Szedłem
powoli, żeby mieć jeszcze chwilę, aby się oswoić z sytuacją. Ona już siedziała.
Jeszcze wczoraj nie wiedziałem, że istnieje, a dzisiaj miałem już rezerwację - stolik
dla dwojga w ekskluzywnej restauracji i bukiet kwiatów jeszcze dwanaście godzin
temu rosnących na polach pod Amsterdamem. Podobno uwielbia tulipany. I ciasta w
owocami i filmy, które ogląda nawet w wannie. Teraz chyba też coś ogląda na
monitorze telefonu, bo nie rozgląda się i ignoruje wysiłki kelnera usiłującego
porozkładać na stoliku wyszukane przekąski, nalewając przy tym wody do
kieliszka – prawdziwej, żywej wody, nie tej chemicznie wytwarzanej w zakładach
spożywczych.
System
twierdzi, że to najlepszy wybór. Że ona i ja tworzymy parę o zgodności 83
procent. Taki wynik rzadko kiedy udaje się uzyskać, więc system przemodelował
nasze harmonogramy tygodniowe, żebyśmy jak najszybciej mogli się poznać. Mówiąc
brutalnie – system miał w pogardzie, czy się poznamy, o ile to słowo systemowo
ma jakiekolwiek znaczenie. On nam już zaprojektował przyszłość, bo przecież WIE
LEPIEJ!. Zna nas na wylot, lepiej niż nam się wydaje. Dlatego zaszalał i nie
zważał na ekonomię. Przejechał się po mojej karcie kredytowej i te kwiaty, obiad,
nowa marynarka, poranne zabiegi pielęgnacyjnie, na które miałem się pojawić rozkładowo
dopiero za tydzień, to na jej cześć przecież. Wysilił się nawet na nowy
zegarek, ale zignorowałem zakup i zostawiłem w przedpokoju, kiedy kurier go
dostarczył. Bunt we mnie taki rozgorzał, więc do kolacji dostałem na
uspokojenie jakieś tabletki. Fakt – spałem po nich aż za dobrze.
Ona
też prawdopodobnie doznała wstrząsu ekonomicznego. Strój ledwie się otrząsnął
po szoku produkcyjnym i nie zdążył zasiedzieć się w żadnej szafie, kiedy go
zakładała. Teraz przyzwyczaja się do jej kształtów, żeby podkreślić fizyczne atuty.
Fryzura wyglądała dziewiczo, a dłoń stukająca paznokciami w brzeg talerzyka sprawiała
wrażenie jakby była nieużywana. Chyba się denerwuje, bo system na pewno
uprzedził ją, że idę, gdy tylko minąłem bramki wejściowe restauracji. Może
nawet wcześniej, bo monitoring i nadzór elektroniczny jest wszechobecny i
niemalże sięga pod każdą kołdrę. Zabawne, że teraz właśnie o tym pomyślałem.
Chyba też się denerwuję. Klimatyzacja potrafi tak doskonale otulać ciało, że
kołdra jest tylko atawistycznym przyzwyczajeniem, a nie potrzebą. Tego, co
dzieje się pod kołdrą również ukryć się nie da, bo podczerwień nie uważa
tekstyliów za przeszkodę, a konwersja fal na widzialną długość, to przecież
igraszka – ot, zadania domowe w początkowych latach nauki. Poza tym system nie
potrzebuje konwersji, żeby WIEDZIEĆ. A ona? Wie? Widziała mnie skulonego pod
kołdrą?
Kilkanaście
kroków do przejścia zaledwie, a miałem wrażenie, jakbym pieszo miał eksplorować
Kordyliery. Ona porzuciła monitor i widelcem rzeźbiła w miniaturowych piklach
jakieś drobne niepokoje. Jeszcze dobrze nie usiadłem, kiedy nadgorliwy kelner
zaczął nalewać szampana i układać tulipany w (oczywiście) czekającym już
wazonie.
- Ooo… -
pomyślałem – system chyba doznał wstrząsu poobliczeniowego, gdyż alkohol
podawany był tak rzadko, że poprzedniej okazji trzeba było wyglądać daleko w
pamięci. A tymczasem przed nami pieniło się coś, zanim zdążyliśmy choćby się
uśmiechnąć do siebie. Pomyślała chyba podobnie, bo w jej wzroku zobaczyłem
ciekawość tlącą się nieśmiało.
- Chyba właśnie
zostaliśmy na siebie skazani – westchnęła – Małgorzata jestem, tylko błagam,
nie mów do mnie Gocha, bo mi się źle kojarzy…
- Paweł –
bąknąłem lekko speszony bezpośredniością.
