wtorek, 30 października 2018

Pasjans.


Ustawiam karty. Równiutko, w dwuszeregu, jakby miały iść na wojnę. Ci duzi i mali, nieważna płeć i kolor skóry. Hurmą, jak sarmackie tradycje każą. Ale na początku porządek być musi, żeby podczas wymarszu było komu chusteczką pomachać, albo wiersz dumny napisać. Pieśń dodającą otuchy ginącym, albo tym co zostali, żeby sobie zawodzili pośród nieprzespanych nocy wyszywając patriotyczne symbole na serwetach i obrusach. Chciałem im dumnego przywódcę postawić, któremu pośmiertny pomnik postawią w stolicy, albo chociaż w województwie - choćby przysiółku, w którym polegnie dopiero. Nie oszukiwałem i zły jestem na siebie, bo na czele stanęła ósemka trefl. Nie dość, że czarno i chmurno, to jeszcze krzyżak. A ósemka, to w ogóle wygląda jak bałwanek, któremu głowę ścięto. Nieudacznik kompletny i całą powagę wojsku odebrał. I wszystko przez to, że nie chciało mi się podglądać, albo zachachmęcić coś.

Wzruszyłem ramionami – jakie wojsko, taki dowódca. Trudno. Walet pikowy przystawia się do kierowej damy i bezwstydnie maluje dłońmi intymną relację taktyczno-strategiczną szturmu z przełęczy pomiędzy wzgórzami jej piersi i ofensywę rozciąga na niziny, ze szczegółowością opisując ruchy wojsk głodnych sukcesu, a damie aż się oddech gotuje pod ściśniętym gorsetem. Nie, żeby była taka wstydliwa, bo rumieńce ma malowane i ledwie się jej trzymają od tego żaru. Dwójka od siódemki usiłuje dychę wyłudzić, bo pić się jej chce, choć już się słania na chudych nogach i bełkoce żałośnie. Siódemka biedna i choćby się cała oddała, to dychy nie nazbiera i wespół z dwójką, więc przyjdzie im trzeźwieć pospołu, a na front trafią zdeprawowani kacem i bez ułańskiej fantazji rozpalonej juchy. Gdzieś z tyłu, jakiś król tak marny, że w zasadzie to tylko królik usiłuje czwórkę karo upokorzyć i krzesełko z miękką poduchą sobie z niej zrobić, by wetkać, pod własny, rozpasany tłustym pochodzeniem tyłek. Potem, to już te wszystkie rozwrzeszczane dziewiątki i trójki chodzące stadami niczym święte krowy, jakiś asior otoczony nieustającą adoracją i odbierający admiralskie honory, choć sam łba wychylić nie chce i przed szereg nie wyjdzie. Ot – kolejna szara eminencja. Tłum i mięso armatnie, anonimowa tłuszcza, której zadaniem będzie użyźnić pole bitwy krwią i gnijącymi wnętrznościami.

Wiatr łka za oknem, jakby już ćwiczył rapsod żałobny i chór płaczek naśladuje wiernie, choć cokolwiek prześmiewczo. Ale – może mi się tylko wydaje? Napracował się dzisiaj. Przegonił światło z ulicy na początek, a potem do drzew się dobierał, aż je ogołocił. Pazerny. Wszystkożerny i nawet na płeć uwagi nie zwraca. Drżące osiki rozebrał do naga i liniejące platany. Wierzbie nie przepuścił, ani jesionowi. Chuci w nim co niemiara. A teraz stuka w okno i kusi obietnicami, których nie dotrzyma. Wojska mojego mu się zachciało, żeby je potargać jak napoleońskie oddziały pod Moskwą. Jak pancerne zagony krzyżaków pod łukiem kurskim. Nie wpuściłem. Dwa dni wcześniej mnie okłamał i szeptał do ucha takie opowieści, że gorączkę mam do dzisiaj, a w głowie aż huczy. Popatrzyłem na te swoje mizeroty, którym z wojskowego ducha został tylko szyk utrzymywany resztką mojej wytrwałości, bo beze mnie rozpierzchliby się już po kątach. Właśnie zaczęły się tworzyć koalicje, kółeczka wzajemnej adoracji, waśnie i wiece pyszałków-krzykaczy ściągające im popleczników. Bałwanowi, co z przodu stał szczęście sprzyjało, bo bez głowy nie słyszał i nie widział, co mu podwładni wyczyniają za plecami, bo chybaby ich pod sąd polowy oddał zbiorowo. Jakieś kazirodcze związki piątek - szczęściem bezpłodnych, jakieś ekscesy i flirty, walet chcący królowi cnotę sprzedać w zamian za wygodne życie w cieniu tronu. Burdel jednym słowem. Małe instynkty płynęły falami przez tę zbieraninę, pojęcia o karności nie mającej.

