- Dość! – Anioł
otrząsnął się z własnych skrzydeł siedząc na piętach. Ni to siedział, ni
klęczał, ale badawczo przyglądał się światu i w jego oczach rosła nienawiść –
Za dużo! Jest ich za dużo. I zamiast pożreć słabych, zaczynają ich bronić. Pielęgnować
niedołężność i kalectwo! Tak nie może być! Świat tego nie zniesie na dłuższą
metę! Co się dzieje z tymi zwierzętami?
Westchnął
zbyt odważnie i na Pacyfiku podniosła się fala tsunami, która nieznacznie
ograniczy chwilowy przyrost naturalny w Indonezji. Ale to dopiero za tydzień,
kiedy fala skumuluje wściekłość i dopłynie. A Anioł oczy ma gorące już teraz. I
niecierpliwość, jakby świat miał dzisiaj właśnie obowiązek dorosnąć do jego
wizji, lecz uparcie trwał w zapieczonych przyzwyczajeniach i tradycyjnej głupocie.
Trochę się zasępił, bo żaden szef nie lubi słuchać o porażkach i źle znosi
nawet napomknienie o takowych. Przecież dostał do dyspozycji wszystko. Moc
sprawczą, możliwości nadnaturalne i nieskończoną ilość czasu. Nie. Anioł nie
będzie zawracał głowy Szefowi. Wielkiemu Szefowi, który innych szefów trzyma
pod butem i chichocze tylko, kiedy ci się szamoczą, licząc, że uda się umknąć
niepostrzeżenie i broić. Dzieci… Po prostu niesforne dzieci. A Anioł ma pełnoetatowo
dbać o porządek w tym właśnie świecie, który taki niesubordynowany. I płodny,
jakby celem życia być miało rozsianie genów jak tylko się da najszerzej. Parzą
się wszyscy i wszędzie. Jak króliki, jak wirusy mnożą się wciąż. Bez ograniczeń
rasowych, kulturalnych, czy nawet wyznań. Jeden wielki burdel.
Międzypokoleniowa wymiana doświadczeń i nasienia, owulacja z dedykacją dla
hipotetycznego wnuka lub dziadka, konsumpcjonizm i sprzedajność. Dziewictwo z
gwarancją jakości licytowane na publicznych aukcjach. Handel wymienny i
prostytucja małżeńska, dyplomatyczne wojny o dostęp do niemierzalnych magazynów
członków i wagin egzotycznych. Też spragnionych dóbr ekonomicznych i poklasku.
Zachwytu.
Z
Anioła pierze sypało się jak ze świątecznej gęsi, kiedy pomarszczona dłoń
nawykła latami pracy drze je, żeby nic się nie zmarnowało, bo pierzyna dobrze
puchem nabita pozwoli dłużej utrzymać ciepło pomiędzy udami, a esencjonalny
obiad podtrzyma gasnącą sztywność członka. Ale Anioł tego nie widział. Chwycił
w rękę jakiś przelatujący niż i czoło otarł z potu. Kiedy odkładał go na
miejsce już zanosiło się na kwaśne deszcze nad Nowym Jorkiem, ale tego nie byli
w stanie przewidzieć meteorolodzy, więc Wielkie Jabłko lada moment zostanie
zaskoczone żywiołem anielskich wypocin i najdroższe pończochy świata będą
musiały stawić czoła toksycznemu opadowi. Przegrają, tak jak przegrywają jedwabne
krawaty i włoskie buty ze skóry zwierząt hodowanych na długo dojrzewającą
szynkę.
- Długo
dojrzewającą! – Anioł szyderczym śmiechem parsknął – Długo!
