Ustawiam
karty. Równiutko, w dwuszeregu, jakby miały iść na wojnę. Ci duzi i mali,
nieważna płeć i kolor skóry. Hurmą, jak sarmackie tradycje każą. Ale na
początku porządek być musi, żeby podczas wymarszu było komu chusteczką
pomachać, albo wiersz dumny napisać. Pieśń dodającą otuchy ginącym, albo tym co
zostali, żeby sobie zawodzili pośród nieprzespanych nocy wyszywając
patriotyczne symbole na serwetach i obrusach. Chciałem im dumnego przywódcę
postawić, któremu pośmiertny pomnik postawią w stolicy, albo chociaż w
województwie - choćby przysiółku, w którym polegnie dopiero. Nie oszukiwałem i
zły jestem na siebie, bo na czele stanęła ósemka trefl. Nie dość, że czarno i
chmurno, to jeszcze krzyżak. A ósemka, to w ogóle wygląda jak bałwanek, któremu
głowę ścięto. Nieudacznik kompletny i całą powagę wojsku odebrał. I wszystko
przez to, że nie chciało mi się podglądać, albo zachachmęcić coś.
Wzruszyłem
ramionami – jakie wojsko, taki dowódca. Trudno. Walet pikowy przystawia się do kierowej
damy i bezwstydnie maluje dłońmi intymną relację taktyczno-strategiczną szturmu
z przełęczy pomiędzy wzgórzami jej piersi i ofensywę rozciąga na niziny, ze
szczegółowością opisując ruchy wojsk głodnych sukcesu, a damie aż się oddech
gotuje pod ściśniętym gorsetem. Nie, żeby była taka wstydliwa, bo rumieńce ma
malowane i ledwie się jej trzymają od tego żaru. Dwójka od siódemki usiłuje
dychę wyłudzić, bo pić się jej chce, choć już się słania na chudych nogach i
bełkoce żałośnie. Siódemka biedna i choćby się cała oddała, to dychy nie
nazbiera i wespół z dwójką, więc przyjdzie im trzeźwieć pospołu, a na front
trafią zdeprawowani kacem i bez ułańskiej fantazji rozpalonej juchy. Gdzieś z
tyłu, jakiś król tak marny, że w zasadzie to tylko królik usiłuje czwórkę karo upokorzyć
i krzesełko z miękką poduchą sobie z niej zrobić, by wetkać, pod własny,
rozpasany tłustym pochodzeniem tyłek. Potem, to już te wszystkie rozwrzeszczane
dziewiątki i trójki chodzące stadami niczym święte krowy, jakiś asior otoczony
nieustającą adoracją i odbierający admiralskie honory, choć sam łba wychylić
nie chce i przed szereg nie wyjdzie. Ot – kolejna szara eminencja. Tłum i mięso
armatnie, anonimowa tłuszcza, której zadaniem będzie użyźnić pole bitwy krwią i
gnijącymi wnętrznościami.
Wiatr
łka za oknem, jakby już ćwiczył rapsod żałobny i chór płaczek naśladuje
wiernie, choć cokolwiek prześmiewczo. Ale – może mi się tylko wydaje? Napracował
się dzisiaj. Przegonił światło z ulicy na początek, a potem do drzew się
dobierał, aż je ogołocił. Pazerny. Wszystkożerny i nawet na płeć uwagi nie
zwraca. Drżące osiki rozebrał do naga i liniejące platany. Wierzbie nie
przepuścił, ani jesionowi. Chuci w nim co niemiara. A teraz stuka w okno i kusi
obietnicami, których nie dotrzyma. Wojska mojego mu się zachciało, żeby je
potargać jak napoleońskie oddziały pod Moskwą. Jak pancerne zagony krzyżaków
pod łukiem kurskim. Nie wpuściłem. Dwa dni wcześniej mnie okłamał i szeptał do
ucha takie opowieści, że gorączkę mam do dzisiaj, a w głowie aż huczy.
Popatrzyłem na te swoje mizeroty, którym z wojskowego ducha został tylko szyk
utrzymywany resztką mojej wytrwałości, bo beze mnie rozpierzchliby się już po
kątach. Właśnie zaczęły się tworzyć koalicje, kółeczka wzajemnej adoracji,
waśnie i wiece pyszałków-krzykaczy ściągające im popleczników. Bałwanowi, co z
przodu stał szczęście sprzyjało, bo bez głowy nie słyszał i nie widział, co mu
podwładni wyczyniają za plecami, bo chybaby ich pod sąd polowy oddał zbiorowo.
