Po
jej twarzy płynęły łzy. Gorzkie, ryjące bruzdy w makijażu, jakby to były
wezbrane wiosną wody rwące przez przełęcze górskie, by dopiero w dolinach
ochłonąć i uspokoić się pod zimną taflą jeziora. A przecież miały się
bezwzględnie utrzymać nawet 24h. Wiem, bo razem je kupowaliśmy i pamiętam wciąż
rozbawienie ekspedientki, gdy zapytałem, czy kosmetyk nie zrujnuje mi żołądka,
gdy będę go scałowywał z mojej pani. Może była zazdrosna, może kłamała, żebyśmy
tylko kupili…
Drżącą
ręką włączyła film, palcem zamykając mi przy tym usta i nie pozwalając na żadne słowa.
Przywykłem do ekstrawagancji i czekałem z ciekawością, co dalej wyniknie.
Zaskakiwała mnie za każdym razem. Nie spodziewałem się, że może być aż tak
wyzwolona i odważna w wyrażaniu własnych, wyszukanych potrzeb seksualnych i skrupulatnej eksploracji moich fantazji. Nawet tych, które wstydziłem się jej wyszeptać, w
półmroku bezpiecznej przystani. Przed samym sobą się wstydziłem, gdy ona już rozpinała guziki mojego wstydu i drążyła, żeby dojść tam, gdzie nie ma ani
jednego guzika, poza granice listków figowych nasiąkniętych wzajemnym pożądaniem, zakazów moralnych i definicji
ubranych w słowa przez tych, którym nie dane było spijać nektar poza kielichem kwiatów pokornych. Drażniła się ze mną z talentem i stopniowo naruszała granice
tak, bym nie uciekł, ale za każdym razem drążyła dalej i dalej, wiodła w
nieskończoność nieznanego. W głąb mnie, nas, siebie. Jej apetyt nie znał słowa
koniec i każda następna ekspedycja sięgała światów niepojętych, albo zgoła
stamtąd startowała na podbój intymności.Z nieskończoności skakała na bungee nie pytając o zabezpieczenia i bez gwarancji powrotu.
A
dzisiaj, z nosa kapał jej tusz do rzęs wymieszany ze szlochem, gdy pokazywała
mi film pornograficzny. Ostry i jednoznaczny. Żadnych niedopowiedzeń. Najpierw
poznałem aktorkę – siedziała tuż obok mnie. Nie chwaliła się pornograficzną
przeszłością, ale najmniejszego żalu mieć nie miałem prawa. Wiedziałem, że
grzeszymy oboje, bo oboje byliśmy napiętnowani oficjalną, odrębną i wzajemnie
wykluczającą się historią. Byliśmy obopólną niemożliwością i nieporozumieniem. Esencją
społecznego potępienia i podmiotem na którym można zbić kapitał. Branżowy. W bardzo specyficznej branży. Podglądanie i wykorzystywanie słabości bliźnich...
Dopiero,
kiedy przyjrzałem się uważniej rozpoznałem aktora. Dziwne, bo filmowym amantem
byłem ja, a dłuższą chwilę trwało zanim siebie rozpoznałem. Oczy miałem wciąż
większe, bo na chłodno nie miałem okazji zobaczyć własnych uniesień. Mocna
rzecz. Obraz pobudzał, a kobiece łzy przenosiły emocje w światy wolne od
erotyzmu. Nie rozumiałem nic. Świat stanął na głowie i logiki w nim żadnej.
Boże! Czy obliczu nagiej kobiety logika męska ma szanse zaistnieć? Oglądałem
wspomnienia, które nawet dziś owocowały erekcją, albo samospełnieniem, gdy jej brakowało obok! A teraz jest obok i chlipie własne nieszczęście, pokazując mi uniesienia, od których
nawet bezwstyd się rumieni, a ja nic nie rozumiem. Mogę poznać rozwiązanie w
formie dostępnej samczemu umysłowi?
