Maskę wyjściową odwiesił na
wieszak, jakby kurtkę przeciwdeszczową zdejmował. Strząsnął na podłogę to, co
się do niej przykleiło i odwiesił. Niech czeka na kolejną okazję. Na wyjście.
Tu może chodzić w czymś bardziej miękkim. Domowym. Przecież z całkiem nagą twarzą
nie wypada – odwykł już od niej. A poza tym może kto podgląda, choć żaluzje
odcinają ciekawość zewnętrzną, a wewnątrz niby sami swoi. Ale oni też nie
zdejmują. Przy dzieciach nago się nie chodzi, bo jeszcze trzeba byłoby
wyjaśniać im różnice anatomiczne i odpowiadać na niezbyt łatwe pytania. Co
bardziej pruderyjni nawet do wanny zakładają strój, więc maska jest czymś
naturalnym i wręcz niezbędnym. Aż dziw, że do golenia trzeba taką zdejmować.
Usiadł w fotelu i
światłu wyblaknąć pozwolił. Miał taką możliwość i chętnie z niej korzystał.
Teraz to światło było kokieterią w ciemności. Taki umykający, wymykający się
zmysłom ogarek, domniemanie podkreślające kontury wieczoru. Księżyc zerknął na
chwilę, jednak nic ciekawego nie dostrzegł i poszedł jak niepyszny dalej
zostawiając w spokoju te oczy przeszukujące przestrzeń bezcelowo. Zdaje się, że
właśnie zajmował się tym, czego żadna z kobiet zrozumieć nie potrafi – robił
nic i był w to zajęcie dość mocno zaangażowany. Poprzez letarg zmierzał w
stronę medytacji z pominięciem pozycji kwiatów lotosu i innych czarów
związanych z wyłamywaniem palców dla osiągnięcia niebiańskiego spokoju.
Podobno gdzieś obok
był świat i ten świat pastwił się właśnie nad kimś innym. Szykana niezbyt
bolesna, ot, drobne brzęczenie, jakby trzy przecznice stąd ktoś regulował
silnik motoroweru. Mrok wlewał się do pokoju i jak niewidomy macał wszystko
ciekawskimi łapami. A kiedy trafił na maskę domową, to odejść już nie potrafił,
tylko bezczelnie na kolana się władował i szukał ścieżki dostępu. Ciekawe po
co? Fotel bez słowa skargi zniósł dodatkowe obciążenie, a medytujący wydawał
się być tak odległy mentalnie, że nawet nie usłyszał, jak wieczór korzysta z
podbródka jakby był on z pumeksu i ściera dopiero co powstałe odciski na młodym
przecież organizmie.
Zdaje się, że ta
pieszczota odrobinę maskę odkleiła od oryginału, bo mrok zaczął się poważniej
dobijać wnętrza. Klej musiał już skrystalizować, a może wręcz wrosnąć w twarz,
zapuścić trwale korzenie i połączyć łańcuchy DNA żywego organizmu z włóknami
polimeru w nierozerwalne warkocze, dendryty rozgałęzione i dysponujące
niezależną świadomością. Mrok nie takie rzeczy widywał i doświadczenia mu nie
brakowało. Otworzył barek i wyjął zeń dyżurne pół litra na wypadek najazdu
niespodziewanych gości, wujka z innego kontynentu, albo szwagra z sąsiedniego
bloku. Jak mawiają Rosjanie – „biez wodki nie rozbieriosz”.
Siedzący w fotelu
osiągnął już tak zaawansowany poziom medytacji, że przekroczył próg energii
ucieczki z najbliższego systemu gwiezdnego i ewakuował właśnie co mniej zużyte
myśli gdzieś poza zasięg teleskopu Hubble’a, celem transferu w przypadku
napotkania istot z zapotrzebowaniem na myśli banalnie ludzkie, albo żeby
chociaż osadzić je bezpiecznie w kamiennych tablicach dla narodu wybranego przypadkiem
z powodu nieuprawnionego podejrzenia, że jest gotów dorosnąć do realizacji
postulatów.
Posługując się
żargonem tubylców – chłop drzemkę sobie uciął i nawet aromat parującego
destylatu nie skłonił go do kolaboracji z rzeczywistością. Biernie brnął w
bezruch i spowalniał oddech do absolutnego minimum nie mając nawet pojęcia, czy
absolutem nie będzie zero bezwzględne. Silnik ludzki został schludnie pomyślany
w taki sposób, żeby nie angażować umysłu, który często nie dorasta do cielesnej
doskonałości, więc procedury podtrzymania życia toczyły się zgodnie z wolą
stwórcy, jednak wszystko, co wolą można doprowadzić do bezczynności zmierzało
tam jak świeżo oddaną do użytkowania autostradą. I żadne światła w tunelu, czy
też ślepia jarzące się w ciemnościach nie zakłóciły procesu oddalania się od tubylczości.
Od codzienności tymczasowej, od cykli mierzonych zegarem, kalendarzem, czy
posługą dobrosąsiedzką.
Ktoś wszedł. Też miał
maskę, również domową, jednak z fotela zrezygnował widząc odpieczętowane
opakowanie parujące po próżnicy. Chlapnął słusznie, rękawem szlafroka usta
otarł, z przerażeniem postrzegając, że alkohol starł część maski odbierając jej
kolory. Stworzenie zadrżało, ale czy to strach, czy też klaps wulgarny z mroku
poczęty? Zimna dłoń na udzie? Nie wiem. Na rękawie wyzłośliwiał się makijaż w
uśmiechu szyderczym, mrok szeptem kusił, żeby skorzystać z okazji.