Mądra cyganka z czegoś takiego przypomniałaby mi wszystko, co wciąż usiłuję zapomnieć i to, co dopiero mnie spotkać może. Ale najpewniej skłamałaby marketingowo i ten harem chętny i kipiący bogactwem postawiła na mojej drodze już chwilę po tym, jak ciepło mojego portfela zacznie ogrzewać jej łono ociekające słodyczą. Wróżka popatrzyłaby na mnie wzrokiem, który dotknąłby od środka wątroby i z pęcherzyków płucnych wyczytał tęsknoty, żeby je nawlec na żyłkę niczym odpustowe korale z wypolerowanych kamyków. Wojsko rozglądało się na boki i dreptało z nogi na nogę, jakby miejskiego szaletu szukało, a ja gapiłem się na stan posiadania. Wróżką nie byłem i chyba nie będę… Do cyganki o słodkim łonie mi równie daleko… Ale czytać chyba mógłbym... Odnaleźć znaczenia ukryte i więzi łączące tę niesubordynowaną bandę z moją jeszcze nie popełnioną częścią życiorysu. Jakaś czerwona siódemka, niczym wyostrzona kosa mizdrzy się do mnie, żebym ją wygarnął z tłumu i porządek z nim zrobił, dama kier poprawia różem rumieńce na twarzy i zalotnie zerka spod oka, ale pod pantoflem trzyma w odwodzie waleta, który z błogim uśmiechem zakończył już swoją setną, dziewiczą kampanię i kurzy machorkę, aż stojąca na stole świeca się krztusi. Dowódca-bałwan przewrócił się i z wdziękiem kameleona usiłuje naśladować nie swoją nieskończoność. Boję się, że gotów to osiągnąć pozostając w letargu. Na rozkaz wymarszu wojsko długo poczeka, bo bezgłowy bałwan nawet nie ma czym komendy wydać. Chyba, że ręką machnie, jak dzieci skrzykujące się na kolejną zabawę.

Patrzyłem raczej bezmyślnie na wróżbę już postawioną, choć jeszcze nieprzeczytaną. Wiatr coś chichotał i wyrywał się, żeby mi podpowiedzieć, alem go zbeształ. Niech się nie wtrąca w cudze życiorysy nieproszony. Złożyłem karty. Dwuszereg zaszeleścił od plotek i odetchnął z ulgą. Koniec kampanii. A ja? Chyba wolę nie wiedzieć.

10 komentarzy:

  1. Zupełnie jak w życiu ! Zawsze jest jakiś dowódca- bałwan i wojsko, które za nim idzie. Jest wiatr, który szepce coś do ucha - nie zawsze mądrze i cyganka, której lepiej w ogóle nie słuchać. A kogo słuchać w tej życiowej zawierusze ? Chyba ciszy tylko, by usłyszeć swój wewnętrzny głos.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ładny pomysł i podsumowanie.
      a ja zużyłem na to dwa wiadra słów...

      Usuń
    2. Nieważne ile wiader słów się używa. Bo czasem wystarczy kilka słów, a czasem są potrzebne ogromne ich ilości.

      Moje nieustające uznanie dla Ciebie...

      Usuń
    3. postaram się dorosnąć do tej pochwały. jeśli w ogóle to możliwe

      Usuń
  2. Wiatr wbrew pozorom jest mądry i dlatego tak go lubię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a na czym jego mądrość polega? że nie pozwala ludziom gnuśnieć i zmusza do działania?

      Usuń
    2. Na tym, że napędza nam jelenie pod obiektywy, na przykład:)

      Usuń
    3. dziczyzna jest zdrowa... miewasz pod obiektywem jakąś dwururkę, żeby do domu przynieść jakieś jeszcze ciepłe udko?

      Usuń
  3. Jestem sceptycznie nastawiona do wiedzy czerpanej z pasjansa, zresztą gdyby nawet założyć, że jest w tym jakaś tajemnica, nie widzę sensu w poznaniu tego, co stanie się jutro.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cyganie, którzy z wróżb żyć potrafią też żyją z dnia na dzień. niech się wiedzie.

      Usuń