- NIE! –
odpowiedź była krótka, zdecydowana i twarda. Nie pochlebiam sobie na wyrost. Wiem, że Bóg
nie schyliłby się, żeby wyprostować moje wątpliwości. To podświadomość zaczęła
się szarpać na uwięzi i chciała coś do mnie powiedzieć, ale nie rozumiałem
zupełnie jej języka. Zbyt blisko była ona i ten film pełen dźwięków… I słów… Moich…
Nie znałem siebie takiego… Nie znałem i nie znam wciąż, choć widzę i słyszę właśnie.
Mnie… Nas…
- Ty jesteś
dobrym człowiekiem – zachlipała, kiedy mój wzrok zaczął zadawać pytania i nawet
pot śmierdział niezrozumieniem – Wiem, że zrozumiesz i tak strasznie mi żal… Nie
wiedziałam, że stać mnie na współczucie, ale…
Jej
łzy przepociły mi koszulę, płynęły pod nią ścieżką, która wciąż pamiętała jej
język i oddech… Ten fragment, na którym moje zmysły jeszcze dawały radę
dotrzymać jej towarzystwa. A potem mój rozum zatracał się, zanim dotarła do
pierwszej dygresji, do zawahania i rozstajów. Niepokoiłem się, bo przecież
wcześniej się nie zdarzało, żeby TAKIMI łzami podpierała ciąg dalszy.
Skosztowałem tych łez wprost z oczu – pal diabli żołądek. Gorzkie były tak
bardzo, że chciałem je wypluć poza poznane światu światy, żeby przypadkiem komuś nie
wyrządzić krzywdy, ale nie dałem rady – za słaby byłem i ślina dobrnęła ledwie
do pierwszej ściany, a ta skrzywiła się niemożebnie na tę moją wulgarną ekspresję.
Ona?
Ona nie zauważyła nawet, a jej dłonie zakończone ostrymi, wypielęgnowanymi szponami
szukały dostępu do moich zakończeń nerwowych i pod skórą szukały zrozumienia nasiąkając karmazynem mojej krwi.
Dramat! Nie rozumiałem. Nic. Próbowałem przeczekać choć jedną nieskończoność
niedopowiedzeń i nareszcie udało się – dotrwałem słów drżących i pełnych wstydu.
- Musiałam. Ja
wiem, że ty zrozumiesz, bo jesteś dobrym człowiekiem i zrozumiesz… Musiałam i
muszę wciąż. Moje dziecko… Mój chłopiec ma dopiero jedenaście lat… Żebyś
słyszał jak potrafi płakać jedenastoletni chłopczyk… Mój… Jedyny… I płacze, a
ja… Kazali mi, jeśli chcę go odzyskać… Nie chcieli mojej nerki, ani karty
kredytowej. Chcieli ciebie. Powiedzieli mi, że jeśli moje dziecko ma wrócić do
mnie, to chcą ciebie i tego filmu… że jeśli się nie postaram, to mój synek
będzie dziwką dla całej armii bestii na bliskim wschodzie, albo gdzieś w czeluściach Ameryki Południowej. I jest wciąż, a ja zamiast wieczornych wiadomości dostaję po zmierzchu wciąż
nowy film, na którym on… Płacze do mnie z Argentyny?: „Mamusiu… zabierz mnie
stąd, dlaczego świat jest taki… Dlaczego mamo?! Gdzie jesteś? Przyjdź po mnie, tak
bardzo boli… Zabierz mnie do pluszowego misia i do poduszki w której pachną twoje włosy”
- A potem… Metalowy
głos pokazywał kolejne upokorzenia. Myślałam, że dam radę, bo jestem silna i wytrzymam. Że stać mnie na poświęcenie, by stać się przymusową dziwką każdemu. Że
pozwolę ci na wszystko i jeszcze więcej, byle oddali mi synka. Im pozwoliłam bo… Ale
ty… Proszę – oddaj im czego chcą, pieniądze, papiery, wszystko im oddaj… Błagam
cię jak żebraczka, ale… Mój synek tam… daleko – żebyś słyszał, jak płacze
każdego dnia… będę twoja i zrobię co zechcesz – zabij, zniewól, ale podpisz…
Oni i tak wygrają… Wiesz... Nie pozwól, żeby moje dziecko, mój synek malutki płakał tak
strasznie… Wiem, że jesteś dobrym człowiekiem, bo widzę… I widzę, jaką krzywdę
ci wyrządzam, ale nie pozwól im… Proszę… Nie pozwól, bo więcej dać już nie potrafię,
a oni… I tak wygrają, bo sumienie sprzedali zanim…
- Błagam… Wybacz
mi i podpisz wszystko... Oddaj im… Wykup mnie i jego, od dziś będziemy twoi… na wyłączność... tylko wykup mojego synka... Nas wykup, za wszystkie pieniądze świata...
