czwartek, 18 października 2018

Zalążek raju.


Pan ogrzewał niezmierzone pokłady prywatnego testosteronu w opakowaniu adekwatnym. Chciałoby się powiedzieć, że rozbuchanym i rubasznym. Wyglądem sprawnie doganiał archetyp wuja wyściełującego wnętrza rodzinnych uroczystości jowialnością, pojemnością i brakiem najmniejszych zahamowań - może wręcz Zagłobę prześcignął?

Pani? Skromnie skrywała seksapil głęboko w sobie, otulając go po wierzchu niepojęcie bogatą, płynną falą ciepła i miękkości. Trudno byłoby o niej powiedzieć malutka, choć panu swobodnie mieściła się pod pachę, bo wzrostem pretendowała zaledwie do określenia „niska”, jakie miała wpisane w dowód osobisty po słownych utarczkach stoczonych z przekomarzającą się urzędniczką.

Razem wyglądali jak dwa dorodne pompony na wspólnym łańcuszku. Szli trzymając się za ręce, a ich dłonie naprzemiennie pisały gdzieś pomiędzy linią życia i miłości intymne obietnice, które znów dziś doczekają się spełnień i bliskości. Pan (jak każdego innego dnia) usiłował. Ale nic więcej, gdyż ręce miał odrobinę za krótkie, żeby być w stanie przytulić puszystą kuleczkę do siebie, choć ta lgnęła do niego, niczym przyzywana grawitacją. A wzrokiem siłował się z tymi wymyślnymi, współczesnymi zapięciami i nie bardzo mu wychodziło. Podobno gdzieś na zewnątrz był świat, lecz oni nie przejawiali skłonności do afiszowania się z jego zauważeniem. Cóż to za świat, w którym Kulka musiałaby przechadzać się miastem nieparzyście, bez dopełnienia? Cóż to za miasto? Ohyda!

Kiedy jednak dostrzegali zewnętrze, zarażali je własną miłością. Pani znalazła na chodniku namalowaną ceglanym kurzem, porzuconą przez dzieci grę w klasy i beztrosko wystukała pantoflami rytm wyliczanki, jakby wciąż jeszcze miała kucyki przypominając panu, że owszem mentalnie ma je nieustająco. On wiedział, ale w oczach miał pierwszą, niewinną miłość, której wtedy jeszcze nie potrafił skonsumować, ani nawet przyznać się do niej i najcichszym szeptem samotną nocą nazwać. Tylko te kucyki, niecierpliwym instynktem ciągnięte zawsze zbyt mocno, gdy były blisko, bo wstyd przed kolegami nie pozwalał na delikatność. Długo nie pozwalał, ale wreszcie przyszła taka noc, po której radość już bez lęku tajemnicy zalśniła łzami w oczach i spełnieniem wygasiła wstyd dożywotnio. Spłonął wraz z niewinnością w ogniu ekstazy dziewiczej. Wzajemnej. A kucyki były jeszcze bliżej. I wciąż, bez względu na fryzurę były. Zostały do dziś, do jutra, do…

Rozkołysana, wesoła piłeczka dokończyła zabawę z uśmiechem i oddechem gorącym od emocji i patrzyła roześmiana tak, jak tylko dzieci śmiać się potrafią – po czubek włosa i dno płuc. Na buzi miała rumieńce, ale pan wiedział, że ona potrafi zarumienić się całym ciałem. Caluteńkim. Teraz zapewne też rumieniec liże jej skórę skradając się tam, gdzie został już zaproszony i z tej gościny wracać nie chce od tej pierwszej, wspólnej nocy. Każda inna wydawała się być przekleństwem i piekłem na ziemi. Niewyobrażalną karą i jawną niesprawiedliwością. Dziś chyba nie potrafiłby zasnąć bez towarzyszącej miękkości tak ładnie pasującej do krzywizny bioder i obojczyka, bez tych pośladków ufnie układających się we wnętrzu jego dłoni, żeby nawet nocą nie oddalić się ani o milimetr. A przecież wyobraźni mu nie brak. Głupiec mógł wymyślić każdy inny raj, w którym więcej, i bardziej, i częściej, lepiej, inaczej… Tylko po co? Ona też mogła… Gdyby tylko chciała, gdyby zmarnowała tę iskrę podrzuconą ukradkiem i poszła ścieżką zachłanności.

