Zawodowy szermierz od
potyczek z logiką istotę rzekomego problemu dawno temu rozebrał na czynniki
pierwsze i wygenerował rozwiązanie w słowach (o dziwo) zrozumiałych, nawet nie
zaszczycając mnie zauważeniem, abym nie pokalał majestatu, lub co gorsza nie
zdeprawował geniuszu, ledwie tylko nadszarpniętego zębem czasu. Za to pisemnie
wskazał potomności jedynie słuszną ścieżkę, gdyż sam nie pałał żądzą
ekstremalnych spacerów, przedkładając ciepło kominka nad fizyczne zwycięstwo
rozumu nad materią ciemną i nie-do-końca-zbadaną-zmysłami. Pogardliwie prychnął
nad moim nazbyt ciasnym umysłem i krzyczał czarnymi literami przede
mną-nielotem, aż zrozumiałem, co oczywistym nie było. Ale jednak zrozumiałem…
Gdy rozwiązanie bezwstydnie
trąca w nos i na talerzu nie przypomina dekoracji, lecz danie główne, wtedy
nawet umysł wątły odważy się je skonsumować i wchłonąć kwant wiedzy
przetrawiony wstępnie cudzym geniuszem dla wzmocnienia organizmu. Nie obrodziło
sklepami z rozumem, a trzeba sobie radzić zasobami zbyt ubogimi czasem dla ewidentnie
skomplikowanej procedury, jaką jest życie doczesne. Czyli grymasić nie wypada,
więc pobrałem. Może i nie za wiele, bo wiedza dość ciężka się zdaje i
przytłacza. Kręgosłupy wygina ku ziemi i uśmiech kaleczy. Sen odbiera i depcze
młodzieńczy entuzjazm, a marzenia odkłada na półki z napisem „mrzonki” – w przypadkach
skrajnych na półki z napisem „sprawdzone niestety mrzonki”. Rozum potrafi tydzień
wcześniej się skulić przed hipotetyczną materializacją ciosów, które bolą,
nawet, gdy na grzbiet nie spadną.
Geniusz powiedział
głośno, tymi swoimi czarnymi literami, że labirynt nie istnieje. Że wystarczy
jedną dłonią chwycić wejścia i pilnować, aby dłoń w trakcie zwiedzania nie
straciła kontaktu ze ścianą. I już. Nie można zabłądzić, zgubić się, albo
trafić w to samo miejsce – chyba, że jest nim wyjście. Żeby udrożnić procesy
myślowe podrapałem się po łbie i uznałem, że lewą ręką mogę podtrzymywać się
ściany, choćbym był trzeźwiuteńki niczym zagorzały abstynent, który jabłka
dojrzałego nie dotknie z obawy, że fermentacja ukradkiem rozpoczęła procedury
startowe. Prawą miałem zamiar zwalczać panikę, gdyby przypadkiem stanęła przede
mną w celach jawnie wrogich, czy podstępnie skrytych. Z przyzwyczajenia do
własnych kształtów i z szacunku dla delikatności świeżo wypielęgnowanej dłoni
zwalczać zamierzałem jakimś przedłużaczem, bo to mniej boli zwalczającego,
jednak wybór nie wydawał się prosty.
Trudno o uniwersalne
narzędzie do unicestwiania paniki, kiedy nie wiadomo jak owa zamierza wyglądać.
Drapanie się po głowie niewiele tutaj wnieść mogło, więc przyszła pora podrapać
się po delikatniejszych ośrodkach umysłowych, co zaowocowało prostą konkluzją -
trzeba koniecznie naradzić się z moją prywatną Ariadną, żeby wizja zapłodniła
ciało do działania. Nie wiem kto tak perfidnie wymyślił, żeby płodną myśl nazwać
„chłopskim rozumem”. Czyżby ironia? Przecież rzeczona odmiana korzystania ze
zmysłów stanowi domenę niewiast. Może dlatego, że chłop nim zacznie działać
korzysta z zewnętrznego pakietu intelektualnego, jeśli dojrzeje do zauważenia,
że dysk zewnętrzny wnosi mniej błędów i zniekształceń, a także wykazuje
uporczywą wręcz skłonność do przetrwania pomimo wszystko. Talent pochodzenia
płciowego wywołuje w płci go pozbawionej imperatyw posiadania na wyłączność
dożywotniego dostępu do zasobów.