Stuknęliśmy
się kieliszkami, żeby skosztować zakazanego owocu, póki bąbelki pracowały nad
płynem. Dobry był. Oby okazja dorosła do tej chwili. Sączyliśmy w milczeniu,
ale patrzyłem na nią troszeczkę przez pryzmat systemowej euforii.
- Czy… - mało
brakowało, żebym się zaczął jąkać przed nieznaną mi kobietą – Czy system wniósł
pierwszą ratę za twoje wakacje we wrześniu?
- Dominikana, dom
na plaży i wszystkie możliwe szykany z pełną obsługą – pokiwała głową – i
zaliczkował też garderobę. Nie muszę się już o nic martwić. Urlop
okolicznościowy, samolot zarezerwowany i mam miejsce dalej od okna, bo nie
lubię patrzeć, kiedy ziemia oddala się ode mnie, a następnie pospiesznie
zbliża. Ty pewnie masz miejsce przy oknie co?
Kelner
zbliżał się z naręczem talerzy parujących egzotycznie i dość rozlegle. Pewnie
odpokutujemy tę ucztę nie tylko finansowo, ale i dietetycznie, gdyż zapowiadał
się posiłek wielodaniowy. Oczywiście personalizowany pod potrzeby konkretnych
organizmów, jakby wspólne jedzenie polegało na siedzeniu obok siebie. Rosło we
mnie kolejne zarzewie i miałem ochotę zaprotestować. Małgosia… palcami
wybierała coś ze swojego talerza, jakby miała również ochotę na protest, ale
kiedy kelner powtórzył operację z napełnianiem kieliszków bąbelkami sklęsła się
w sobie i westchnęła. Poddała się chyba właśnie wtedy. Kiedy odchodził i
zdawało mi się, że nikt nie widzi, pogłaskałem jej miękką dłoń, a potem
chwyciłem z jej talerza jakiś zielony drobiazg, żeby skosztować, czym ją system
raczył ugościć korzystając z łaskawości mojej karty.
Uśmiechnęła
się nieśmiało i zachęcająco obróciła dłoń wnętrzem do wierzchu. Na nadgarstku,
tak jak i ja, miała wygrawerowany kod kreskowy zawierający komplet podstawowych
danych z dostępem do zasobów głównych. Do wiedzy systemowej. Dowód tożsamości i
komplet danych telemetrycznych, medycznych, ekonomicznych i historycznych. W
dowolnym porcie można było podpiąć się do systemu i jeśli wzięło na wspominki,
to można było prześledzić stan zdrowia, albo historię. Filmy, zdjęcia,
wspomnienia dźwiękowe. Położyłem swoją rękę na jej… Kelner chyba czekał na tę
chwilę, a może i siedzący nieopodal goście, bo światło zmieniło się na bardziej
pluszowe, muzyka na bardziej uroczystą. Gdy podszedł niósł na tacy pudełeczko z
pierścionkiem. Popatrzyłem na kobietę…
- Jakoś się
dogadamy Paweł – szepnęła – Damy radę.
A
potem wzięła od kelnera pudełeczko i nie słuchając jego służbowego zachwytu
przymierzała biżuterię, kiedy on po raz trzeci uzupełniał nasze kieliszki. Nie
musiałem w napięciu zerkać, czy pasuje – system nie pozwoliłby sobie na podobną
amatorszczyznę i kompromitacja nie groziła zupełnie. Musiał pasować. Ba! Musiał
się podobać, bo gust kobiety… mojej kobiety… znał najlepiej pod słońcem. Lepiej
ode mnie na pewno. Rozsądku miała więcej ode mnie i pogodziła się ze
świadomością, że nie uciekniemy przed systemem. Może nie najgorszy los nam
gotował. Pewnie mogliśmy trafić gorzej, choć gdzieś we mnie wciąż żarzyło się
coś niepokojąco, że ominęło mnie wszystko, co mogłoby zmienić teraźniejszość.
Coś, dzięki czemu byłbym inny. Wzruszyłem ramionami – może i lepiej?
