Zaśmiałem się raczej
szyderczo, bo mnie rozśmieszają takie zawoalowane, niedopowiedziane sugestie.
Gnojek miał apetyt zostać cesarzem i jeszcze się wstydził przyznać. Dokąd ten
świat zmierza? Patrzyłem na niego starając się w pamięci przypomnieć sobie ilu
cesarzy introwertyków pamięta historia. Zanim pogrążyłem się całkiem w
galimatiasie własnego rozumu przyszło opamiętanie. Przecież on nie jest taki
głupi na jakiego pozuje. Hipokryzja tak wykrzywiła mu oblicze i sumienie, że
stały się przeźroczyste i gotowe ubrać się w dowolnie wybraną skórę, jeśli
stanowić będą konieczność do osiągnięcia celu. Mnie złowił. Niewiele brakowało,
a usłyszałby nie tylko mój rechot, ale i słowa adekwatne do pochopnego śmiechu.
Szczęściem przyszło
opamiętanie zanim rozpuściłem język. On miał za sobą sztab ludzi. Nie tylko
tych oficjalnych, w mundurkach od Armaniego… Na szczyt nie trafia się
przypadkiem. To nie Hollywood, żeby spełniać czyjś amerykański sen. Tu trzeba
być największym szerszeniem w gnieździe. I najbardziej jadowitym. Piratem,
który złudzeniom pozwala żyć tylko wtedy, gdy są zbieżne z dalekosiężnym
planem, a sumienie trzyma zamknięte w sejfie, jako alibi na wypadek, gdyby
okazało się, że jednak Bóg istnieje i ma coś do powiedzenia. Będzie jak nowe,
bo nieużywane. Strzepnąć tylko kurz historii i lśnić będzie anielsko. Poza tym
nauczył się już tej nowomowy, gdzie słowa rozmijają się ze znaczeniem i treści
należy szukać tam, gdzie milczenie jest wykrzyknikiem. To umiejętność niezwykle
poszukiwana na początkowych szczeblach kariery, żeby nie uświnić czerwonego
dywanu wiodącego na szczyt. I ta iluzoryczna głupota… Gdzie ich tego uczą?
Złapał mnie i zacząłem
się pocić. Przez myśl przeszły mi szczeble kariery od małomiasteczkowego
łachudry, który klął głośniej od innych i kamieniami rzucał z większą pasją, a
więzienną celę potraktował jak katedrę naukową, na której doktoryzował się w
takim tempie, że tuzy mogły pozazdrościć mu pracowitości. Kiedy wyszedł, już z
legendą opozycyjnej przeszłości, potrafił złapać za jaja nawet komara. I żony
tych, który mieli nieść jego lektykę pod niebiosa również ścisnął tak, że aż
piszczały swoje niespełnione fantazje z nim w roli głównej. Właśnie – ON i ROLA
GŁÓWNA. To złożenie pielęgnował w cudzych sercach, jakby uprawiał ogródki
warzywne. A chwasty wyrywał wraz z sercem, bo subtelnością wtedy jeszcze nie
grzeszył. Tego dopiero miał się nauczyć, kiedy spotkał szerszenie nie dające
się połknąć w przedbiegach. Zakulisowe podchody i podgryzania wymagały więcej
cierpliwości i mniej oczywistych rozwiązań. Ale kamery nie wszędzie wejść
mogły. On zastawał coraz mniej drzwi zamkniętych, a jeśli na podobne trafił, to
podkuty but otwierał je ciemną nocą dożywotnio.
A teraz pytał mnie,
jak zostać… Nie ! Nie zostać – jak nie przestać być cesarzem. Bo cesarzem już
jest! Kolana mi zmiękły, gdy uświadomiłem sobie, że facet mówi poważnie i jego
wyblakły wzrok analizuje grę mięśni na mojej twarzy i sprawdza, czy nie
ewoluuję w kierunku chwasta, którego należy wyrwać. Popatrzyłem z niepokojem na
stojących dwa kroki za nim przedstawicieli marki Roundup ciasno upakowanych w jednoznacznie
czarne garnitury w największym możliwym rozmiarze. Ich białe koszule wyglądały
niczym chryzantema położona na bazaltowej płycie pamiątkowej, a twarze pełne uśmiechu
zrozumienia… Nie chciałem poznawać zakresu tej wyrozumiałości.
