abstrakcje wspomnień zbyt spłowiałych, żeby móc je zrozumieć, ale przecież – czuciem wciąż są gorące, pachnące, pożądane, jak matczyna dłoń we włosach, kiedy pomimo wszystko… nadal jest matczyną miłością.

Wieszam portret, zrobiony z nieistniejącej już fotografii, doganiający czas, dorastający w wyobraźni kogoś, kogo nie znam zupełnie, ale wierzę, że obraz moim będzie jutrem. Że każdym detalem zmierzam tam, gdzie obraz już jest. Może spłowieje nim go dogonię, może zapomnę, ale on jest tam, gdzie ja będę kiedyś, domniemaniem, karmą, nieuchronnością genami wysterowaną, losu chichotem.

Nie potrafię wyrzucić nic. Ani z siebie, ani z pamięci. Mogę po kątach brudne skarpety upychać, udawać, pozorować, pudrować słowami. Jest we mnie każde wczoraj, nawet to, któremu chciałem wypowiedzieć wojnę i zdechnąć, lub unicestwić pod sztandarem dumy skrzyżowanej z pychą walczącą z łacińskim EGO rozpychającym się gotycką czcionką. Żebyśmy razem nie dreptali ziemskich ścieżek. Są tam wszystkie potwory i demony, piękne, pryszczate panie i cuchnące ekskrementami kreacje. Wszystko moje. Bezzwrotne i jednorazowe, jak butelki, co kolor mają niewłaściwy.

Choćbym pogryzł siebie, utopił w konserwantach, wypalił płomieniem bardziej gorącym, niż inkwizycyjne stosy czarownic… Ech!

Wieszam na ścianach, rozkładam na półkach, a ta walizka wciąż taka mała… i już zamknięta, choć kolejne, śmierdzące fatałaszki podnoszę z niepamięci pobieżnej… Wieszam czując, jak z romantyka staję się cynikiem i zakląć chcę głośno, bo przecież, nie ja jeden, każdy dorasta i swoje wstydy kolanem upycha do identycznej walizki zbyt kusej i żalem łka pomiędzy bezsennością, a pijaństwem, że nie to co trzeba schował pochopnie, lecz teraz za późno już i paczki toksycznej Pandory nie ma odwagi otworzyć, żeby wetknąć kolejną niegodziwość, kolejny wstyd, niedoskonałość, kosztem tych mniejszych, które zaledwie rumieńcem… może się rozpełznąć, jeśli już tego nie zrobiła…

A ty? Urodziłaś się wolna od myślenia? I nie doskwiera przeszłość? Nie uwiera? Jeśli tak, to ja zaczynam cierpieć na nieuleczalną dychotomię – coś rozwieszonego na sznurze pomiędzy podziwem i zazdrością z jednej strony, a oskarżeniem ciebie o łgarstwo z drugiej. Zagryź, ale nie wierzę. Może to ów pierworodny grzech sprawia, że chociaż idealnym się urodziłem, to zanim zdechnę idealnie trzeba mi przemierzać ścieżki upokorzeń bez końca.

Albo udawać, że żyję, omijając zasieki wyborów niezmierzoną bezwładnością, spolegliwością, biernością i zgodą na każdą oblegę.

Nie pytaj (szepczę zawstydzony), nie odpowiem ci dziś… Wcale ci nie odpowiem. Nie znajdę siły na szczerą ripostę… Pływam w niepewności i zapomniałem już jak brzmi metrum oddychania. Złap mnie za włosy, jeśli według ciebie warto i naucz mnie znów. Ale nie pytaj mnie - dlaczego... nie odpowiem, nie wiem, nie umiem, nie chcę - ideologię wybierz dowolną - tę, która nie będzie dla ciebie obrazą.

13 komentarzy:

  1. Chyba bałabym się robić takie porządki, bo gdyby się okazało, że tych wstydliwych fragmentów życia sporo i nawet upychanie kolanem ani pasek od spodni nie pomoże?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zawinąć w szlafrok?
      mierzwę widłami za stodołę wygruzować i niech się utlenia?

      Usuń
  2. Porządki w życiu są dobre. Pomagają poukładać w głowie i w duszy, dochodzi się do wniosku, a niekiedy nawet oczyszcza sumienie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. odkurzam, żeby nie zapomnieć, bo mi szkoda wspomnień.

      Usuń
  3. Metafora walizki przyszła mi do głowy jeszcze w czasach studenckich, kiedy to próbowałam jakoś określić introwertyczny charakter mojej przyjaciółki. Potem długo posługiwałyśmy się nią w listach, bo była bardzo dobrym skrótem myślowym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trudno o oryginalność - jeśli w ogóle to możliwe.

      Usuń
    2. Możliwe, możliwe. Sam dajesz tego dowody nietuzinkowymi pomysłami.

      Usuń
    3. sama wspomniałaś, że walizka to pomysł stary.

      Usuń
    4. No to co? Jeden, na który wpadłeś Ty i wpadłam przed laty ja. A setki innych są niepowtarzalne!

      Usuń
    5. ok - na razie o plagiat nikt się nie wścieka, więc dramatu nie ma.

      Usuń
  4. Po co chować do walizki, miejsce zajmować. Wyrzucić przeszłość. Zmielić w niszczarce. Nie ryzykować ,że się upubliczni.

    OdpowiedzUsuń
  5. a segregacja... czy w sprzątaniu życia też obowiązuje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wszystkie miłości na stosik i do prasowania?
      a obok złość hurtem? jak korniszony w słoiku, albo sardynki w puszce?
      nie jestem pewien, czy chciałbym ze łba wyrzucać nawet te niezbyt miłe przeszłości.
      bez nich mógłbym stać się bezbarwny i przeźroczysty.

      Usuń