wtorek, 25 grudnia 2018

Wizjoner.


Był blady. I nie była to bladość chwilowa, wywołana wstrząsem emocjonalnym, ale permanentna, doskonała niemalże bladość sprawiająca, że na tle białej ściany wydawał się być przeźroczystym cieniem, bezczelnie jaśniejszym od samej ściany. Zdumiewającą cerę pozbawioną pigmentu podkreślała czerń owłosienia równie nienaturalna, jak jego bladość. Gęste, kręcone włosy sugerowały afrykańskie geny, a brwi i rzęsy przypominały dzieło bardzo zdolnego grafika pracującego węglem. Zarost, pomimo regularnego golenia rzucał cień na podbródek nadając mu trójwymiarowości pozwalającej świadomości obserwatora na upewnienie się, że ma do czynienia z żywym mimicznie organizmem, potrafiącym czuć i reagującym na bodźce zewnętrzne. Coś w jego otoczeniu uważało, że gdyby się zaciął, krwawiłby rozcieńczoną czernią.

Słowa, jeśli już się wydobywały z tej niezwykłej postaci robiły to z pewną nieśmiałością i zdawały się być popielate, a może szare niczym domowy, miękki kurz. Cały zdawał się być istotą żyjącą w skali szarości, po której poruszał się z wdziękiem, nie wykraczając poza wąską ścieżkę łączącą biel z czernią przewieszoną nad oceanem kolorów. Nikt nigdy nie widział, żeby opuścił pomieszczenie przed zmierzchem, choć i to czynił niechętnie, jakby otoczenie stanowiło tabu, ogrody zakazane. Jeśli już się wybierał na zewnątrz, starał się korzystać z dobrodziejstwa nowiu, nocy zasnutych chmurami, dżdżystych i posępnych. W takie noce jego kroki na asfaltowych chodnikach dźwięczały mosiężnymi kastanietami płosząc nielicznych, zapóźnionych przechodniów. Jeśli widywał kogoś, to na ogół pijaków i dziwki. Narkomanów, złodziei, stróżów prawa i nocnych taksówkarzy, których starał się unikać uskakując w przechodnie bramy ilekroć sztylety reflektorów zaczynały lizać jezdnie, aby nie skaleczyć sylwetki światłem.

Był skrajnie monochromatyczny. Nawet sztućcom zabronił blasku, a ze szkła zrezygnował przy pierwszej desperackiej próbie rozszczepienia niedoskonałości czerni na elementy składowe. Trzeba przyznać, że jego upodobania przyciągały niezwykłe towarzystwo. Stać go było na ekstrawagancje, co kobiety rozpoznawały bezbłędnie po jakości czerni i bieli, którą się otaczał. Może nawet wyczuwały szlachetność każdego gestu odzwierciedlającą wielowiekowe nawyki rodowodowe. Każda, która chciała wejść do jego świątyni musiała pogodzić się z życiem dwubarwnym, co tylko teoretycznie jest akceptowalnym rozwiązaniem we współczesnym świecie. Kobiety niemal instynktownie wybierają biel z czernią, ze znaczącą przewagą czerni, jednak na ogół chcą podkreślić sylwetkę kontrastowym detalem, biżuterią, bielizną, czy makijażem. Tu każda z takich fanaberii lądowała w koszu na śmieci bezpowrotnie. Pomimo to nie brakowało chętnych, żeby zaryzykować coś więcej niż chwilowe towarzystwo, nawet, jeśli do kosza trafić miała cała, nietrafnie dobrana garderoba.

Swoją osobą wzbudzał niepokój. Nęcił tajemnicą i kusił odmiennością. Pytania mnożyły się niejako samorzutnie. Kim był? Z czego się utrzymywał? Jak radził sobie bez światła dziennego? Zdarzały się kobiety gotowe dla zaspokojenia głodu wiedzy zamknąć oczy i pozwolić się poprowadzić szeptem w rejony intymności bezwstydnej, wykrzyczanej echami odbitymi od ścian i skwierczącymi w gorączce pożądania. Samym swoim istnieniem stanowił pokusę, trudną do opanowania. Jak tort stojący bezpańsko na stole, gdy nikt nie widzi. A kiedy okazywało się, że jedno uniesienie nie wystarcza do zaspokojenia ciekawości, gdy pierwsze bariery zostały roztrzaskane, a tęsknota za słowem szorstkim i mrocznym usidliła rozsądek i skłoniła do powrotu… po dotyk tak miękki, że ciało się pod nim rozpływało w niepojętej rozkoszy.

