piątek, 13 stycznia 2023

Szósty zmysł.

 

Dom miał przynajmniej sto lat. Miało to swoje zalety, jak choćby ściany wystarczająco grube, żeby zbyt łatwo nie przedarł się do wnętrza lipcowy skwar, czy styczniowy mróz. Wady widoczne były gołym okiem. Brak kątów prostych i ściany pełne strupów historii. Nawet drzwi przestrzelone artyleryjskim pociskiem połatane były byle jak w powojennym pośpiechu i jak każda prowizorka trwały po dzień sądu ostatecznego. Szczęśliwie wszystkie pomieszczenia były wystarczająco duże, żeby nie trzeba było martwić się, jak w tych krzywiznach umeblować pokoje, bez szkody dla komunikacji.

 

Pierwsze piętro kamienicy ledwie kwadrans od Rynku to był przedwojenny szyk. Tam mieszkali ci, których stać było na służbę zasiedlającą oficyny i komórki poukrywane wstydliwie w zakamarkach podwórzy. Na służbę dzwoniło się ciągnąc szarfę zdobną w wymyślne frędzle i pompony, a system cięgieł niósł wezwanie aż na podwórze. Dzisiaj to tylko ciekawostka, po której zostały jedynie wbite we framugi haki i cięgła. Sufity umordowane trzymaniem sklepienia przez dwie wojny i nieskończoną liczbę burz tych zewnętrznych, jak i stoczonych w zaciszu salonu wybrzuszały się pod ciężarem zapyziałych kandelabrów, gdzieś po drodze przerobionych na oświetlenie elektryczne.

 

Przyszło mi w takim domu podjąć się cząstkowego remontu. Na całość trzeba byłoby nająć fachowców i wyprowadzić się na długie miesiące. Gospodarczą oszczędnością wiedziony wolałem rozłożyć roboty na mniejsze zakresy, łatwiejsze do strawienia ekonomicznie i fizycznie. Wiosną przyszedł czas na ścianę dzielącą mieszkanie od innego, z sąsiedniej kamienicy, równie zabytkowej i zaniedbanej. Sama ściana zdawała się być tortem zaatakowanym przez całą watahę os. Dziury i nierówności przepychały się ze sobą, a długie korytarze ukrytych niedbale pod tynkiem instalacji wyglądały jak fantazyjne ścieżki korników. Wyniosłem meble do pozostałych pomieszczeń i zabezpieczyłem podłogi z czerwonego modrzewia. Na skucie tynków zamierzałem poświęcić tydzień, żeby nie przeforsować sił. Zawodową codzienność spędzałem raczej przy monitorze komputera, niż przy pracach fizycznych. Wiek zresztą też dopominał się już o poszanowanie wątłego organizmu. Jednak nie było nikogo, komu mógłbym powierzyć remont.

 

Tynk spadał swobodnie w rytm muzyki z lokalnego radia. Czasami w drobnych pylistych kawałeczkach, kiedy indziej solidnymi plackami uderzającymi o podłogę z głuchym stęknięciem. Nie musiałem obawiać się, że pobudzę sąsiadów. Ściany i stropy były na tyle grube, że nawet coraz starsze jubileusze obchodzone hucznie nigdy nie zakłócały ciszy. Kurz łagodził ostrość widzenia, więc pracę rozkładałem na raty, poświęcając sporo czasu na sukcesywne wynoszenie gruzu. W jednym miejscu młotek murarski dudnił jakoś intensywniej, jednak w tumanach pyłu nie dostrzegałem nic szczególnego. Dopiero, kiedy nadszedł czas na przerwę i opadł okazało się, że pod tynkiem ukrywały się solidne drzwi. Bez klamek, wizjera czy choćby śladu zawiasów, które musiały zostać zamontowane od niewidocznej strony.

 

Trzeba mieć cierpliwość z bazaltu, żeby w obliczu takich drzwi zaprzestać pracy. Ja? Nie miałem. Ościeża wpuszczone w ścianę trzymały mocno jednak zawziąłem się i wierciłem tuż za nimi, chcąc uwolnić całe drewno od uścisku cegieł. Wierciłem dziury, jedną po drugiej, aż ściana zaczęła wyglądać na rozstrzelaną długą serią z broni maszynowej. Kurz podniósł się z podłogi i dołączył do drobiazgu wirującego spod wiertła. Ceglasto-czerwone pomrocze zaczęło wgryzać mi się w oczy mimo ochronnych okularów. Ręce opadły. Przeceniłem siły. A choć ciekawość darła mi sumienie na strzępy – odpuściłem. Nie miałem siły dłużej trzymać wiertarki. Noc ciągnęła się jakby była kauczukową uszczelką. A kiedy wreszcie brzask wyzłocił zakurzoną ścianę pod wymyślonym pretekstem zrezygnowałem z zawodowej pracy i dokończyłem wykuwanie tajemnych drzwi. Poddały się w południe.