On
do tej pory pochylał się nad światem zaledwie raz na pokolenie i to na ogół
było działanie zbyt pochopne, ale jako młody Anioł nie mógł sobie pozwolić na
lekceważenie. Najzwyczajniej w świecie bał się Szefa, więc zaglądał i odchodził
z rosnącym przeświadczeniem, że jest zbyt aktywny, że nadgorliwy. Nie umiał
zarzucić tej działalności. Pchnięty jakimś szatańskim podszeptem dzisiaj
właśnie policzył stadko pasące się w jego latyfundiach, bo ostatnio odrobinę
się zaniedbywał. Cóż – więcej niż odrobinę i więcej niż ostatnio… A że z
matematyką był na bakier od maleńkości (czyli tak z grubsza z okresu przed
zdefiniowaniem zera przez podległą mu trzódkę), więc nie przyszło mu to łatwo.
Jednak
dzisiaj postanowił ukarać siebie za lenistwo i przeprowadzić działanie jako
pokutę za własną arogancję. Swoisty post. Rehabilitacja. Wydatek energetyczny,
który miał mu pozwolić zachować ciało i umysł na poziomach stabilności i
równowagi. Żeby krok był sprężysty, a umysł giętki… Może odwrotnie być miało?
Anioł nie należał do intelektualnej elity, jednak bardzo niechętnie się do tego
przyznawał. Nawet przed Szefem, który i tak wiedział z góry, a tylko dlatego
przydzielił mu tak niepozorne włości, że to stadko łatwiejsze było do
przewidzenia od innych. A on mimo to sobie nie poradził. Aż chce się zakląć z
pasją! Pewnie nie pierwszy raz został zaskoczony, jednak tym razem tak, że
nawet jego umysł pojął ryzyko dalszej ekspansji genetycznej. Prosta prawda
makroekonomii głosi, że nadprodukcja wywołuje kryzys. Kryzys wywołuje
zamieszki, a zamieszki… Cóż – te lubią wymykać się spod kontroli… Tak mówi
historia… Ponoć… Jeśli się ją zna, co w końcu oczywistością nie jest.
Przysiadł
na zadzie i zaćmił księżyc, bo przecież bezkarnie włóczyć się po wszechświecie
nie można – duch pana Newtona pogroził mu przeźroczystym paluszkiem
przypominając trzecią z zasad dynamiki. Znów chciał pot otrzeć, ale niż już się
rozszalał nad wioską i do użytku raczej się nie nadawał. Ściągnął aureolę, żeby
choć tak ochłodzić łeb i trzepnął nią o atmosferę. Jakby beret z pajęczyn o
drzewo otrzepywał. Szef na szczęście przewidział taką wersję zdarzeń, bo
atmosfera rozłożyła ową niespodziewaną porcję energii na drobniejsze składowe i
poprzez niezamieszkaną sawannę afrykańską doładowała jądro ziemi serią iniekcji
elektrycznych wdzierających się pod sukienkę geografii z łatwością wynikającą z
przewagi sił. A potem (wbrew ziemskim zwyczajom) energia zapłodniła jądro,
które zawirowało radośnie i beztrosko w niezmiennym cyklu 24/7 potulnie uwzględniając
lata przestępcze. Stadko owieczek, gdzieniegdzie dyskretnie, a w innych
miejscach entuzjastycznie i z piskiem przeniosło się pod zadaszenia, gdzie z
powodu niedostatków stabilności elektronicznej oddało się analogowej kopulacji
zarówno spontanicznie, jak i z wyrachowaniem. Każdy powód może być dobrym
pretekstem, żeby podzielić się z bliźnim materiałem genetycznym i cyniczną radością.
Względnie wymienić politycznymi prerogatywami.
Anioł
zasępił się i wydawało się już, że wstrzyma słońce i ziemię, bo stać go było na
to. Skoro jakiś chłystek ziemski pozwolił sobie na podobną rozmiarami
perwersję, to czemu Anioł nie miałby być bardziej godnym w zakresie
strategicznych ruchów ciał niebieskich z nazwy? Popadł w przydum i siedział na
jakimś barankowatym obłoku, aż jego odwłok zdusił materię do czerni
zwiastującej gradobicie we wschodnich Indiach, która następnie pozbawiła ciągu
dalszego życiorysów siedemnastu świętych krów, trzy małżeństwa (w tym jedno
nieślubne) i posąg Boga od nie-wiadomo-czego. Teraz może Aniołowi przypomnieć
się zostawiając wizytówkę, zanim odpłynie w krąg diabelskiego młyna
reinkarnacji.