- Dobrze - westchnąłem – Dobrze jest rzucić okiem na
historię i poszukać inspiracji w strategiach sprawdzonych. Ewentualnie
wygładzić kanty, jeżeli jeszcze ktokolwiek mógłby tym kantom przyglądać się na
tyle bezkarnie, żeby mieć szansę skutecznie wykorzystać niedoskonałość. Reżimy
(nie bójmy się tego słowa, przecież nie jesteśmy na majówce z niedzielnej
szkółki dla samotnych rodziców…) zaczynały od szturmu na status quo i dławiły
obżarty i skostniały system władzy zastępując go brutalnym i krwiożerczym
początkowo terrorem. Przejmowały ośrodek władzy i narzucały satelitom nowy ład
stawiając opinię publiczną przed faktem cicho spływającym krwią po rynsztokach.
Polityka krwią się brzydzi i w słowa jest bogata – krzyczy „hańba”!, krzyczy „niegodziwość”!
Ale do stołu siada, bo tak usilnie stara się nie widzieć, a świat trwać musi
nadal, więc ład z ładem dogadać się muszą. Jeść każdy chce, a wojna jest
rozwiązaniem okazjonalnym i większość brzuchomówców ze świata polityki woli
zgniłe kompromisy. A reżim głodny rośnie na zgniliźnie lepiej niż dynie na
kompoście. Reżim uwielbia zgniliznę…
Chyba zaciekawiłem, bo
wzrok przestał pulsować jawnym podejrzeniem i przeszedł w tonację chwilowej
akceptacji. Skinięciem głowy pozwolił, żeby na stole zadomowiły się jakieś
produkty spożywcze, głównie w płynie, a jeden z roundup’owców okazał się
całkiem zgrabnym kamerdynerem. Przechyliliśmy naczynia zgodnym ruchem zabijając
jakiś miliard szarych komórek z wdziękiem godnym Machiavellego. Aluzja niemal
poprawiła mi humor – właśnie miałem stać się doradcą reżimu, żeby unicestwić lokalną
społeczność. A przynajmniej ubezwłasnowolnić na chwałę najwyższego. Najwyższy
łaskawie zażądał powtórki, po której przez chwilę pastwiliśmy się nad zwłokami
jakiegoś zająca… chyba… Pożeranie świata fascynuje mnie nieodmiennie i choć
biorę w nim udział, to nie potrafię pozostać obojętnym. Dostrzegam symptomy
samounicestwienia – ludzi jest za dużo, jedzenia za mało i fanaberie dotyczące
selektywnego pochłaniania kojarzą mi się z ascezą i samobójstwem. Najwyższy nie
miał skrupułów i nie musiał nawet udawać, że jest dobrze wychowany. Mógł sobie
pozwolić na bezpośredniość, więc trzymał w ręku kość, zachłannie wgryzając się
w mięśnie uda. Gepard też tak szarpie uda, kiedy już nasyci się wątrobą… I tą
kością gestykulował, żebym kontynuował.
- Kiedy uda się zneutralizować ośrodki władzy,
praktycznie natychmiast należy skierować wzrok na ośrodki propagandy, żeby móc
zmienić ton dyskusji z dramatycznego, na pochwalny. We wczesnych krokach reżim
wprowadza rządy twardej ręki. Policja i wojsko stają się brutalnie skuteczni i
podejrzliwi bardziej niż sam Lucyfer. Na stosach płonie wszystko, co wykaże się
zbyt mizernym entuzjazmem wraz z całym otoczeniem, aż cała reszta nie uklęknie
w pokorze i lęku wypełniającym bieliznę bez względu na wiek i płeć. W następnym
ruchu pacyfikuje się inteligencję. Można ich skoszarować, indoktrynować, a
opornych z bólem serca poświęcić w żarnach koniecznych przemian. Litość,
niestety, mogłaby okazać się zgubna.
Spłowiałe oczy zaczęły
świecić blaskiem. Czyżbym trafił? Dotarł z historycznym przekazem do reżimowych
idei? Pokot inteligencji złożony na ołtarzu ambicji jednostki? Kiwał głową,
jakby zgadzał się ze mną, ale przecież wiedziałem, że nie tu tkwi sedno sprawy
– Dla niego byłem gadającą głową, którą bez skrupułów poświęci przy pierwszej
wątpliwości. Stać go było na takie poświęcenie. Teraz kiwał głową do własnych
myśli i sobie gratulował przenikliwości. Ja tylko potwierdziłem, że jego
aspiracje mają pierwowzory, o których historia zapomnieć nie potrafi. Tylko, że
tamci popełnili błędy, a ten chce być mądrzejszy. Bardziej bezwzględny i mniej
wyrafinowany. Ewolucja skazała go na doskonałość niedostępną martwym tyranom.
Świat idzie naprzód, a ludzka fantazja przekracza wszelkie granice.