 

Pchnąłem mocno barkiem i prostokąt drzwi wraz z futryną i kawałkami cegieł wpadł do środka unosząc z podłogi grzyb, niczym po wybuchu. Po drugiej stronie… no właśnie…

 

Po drugiej stronie nie było sąsiadki i jej mieszkania. Za ukrytą ścianą mieściło się wąskie pomieszczenie. Dywan ogryziony przez mole, polowe łóżko i parę półek na książki, które szukały pretekstu żeby się rozpaść. Przeciwległą ścianę prócz dwóch bardzo pociemniałych obrazów zdobiły też drzwi. Do sąsiadki? Postanowiłem zaryzykować i w porywie odwagi czekałem na nią na chodniku.

 

Wracała z zakupów, dźwigając ciężkie siatki. Nie wdając się w szczegóły zabrałem je i pomogłem wnieść do domu. Dopiero kiedy nieco zaskoczona zaproponowała herbatę i usiedliśmy przy małym stoliku w kuchni zapytałem, czy nie zechciałaby mnie odwiedzić, bo bardzo chcę jej coś pokazać… Patrzyła na mnie nieco podejrzliwie ale ziarnko ciekawości drążyło jej spokój i byłem przekonany, że przegryzie się przez skrupuły jeszcze tego popołudnia.

 

Weszła ze mną w pylisty świat, który odkryłem ledwie kilka godzin wcześniej i ciężko usiadła na łóżku, nie dostrzegając jak kurz przesiada się na jej płaszcz.

 

- Wiedziałam… - szepnęła – Od dziecka wiedziałam, że nasza kuchnia jest zbyt wąska, a babcia zbyt często głaszcze tę ścianę. Nigdy nie chciała powiedzieć dlaczego to robi i dlaczego nie pozwala nikomu postawić przy niej czegokolwiek…

14 komentarzy:

  1. Hmmmm babcia uwięziła tam...męża czy kochanka?
    Mam remontową fobię!!! Chyba trwałą. W naszym mieszkaniu przeszłam 3 bardzo poważne remonty i kilkadziesiąt remoncików prowadzonych przez mego rodziciela. Dlatego to dobrowolnie z własnej nieprzymuszonej woli nie przewiduje podjęcia jakichkolwiek kroków w celu remontowanie czegokolwiek!!! A niestety przydałby się porządny remont wszystkich pomieszczeń w prawie 100 metrowym mieszkaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tylko tynków nie zbijaj bo za ścianą... kto wie.

      Usuń
    2. A są są jedne ukryte drzwi...za segmentami! Takie drzwi pomiędzy pokojami które zostały zastawione segmentami meblowymi. Żadnych innych ukrytych drzwi nie może być, mieszkanie ma z 3 stron ściany zewnętrzne i jeszcze długa ściana od klatki schodowej, łatwo sprawdzić bo okna unaoczniają grubość ścian. Jest jedyna ściana z sąsiadami, jednak ani u nich ani u nas nie jest "zbyt wąsko".
      Tak że uffff żadnych mrocznych niespodzianek!

      Usuń
    3. czyli wymówki nie znajdziesz - remontuj w takim razie do upadłego.

      Usuń
    4. No cóż jeśli mi tynk sam z siebie na głowę nie spadnie, to remontu nie będzie!!! Niestety jedna ściana ta z ukrytymi drzwiami jest drewniana, trzcina uwolniła się i odstaje od desek razem z tynkiem, no i grozi że odpadnie. Jak na razie jestem głucha na groźby!!!

      Usuń
    5. czas jakiegoś arrasa powiesić

      Usuń
    6. Jeszcze nie zrealizowałam, ale już planowałam, jestem na etapie rozmyślania nad rozwiązaniami technicznymi.

      Usuń
    7. z prześcieradła. albo z narzuty na łóżko. zbiorowym wysiłkiem się uda wymyślić. zapytaj swoich czytaczy to wesprą kreatywnością.

      Usuń
  2. Zagadkowa sprawa, dobrze że trupa w ukrytym pokoju nie było...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
  3. To mi się kojarzy z "Dziennikiem Anny Frank".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. znaczy nic nowego się już nie wymyśli.

      Usuń
    2. Nie wiem, chyba można, tylko akurat ja mam takie skojarzenie - z ukrywaniem Żydów.

      Usuń
    3. konstrukcja pozwala na snucie i gdybanie.

      Usuń