Myślał
tak wieczność całą, co w ziemskich kategoriach przełożyło się na jeden rok
przestępny z ogonkiem, plus jakieś anomalie niesystemowe typu globalne ocieplenie,
dziura ozonowa - wciąż żywe jest podejrzenie, że anielskie pierdy rozwierciły w
końcu zabezpieczenia Szefa Wszystkich Szefów, który nie dorósł do myśli, że
ktoś może tak zaciekle i zajadle forsować zabezpieczenia, które miały odeprzeć
ataki niesubordynowanych ciał astralnych i odprysków gwiezdnych wojen. Anioł
widocznie gnił od środka w bezruchu i nadwyrężył nawet boską cierpliwość. ONZ i
inne instytucje (ponoć nonprofit) debatowały przy stołach zbyt bogatych, by
przynieść rozwiązanie, a Anioł debatował jako solista zawieszony tak wysoko nad
orkiestrą, że nawet teleskop Hubble’a nie był w stanie zbadać samopoczucia
Anioła, ani nawet pod sutannę mu zajrzeć, czy przypadkiem od nadmiaru myśli
skoncentrowanych punktowo nie nabawił się cellulitu, albo czy nie zapomniał zmienić
bielizny (kto miałby mu ją uprać tak daleko od służby, mydła i czystej wody?).
A
kiedy już Anioł zaczął przypominać Buddę w szczytowej formie fizycznej
nastąpiło rozwiązanie. Żeby było jasne – rozwiązanie problemu, bo Anioł
wreszcie wygenerował z siebie zalecaną, indywidualną strategię. Na jego miarę,
bo trudno wymagać od prostego pasterza dalekosiężnych, przewrotnych i
perfidnych rozwiązań z piekła rodem, posiadających siódme dno i tryliony opcji
rozproszonych po wszechświecie prawdopodobieństwa pomiędzy zerem i jedynką tak
bardzo, że nawet rachunek prawdopodobieństwa ukląkł z rozpaczą i sapnął, nim
przystąpił z wysiłkiem do prób oszacowania jakichkolwiek nadziei na sukces.
Anioł
zalecił światu dietę. Systemową, wielostopniową i złożoną z tak wielu
dyspozycji, że musiał zakasać sukienkę i samemu nadzorować realizację. Samotnie
nawet. W końcu nie chciał się skarżyć Szefowi, a pochwalić sukcesem, więc
postanowił stać się tytanem pracy i osobiście sprawować nadzór nad realizacją
wytycznych perspektywicznego planu uwolnienia ludzkości od tego barokowego
rozpasania. Na pierwszy ogień poszła władza i administracja. Istniało ryzyko,
że rozsądek i mocna ręka potrafi unicestwić anielskie plany, więc na początek
narodem wybranym stały się szeregi policji i samorządu – niech się rządzą – ale
sami i w dotkliwym niedostatku. Żeby najzdolniejsi popełnili samobójstwo, bądź
uciekli w szarą strefę. Niech zostaną mierni i bierni, byle ideą namaszczeni po
kres wiary. Żeby w gąszczu przepisów, wytycznych, interpretacji i precedensów
karali dotychczasową aktywność do bezapelacyjnej śmierci głodowej włącznie (hmm…
może lepiej byłoby powiedzieć WYŁĄCZNIE?).
Później
popatrzył na ekstremistów i namaścił organizacje. Przykładowo – Briggate Rose, Młodzież
Wszechpolską i inne szczepy rozsiane po świecie, nafaszerowane testosteronem
tak bardzo, że tylu wolnych rodników nie posiada żaden wytrysk ludzkości.
