Był blady. I nie była
to bladość chwilowa, wywołana wstrząsem emocjonalnym, ale permanentna,
doskonała niemalże bladość sprawiająca, że na tle białej ściany wydawał się być
przeźroczystym cieniem, bezczelnie jaśniejszym od samej ściany. Zdumiewającą
cerę pozbawioną pigmentu podkreślała czerń owłosienia równie nienaturalna, jak
jego bladość. Gęste, kręcone włosy sugerowały afrykańskie geny, a brwi i rzęsy
przypominały dzieło bardzo zdolnego grafika pracującego węglem. Zarost, pomimo
regularnego golenia rzucał cień na podbródek nadając mu trójwymiarowości pozwalającej
świadomości obserwatora na upewnienie się, że ma do czynienia z żywym mimicznie
organizmem, potrafiącym czuć i reagującym na bodźce zewnętrzne. Coś w jego
otoczeniu uważało, że gdyby się zaciął, krwawiłby rozcieńczoną czernią.
Słowa, jeśli już się
wydobywały z tej niezwykłej postaci robiły to z pewną nieśmiałością i zdawały
się być popielate, a może szare niczym domowy, miękki kurz. Cały zdawał się być
istotą żyjącą w skali szarości, po której poruszał się z wdziękiem, nie
wykraczając poza wąską ścieżkę łączącą biel z czernią przewieszoną nad oceanem
kolorów. Nikt nigdy nie widział, żeby opuścił pomieszczenie przed zmierzchem,
choć i to czynił niechętnie, jakby otoczenie stanowiło tabu, ogrody zakazane. Jeśli
już się wybierał na zewnątrz, starał się korzystać z dobrodziejstwa nowiu, nocy
zasnutych chmurami, dżdżystych i posępnych. W takie noce jego kroki na
asfaltowych chodnikach dźwięczały mosiężnymi kastanietami płosząc nielicznych,
zapóźnionych przechodniów. Jeśli widywał kogoś, to na ogół pijaków i dziwki.
Narkomanów, złodziei, stróżów prawa i nocnych taksówkarzy, których starał się
unikać uskakując w przechodnie bramy ilekroć sztylety reflektorów zaczynały
lizać jezdnie, aby nie skaleczyć sylwetki światłem.
Był skrajnie
monochromatyczny. Nawet sztućcom zabronił blasku, a ze szkła zrezygnował przy
pierwszej desperackiej próbie rozszczepienia niedoskonałości czerni na elementy
składowe. Trzeba przyznać, że jego upodobania przyciągały niezwykłe towarzystwo.
Stać go było na ekstrawagancje, co kobiety rozpoznawały bezbłędnie po jakości
czerni i bieli, którą się otaczał. Może nawet wyczuwały szlachetność każdego
gestu odzwierciedlającą wielowiekowe nawyki rodowodowe. Każda, która chciała
wejść do jego świątyni musiała pogodzić się z życiem dwubarwnym, co tylko
teoretycznie jest akceptowalnym rozwiązaniem we współczesnym świecie. Kobiety
niemal instynktownie wybierają biel z czernią, ze znaczącą przewagą czerni,
jednak na ogół chcą podkreślić sylwetkę kontrastowym detalem, biżuterią,
bielizną, czy makijażem. Tu każda z takich fanaberii lądowała w koszu na śmieci
bezpowrotnie. Pomimo to nie brakowało chętnych, żeby zaryzykować coś więcej niż
chwilowe towarzystwo, nawet, jeśli do kosza trafić miała cała, nietrafnie
dobrana garderoba.
Swoją osobą wzbudzał
niepokój. Nęcił tajemnicą i kusił odmiennością. Pytania mnożyły się niejako
samorzutnie. Kim był? Z czego się utrzymywał? Jak radził sobie bez światła
dziennego? Zdarzały się kobiety gotowe dla zaspokojenia głodu wiedzy zamknąć
oczy i pozwolić się poprowadzić szeptem w rejony intymności bezwstydnej,
wykrzyczanej echami odbitymi od ścian i skwierczącymi w gorączce pożądania.
Samym swoim istnieniem stanowił pokusę, trudną do opanowania. Jak tort stojący
bezpańsko na stole, gdy nikt nie widzi. A kiedy okazywało się, że jedno
uniesienie nie wystarcza do zaspokojenia ciekawości, gdy pierwsze bariery
zostały roztrzaskane, a tęsknota za słowem szorstkim i mrocznym usidliła
rozsądek i skłoniła do powrotu… po dotyk tak miękki, że ciało się pod nim rozpływało
w niepojętej rozkoszy.
Żadna z nich nie wiedziała
dlaczego gotowa jest łamać wszelkie zasady, każdą świętość podeptać.