Co za koszmar...
OdpowiedzUsuńnie może być non stop na wesoło, bo się znudzi.
UsuńW sumie tak, choć dobry humor naprawdę nie jest zły.
Usuńnie jest. szukam rozmaitości i nie chcę szufladki. ani tej wesołej, ani smutnej.
UsuńTo chyba bardzo naturalne.
Usuńniekoniecznie - są specjalizacje, ale ja ich nie potrzebuję na razie - chcę skosztować rozmaitości i wklejać wszystko, co mi do łba wpadnie. bez ograniczeń i oczekiwań.
UsuńTo chwalebna wszechstronność!
Usuńoby był udana i strawna. bo zamiar, a wykonanie, to różne bajki.
UsuńStraszne!
OdpowiedzUsuńciarki rozsypały się po skórze?
UsuńCiarki i wszystkie inne objawy stanu nie do zaakceptowania!
Usuńdla tekstu (i mnie) to znakomita wiadomość. dla natury - paskudna
UsuńPrzerażające.
OdpowiedzUsuń/moje uznanie/
coraz trudniej o granice.
UsuńAleż miałeś pomysł!
OdpowiedzUsuńW takim razie dedykuję Ci mój ostatni post na blogu :-)
sugerujesz, że czas zostać celebrytą?
Usuńza dedykację dziękuję.
Czy ta historia ma jakiś związek ze zbliżającymi się wyborami?
OdpowiedzUsuńnic o tym nie wiem, ale jeśli, to zupełnie przypadkowo i niezamierzenie.
UsuńJa też mam ciarki...
OdpowiedzUsuńNiech ten koszmar (napisany "koszmarnie" dobrze) jest tylko literacką fikcją...
jest. przynajmniej mam taką nadzieję, że to wytwór wyobraźni.
UsuńPrzypomniał mi się tekst, nie wiem skąd pochodzący, /nie pamiętam/. "Kobieca logika jest po to, że męska oszalała".
OdpowiedzUsuńPomysł makabryczny. Dowodzi temu, że jesteś studnią bez dna. Gdybyś wydawał książki, wydawałbyś jej częściej niż R. Mróz. I każda o czym innym, dosłownie.
Gdybym... nie wzbraniam się przed taką opcją, jednak chwilowo poza blogiem nie widać żadnego zainteresowania.
UsuńOko, nie rezygnuj, nie poddawaj się i walcz o swoje książki.
UsuńMasz naprawdę nieprzeciętny talent!
dzięki za dobre słowo. nie rezygnuję, bo ja dopiero zaczynam zabawę. jak zaowocuje, na pewno się pochwalę.
UsuńSuper. I w takim razie trzymam za słowo!
UsuńTak się zastanawiam, co jest dobre, bo jeśli tak jak Mróz wpadniesz w komercję i będziesz liczył na ilość, a nie jakość, to po jakimś czasie skrzydełka opadną i zostaną w oknach wystawowych na zawsze.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
nie znam pana Mroza i nie wiem, co robi. dla mnie pisanie, to ciągle hobby, czyli coś, co kosztuje, a nie coś, z czego się żyje. owszem - chcę i nie ukrywam tego. chcę i uczę się pisać, a książka pachnąca drukarnią wydaje mi się jakimś spełnieniem marzenia starszego od pamięci. gdybanie jest bezpieczne, bo można je rozciągać w czasie przyszłym niedokonanym. na razie ten problem w ogóle nie istnieje, bo czas teraźniejszy nie wskazuje na jakikolwiek komercyjny sukces. a co będzie dalej? Podobno i Piotr, choć święty, trzy razy się zaparł - nie wiem.
Usuń