Żadna z nich nie wiedziała dlaczego gotowa jest łamać wszelkie zasady, każdą świętość podeptać. Przychodziły wiedząc, że we wnętrzu mogą zastać inną kobietę, że o wyłączności na to ciało mogą tylko marzyć, a o duszę nie śmiały nawet żebrać w sennych fantazjach. Był i kiedy oddawał im siebie czuły na jedno okamgnienie, że są całym wszechświatem i on dla nich jest nieskończonym objawieniem. A kiedy świat powracał do wirowania z prozaiczną prędkością, kiedy brzeg sukienki na skraju łóżka wygładzały dłońmi zawstydzone, zastanawiając się, gdzie podziała się miniona noc, on uśmiechał się melancholijnie, sennie, popielato. Niekiedy brał którąś za rękę i prowadził do sąsiedniego pokoju, kładąc palec na ustach kobiety. A potem zostawiał ją w drzwiach stojącą, z dłonią wspartą na włączniku światła. Sam nie wchodził. Zamykał drzwi i uciekał. Mogła zostać, jak długo chciała, ale na rozmowę nie mogła już liczyć. Nie odprowadzał do wyjścia, ani nie obiecywał jutra. Znikał i nie prosił o nic. Nigdy o nic nie prosił.

A pokój? Pachniał pustką, farbami i mężczyzną. Może odrobinę zatęchł, może przykurzony był z braku prawdziwej gospodyni. Kiedy zapalić w nim światło, na sztalugach schło płótno. Niektóre płakały, inne rozbijały je o ściany klnąc z pasją. Jeszcze inne milczały osuwając się wciąż wparte o zamknięte drzwi. Wszystkie patrzyły szeroko rozwartymi oczyma na obraz. Usprawiedliwia je fakt, że obrazy były… kolorowe… Cała paleta barw przenikała płótno. Tylko biel z czernią nie dawała się odnaleźć. Kiedy czerń była potrzebna granat i fiolety spełniały tę rolę, biel zawsze była zbrukana wszystkim, co było pod ręką. A przecież żadna się nie pomyliła. Każda odnalazła na obrazie siebie, ubraną tylko we własną aurę, której nikomu zdradzić nie chciała. Całą prawdę o sobie mogła odczytać z obrazu własnego ciała i tego, co niewidzialne. W skromnym prostokącie płótna malowanym w mroku mogła odnaleźć wszystko, co było tak starannie chowane na co dzień. Nie wiem, jak długo trzeba byłoby patrzeć, żeby odnaleźć jego. Nie wiem, czy w ogóle tam był. Może dopiero będzie?

12 komentarzy:

  1. Jest coś w mroku i ciemności, co przyciąga. Tajemnica, inność, obietnica nieziemskich doznań...Z pewnością nie tylko kobiety dają się nabrać.Bo to tylko złudzenie do pierwszego promienia słońca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w mroku nieskończoność może się kończyć na wyciągnięcie dłoni - cokolwiek dalej jest już bez znaczenia. nie ma kształtów i koloru.piękno i szpetota musza się przedefiniować, bo w skostniałej postaci nie mają sensu. myślę, że wiara/nadzieja również zachowuje się zupełnie inaczej.

      Usuń
    2. Jest jedna fajna rzecz - w mroku trzeba byc blisko siebie, najlepiej trzymac się za ręce.:)

      Usuń
    3. gorzej, jeśli to jedyna rzecz której można się trzymać, to akurat ta ręka, która nawet w pełnym słońcu nie wydaje się interesującą sugestią.

      Usuń
    4. Wtedy ja poszłabym sama - nie boję się ciemności

      Usuń
    5. ciekawe dokąd.
      czym w ciemności różni się tam od tutaj?

      Usuń
    6. Ciemność gdzieś się kończy Oko obojętne tam czy tutaj ja staram się iść do przodu raz jest dzień raz noc jedno i drugie bywa atrakcyjne

      Usuń
    7. dla mnie ciemność i nieskończoność, to dwie nazwy jednego zjawiska.

      Usuń
    8. Ja widzę to tak - nieskończoność jest trująca,zgadzam się, ale ciemność to przeciwieństwo światła i występują naprzemiennie

      Usuń
    9. w ciemności nawet czas nie istnieje.
      sen, to przerwa w życiu. taka kwantowa.

      Usuń
  2. Ciekawe, co ludzi przyciąga mimo wszystko do ciemności, na podobnej zasadzie jadają w ciemności, płacąc ogromne sumy za nowe doświadczenie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. świat bez wzroku jest tak inny, że trudno sobie go wyobrazić. oczy mają wpływ na pozostałe zmysły i zmieniają wrażenia. spróbuj zrobić herbatę z zamkniętymi oczami i okaże się, że nie znasz własnej kuchni.

      Usuń