Bezdomny pies otarł się panu o nogi i popatrzył żałośnie i z nietajoną zazdrością. Chyba brakowało mu podobnej czułości bardziej, niż kalorycznej treści żołądkowej. Patrzył wilgotnym nosem i ogonem błagalnie wygiętym w znak zapytania. Zakurzona, twarda sierść nie miała nic z miękkości dłoni Pomponów, ale doczekał się pieszczoty, pomimo, że rozsypał liniejącą sierść na świeżo wypranych spodniach, jakby to były bierki do gry w zbieranego. Dotyk, który nie boli, nie karci, był mu tak obcy, że sierść nastroszyła się, aż pchły pospadały głębiej. Za to siwiejąca mordka uśmiechnęła mu się pierwszy raz, od kiedy pamiętał. Oczami zapadł się w sobie i dotknął nieba, a ogon zatracił się w szczęściu, choć nie dawał rady nadążyć za nim i wypadał z rytmu gubiąc się w poszukiwaniu najkrótszej drogi. Nim poszli dalej on wiedział już, że opuści rewir, który zaledwie trzy miesiące temu wywalczył krwawą nocą i wciąż jeszcze naderwane ucho i słabo pozrastana łapa dawały o sobie znać, gdy tylko wilgoć panoszyła się nad miastem. Pójdzie za łagodnością i będzie czekał cierpliwie, aż ta jedyna w życiu chwila pieszczoty stanie się wiecznością powtarzalną.

Jakiś bobas zasmarkany aż po obdarte do krwi kolana, jeszcze ze śladami stygnących łez, bo upadł na betonowe poduszki chodnika, a te nie chciały zmięknąć wobec jego bezradności, więc łzy drążyły koryta strumieni w niegościnnym, szorstkim kurzu przyklejonym do drogi mlecznej dojrzałych piegów na niedojrzałej buzi. Dla malucha, to już była zamierzchła przeszłość. Niemal połowa życiorysu. Poduszki zostały surowo skarcone przez tatę, a mama zdążyła zaklaskać w ręce, i zabawa, i chować się trzeba, więc ucapił Kuleczkę za nogę i schował się za spódnicą, lecz wcześniej w oczy popatrzył z nadzieją, że Kuleczka go nie wyda, nie zdradzi kryjówki i mama będzie szukała, aż znajdzie, żeby wspólnie zaśmiewać się do łez najsłodszych. Pozwoliła. I zaśmiewała się też, a dziecko zostawiło jej na pamiątkę pocałunek całą brudną buzią przyklejony do spódnicy maską rozchichotaną i pełną szczęścia niedostępnego chyba dorosłym.

Przechodnie bezwstydnie patrzyli mijając tę wyspę szczęścia, która dryfowała w stronę intymności i początkowe niezrozumienie przeistaczało się w zazdrość i pragnienia. Kobiety, jako istoty obdarzone wzrokiem innego niż z gałek ocznych pochodzenia, zamierały wewnętrznie, bo one potrafiły rozpoznać siłę uczucia, któremu chciały się poddać bez wyjątku. Każda skrycie chciała stać się Kuleczką dla Pompona, żeby tylko tak popatrzył na nie, żeby tak objął wszystkimi zmysłami. A panowie zwilżali wargi i niezgrabnie ukrywali erekcję kipiącą, szalejącą, wzbierającą, gdy odległość malała. A później szli oglądając się tak często, że cud prawdziwy, że żaden szkód większych nie narobił, choć jeden usiłował głową zdefasonować latarnię, a inny żebrami chciał wygrawerować mantrę na masce przejeżdżającego samochodu (kolor i marka znane redakcji, PESEL pod ochroną GIODO, dostępny uprawnionym służbom na wniosek prokuratora). Na szczęście kierowca miał więcej zimnej krwi i sklął serdecznie chłopa, lecz na graffiti mu nie pozwolił. Wszak nowy lakier kosztuje niemal tyle, co stare sumienie. Któremuś udało się nawet ławkę przepraszać, że w nią wdepnął i mamrotał półprzytomne przeprosiny wstydząc się, bezgranicznie.

Puchate szczęście zbiorowo mijało witryny, a manekiny kłaniały się im z szacunkiem zazdroszcząc bogactwa cielesności… A może serca? Duszy? Trudno zrozumieć intencje manekina. Trudno zrozumieć, że dwie połówki jabłka mogą być kulami. Tymczasem oni szli wolno nieświadomi paradoksów, czy też dylematów geometrycznych, w kolejną codzienność, jak ci, którzy nic znaleźć już nie muszą, bo wszystko, co im pisane właśnie skrywa się w dłoniach, którzy nie spieszą się, żeby nie przegapić ani jednej chwili, która nasącza sumienia wspólnymi wspomnieniami, żeby jutro móc jeszcze raz pójść tą samą drogą i w klasy zagrać raz jeszcze, choć nogi słabiej niosą, a pies dzisiaj bezdomny oszaleje ze szczęścia i zamiast ogonem merdać, to całym sobą będzie merdał i lizał i szczekał i ech!