Jakieś kazirodcze związki piątek - szczęściem bezpłodnych, jakieś ekscesy i
flirty, walet chcący królowi cnotę sprzedać w zamian za wygodne życie w cieniu
tronu. Burdel jednym słowem. Małe instynkty płynęły falami przez tę zbieraninę,
pojęcia o karności nie mającej.
Mądra
cyganka z czegoś takiego przypomniałaby mi wszystko, co wciąż usiłuję zapomnieć
i to, co dopiero mnie spotkać może. Ale najpewniej skłamałaby marketingowo i
ten harem chętny i kipiący bogactwem postawiła na mojej drodze już chwilę po
tym, jak ciepło mojego portfela zacznie ogrzewać jej łono ociekające słodyczą.
Wróżka popatrzyłaby na mnie wzrokiem, który dotknąłby od środka wątroby i z
pęcherzyków płucnych wyczytał tęsknoty, żeby je nawlec na żyłkę niczym
odpustowe korale z wypolerowanych kamyków. Wojsko rozglądało się na boki i
dreptało z nogi na nogę, jakby miejskiego szaletu szukało, a ja gapiłem się na
stan posiadania. Wróżką nie byłem i chyba nie będę… Do cyganki o słodkim łonie
mi równie daleko… Ale czytać chyba mógłbym... Odnaleźć znaczenia ukryte i więzi
łączące tę niesubordynowaną bandę z moją jeszcze nie popełnioną częścią
życiorysu. Jakaś czerwona siódemka, niczym wyostrzona kosa mizdrzy się do mnie,
żebym ją wygarnął z tłumu i porządek z nim zrobił, dama kier poprawia różem
rumieńce na twarzy i zalotnie zerka spod oka, ale pod pantoflem trzyma w
odwodzie waleta, który z błogim uśmiechem zakończył już swoją setną, dziewiczą
kampanię i kurzy machorkę, aż stojąca na stole świeca się krztusi.
Dowódca-bałwan przewrócił się i z wdziękiem kameleona usiłuje naśladować nie
swoją nieskończoność. Boję się, że gotów to osiągnąć pozostając w letargu. Na
rozkaz wymarszu wojsko długo poczeka, bo bezgłowy bałwan nawet nie ma czym
komendy wydać. Chyba, że ręką machnie, jak dzieci skrzykujące się na kolejną
zabawę.
Patrzyłem
raczej bezmyślnie na wróżbę już postawioną, choć jeszcze nieprzeczytaną. Wiatr
coś chichotał i wyrywał się, żeby mi podpowiedzieć, alem go zbeształ. Niech się
nie wtrąca w cudze życiorysy nieproszony. Złożyłem karty. Dwuszereg zaszeleścił
od plotek i odetchnął z ulgą. Koniec kampanii. A ja? Chyba wolę nie wiedzieć.
Zupełnie jak w życiu ! Zawsze jest jakiś dowódca- bałwan i wojsko, które za nim idzie. Jest wiatr, który szepce coś do ucha - nie zawsze mądrze i cyganka, której lepiej w ogóle nie słuchać. A kogo słuchać w tej życiowej zawierusze ? Chyba ciszy tylko, by usłyszeć swój wewnętrzny głos.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
ładny pomysł i podsumowanie.
Usuńa ja zużyłem na to dwa wiadra słów...
Nieważne ile wiader słów się używa. Bo czasem wystarczy kilka słów, a czasem są potrzebne ogromne ich ilości.
UsuńMoje nieustające uznanie dla Ciebie...
postaram się dorosnąć do tej pochwały. jeśli w ogóle to możliwe
UsuńWiatr wbrew pozorom jest mądry i dlatego tak go lubię.
OdpowiedzUsuńa na czym jego mądrość polega? że nie pozwala ludziom gnuśnieć i zmusza do działania?
UsuńNa tym, że napędza nam jelenie pod obiektywy, na przykład:)
Usuńdziczyzna jest zdrowa... miewasz pod obiektywem jakąś dwururkę, żeby do domu przynieść jakieś jeszcze ciepłe udko?
UsuńJestem sceptycznie nastawiona do wiedzy czerpanej z pasjansa, zresztą gdyby nawet założyć, że jest w tym jakaś tajemnica, nie widzę sensu w poznaniu tego, co stanie się jutro.
OdpowiedzUsuńcyganie, którzy z wróżb żyć potrafią też żyją z dnia na dzień. niech się wiedzie.
Usuń