- Umiejętności miękkie… Historia jest przekonana, że
głupcami rządzić łatwiej, bo gotowa nawet nie zauważyć manipulacji. Niewolnik
nie jest specjalnie wydajny, ale jeśli nie cierpi się na brak siły roboczej, to
niewolnictwo kształtuje rzeczywistość w prostym, sprawdzonym schemacie – miska
ryżu w zamian za pracę i bat, żeby lepiej doprawić ryż. Bez przypraw posiłki
jedzą tylko zwierzęta. Współczesna niewola ekonomiczna jest już faktem i
miliardy niewolników nawet nie podejrzewają, że na twardej smyczy odsetek i
praw rozmaitych napędzają machinę postępu, która ich zmieli na anonimową miazgę.
Bez względu na skutki – reżimom zwykle nie zależy na intelektualnym potencjale,
który gotów zerwać się z uwięzi i zacząć zadawać coraz odważniejsze pytania. Bo
to zaraza, gotowa rozprzestrzenić się w niekontrolowany sposób i wtedy… W
dżungli pojawi się nowy drapieżnik, a nasza rozmowa… powtórzy się w innym
wydaniu… Albo wkroczą sąsiedzi i założą szubieniczny kaganiec najwyższemu, gdy
tylko uznają, że polityczne korzyści leżą po stronie rewolucji.
- Sąsiedzi? – warknął z niesmakiem, dopiero teraz się odzywając,
a moje oczy rosły coraz bardziej. Nie sądziłem, że potrafię je tak szeroko
rozewrzeć. We łbie zakiełkowało podejrzenie, które potwierdzał mętny i
beznamiętny wzrok. On nie chciał krajem rządzić. On chciał wszystko. WSZYSTKO.
Skinął głową, że czas na następną dolewkę. Nie wiem, co szumiało we mnie
bardziej. Alkohol tak wyrafinowany i egzotyczny, czy rozmiar aspiracji reżimu.
Pastwiłem się nad czymś żyjącym jeszcze wczoraj w Pacyfiku, ale ręce mi się
trzęsły… Reżim oczekiwał na ciąg dalszy i wulgarnie mlaskał smak przyszłości, a
ja…
Wbiłem wzrok w talerz,
gdzie wiło się coś, usiłowało uciec, choć było martwe. Zazgrzytał widelec na
porcelanie i poczułem namacalny wzrok roundup’owców. Prawie widziałem na czole
tarczę strzelniczą, jakby mi ją wygrawerował zdolny tatuażysta. Mięso w ustach puchło
podobnie do burt kutrów rybackich zgorzelą słonowodną i rybim mięsem złożonym
na słonecznym ołtarzu. Smakowało przy tym, jakbym własny język usiłował zjeść.
Ohyda! Reżim zabijał się właśnie hawańskim cygarem, a ja pozorowałem wielki
głód, żeby nie podnosić wzroku ponad talerz. On ma aspiracje… I możliwości ma.
Personel. Czysty samorodek. Talent zrodzony z bólu ziemi leżącej odłogiem, bo
jedynie gównem ją użyźniał, a i to dawno. Teraz rozpościera skrzydła i marzy mu
się objąć nimi ziemię. Gotów to zrobić. Bezwładność systemu jest tak wielka, że
zanim zareaguje on ją pożre… To coś na talerzu trzęsło się zupełnie tak samo,
jak moje serce… Czy martwe też się tak boi jak ja?
Podniosłem wzrok
czując jak krew zagłusza widzenie. Podniosłem wzrok, a logika konserwatywnie została
na talerzu, tuż obok trzęsących się, białych, gumowatych fragmentów czegoś…
Nikt mi nie przedstawiał takiego organizmu i po raz pierwszy spotkaliśmy się
nad talerzem… Z widelca smętnie zwisał jakiś nadziany kawałek, a ja już nie
miałem ochoty na bladość. Chciałem krwi! Zaraził mnie? Czy wystraszył do utraty
instynktów? Byłem sztywny tak bardzo, że każdy ruch skrzypiał nieomal
fizycznie. Uniosłem widelec i nóż patrząc reżimowi w oczy…
A potem płynnym ruchem
wbiłem w gardło… I nóż i widelec ze zwisającym szczątkiem martwicy oceanicznej…
Patrzył na mnie z takim zdziwieniem, jakby nie nauczył się historii. Pewnie tak
było – ma nieuk za swoje… Dogorywał i martwe oczy nabierały dosłowności.