I stało się, że
ciekawość zwyciężyła. Maska pociła się, gdy rękaw wódką poiła, żeby zwilżyć
maskę siedzącego w fotelu i w końcu ją odkleić. Przecież w jednym domu trwali
razem, choć słowo obok dokładniej oddawało ideę czynności, którą nazwanie
„wspólną” było jawnym nadużyciem. Był taki czas, że dotykali się wzajem.
Ostrożnie i z szacunkiem, żeby nie przestraszyć, nie spłoszyć. Posunęli się w
intymności na tyle, że w zaciszu domowych, nieopancerzonych masek chodzić mogli
ocierając się o siebie nawet wtedy, gdy bielizną zasłaniali oparcia foteli, czy
rzucali je na pastwę dębowych klepek.
A dzisiaj… Ciekawość
wygrała, gdy umysł siedzącego pokonał kolejną barierę prędkości ucieczki i
odsunął się od ciała nieomal na odległość całego życia. Rękaw frotte pił wódkę
zachłannie, niczym nałogowiec na głodzie, ale maskę zmiękczał w rewanżu.
Czynnik uboczny można było powiedzieć. Maska nie skrzypiała, bo rzeczy wilgotne
korzystają z innych możliwości werbalizacji wrażeń. Nim opakowanie osiągnęło
dno maska z lekkim cmoknięciem, westchnieniem cichym puściła. Mrok nachylił się
chciwie, ale stworzenie odepchnęło ręką. Drugą pot z czoła ocierało wdychając
aromat poświęconej gorzałki. A potem… Oburącz i delikatnie, po cichu, jakby
bało się spłoszyć prawdę mieszkającą pod spodem uniosło maskę i odrzuciło na
dywan…
Pod maską…
Wypolerowana na gładko powierzchnia z lekkimi, ledwie widocznymi śladami po gwałcie
na przenikających się wzajemnie niciach połączenia milczała niewymownie i
anonimowo. Patrzyła się zdumiona, nierozumna i nienapisana. Goła. Tępa i pusta.
Rzecz, którą dopiero życiem trzeba napełnić i znaczenia nadać. Patrzyła się ze
skargą, a przynajmniej sugestią skargi, którą zrozumieć mógł umysł wrażliwy.
Mrok chyba wystraszył się tej bladości, bo cofnął się dwa kroki i łbem trzepnął
w telewizor. A stworzenie przechyliło flaszkę pochłaniając resztki i otwartą
dłonią wyraziło dezaprobatę dla tego pustogłowia. Klasnęło nieuprzejmie. Może
na pisankę się nada, bo święta kiedyś przyjdą? Rano się pomyśli, jak przechować
padlinę, a teraz niech siedzi. Dobrze, że żreć nie krzyczy.
Surrealistyczny obrazek, taki w stylu obrazów Beksińskiego...
OdpowiedzUsuńto był duży człowiek. i zapewne trudny w obsłudze.
UsuńDla mnie to trochę przerażający obrazek...
OdpowiedzUsuńjeśli tylko trochę, to dramatu nie ma.
UsuńZakładamy maskę, aby ukryć nasze doświadczenia i uczucia, i kiedy chcemy być wzięci za kogoś kim nie jesteśmy. Moja maska czeka na wieczór sylwestrowy, taka tekturowo-tkaninowo brokatowa. Piękny byłby świat gdybyśmy jedynie takie nosili. ;-)
OdpowiedzUsuńDo siego roku, i nowych równie intrygujących opowiadań. :-D
wzajemnie. niech się maseczka sprawdzi i da to, czego jej brak mógłby Cię pozbawić.
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuń"To tylko maska, sztuki podstęp nowy -
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa(…).
Lecz czemuż ona płacze, piękność doskonała,
Która by rodzaj ludzki, do swych stóp rzuciła?
Ona płacze, szalona... Tak! ponieważ żyła!
Płacze, bo jeszcze żyje, ale najobficiej
Łzy wyciska z jej oczu i drżenie w niej budzi
To, że jutro, niestety, znów ją czeka życie!
Jutro, pojutrze, co dzień - tak, jak i nas, ludzi!"
("Maska" - Ch. Baudelaire)
Bo pozostaje jeszcze perspektywa tej zdartej maski:)
Pozdrawiam:)
dobrze, że jesteś. dziękuję. nie wiem skąd czerpiesz, ale to coś dna nie ma wcale.
UsuńPrzestraszyłeś mnie, wprowadziłeś niepokój. Nie tego chciałam w pierwszym dniu Nowego Roku. Najbardziej złowrogie jest to, że są dwa rodzaje masek, wyjściowa i domowa. To znaczy, że on ma zawsze maskę. ZAWSZE.
OdpowiedzUsuńWierzysz, że alkohol odziera ludzi z masek? Ja myślę, że nakłada im kolejną.
każdy ma swoje maski. i więcej niż jedną. alkohol powoduje niezborność fizyczna i umysłową, więc czasami maski spadają. nie wiem czego chciałaś w pierwszym dniu - czym niby różni się od przedostatniego, kiedy to napisałem?
UsuńRzeczywiście - nie różni się niczym.
OdpowiedzUsuńnie proś mnie o autocenzurę - to nie będzie dobre dla nikogo. chcę pisać sobą, a nie cudzą potrzebą/oczekiwaniem/odpornością. nawet błądzić chcę po swojemu. i będę to robił, bo w moim lustrze najczęściej własną gębę oglądam i nie chcę się wstydzić przed sobą.
Usuń