Z
sali posypały się gratulacje i oklaski, jakbyśmy stali się znienacka gwiazdami
popołudnia. Skrzynki wypełniły się po brzegi od owacji. Podszedł do nas
odświętnie wystrojony urzędnik z oficjalnymi życzeniami. A potem poprosił,
żebyśmy podali mu prawe dłonie i zaktualizował nasze kody. NASZE… Patrzyłem, na
własny nadgarstek, który informował mnie dyskretnie, że powinienem zacząć się
uczyć myśleć w liczbie mnogiej. Na razie w liczbie podwójnej, ale docelowo
mnogiej. Koniec beztroski kawalerskiej. Ostatni, już nie tak obfity kieliszek
szampana zadrżał pomiędzy nami.
Bardzo mi się opowiadanie podobało, ale raczej wolę tradycję.
OdpowiedzUsuńciekawe, czy z wzajemnością. okropieństwa się teraz czytuje w prasie codziennej, że sklep wie o mnie więcej, niż ja o nim. on wie nawet ile i na co wydam. albo wysyłanie towaru przed zamówieniem - kosmos.
UsuńChyba obejrzałeś odcinek programu "Ślub od pierwszego wejrzenia"...zaciekawił mnie jeden z odcinków, ale nie dotrwałam do końca.
OdpowiedzUsuńnie widziałem takiego szaleństwa ani razu.
Usuńzaciekawił i nie dotrwałaś - to słabiutka reklama. raczej się nie skuszę.
Nie dotrwałam, bo zbyt dużo reklam i musiałam iść do pracy... ale psychologicznie ciekawy eksperyment.
Usuńna żywym organizmie. niektórzy dla pięciu minut sławy zrobią wszystko.
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuń"Z epoki identyczności, z epoki samotności, z epoki Wielkiego Brata, z epoki dwójmyślenia pozdrawiam was!"
("Rok 1984" - G. Orwell)
Pozdrawiam:)
Wielki Brat wciąż rośnie i coraz dalej sięga wzrokiem.
UsuńOko - skąd wiedziałeś? Tulipany z Amsterdamu, to chyba dla mnie. ;)
OdpowiedzUsuńAle nie chciałabym zastępować kołdry klimatyzacją. Lubie ogromne kołdry w których można się zgubić.
Ale wracając do sedna - jesteśmy inwigilowani. Sieć czuwa!
pierścionek też kelner przyniósł?
UsuńTulipany wystarczą. Zwiędną i do kosza, a pierścionek może zacząć uwierać. ;)
OdpowiedzUsuńobiad zjadłaś, to jakiś urzędnik Cię dopadnie - patrz z kim siadasz do posiłku.
Usuń..i jak tu być asertywną ? ;)
OdpowiedzUsuńzapytaj sklepu. na pewno doradzi w promocyjnej cenie, a może i w gratisie, jeśli generujesz odpowiednio wysokie obroty.
Usuń..wysokie obroty mówisz? ..nie, nie jestem zainteresowana promocją i nie mam chęci pytać :)
Usuń..zdecydowanie wolę co innego ;)
rozumiem, że nie pocieszyłem wcale... ech... taki już ze mnie nieużytek zapuszczony...
Usuń..nie no, nie rób sobie wyrzutów.. wszystko jest w porządku, bo uśmiech nie schodzi mi z twarzy :)
Usuńw takim razie - puszczam oko niezobowiązująco.
UsuńBohater nie okazał się bohaterem Oko
OdpowiedzUsuńWymìękł przy tak poddał się fali wspólnego trunku
Zalał go strach przed nie
wysuwającym nieśmiało rączki spod obrusu w oczekiwaniu na koło ratunkowe
bądź telefon do przyjaciela
na szczęście "twardziel" siedział po drugiej stronie.
Usuńcoś w życiu trzeba mieć. jeśli nie odwagę, to chociaż wspólnika obdarzonego walorami brakującymi.
Szkoda, że dopiero teraz system zaczął rządzić. Gdyby wcześniej - ilu głupstw nie pozwoliłby mi zrobić!
OdpowiedzUsuńbyć może system w ogóle nie pozwoliłby na Ciebie. nie każdy podoba się systemowi i łatwo dostać łatę wirusa, albo pasożyta. a utrzymywać takiego po co? chyba na mięso, albo części zamienne...
UsuńGdyby nie pozwolił na mnie... To tyż piknie!
Usuńszkoda dywagować, skoro zupa się wylała. teraz to tylko patrzeć musztardy po obiedzie.
Usuńtaka myśl mnie naszła -- dokąd jeżdżą na urlop Dominikańczycy znudzeni atrakcjami, dla których jeżdżą tam polscy turyści.
OdpowiedzUsuńw Tatry? jak im błękit zbrzydnie, to chyba w góry, żeby była odmiana
Usuńalbo na Antarktydę - zobaczyć śnieg.