Ariadna, to nawet się
drapać nie musiała. Zaczęła od tego, że skoro geniusz opracował metodę wracania
żywcem z labiryntu, to na początek mogę oddać jej motek wełny, żeby szalik uszyła
tym osmarkanym sierotom plączącym się pod nogami i żebrzącym o zauważenie. One
nawet nie wiedzą, jak mam na imię, więc chyba los je mocno pokarał pamięcią
przykuso skrojoną, bo szwendają się po izbie i krzyczą „ta ta”. Miałem nawet
zapytać Ariadny, o co chodzi z tym planktonem, ale najpierw trzeba było objąć
umysłem ten większy problem. Ariadna elegancko i przewidująco jakiś czas temu
przybrała większą formę, żeby obecnie mieć szanse objęcia i objęła.
Zbeształa mnie za
pomysł zwalczania paniki narzędziem ostrym, gdyż mięso porcjować trzeba „umić”,
żeby ochłapów za dużo nie było. Wyjęła z kąta wysłużoną maczugę i poprosiła,
żebym bydlątko unicestwił jakoś tak subtelniej, bo i móżdżek ma swój
bezpretensjonalny urok, kiedy go z miłością przyrządzić. Okazało się, że panika
powinna wyglądać trochę jak wołowina, a trochę jak człowiek. Tradycja każe,
żeby był męskim odszczepieńcem, więc pojawiła się szansa osiągnięcia strategicznej
przewagi w sposób wyciskający męskie łzy na samą myśl o takim wstępie do
obezwładniania przeciwnika. Podobnież bycze jądra są rarytasem wymykającym się
gastronomicznym porównaniom i kto nie próbował, temu żaden poeta nie przybliży wibracji
zmysłów pod wpływem wyrafinowanej uczty. Kotlety się tłucze, żeby zmiękły, więc
maczuga wydawała się niezła. A sama strategia, żeby zainteresować się wstępnie
męskością paniki? Pomimo łez w oczach uszy doniosły konkluzję zewnętrznego
rozumu napiętnowaną błogością pełną pożądliwej śliny, że trafione spuchną na
pewno i wystarczy dla każdego po odrobinie…
To nie plenum partii,
więc niepostrzeżenie czas dywagacji minął nim się zaczął, gdyż problemy
dietetyczne groziły upadkiem lokalnej cywilizacji i trzeba było zadbać o
rabunkową aprowizację (ponoć lodówka, to nie miejsce na przechowanie lodu – kto
by pomyślał… Wolę nie pytać o przeznaczenie piwnicy, gdyż usiłowałem nauczyć ją
przechowywania treści uzasadniającej tę nazwę, jednak piwo trzyma się piwnicy
niechętnie. Ulatnia się, czy co?). Zarzuciłem na ramię wiekową maczugę ze
słusznie sezonowanej dębiny, narybek osmarkał mi kolana zawodząc przy tym żałośnie,
Ariadna pieszczotliwie trzepnęła mnie ścierą przez łeb, żebym nie zmiękł przed
drogą i rzuciła aluzję, że po świątecznym żarciu mogę liczyć na jej ciepło-miękką
życzliwość. Przekaz uzupełniła sugestią, że pełna lodówka ma tajemniczy wpływ
na przyrost szwendającej się pod nogami drobnicy.