Roundup młodszy szarpnął się szukając pod pachą wrzodu, ale starszy Roundup
powstrzymał go stalowym uściskiem… A potem poprowadził młodszego… Za mnie…
Zamknąłem oczy. Dwóch mutantów stoi za mną i za chwilę urwą mi głowę…
Popatrzyłem na widelec. Ciało oceaniczne przyprawione ciepłą krwią reżimu
wyglądało o niebo lepiej. Ugryzłem… Smaczne… Wreszcie smaczne… Satysfakcjonujące…
jak ostatnia wieczerza. Zjadłem całą porcję Maczając we krwi każdy kawałek oceanicznych
zwłok. Roundup milczał. Miałem głowę całą i mogłem oddychać. Nikt nie
przestrzelił mi marynarki. Wiem, bo sprawdziłem. Obmacałem się starannie i nie
znalazłem śladów inwazji. A przecież oni nie są subtelni. Oni są dosadni.
Dosłowni. Obejrzałem się z niepokojem.
Dwa kroki za mną…
Niewzruszenie, jak doryckie kolumny, trwało dwóch ruondup’owców i monitorowali
teren z obnażonymi kłami… Teraz… Jestem reżimem. Upasionym na poprzednim. Wręcz
dosłownie… Zamoczyłem palec w jego talerzu i krwią namaściłem czoła ochrony.
Wierni są… Niewzruszeni. I moi… Aż do śmierci. Mojej, lub ich…
No chciałam ci życzenia złożyć, tak miękko i łagodnie odezwałeś się u mnie :-) Ale poczekam, bo chwilowo krew kapie i baranka zarżnięto, a noc się zbliża ;-)
OdpowiedzUsuńdziękuję - niewysłowione są również miłe.
UsuńChwała Ci, o Panie! I pamiętaj, że ja pierwszy hołd złożyłem!
OdpowiedzUsuńrozumiem... łaska pańska chwilowo syta wrażeń i czołobitność jest wystarczającą adoracją majestatu.
UsuńWow, ależ soczyście!
OdpowiedzUsuńUmarł król, niech żyje król...a raczej cesarz.
był czas, żeby odsapnąć. to od razu z grubej rury.
UsuńSuper napisane! Czytałam z wielkim zaciekawieniem :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com
nic mądrego poza dziękuję powiedzieć nie umiem.
UsuńChociaż władza zupełnie mnie nie kręci i nie bardzo wierzę, że im wyżej siedzisz tym lepiej smakuje; miło, że po dokonaniu swego rodzaju rachunku sumienia wróciłeś w pełni sił. Bo przecież oprócz nałogowych pisarzy są nałogowi czytelnicy, a jedni bez drugich żyć nie mogą. I nie opuszczaj nas więcej. ;)
OdpowiedzUsuńtak? składanie deklaracji wydaje się absurdalne. nie da się pisać na życzenie. poza tym rutyna też jest niedobra. wolę, kiedy kolejne opowiadanie jest niespodzianką, a nie obligatoryjną sprawą związaną ze zmianą kartki w kalendarzu.
UsuńA kto tu mówi o pisaniu na rozkaz? Nic takiego nie napisałam.
UsuńMyślę sobie tylko, że tekst potrzebuje czytelnika i odwrotnie.
rozumiem, że ja mam robić za dostawcę tekstu - taki literacki katering...
Usuńzawsze to lepiej niż prostytucja... chyba lepiej...
Chyba jednak nie - catering to zamówienie i wiemy czego się spodziewać, a zaglądając tutaj zawsze czeka mnie niespodzianka.
Usuńczyli randka w ciemno... niech i tak będzie. to łatwiejsze do spełnienia i jakoś bliżej ciała - jak przysłowiowa koszula.
UsuńCzytam i zastanawiam się, czy i ile jest w Twoich opowieściach odniesień do Twojego prywatnego życia. I czy czytając nasze komentarze uśmiechasz się pod nosem z politowaniem: jak ci ludzie nic nie rozumieją, siląc się na mądre komentarze.
OdpowiedzUsuńA co do cesarza, już Chyła stwierdził kiedyś, że "cysorz to ma klawe życie".
czy mi się wydaje, czy pytanie brzmi - kusi cię rządzenie światem?
Usuńnie - nie kusi mnie wcale.
Odpowiem moim ulubionym powiedzeniem: jak na to wpadłeś, przyjacielu? ;-)
Usuńlubię dobre pytania, które sprawdzają się na froncie.
Usuńszczególnie, kiedy frontem jest komunikacja międzyludzka.
Twoje zainteresowanie moimi życiowymi aspiracjami pod notką, w której bohater w pierwszej osobie sięga po władzę wydaje się niedwuznacznie sugerować, że przeniosłem własne ambicje w świat literek.
natomiast twierdzenie o klawości życia cesarskiego jest chyba autorstwa Waligórskiego.