Przychodziły wiedząc, że we wnętrzu mogą zastać inną kobietę, że o wyłączności
na to ciało mogą tylko marzyć, a o duszę nie śmiały nawet żebrać w sennych
fantazjach. Był i kiedy oddawał im siebie czuły na jedno okamgnienie, że są
całym wszechświatem i on dla nich jest nieskończonym objawieniem. A kiedy świat
powracał do wirowania z prozaiczną prędkością, kiedy brzeg sukienki na skraju
łóżka wygładzały dłońmi zawstydzone, zastanawiając się, gdzie podziała się
miniona noc, on uśmiechał się melancholijnie, sennie, popielato. Niekiedy brał
którąś za rękę i prowadził do sąsiedniego pokoju, kładąc palec na ustach
kobiety. A potem zostawiał ją w drzwiach stojącą, z dłonią wspartą na włączniku
światła. Sam nie wchodził. Zamykał drzwi i uciekał. Mogła zostać, jak długo
chciała, ale na rozmowę nie mogła już liczyć. Nie odprowadzał do wyjścia, ani
nie obiecywał jutra. Znikał i nie prosił o nic. Nigdy o nic nie prosił.
A pokój? Pachniał
pustką, farbami i mężczyzną. Może odrobinę zatęchł, może przykurzony był z
braku prawdziwej gospodyni. Kiedy zapalić w nim światło, na sztalugach schło
płótno. Niektóre płakały, inne rozbijały je o ściany klnąc z pasją. Jeszcze
inne milczały osuwając się wciąż wparte o zamknięte drzwi. Wszystkie patrzyły
szeroko rozwartymi oczyma na obraz. Usprawiedliwia je fakt, że obrazy były…
kolorowe… Cała paleta barw przenikała płótno. Tylko biel z czernią nie dawała
się odnaleźć. Kiedy czerń była potrzebna granat i fiolety spełniały tę rolę,
biel zawsze była zbrukana wszystkim, co było pod ręką. A przecież żadna się nie
pomyliła. Każda odnalazła na obrazie siebie, ubraną tylko we własną aurę,
której nikomu zdradzić nie chciała. Całą prawdę o sobie mogła odczytać z obrazu
własnego ciała i tego, co niewidzialne. W skromnym prostokącie płótna malowanym w mroku mogła odnaleźć
wszystko, co było tak starannie chowane na co dzień. Nie wiem, jak długo trzeba
byłoby patrzeć, żeby odnaleźć jego. Nie wiem, czy w ogóle tam był. Może dopiero
będzie?
Jest coś w mroku i ciemności, co przyciąga. Tajemnica, inność, obietnica nieziemskich doznań...Z pewnością nie tylko kobiety dają się nabrać.Bo to tylko złudzenie do pierwszego promienia słońca.
OdpowiedzUsuńw mroku nieskończoność może się kończyć na wyciągnięcie dłoni - cokolwiek dalej jest już bez znaczenia. nie ma kształtów i koloru.piękno i szpetota musza się przedefiniować, bo w skostniałej postaci nie mają sensu. myślę, że wiara/nadzieja również zachowuje się zupełnie inaczej.
UsuńJest jedna fajna rzecz - w mroku trzeba byc blisko siebie, najlepiej trzymac się za ręce.:)
Usuńgorzej, jeśli to jedyna rzecz której można się trzymać, to akurat ta ręka, która nawet w pełnym słońcu nie wydaje się interesującą sugestią.
UsuńWtedy ja poszłabym sama - nie boję się ciemności
Usuńciekawe dokąd.
Usuńczym w ciemności różni się tam od tutaj?
Ciemność gdzieś się kończy Oko obojętne tam czy tutaj ja staram się iść do przodu raz jest dzień raz noc jedno i drugie bywa atrakcyjne
Usuńdla mnie ciemność i nieskończoność, to dwie nazwy jednego zjawiska.
UsuńJa widzę to tak - nieskończoność jest trująca,zgadzam się, ale ciemność to przeciwieństwo światła i występują naprzemiennie
Usuńw ciemności nawet czas nie istnieje.
Usuńsen, to przerwa w życiu. taka kwantowa.
Ciekawe, co ludzi przyciąga mimo wszystko do ciemności, na podobnej zasadzie jadają w ciemności, płacąc ogromne sumy za nowe doświadczenie...
OdpowiedzUsuńświat bez wzroku jest tak inny, że trudno sobie go wyobrazić. oczy mają wpływ na pozostałe zmysły i zmieniają wrażenia. spróbuj zrobić herbatę z zamkniętymi oczami i okaże się, że nie znasz własnej kuchni.
Usuń