Poczłapałem w kierunku
wejścia usiłując dociec, skąd mniemanie, że będę zachwycony zwiększoną dostawą
smarków na kolana. Wlazłem i powiesiłem łapę na ścianie. Lewą – zgodnie z
przyjętą strategią. Prawą wycisnąłem z rękojeści maczugi ostatnią kropelkę soku
dębowego, a garbniki przepychały się niecierpliwie szukając podłogi, której nie
było. Piasek, jak na arenie, czy może pustyni? W piasek za szybko wsiąka krew i
nie nadaje się później do użytku. Ależ chytra ta moja Ariadna… Ciachnąłbym
wołowinę i o kaszance musiałbym zapomnieć, albo drugi raz po ciemnicy się
tułać. Jak tu szukać zwierza, kiedy światła nie ma? Ściana zadrżała mi pod
ręką. Może nawet zmarszczyła się?
Ucapiłem za brodę,
albo coś podobnego i przyciągnąłem ścianę bliżej wejścia, wciąż pamiętając,
żeby nie wypuszczać pod żadnym pozorem, bo zginę, zgubię się i panika zeżre
mnie, zamiast odwrotnie. Na wszelki wypadek pobłogosławiłem wstępnie boskie dary
maczugą, żeby rozumu nabrały i przestały się ociągać. Ściana coś dyszała –
jakby ze starości, ale kiedy zagroziłem, że sprawdzę jak zaśpiewa, pod wpływem
pieszczoty wymierzonej celnym kopniakiem – zemdlała. Widać ktoś już sprawdzał
czy ma mosiężne jaja. Wzruszyłem ramionami. Dobrze, że niedaleko, to jakoś
wytargam na zewnątrz. Zarzuciłem na plecy. Ciężka ona. Żylasta i nabita w
sobie. Pewnie twarda jak buczynowa deska. Trzeba ją jakoś spętać, bo panika
puszczona luzem gotowa świat zrewolucjonizować, a na kolejną Wiosnę Ludów i
wielkie migracje przyrody pora niezbyt dobra, gdy lodówka pusta. W końcu
została zaproszona na obiad… Na wszystkie talerze. Ariadna pewnie już ostrzy
bagnety, żeby pofiletować zdobycz…
Panika potrafi się odrodzić w najmniej spodziewanym momencie...a że tyle razy się odradzała to i żylasta.
OdpowiedzUsuńwieczna panika. to i cielęcinki nie przypomina w smaku.
Usuń"Kwant wiedzy" - pasuje idealnie do pewnego polityka, który wygłasza monologi krzycząc.
OdpowiedzUsuńekspresja jest oznaką silnego zaangażowania emocjonalnego. widać, że wierzy w to co mówi. albo przynajmniej chce, żeby inni w to uwierzyli. świat polityki jest trudny do zrozumienia i szukanie w niej logiki, to podążanie bardzo zawiłą ścieżką pełną wątków pobocznych, sojuszy, kompromisów, kuluarów i mroku stuletnich tajemnic. zbyt trudne dla mnie.
UsuńStek z takiego stwora? To już lepiej zrezygnować z mięska.
OdpowiedzUsuńa dzieci rosną i żreć muszą...
UsuńSzkoda minotaura.
OdpowiedzUsuńon już i tak przeszedł do historii. a nawet do mitologii...
Usuńczas zrobić miejsce dla młodzieży.
Pojawił mi się nagle obraz małych minotaurzątek...
Usuńczyżby instynkt macierzyński?
Usuńczy zabawy z genetyką i klonowaniem?
Minotaur, Minotaurem, ale żeby wycisnąć soki z wysezonowanej dębiny ...
OdpowiedzUsuńprawda?
Usuńpanika potrafi osiągać cele niedostępne w inny sposób. tak właśnie rodzą się legendy. ze strachu.
...w każdym razie starałam się... ja to mam ci dopiero ciasny umysł...!
OdpowiedzUsuńNiemniej - spokojnych, radosnych Świąt! Z latimerią na talerzu?
a potrafisz taką uzdatnić do konsumpcji?
Usuńzjadanie historii wymaga od organizmu sporego wysiłku. dobrze jest, gdy wstępna obróbka skamielin odbywa się na rusztach pod czujnym okiem fachowca.
wzajemnie - niech święta spełnią Twoje oczekiwania - ale nie wszystkie, bo się rozbestwisz.