Szczęściem jednostki były naznaczone i łatwo je Anioł zpozycjonował – po
szerokości jednostki miały większy rozmiar niż po wysokości, a do tego ciała
skażone zostały aplikacją podskórnego atramentu tak bardzo, że trzeba było
bardzo dociekliwej kobiety, żeby odkryła fragment nie zabazgrany plebejskimi
hasłami i grafiką z pogranicza kiczu. Anioł nie zapomniał o płci niegdyś
pięknej, lecz dzisiaj też skażonej wyznaniami w mantrach podskórnych tak
rozległych, że do ich odczytania niezbędna była totalna depilacja. Oni właśnie,
dokarmieni ideologicznie, mieli za zadanie zwalczać każdy objaw odmienności.
Piętnować ostrzem starość, kolor skóry, wyznanie, cokolwiek, bo każdy pretekst
był dobry. Byle piętnować ostatecznie i bez szansy na apelację. W drugim etapie
należało przywrócić brak wiary pomiędzy płciami. Niech łypią oczyskami i cenią
się wsobnie tak bardzo, żeby szans nie dać drugiej stronie na zbliżenie. Za
żadną cenę czy obietnicę. Niech bliskość zacznie być wadą, a nie zaletą. Niech
autoerotyzm i monopłciowe namiastki staną się jedynie słuszną prawdą. To
przecież tylko kwestia czasu i kilku zdeprawowanych jednostek, które stać na
większą odwagę, żeby chwalić się tym, co inni starannie ukrywają.
Niech
flotylle plemników przemierzają niebyt, niech płodne jaja bezwstydnie świecą
daremnym blaskiem na nieskończonym nieboskłonie, a kurs zawsze wiedzie na
manowce. Niech pożywka zaniknie, niech jedynym pokarmem stanie się białko
nieszczerze uśmiechające się po drugiej stronie pustego talerza. Niech bliźni
stanie się ostatnią deską ratunku. Nie dla gatunku, lecz dla udręczonego żołądka.
Niech raj ponownie stanie się rajem, w którym znajdzie się miejsce dla niego i
dla niej… Ale nie dla planktonu. Nie dla miliardów. Niech mrówki zbudują raj,
niech go zaopatrzą i wyposażą. A potem Anioł – on już ma plan – on wyjmie z
szafy kostium mrówkojada… Zeżre wszystko. Każdy nadmiar. Zeżre i pójdzie spać,
bo najedzone zwierzęta raczą się sjestą. A Adam i Ewa? Niech zaczynają od
początku. Niech sprawdzą, jak sytym był mrówkojad.
Pióra
sypały się wciąż, bo Anioł skrzydła miał międzygalaktyczne, a w swojej
domniemanej mądrości już ich nie potrzebował. W Petersburgu ktoś nie zdążył dojeść
staruszki. Noc była za krótka i zanim skończył z wątrobą wygrał bezpłatny masaż
bukowymi pałkami do bejsbola – zatracił się w tej rozkoszy na śmierć tuż obok
ogryzka. Jakaś pani w San Antonio postanowiła solowo „obsłużyć" prywatnym
stanem posiadania dwudziestu czterech nastolatków – ledwie pięć minut na głowę,
a w niereklamowanej promocji AIDS gratis – państwo do dziś funduje hospitalizację, ustawiając
strefę bezpieczeństwa, w obrębie której kwarantannę przechodzi ze cztery miliony
nieświadomych. Na wyspie miłości ktoś obwiesił latarnie nagimi ciałami, bo
nagość jest niezwykle piękna. Zapomniał tylko języki schować i posprzątać
fekalia, przez co zwiedzanie galerii powoduje pewien niesmak. Nie do końca
estetyczne doznanie. Autor ma niepokoić, wbijać szpile i wyciągać widza ze
strefy komfortu. Ktoś ogłosił miasto prywatną twierdzą i zachęca do pracy nad
umocnieniami za chudą miskę ryżu… Idziesz? Anioł strząsa z ramion ostatnie
pióra, a szafa skrzypi niedwuznacznie – kostium łasi się i przymilnie mruczy,
że już czas. Na CIEBIE – Chyba, że jesteś Ewą, lub Adamem…
Jesteś?
