Mój mózg postanowił
wyjść na spacer, bo znudziło mu się samotne życie w ciasnocie. Kto to widział
utykać ważny organ w tak ograniczonej przestrzeni? Przecież pomarszczył się trwale,
aż trudno byłoby go odprasować. Nic dziwnego, że się zdenerwował i zapragnął
odmiany. Jakieś powody w każdym bądź razie miał, a nie mi z nim dyskutować, bo
i tak wie lepiej. Wylazł i już. Co mu zrobię? Przez oczodoły się jakoś
przecisnął, a może przez uszy wypływał, w każdym bądź razie wynurzył się w
całej okazałości i chyba dzienne światło go oszołomiło. Wystraszył się i
kurczowo trzymał się mojej głowy od zewnątrz, niczym nieudolny alpinista
pięknie eksponowanej ściany. Dobrze, że nie narobił w gacie ze strachu, bo
miałbym się z pyszna.
Pierwszy raz w życiu
poczuł wiatr we włosach… No właśnie! Włosy! Co z nimi? Zerknąłem w szybę
wystawową, żeby sprawdzić, czy naturalną czapką siedzą na wierzchu, łaskocząc
miliardy neuronów impulsami o małej sile rażenia, ale nie znalazłem. Mózg sam
sobie w oczy spojrzał i chyba troszkę się rozluźnił, może nawet uśmiechnął.
Patrzył na siebie z wielką życzliwością i o skromności być nie mogło mowy.
Podobał się sobie, choć wyglądał, jak zapomniane jabłuszko z rozebranego wiosną
kopca. Dopiero wtedy się przyznał, że włosy wysłał do środka, żeby we łbie nie
dzwoniło i wiatr nie hulał po pustkowiu, bo to wzbudza niepokój żołądka, a i
serce źle znosi takie niespodziewane dźwięki rodem z obcych rzeczywistości.
Te jego zagniecenia
wyglądają na nieusuwalne, choć są wilgotne. Troszkę przypominają skórę na
palcach, gdy zbyt długo w wodzie postoją. Może on też przesadził z kąpielą i
teraz usiłuje na moim czerepie wyschnąć i wyprostować się? Opalić może nawet?
Chyba miał myśli samobójcze, bo spacer mu się zamarzył. W tych radioaktywnych,
smogiem nasyconych okolicznościach, pośród kurzu, w którym Mendelejew
rozpłynąłby się z zachwytu mogąc sprawdzić doświadczalnie skuteczność własnych
tablic, względnie uzupełnić jej ubóstwo i nieoczywiste luki zagospodarować. Zupełnie
jak dziecko, które w pierwszy dzień wakacji wejść do wody musi, choćby ta
lojalnie uprzedzała, że do żadnego użytku nadawać się nie zamierza, tak mózg
pchał się na wycieczkę. Do ludzi. Do miasta.
Zabrałem, choć tym
stwierdzeniem pochlebiam sobie niezasłużenie, bo blok decyzyjny sterował
procesami z wysokości. Jak dżokej wziął mnie między uda i delikatnie uciskając
to tu, to tam sterował ku nieznanej przyszłości. Skubany! Miał argumenty.
Potrafił pochlebstwem i przekupstwem. Obietnicami. Łasił się i groził. A ja
niczym cielę bezwolne szedłem. Sterowanie zewnętrzne – podśmiewywał się z moich
wcześniejszych obaw – stało się faktem. Zaproponowałem mu kaptur, żeby
incognito zachował, bo go jeszcze ktoś rozpozna, ale wzgardził. Nawet zdrowotne
argumenty nie docierały, że na słońcu nienawykłemu grożą rozmaite konsekwencje.
Pocił się, ale bez skargi. Cugle ściągał, gdy zamierzał się pogapić i nie
czynił tego bezmyślnie. Aureola myśli iskrzyła gęsto. Gdybym posiadał odpowiedni
wtyk, mógłbym naładować telefon, albo film odtworzyć. Trochę niebezpieczny
zawodnik. Na szczęście do ludzi się nie zbliżał. Zadowalał się perspektywą.
Usiłował wiatr
magazynować gdzieś w tych niezgłębionych splotach, ale wiatr był przebiegły i
tylko się ślizgał po wierzchu nie dając się spętać jak ja. Wieki doświadczenia
sterowały nim mądrze i pozwalały na swobodę. Wiedział o tym i pozwalał sobie na
wiele mając taki handicap. Wybałuszał gały ten mój mózg widząc otoczenie, o
którym nieudolnie starałem się mu opowiadać tyle lat i szydził z mojego
beztalencia. Moim palcem mi pokazywał, faktyczne rzeczy i prawdziwe zdarzenia.