Tylko pies wie, jak bardzo można się cieszyć? A dziecko? A dwie Kulki skrywające w dłoniach obietnice kwitnące na obliczach, gdy idą powoli. Niosą zbyt cenny bagaż, żeby się spieszyć. Nie wolno zgubić. Nie wolno… O nie…

24 komentarze:

  1. Aż się gorąco pod sercem zrobiło od tego żaru, który się roztoczył od tych dwojga. Uwierzyłam w ten ich raj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo pragniesz tego, jak każdy człowiek. gdyby miał wybór, nie chciałby nic, poza tą grą w klasy i dłonią w dłoni schowanej, gdzie palcem można opowiedzieć takie rzeczy, że całe ciało zapłonie. że noc wreszcie nie minie nadaremnie. obyś umiała rozpoznać, kiedy przyjdzie do Ciebie raj i zaprosi na spacer niespieszny.

      Usuń
  2. Ech, żeby tak jeszcze w realnym życiu było ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pogadaj z GŁosiem, ale w czatowni, w przedświcie, nie w cywilizacji. a nuż jest tak i tylko zabrakło Ci wyobraźni? może trzeba sprawdzić, czy potrafisz jednym palcem namalować w kobiecej dłoni wieczór, albo wieczność całą? są sprawy ważniejsze od kormoranów, tudzież innego drobiu.

      Usuń
    2. Ależ ja nie narzekam. Tak tylko westchnąłem sobie do ideału:)

      Usuń
    3. czyli zmiana diety? trzeba przytyć, a od wzdychania nie da się tego osiągnąć. kartacze z okrasą polecam leczniczo. kulistość jest osiągalna. coraz większej liczbie ludzi się udaje. podobno trudniej z niej zrezygnować.

      Usuń
    4. Skorzystam z rady w najbliższego Sylwestra:)

      Usuń
    5. sądziłem, że kartacze, to coś, co się zdarza w cyklach tygodniowych, a nie rocznych. ale - mieszkasz bliżej kolebki, to pewnie wiesz coś o tym i kłócił się nie będę

      Usuń
  3. Witaj, Oko.

    Raj na okrągło:)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. interesujące skojarzenie - równie dobrze można powiedzieć raj w pełni.
      kształt jest drugoplanowy, raj na podium.

      Usuń
  4. A ja myślałam, że to ludzie zazdroszczą manekinom doskonałości...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wydaje mi się, że ludziom jest czego zazdrościć. i nie sądzę, abym zapragnął być manekinem.

      Usuń
  5. Fajne te kulki, co się przyciągają. Takie ciepłe i szczęśliwe...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. grawitacja lubi mieszkać we wnętrzu kuli...

      Usuń
    2. W sumie tak, ale coś mnie niepokoi, przecież kulki nie bardzo mogą przylgnąć do siebie całą powierzchnią. No bo jak?

      Usuń
    3. tajemnica natury. trudno też, żeby kulka znalazła "drugą połówkę", bo nie wiadomo, jak miałaby ona wyglądać.

      Usuń
    4. "Najpiękniejszą rzeczą, jakiej możemy doświadczyć jest oczarowanie tajemnicą." A.Einstein.

      Usuń
    5. może dlatego wzdycha się do gwiazd?

      Usuń
  6. Mimo wszystko upieram się, że prawdziwe szczęście przeżywają dzieci i one widzą ten szczęśliwie cudowny raj w małych, codziennych sytuacjach, jak przytulenie, pogłaskanie, czy bezpieczne schowanie w fałdach sukni mamy.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie musisz się upierać - to widać na każdym kroku, że maluszki przeżywają emocje całymi ciałkami. i nieważne, czy radość, czy rozpacz, to zawsze do końca i bez reszty.

      Usuń
  7. W dowodzie już od dawna nie ma takiego określenia jak "wysoki" czy "niski".
    Te pomponiki tak ciepło opisałeś, że cała reszta przestała mieć znaczenie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dlaczego Raj to zawsze On i Ona, taplający się w infantylnym postrzeganiu świata, i dlaczego zdroworozsądkowo myślący ludzie im tego zazdroszczą? Nie kumam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja nie jestem pewien, czy w ogóle jestem w stanie to wyjaśnić. pojedyncze taplanie być może jest lepsze - trudno mi określić. może każdy ma taki raj, na jaki zasłużył? jaki sobie wymarzył?

      Usuń