Moje gratulacje – bądź płodnością nieskończoną póki mrówkojad spać będzie. Bądź
proszę. Zanim mnie z mojej lichej nory wyciągnie lepki jęzor głodomora proszę
cię – bądź – kimkolwiek jesteś.
Anioły powinny być tylko dobre i przychylne człowiekowi, a może niekoniecznie?
OdpowiedzUsuńto tylko domysły. niepotwierdzone.
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuń"Anioł nie zrozumie nie wisiał na krzyżu
i miłość zna łatwą
skoro nie ma ciała"
("Anioł" - Jan Twardowski)
:)
Pozdrawiam:)
a dzisiaj za stróża miał robić, ale poczuł powołanie do większych zadań.
UsuńO, błogosławione poczucie humoru! Obśmiałam się jak norka. I ja tego anioła nawet rozumiem...
OdpowiedzUsuńto dobrze. śmiech nie zaszkodzi.
UsuńPewnie, że nie, bardzo dobrze mi dzisiaj zrobił. Tego mi było potrzeba!
Usuńpisząc również poćwiczyłem mięśnie brzucha.
UsuńZatem tym razem się zgraliśmy. I zasługa Twoja tym większa, że dziś miałam nastrój ponury jak noc listopadowa.
Usuńto hurra. pomysł wpadł do głowy i z każdym akapitem bawił bardziej. aż żal było kończyć.
UsuńPrawie zazdroszczę, naprawdę...
Usuńsiadaj i pisz ciąg dalszy. kostium mrówkojada, który ma pożreć ludzkość za wyjątkiem wybrańców dopiero czeka na odkurzanie termitiery.
UsuńNie podołam z wstrzeleniem się w klimat. Jesteś niepowtarzalny.
Usuńe tam - nie podołam. w końcu ciąg dalszy może być nowym początkiem, a nie kontynuacją. więc nie musi równać w szeregu.
UsuńMózg mi nie chce działać.
Usuńtrudno. ja na ogół porzucam tematy. i chyba tego nie będę kontynuował. niech zostanie taki niedokończony.
UsuńTo ja się chyba zawinę w kołdrę i ucieknę w książkę. Cudzą.
Usuńmiłej lektury.
UsuńDzięki - muszę uwolnić mózg od przeciążenia. A anioła przeczytam sobie przed wyłączeniem komputera jeszcze raz, chi, chi...
Usuńczuję się troszkę jak znachor. leczniczo, czy nasennie?
UsuńLeczniczo, leczniczo. Nasennie nie potrzeba mi nic - raczej odsennie.
Usuńpomogło? już świta...
UsuńChciałbym być Adamem, ale chyba nie będę, bo nie wydolę...
OdpowiedzUsuńzacznij od znalezienia Ewy. ona podniesie morale - przynajmniej na początek.
UsuńWiśta wio, łatwo powiedzieć...
Usuńdaj ogłoszenie, powieś billboard na plecach, napisz notkę błagalną - w końcu spodnie nosisz, to i inicjatywą możesz się chyba wykazać. Odezwę do narodu wystosuj (byle nie apel poległych) - coś, cokolwiek - byle działać, to słupki sukcesu od razu zaczną sterczeć powyżej zera, jak nie przymierzając prącie nastolatka.
UsuńTo raczej anty Anioł. Jeżeli nie należał do intelektualnej elity, a miał tak ogromną moc sprawczą, to strach pomyśleć co by uczynił, gdyby do niej należał. Dobrze, że nie zajrzał do Internetu, bo jakby zobaczył, że bezkarnie piszesz niesamowicie interesujące teksty, to gotów by zhakować Twój blog.
OdpowiedzUsuńdlatego dostał do opieki i pielęgnowania taki wybrakowany i nieistotny spłachetek terenu. i paru nieudaczników, którzy się snują bez sensu.
Usuńfachura dostałby większy i bardziej nieprzewidywalny świat, a nie taki zaścianek.