Moim okiem przedefiniowywał rzeczywistość, do której przywykłem. Wytrącał mnie
ze swojskiego przyzwyczajenia. Kłócił się i nie zgadzał na uproszczenia. Ciągał
mnie przez wszystkie moje codzienności i kazał sobie pokazywać, żebym go więcej
nie okłamywał, żebym stał się bardziej dosłowny, a on chociaż ramy miał trwale
rozwieszone na moje drobne niedyskrecje i insynuacje. Nogi miał… a raczej ja
miałem grzecznie rzecz ujmując mocno zachodzone, ale mózg ignorował skargi
rozpraszał je po peryferiach zainteresowań własnych.
Szedł i otrząsał się,
jak pies wychodzący z wody, przy kolejnych odsłonach świata zewnętrznego i
nadziwić się nie mógł, że naiwnie mi wierzył od tak dawna. Dopiero, kiedy
zmierzch zapadł zatęsknił za swoją skorupą i włosy za włosy zaczął szarpać, że dość
tego sprzątania wewnątrz, bo szlachta do dom wraca. Włosy przewracały się na
drugi bok właśnie jakieś takie przylizane… Zostawić je samym sobie, to zabawa
im w głowie i przebieranki. Mózg lekceważąco rzucił je na czubek głowy, jakby
przykrywał meble prześcieradłem i ręce w kieszeń wkładając podreptał
niespiesznie za miejskim, wątpliwym aromatem do siebie. Ochłonąć po dniu pełnym
wrażeń. Trochę się rozpychał bo chałupka większa nie urosła, a on
rozbestwił się na zewnątrz i trochę poskrzypiał nim zasnął.
- Ciii… Póki śpi, to powiem, że brzydki jest okropnie.
I za duży. Po co to komu aż tyle. Pół, to i tak byłoby za wiele. Kto to widział
aż tyle używać? Myśli gotowe się poplątać, albo całkiem zgubić w tym
labiryncie. Pewnie sam nie wie, gdzie i co schował. I potem nocami się
denerwuje – nogami kopie i pod powieki jakieś historie niestworzone wkłada. Z
resztek. Ze strzępów myśli, które wypłyną na wierch oślizłe… błee…
Teraz wiem skąd u ciebie taki talent do malowania słowami, bo pewnie swój mózg też tak dopieszczasz jak twój bohater. I odwdzięcza ci się podsyłając wciąż nowe słowa, którymi nas czarujesz.
OdpowiedzUsuńZa duży? Powiadasz. Podobno od przybytku głowa nie boli? Ale mnie się wydaje, że to całkiem odwrotnie jest. Bo potem w nocy jak wiatrem gnane jakieś urywki próbują się w całość poskładać. I czasem tak dręczą, że człowiek zmęczony się budzi. Prawdę piszesz.
Przypomniała mi się książka, którą czytałam w poprzednim wcieleniu, nie pamiętałam tytułu,poszłam szukać i znalazłam na półce. Tłumacząc dosłownie na język polski: "żyjąca dusza" o mózgu, który żył w akwarium. Nie wiem czy jest tłumaczona, ale P.C. Jersild to znany pisarz. Dbaj o mózg - bo co jakiś czas inspirujesz mnie do poszukiwań. :)
szukanie inspiracji w moich treściach, to może mieć katastrofalne rezultaty.
Usuńale dbam. nawet na spacery zabieram, żeby nie gnuśniał w domu.
Oko - dam radę. Dorosła jestem. A u ciebie jest z czego wybrać. Więc wybieram. ;)
OdpowiedzUsuńarchiwum robi się spasione - wybieraj.
UsuńTak sobie myślę, że jakby Ci się ten mózg wyprasował z tych zwojów ..... to nie moglibyśmy czytać tych Twoich rewelacyjnych tekstów, Więc ścieśniaj go, ścieśniaj...
OdpowiedzUsuń:-)
oby do zimy.łepek na mrozie się skurczy. aż zacznie trzeszczeć pod kopułą.
UsuńPewnie wszystko poupychał do pudełeczek
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=aZBhyPiyeOs
znakomite. dziękuję.
Usuń..świetne opowiadanie! ..wiesz co? po przeczytaniu Twojego opowiadania zaczęłam zastanawiać, czy przypadkiem mój mózg nie wykrada się, tak niepostrzeżenie, na spacery?
OdpowiedzUsuńpogadaj z nim. albo podglądaj co w robi. czasami we śnie się zdradzi jakąś nieostrożnością.
UsuńTak sobie myślę, że niektórzy wyprowadzają mózgi na spacer, a one gdzieś się gubią i nie wracają...
OdpowiedzUsuńdzisiaj wdepnąłem w coś miękkiego... myślisz, że to porzucony mózg?
Usuń